W świetle wniosków, do jakich prowadzą te rozważania, jasno rysuje się również bezwzględny antynomizm i amoralizm współczesnego terroryzmu. Możliwość usprawiedliwionego użycia przemocy wobec ludzi w takich formach jak wojna, czy też polityczne zabójstwo, wynikać może z zasad moralnych, które w ściśle określonych okolicznościach legitymizują konieczność ludzkiej krzywdy. W taki sposób dość powszechnie uzasadniane jest na przykład prawo do zbrojnego występowania przeciwko okupantom, bądź też do fizycznego eliminowania tyranów lub dybiących na nasze życie psychopatycznych zabójców. Wielu z nas podziela ten punkt widzenia. Zakładamy bowiem, że moralność nie może całkowicie pozbawiać nas możliwości obrony przed agresją lub przemocą. Często jednak się zapomina, ze istnieje ściśle wyznaczona linia demarkacyjna poza którą wyrządzona krzywda może być interpretowana w kategoriach niezasłużonej tragedii ludzkiej. Działania zagrażające życiu oraz działania uniemożliwiające bądź utrudniające prowadzenie życia na poziomie uznanym za zadowalający, pozwalają ich ofiarom na wyrażanie aktów sprzeciwu pociągających za sobą krzywdę ich sprawców. Nie ma jednak przyzwolenia na krzywdę, dla której jedynym uzasadnieniem byłaby odmienność wyznawanych wartości. Nawet kulturowo uzasadniona obojętność lub sprzeciw wobec wyznawanych przez innych ludzi zasad moralnych, nie daje terrorystom żadnych możliwości uniknięcia odpowiedzialności za swoje czyny.
Â
Czy w takiej sytuacji możemy pewnie wyrokować o amoralistycznym charakterze wszelkich terrorystycznych działań, czy też możemy mówić tylko o działaniach przeprowadzanych z odmiennych perspektyw moralnych? Wybór drugiej ewentualności dawałby terrorystom szansę moralnego uzasadnienia swoich czynów. Niektórzy mogą się skłaniać do takiego rozwiązania upatrując źródła słuszności własnego poglądu w idei moralnego relatywizmu. Nie sądzę jednak, że jest to prawidłowy sposób myślenia. Pogląd relatywistyczny zakłada logiczną możliwość akceptowania przez dwie osoby wzajemnie niezgodnych, lecz tak samo słusznych sądów moralnych. W praktyce relatywizm moralny ma swoje granice. Nie będzie zapewne rozpatrywana w takich kategoriach sytuacja, w której równie słuszną jak nasza byłaby opinia osoby, wedle której rzeczą moralnie dobrą jest publiczne obcinanie kończyn za nie wywiązanie się ze złożonych obietnic. Czy zalecenie nakazujące mordowanie dzieci w celach czysto hedonistycznych uznane winno być za sąd moralny równie słuszny, jak ten, który w tym względzie sami akceptujemy? Nawet jeśli w etyce nie będziemy mogli się obejść bez relatywistycznych odniesień, to zakładam że uznanie jakiegoś sądu za moralny wymagało będzie nieco bardziej wysublimowanych kryteriów, aniżeli jego aprobata ze strony określonych grup społecznych lub jednostek. Sądy wypowiadane przez przedstawicieli takich zbiorowości jak mafia, czy też uznanych swego czasu organizacji społecznych, jak partia faszystowska, bądź też sądy pojedynczych przestępców nie reprezentują żadnego stanowiska moralnego, lecz mniej lub bardziej słuszne opinie ich autorów.
Wartości leżące u podstaw działania terrorystów również nie powinny być uznawane za wartości moralne. Mogą reprezentować określone światopoglądy o stosunkowo wysokiej organizacji wewnętrznej, niemniej nie należy domniemywać, jakoby wartości i zasady moralne stanowiły w ich ramach jakieś znaczące kryterium dokonywanych ocen i posiadanych motywacji. Właściwy terrorystom amoralizm polega, z jednej strony, na świadomym odrzuceniu powszechnie uznawanych zasad moralnych oraz – szczególnie - na lekceważeniu zasad moralnych uznawanych przez ludzi, których wybrali na ofiary swoich działań; z drugiej strony natomiast na niemożliwości wykorzystania etyki dla uzasadnienia tego, co czynią.
Niniejszy esej ukazał się w książce Terroryzm. Globalne wyzwanie, pod red. K.Kowalczyka i W. Wróblewskiego, Toruń 2006, s.15-29. Publikowany jest za wiedzą i zgodą redaktorów ksiązki