Przemiana człowieka w buddyzmie i chrześcijaństwie

Posted by on in Religia

Buddyzm i chrześcijaństwo to religie, które prowadzą ludzi do wyznaczonych przez nie celów.   W pierwszym przypadku jest nim oświecenie, a w drugim zbawienie. Żeby osiągnąć powyższe cele wyznawcy omawianych religii muszą zmienić swoje zachowanie i nastawienie wobec świata – „uporządkować samych siebie” zgodnie z ich zaleceniami.

Wyznawca każdej z wymienionych religii w taki sposób określa kryteria swoich wyborów, aby wybierać to, co prowadzi go do stawianego przez jego religię celu.   A można mieć wątpliwości. Czy Stan Buddy jest rzeczywiście tym, co w końcu da mi trwałe szczęście? Czy zbawienie jest warte, żeby o nie zabiegać, skoro nie wiemy na czym będzie polegało?

Odpowiedź na wątpliwości odnośnie celów życia religijnego musi być pozytywna, skoro wyznawcy różnych religii podporządkowują swoje życie dyscyplinie religijnej. Dyscyplina ta na podstawowym poziomie wiąże się z przestrzeganiem określonych wskazań. W przypadku chrześcijaństwa jest to tak zwane 10 przykazań, które wedle Pisma Świętego wyglądają następująco:

3 Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie! 4 Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! 5 Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą. 6 Okazuję zaś łaskę aż do tysiącznego pokolenia tym, którzy Mnie miłują            i przestrzegają moich przykazań.
7 Nie będziesz wzywał imienia Pana, Boga twego, do czczych rzeczy, gdyż Pan nie pozostawi bezkarnie tego, który wzywa Jego imienia do czczych rzeczy.
8 Pamiętaj o dniu szabatu, aby go uświęcić. 9 Sześć dni będziesz pracować  i wykonywać wszystkie twe zajęcia. 10 Dzień zaś siódmy jest szabatem ku czci Pana, Boga twego. Nie możesz przeto w dniu tym wykonywać żadnej pracy ani ty sam, ani syn twój, ani twoja córka, ani twój niewolnik, ani twoja niewolnica, ani twoje bydło, ani cudzoziemiec, który mieszka pośród twych bram. 11 W sześciu dniach bowiem uczynił Pan niebo, ziemię, morze oraz wszystko, co jest w nich, w siódmym zaś dniu odpoczął. Dlatego pobłogosławił Pan dzień szabatu i uznał go za święty.
12 Czcij ojca twego i matkę twoją, abyś długo żył na ziemi, którą Pan, Bóg twój, da tobie.
13 Nie będziesz zabijał.
14 Nie będziesz cudzołożył.
15 Nie będziesz kradł.
16 Nie będziesz mówił przeciw bliźniemu twemu kłamstwa jako świadek.
17 Nie będziesz pożądał domu bliźniego twego. Nie będziesz pożądał żony bliźniego twego, ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnej rzeczy, która należy do bliźniego twego[i]".

Jeżeli zaś chodzi o buddyzm, tutaj podstawowych wskazań mamy jedynie pięć. Zawiera się w nich zakaz zabijania, zakaz brania tego co nie zostało człowiekowi dane, zakaz kłamstwa, zakaz niewłaściwego prowadzenia się pod względem seksualnym, zakaz spożywania alkoholu oraz innych środków odurzających.

Jeśli porównamy nakazy i zakazy chrześcijaństwa i buddyzmu, to znajdziemy podobieństwa jak i różnice. Podobne są: zakaz zabójstwa, kradzieży, właściwego prowadzenia się pod względem seksualnym oraz zakaz kłamstwa. Wszelako te podobieństwa nie są całkowite. Inaczej bowiem będzie się interpretowało właściwe prowadzenie się pod względem seksualnym, własność i wykraczanie przeciwko prawu własności oraz prawdę i kłamstwo. W tradycji chrześcijańskiej prawdę określa się jako coś obiektywnego i niezależnego od człowieka, dlatego też mówienie prawdy można zdefiniować jako wypowiadanie słów zgodnych z rzeczywistością. W tradycji buddyjskiej natomiast wszechświat każdej istoty jest ekspresją jej karmy nagromadzonej w poprzednich wcieleniach; tak więc ta sama rzecz będzie czymś innym dla różnych istot w zależności od ich obciążenia karmicznego; w tej sytuacji mówienie prawdy nie jest mówieniem słów zgodnych z obiektywną rzeczywistością, lecz mówieniem słów zgodnych z własnym jej postrzeganiem.

W obu religiach zdarzają się wyjątki. W religii chrześcijańskiej przykładem tego mogą być słowa świętego Bernarda z Clairvaux, który miał rzec:

Rycerze Chrystusa, przeciwnie, mogą bez trwogi walczyć orężem w obronie Pana, nie lekając się grzechu, gdy zabiją wroga, ani potępienia, jeśli sami polegną. Czy dotknie ich śmierć, czy zadadzą ją innym, zawsze będzie to śmierć w imię Chrystusa; nie ma ona w sobie nic występnego, jest bardzo chwalebna. W jednym wypadku służy Chrystusowi; w drugim pozwala dotrzeć do samego Chrystusa(…) Gdy zabija złoczyńcę nie popełnia morderstwa, lecz jeśli mogę tak to ująć, zabija zło. Bierze Chrystusową pomstę na tych, co źle czynią, broni chrześcijan. Jeśli sam zostanie zabity, nie jest potępiony: Dotarł do kresu swej wędrówki. Śmierć, którą zadaje, jest na pożytek Chrystusa; ta, którą przyjmuje, jest z pożytkiem dla niego samego. Zabijając poganina, Chrześcijanin może się okryć chwałą, gdyż działa na chwałę Chrystusa[ii].

    W buddyzmie za przykład podobnej postawy mogą posłużyć słowa buddyjskiego mistrza Kodo Sawakiego, który podczas wojny pisał:

 „Sutra lotosu mówi: „Trzy światy [żądzy, formy i nie-formy] są właśnie moim istnieniem, a [znajdujące] się w nich żyjące istoty są właśnie moimi dziećmi”.  Z tego punktu widzenia i wrogowie, i przyjaciele są moimi dziećmi, i przełożeni, i podwładni są moim istnieniem, i Japonia, i świat są moim istnieniem. A zatem atakowanie tych, którzy zakłócają publiczny ład, jest sprawiedliwą walką. Czy ktoś przy tym zabija czy nie, wskazanie „nie zabijaj żywych istot” [jest zachowane]. To właśnie to wskazanie wymachuje mieczem. To właśnie to wskazanie rzuca bombę. Dlatego trzeba dążyć do jego studiowania i praktykowania[iii].

Różnicą w podstawowych wskazaniach buddyzmu i chrześcijaństwa jest stosunek do alkoholu, Boga, rodziców i dnia świętego. Buddyści zarówno świeccy, jak i mnisi, nie powinni spożywać alkoholu. Chrześcijanie natomiast piją wino przemienione w Boską krew. W oryginalnych pięciu podstawowych wskazaniach buddyjskich nie ma też mowy o czci dla rodziców, mimo że w społeczeństwach azjatyckich odgrywała  i odgrywa bardzo ważną rolę.

W obu religiach przestrzeganie podstawowych wskazań zapewnia wyznawcy, że znajduje się na właściwej drodze do wyznaczonego mu celu. Jednakże w obu przypadkach ich przestrzeganie stanowi tylko minimum życia religijnego. Człowiek, który przestrzegałby ich jedynie formalnie nie jest jeszcze w pełni wewnętrznie uporządkowany ze względu na cel, do którego podąża. Dlatego też w obu religiach stawiane są wyższe wymagania. Mówią o tym następujące słowa Jezusa:

Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj!;   a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi.(…) Kto pożądliwie patrzy na kobietę w swoim sercu już dopuścił się cudzołóstwa (…) Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb! A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi! (…) Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują[iv], a także: „Idź, sprzedaj wszystko, co masz,  i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną[v]!”.

Ludzie, którzy starali się całym sercem wypełniać powyższe zalecenia często zostawali mnichami i mniszkami, składając śluby ubóstwa czystości i posłuszeństwa. To, co jest dla nich charakterystyczne, to uwewnętrznienie zewnętrznych nakazów. Nie chodzi tylko o przemianę własnego zachowania, ale o przemianę własnego umysłu i przezwyciężenie pragnień, które mogą odciągać od celu życia.

Wyznawcy buddyzmu stając się mnichami, podobnie jak mnisi chrześcijańscy, poddawali swoje zachowanie surowej dyscyplinie. Pamiętać trzeba, że według najstarszych tradycji mnisi powinni przestrzegać 227 zasad, a mniszki 311. W ich skład wchodziły takie zalecenia jak jedzenie o wskazanych porach, zakaz posiadania własności, powstrzymywanie się od współżycia seksualnego i tym podobne. Przestrzeganie wskazań było częścią potrójnego treningu: moralności, medytacji i mądrości. Dzięki pierwszemu treningowi umysł praktykującego nie posiadał zmartwień. Drugi trening sprawiał, że zwiększały się jego możliwości percepcji,  a trzeci, że zaczynał postrzegać „prawdę buddyjską”, która stawała się potwierdzona przez jego doświadczenie. To zaś sprawiało, że wskazania stawały się dla niego naturalnym sposobem bycia.

Święci chrześcijańscy i mistrzowie buddyjscy podczas swojego treningu zwracali uwagę na odmienne rzeczy. W chrześcijaństwie najważniejszą jest miłość. Zgodnie ze słowami świętego Pawła ona jest największą ze wszystkich rzeczy. Dla buddystów natomiast najważniejsza była mądrość zdobywana podczas kolejnych wglądów, która pozwalała im dostrzec, że jedyną rzeczą, o jaką warto zabiegać jest nirwana lub Stan Buddy i współczucie (w buddyzmie Mahajany).

Mimo różnego rozłożenia akcentów, fakt, że religia zmieniała pogląd na świat i samego siebie jest wspólny dla buddystów i chrześcijan. Chrześcijanie rozumieją, że świat jest przemijający, a jego rzeczy nie kryją w sobie najwyższej wartości, przez co stają się im one coraz bardziej obojętne. Doświadczenie to dobrze ilustrują słowa Bułgakowa:

 „Jak gdyby za sprawą padającego z wysokości i z góry oświetlającego świat promienia światła zapalała się w duszy świadomość świata Bożego, a jednocześnie powstawała granica oddzielająca, ale też jednocząca, to, co na górze i to, co na dole. I w owym świetle zaczynamy inaczej postrzegać świat, inaczej odczuwać jego smak, inaczej odczuwać byt – odczuwać świat jako oddalony od Boga, ale jednocześnie zależny od Niego. W duszy ludzkiej rodzi się świadomość nieabsolutności i pozaboskości, a co za tym idzie względności i grzeszności własnego bytu, ale jednocześnie rodzi się także dążenie do wyzwolenia ze „świata”[vi], przezwyciężenia go w Bogu; innymi słowy, razem ze świadomością religijną w człowieku rodzi się także uczucie zła, winy, grzechu, oderwania od Boga, a zarazem potrzeba zbawienia i odkupienia[vii]

Buddyści natomiast poprzez analizę przedmiotów pragnień odkrywają, że są one uwarunkowane, przemijające i nie dają trwałego zadowlonia, a każde doświadczenie zmysłowe prowadzi do cierpienia związanego z życiem w kolejnych wcieleniach, jak bowiem wedle Aditta Sutty powiedział Siddhartha Gautama:

 „Oko płonie. Forma płonie. Świadomość wzroku płonie. Kontakt wzrokowy płonie. I cokolwiek jest, co powstaje w zależności od kontaktu wzrokowego - doświadczane jako przyjemność, ból, lub ani przyjemność ani ból - to także płonie. Czym płonie? Płonie ogniem namiętności, ogniem niechęci, ogniem ułudy. Płonie, mówię wam, narodzinami, starością i śmiercią, smutkiem, lamentem, bólem, zmartwieniem, i rozpaczą[viii]”.

Buddysta zachowując w wiedzy i pamięci powyższą prawdę może podchodzić do wszystkich doświadczeń z większym dystansem, analogicznym do dystansu, który pochodzi z uświadomienia sobie znikomości rzeczy w chrześcijaństwie. Poza tym perspektywa ta również uświadamia potrzebę zmiany, wybawienia od cierpień cyklicznej egzystencji. Jest to potrzeba analogiczna do potrzeby zbawienia za pomocą łaski udzielonej przez Boga, jednak jej zaspokojenie osiąga się nie dzięki łasce Bożej, ale dzięki takiemu sposobowi życia, który doprowadzi do mądrości polegającej na rozpoznawaniu rzeczywistości takiej jaką jest, co daje możliwość takiego pokierowania swoim życiem, które prowadzi do wyzwolenia z koła narodzin i śmierci.

W obu religiach wymagana jest uwaga skoncentrowana na samym sobie, która pozwala utrzymywać rozumienie rzeczywistości z perspektywy wskazywanej przez omawiane religie.

Jej celem w chrześcijaństwie jest pilnowanie siebie samego, aby nie popełniać grzechu (czynów nierozumnych), lecz zawsze postępować zgodnie z nakazami Boskiego Rozumu i pozostając świadomym swego miejsca we wszechświecie. Święty Bazyli Wielki poświęcił tej praktyce jedno ze swoich kazań, czerpiąc inspirację z Księgi Powtórzonego Prawa, gdzie napisano „Bacz, aby nie ukryło się w Twoim sercu słowo niesprawiedliwe”. Według niego uwaga skierowana ku sobie polega na „wzbudzeniu w sobie racjonalnych zasad myśli i działania, które Bóg złożył w ludzkiej duszy, na czuwaniu nad sobą samym, czyli nad swym duchem i duszą, a nie nad tym, co swoje, czyli nad ciałem, albo tym co się wokół niego znajduje, czyli nad swym stanem posiadania[ix] Dzięki uwadze skierowanej na samego siebie człowiek zna siebie lepiej i może skorygować sądy o sobie: na przykład uniknie dumy będąc świadomym własnej przemijalności oraz wzgardy, dzięki świadomości hojnego obdarowania przez naturę, tudzież podobieństwa do Boga. Wagę takiego rodzaju skupienia podkreślił na łożu śmierci święty Antoni Wielki, kierując do swych uczniów następujące pouczenie: „Żyjcie w ten sposób, jakbyście umierali każdego dnia, bacząc na siebie i zachowując w pamięci moje upomnienia[x]”.

Techniki zachowywania uwagi są szerzej omawiane w tekstach buddyjskich. Sattipathana Sutta zaleca zachowywanie uwagi względem czterech odniesień uważności: ciała, uczuć, umysłu i kategorii umysłowych:

„To jest przypadek, gdy mnich pozostaje skupiony na ciele - dbały, świadomy, i uważny - odkładając żądzę i zmartwienie wobec świata. Pozostaje skupiony na uczuciach - dbały, świadomy, i uważny - odkładając żądzę i zmartwienie wobec świata. Pozostaje skupiony na umyśle - dbały, świadomy, i uważny - odkładając żądzę i zmartwienie wobec świata. Pozostaje skupiony na kategoriach umysłowych - dbały, świadomy i uważny - odkładając żądzę i zmartwienie wobec świata (…)pozostaje niezależny nie lgnąc do niczego na świecie[xi]”.

Jak widzimy praktyka opisanego wyżej skupienia jest jednocześnie „odłożeniem” żądzy i zmartwienia wobec świata, czyli innymi słowy praktykujący po to skupia się na jednej rzeczy, aby nie robić innej. Ta sama zasada u chrześcijańskich mnichów prowadziłaby do skupienia się na Bogu, aby nie skupiać się na pokusach do czynienia zła. Można też domniemywać, że ten, na kogo nie wpływają żądze i zmartwienia wobec świata, będzie się kierował zasadami swego rozumu, choć, w przypadku buddysty, będzie to inaczej ukształtowany rozum niż w przypadku wspominanego wcześniej świętego Bazylego. W końcu zaś, uważność względem siebie w buddyzmie prowadzi do rozpoznania tego, czym się właściwie jest, co prowadzi do coraz większego spokoju wewnętrznego i zmniejszenia cierpiętliwości, co było także celem chrześcijańskich ascetów, choć nie wierzyli oni w możliwość osiągnięcia trwałego  i pełnego szczęścia inaczej niż za sprawą zbawienia ofiarowanego im przez Boga.

Aby utrzymywać duchowe osiągnięcia, być pewnym, że się jest na właściwej drodze i nie cofać się we własnym rozwoju, uwadze względem samego siebie musiała towarzyszyć pamięć o zasadach, którym należy się podporządkowywać. Innymi słowy trzeba było postrzegać siebie oraz własne zachowanie w kontekście tych zasad  i porządkować swój umysł i postępowanie zgodnie z nimi. Dlatego też często należało o nich rozmyślać, aby móc je przywołać w chwili, kiedy mają być zastosowane. W tej sprawie Diadoch z Photie powiada:

 „Rzeczą właściwą człowiekowi przyjacielowi cnoty jest nieustannie przez pamięć o Bogu niszczyć to, co w jego sercu ziemskie, aby w ten sposób zło obracało się z wolna w proch w ogniu pamięci o dobru i aby dusza całkowicie powróciła do przyrodzonego sobie blasku w większej jeszcze chwale[xii]”.

Podobny sens mają słowa Sutty Ayoniso-Manasikara:

“From inappropriate attention you're being chewed by your thoughts. Relinquishing what's inappropriate, contemplate appropriately. Keeping your mind on the Teacher, the Dhamma, the Sangha, your virtues, you will arrive at joy, rapture, pleasure without doubt. Then, saturated with joy, you will put an end to suffering & stress[xiii].

Cóż oznacza pamiętanie o Buddzie, Dharmie (Dhammie) i Sandze? W pewnym sensie to samo, co pamiętanie o Bogu, czyli trzymanie się drogi nakreślonej przez własną praktykę religijną.

Zarówno buddyści jak i chrześcijanie, mimo swoich starań, nieraz zbaczali  z obranej przez siebie ścieżki, popełniając błędy i wykroczenia. Z tego powodu w obu religiach zalecana jest praktyka badania swego postępowania i wyznawania win.

W najstarszej odmianie buddyzmu mnisi zobowiązani byli do publicznego wyznawania swoich przewinień, związanych z nieprzestrzeganiem dyscypliny.   W buddyzmie mahajany, wkraczający na ścieżkę bodhisatwy (praktykowania buddyzmu dla wyzwolenia wszystkich czujących istot) okazywali skruchę za wszystkie złe czyny popełnione w obecnym i przeszłych żywotach. Forma tej skruchy mogła wyglądać następująco:

W tym życiu i w poprzednich żywotach, w niekończącej się egzystencji, przechodząc przez wszystkie miejsca narodzin w samsarze, wykonywałem złe czyny, nakłaniałem do ich wykonania i cieszyłem się z ich wykonania. Ofiary ze stup, własność sanghi, własność sanghi z dziesięciu kierunków kradłem, nakłaniałem do kradzieży i cieszyłem się z dokonanej kradzieży. Popełniałem pięć najgorszych czynów,nakłaniałem do ich popełnienia i cieszyłem się z ich popełnienia. Z pełnym przekonaniem wkroczyłem na ścieżkę dziesięciu negatywnych działań, nakłaniałem do wkroczenia na nią i cieszyłem się z wkroczenia na nią. (…) Wszystkie złe czyny - każdy z osobna - wyznaję, raduję się całą zasługą, zwracam się do wszystkich Buddów i modlę się, bym osiągnął najwspanialszą, nieprzewyższalną pierwotną mądrość[xiv]”.

Chrześcijaństwo badanie swoich przewin rozwinęło bardziej niż buddyzm. Pierwotnie chrześcijanie publicznie wyznawali swoje winy. W miarę jednak upływu czasu narodziła się praktyka spowiedzi indywidualnej oraz wnikliwego rachunku sumienia. Ten ostatni był zalecany już w szóstym wieku naszej ery przez Doroteusza z Gazy:

 „Powinniśmy robić rachunek sumienia nie tylko z dnia, ale i okresowo, np. co miesiąc, co tydzień. Należy mówić: „W zeszłym tygodniu tak a tak ulegałem takiej a takiej wadzie, a jak jest obecnie?”. Podobnie co jakiś czas: „W zeszłym roku ta a ta wada miała nade mną przewagę, jak jest teraz?”. Przekazali nam Ojcowie jak powinien każdy z nas oczyszczać się z dnia na dzień. Zastanowić się należy wieczorem, jak spędziło się dzień, a rano znowu jak spędziło się noc[xv]”.

W miarę upływu czasu chrześcijańska praktyka badania własnego sumienia była coraz bardziej rozwijana, rozkwitając na przykład w duchowości Ignacego Loyoli, jednakże jej rozwój i szczegółowy opis nie jest przedmiotem niniejszej wypowiedzi.

Niezależnie jednak od różnic, zarówno chrześcijanie jak i buddyści, dzięki skupieniu się na swoim celu, uzyskiwali takie rozumienie świata, które pozwalało im na zachowanie dystansu względem trudności i cierpień jakich doświadczali. Dzięki dyscyplinie i pracy nad sobą potrafili czynić nie tylko to, na co w danej chwili naszła ich ochota, ale przede wszystkim to, co chcieli czynić, nawet jeśli nie mieli na to ochoty.

Buddyzm i chrześcijaństwo wiele dzieli, ale też i wiele łączy. Im bardziej ogólny i abstrakcyjny jest punkt widzenia, z którego analizujemy obie religie, tym bardziej zdają się być do siebie podobne. Im bliżej się im przyglądamy, tym więcej dostrzegamy różnic. Podobieństwa wynikają z tego, że zarówno buddyzm jak  i chrześcijaństwo stawiają sobie za cel przemianę swojego wyznawcy w określony sposób; po to, aby stał się zdolny przyjąć zbawienie oferowane przez Boga, bądź po to, aby rozwinął w sobie mądrość potrzebną do oświecenia. Przemiana człowieka z konieczności jest uporządkowaniem go w pewien sposób. Każde zaś porządkowanie osobowości wymaga zbioru reguł, który będzie punktem odniesienia informującym wyznawcę do wytworzenia jakich sprawności powinien dążyć. Wytrwałe poddawanie się dyscyplinie prowadzi do daleko idącej przemiany osobowości. Wiąże się ona nie tylko ze zmianą nawyków w zakresie zachowania, ale też w zakresie postrzegania i interpretowania własnych doświadczeń, których rozumienie staje się coraz bardziej zgodne z rozumieniem rzeczywistości oferowanym przez daną religię.

Niezależnie od stosunku, jaki mamy do buddyzmu i chrześcijaństwa, możemy docenić wartość oferowanych przez nie sposobów porządkowania siebie. Życie ludzkie składa się z podejmowania decyzji i wybierania określonych celów. Aby je osiągnąć trzeba posiadać minimum dyscypliny niezbędnej do ich realizacji; innymi słowy trzeba umieć „porządkować siebie” ze względu na swoje cele. W tej mierze praktyki buddyjska i chrześcijańska są analogiczne. Chrześcijanie mogą używać rozbudowanych w buddyzmie technik zachowywania uważności i przytomności umysłu po to, aby strzec się od popełniania grzechu. Podobnie nic nie stoi na przeszkodzie, aby buddyści prowadzili wzorem chrześcijan rachunek sumienia, co dodałoby wigoru ich własnej praktyce duchowej. Niezależnie jednak od zalet oferowanych przez opisywane praktyki, nie mogę się zgodzić z ich twórcami, że ćwiczenie się w postrzeganiu świata zgodnie z określonym poglądem dowodzi prawdziwości tego poglądu. Innymi słowy będąc praktykującym chrześcijaninem żyje się w coraz bardziej chrześcijańskim świecie, a będąc praktykującym buddystą żyje się coraz bardziej w buddyjskim świecie. Nie dowodzi to jednak ani prawdziwości ani fałszywości żadnego z tych światów.

[i] Księga Wyjścia, 3 – 17,cyt. za: http://www.nonpossumus.pl/ps/Wj/20.php, z dnia 6 IV 2012.

[ii] Św. Bernard z Clairvaux, Pochwała Nowego Rycerstwa, cyt. za: http://rzymskikatolik.blox.pl/2010/06/Sw-Bernard-z-Clairvaux-Pochwala-Nowego-Rycerstwa.html, z dnia 6 IV 2012.

[iii] B. Victoria, Zen na wojnie, Kraków, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagielońskiego 2005, s. 32.

[iv] Ewangelia wg świętego Mateusza, cyt. za http://www.nonpossumus.pl/ps/Mt/5.php, z dnia 6 IV 2012.

[v] Ewangelia wg świętego Marka, 10, 21, cyt. za http://www.nonpossumus.pl/ps/Mk/10.php, z dnia 6 IV 2012.

[vi] Podkreślenie moje – Marek Tylkowski

[vii] S. Bułgakow, Światło wieczności. Medytacje i spekulacje, przeł. Jacek Chmielewski, Kęty,  Wydawnictwo Marek Drewiecki 2010, s. 31 – 32.

[ix] P. Hadot, Filozofia jako ćwiczenie duchowe, przeł. P. Domański, Warszawa, Fundacja Aletheia 2003, s. 76 – 78

[x] Cyt. za: P. Hadot, Filozofia jako ćwiczenie duchowe…, s. 79.

[xii] Cyt. za: P. Hadot, Filozofia jako ćwiczenie duchowe…, s. 81.

[xiii] Ayoniso-manasikara Sutta, cyt. za: http://www.accesstoinsight.org/tipitaka/sn/sn09/sn09.011.than.html, z dnia 6 IV 2012.

[xiv] Sutra Skruchy, wersja elektroniczna, zbiory własne autora.

[xv] Cyt. za: P Hadot, Filozofia jako ćwiczenie duchowe…, s. 84.

 

W Polsce ukończyłem studia magisterskie z historii. Przez dwa lata uczyłem się języka chińskiego w Shandong University w Chinach. Potem pracowałem w Shenzhen. Teraz mieszkam w Warszawie i pracuję w SWPS. Nazwałbym się filozofem, w znaczeniu jakie nadawali temu słowu starożytni Grecy, czyli inaczej mówiąc jestem miłośnikiem mądrości, której ciągle mi brakuje, a moje życie wypełniają jej poszukiwania.
Social sharing

Comments

  • Krzysztof Saja
    Krzysztof Saja Monday, 16 April 2012

    Ekumeniczna pochwała duchowości

    Dziękuję za tekst. Jest on ciekawy. Trudno ostatnio znaleźć "ekumeniczną" lecz zarazem wyważoną pochwałę religii jako zbioru duchowych reguł mających służyć szczęściu. Czy tu jednak o szczęście chodzi? Czy oświecenie i zbawienie jako cele tych dwóch opisanych systemów duchowo-religijnych ostatecznie sprowadzają się do jednego pojęcia szczęścia? Jeśli bowiem pominiemy kategorię prawdy (ostatni akapit tekstu) i religię potraktujemy instrumentalnie jako systematyczną praktykę służącą osiąganiu celów duchowych, to który z tych celów powinienem obrać i którą z tych praktyk podjąć? Oświecenie jest chyba kategorią "ziemską", drogą do osiągnięcia szczęścia w tym życiu, chrześcijańskie zbawienie zaś - jak pisał św. Paweł- bez wiary w zmartwychwstałego Chrystusa nie ma sensu. Dla chrześcijan zatem wybór religii nie może być wyborem instrumentu do osiągania szczęścia, lecz musi być ufundowany na przekonaniu o prawdziwości przekonań teologiczno-metafizycznych.

  • Marek Tylkowski
    Marek Tylkowski Thursday, 26 April 2012

    Kilka uwag

    Dziękuję za pochwałę mojego tekstu! :D Chciałbym przy okazji poczynić kilka uwag.

    Twierdzenie, że omawiane przeze mnie religie są „zbiorem duchowych reguł mających służyć szczęściu” jest już pewną interpretacją tego, co napisałem. Oczywiście jest prawdziwa, jeśli za szczęście uznajemy osiągnięcie ostatecznego celu danej religii (zbawienia lub oświecenia). Jeżeli jednak spoglądamy na religię tylko w perspektywie doczesnej, to znaczy na konkrente dane nam życie, to chociaż praktykowanie danej religii może przynieść spokój i dystans wobec cierpienia, to właściwości te są raczej pomocą w dążeniu do ostatecznego celu, niż celem samym w sobie. Ponadto dążąc do niego wyznawca czasem musi znosić cierpienie, którego by nie znosił nie będąc związany z daną religią, na przykład chrześcijanin może ponieść śmierć męczeńską za wiarę, albo mnich buddyjski wybrać raczej śmierć niż złamanie wskazań, gdy jest do tego zmuszany. Historia zna wiele opisanych wyżej przykładów.

    Tematem wiodącym mego tekstu nie jest dążenie do szczęścia, ale dążenie do przemiany osobowości zaangażowanego w praktykowanie danej religii człowieka. Przy tym przemiana w buddyzmie jest odmienna od przemiany w chrześcijaństwie. Nie wyklucza to jednak tego, że dążąc do różnych celów, obie religie mogą sięgać po analogiczne środki, takie jak praktykowanie uważności czy przestrzeganie ustanowionych przez siebie zasad.

    Ostateczne cele buddyzmu i chrześcijaństwa się nie pokrywają, ponieważ odwołują się do inncych obrazów świata. Można sprowadzać je do pojęcia szczęścia rozumianego jako „pełne, trwałe i uzasadnione zadowolenie z całości życia” (cytuję z pamięci słowa Tatarkiewicza) jedynie na poziomie abstrakcyjnym. Gdy przechodzimy do konkretów dostrzegamy, że warunki tego „zadowolenia z życia” tylko częściowo się pokrywają.

    Chcę stwierdzić, że jak najbardziej zgadzam się z twierdzeniem, że dla chrześcijanina wybór religii musi się opierac na przekonaniu o prawdziwości przekonań teologiczno-metafizycznych ( Powiedziałbym, że możliwe jest też „dopuszczenie prawdziwości” jako postawa spełniająca funkcję „przekonania o prawdziwości”, ale to temat na odrębny eej, więc zostańmy przy „przekonaniu o prawdziwości”). W przypadku buddyzmu jest tak samo. Przede wszystkim trzeba wierzyć w karmę, która decyduje o tym, jak wygląda los każdego człowieka. Po drugie trzeba wierzyć, że buddyzm ofiaruje najlepsze z możliwych wyjaśnienie działania karmy. Bez przekonania o prawdziwości tychże przekonań praktykowanie buddyzmu jest pozbawione głębszego sensu.

    To, które cele duchowe są warte osiągania, zależy od uprzedniego wyboru „przekonań teologiczno-metafizycznych”. Wybór celów duchowych jest kwestią związania się z jakimś światopoglądem. Jednakże, jeśli te cele duchowe zakładają przemianę ludzkiej osobowości, to zasady, na których opierają się metody sotosowane do tego, aby jej dokonać, są analogiczne w różnych systemach religijnych. Wynikają bowiem nie tylko z tego, jaka jest dana religia, ale z konstrukcji psychiki człowieka jako takiej. Na przykład niezależnie od tego, jakie zasady moralne będzie dany człowiek preferował, nie będzie potrafił konsekwentnie wcielać ich w życie, jeśli nie będzie uważny względem swojego postępowania i nie będzie potrafił dokonywać konfrontacji pojawiających się przed nim możliwości wyboru z wyznawanymi przez siebie zasadami.

    Pozdrawiam serdecznie!

  • Krzysztof Saja
    Krzysztof Saja Thursday, 26 April 2012

    Przekonania metafizyczne buddystów

    Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź. Zainteresował mnie zwłaszcza poniższy fragment, bo stoi on w sprzeczności z moją potoczną, uliczną wiedzą na temat buddyzmu, a muszę Panu przyznać rację:

    W przypadku buddyzmu jest tak samo. Przede wszystkim trzeba wierzyć w karmę, która decyduje o tym, jak wygląda los każdego człowieka. Po drugie trzeba wierzyć, że buddyzm ofiaruje najlepsze z możliwych wyjaśnienie działania karmy. Bez przekonania o prawdziwości tychże przekonań praktykowanie buddyzmu jest pozbawione głębszego sensu.

    Sięgając do mojej pamięci słyszałem bowiem chyba zapewnienia praktykujących buddystów zachodnich, że buddyzm to nie jest religia lecz pewna praktyka duchowa, która nie wymaga żadnego "wyznania wiary". Zastanawiam się, w co jeszcze powinien wierzyć "ortodoksyjny buddysta" (jeśli ktoś taki istnieje). Jak wygląda minimalne buddyjskie credo? Sprowadza się tylko do karmy?

  • Marek Tylkowski
    Marek Tylkowski Friday, 27 April 2012

    Minimalne buddyjskie credo

    Trudno mówić o minimalnym buddyjskim credo, ponieważ buddyzm dzieli się na wiele odłamów i każdy może interpretować sam siebie w inny sposób. Nie ma też w świecie buddyjskim autorytetu podobnego do papieża w kościele katolickim, który ustalałby co jest poprawną nauką buddyjską, a co nie. Niemniej można podzielić odłamy buddyzmu na trzy grupy i wskazać na pewne przekonania, które są podzielane przez wyznawców do nich należących.

    1. Buddyzm theravady opiera się na najstarszych naukach buddyjskich zapisanych w języku palijskim. Są to nauki przypisywane historycznemu Buddzie Siddharcie Gautamie. Wyznawcy tego odłamu buddyzmu zazwyczaj wierzą w to, że:
     Karma decyduje o tym, co spotyka danego człowieka w jego życiu.
     Istnieje nieskończony ciąg ponownych narodzin i śmierci. Ten cykl ze swojej natury jest cierpieniem.
     Siddhartha Gautama odkrył jak naprawdę funkcjonuje karma i dzięki temu znalazł skuteczną metodę do zakończenia cyklu narodzin i śmierci.
     Nauki przypisywane Siddharcie Gautamie nie są sprzeczne z tym, co głosił, czyli mimo upływu tysiącleci nie zmieniły się na tyle, aby uniemożliwić dojście do oświecenia.
     Istnieją bogowie, devy (coś w rodzaju istot półboskich), głodne duchy, demony piekielne. Odrodzenie się jako jeden z nich jest możliwe. Dodam, że niektórzy współcześni buddyści traktują wspomniane wyżej istoty jako metafory różnych stanów egzystencji obecnego życia. Jednakże uważam, że w pierwotnym buddyzmie wierzono w nie dosłownie.
    2. Buddyzm mahajany. Pierwsze teksty do niego zaliczane zaczęły pojawiać się kilkaset lat po śmierci Siddharthy Gautamy. Buddyści mahajany wierzą w to, co buddyści Theravady, ale dodają do tego następujące przekonania:
     Siddhartha Gautama podczas swojego życia nie głosił otwarcie wszystkich swoich nauk (przynajmniej ludziom). Nauki te przetrwały w ukryciu kilkaset lat, po czym zaczęły się pojawiać. Objaśniają one prawdziwy i najgłębszy sens pierwotnego nauczania buddyjskiego.
     Różne teksty mahajany (sutry pisane w sanskrycie) rzeczywiście przedstawiają autentyczną naukę buddyzmu. Zostały one przekazane ludziom przez różne istoty nieludzkie lub też są odkrywane podczas transu medytacyjnego.
     Sutry mahajany zostały spisane przez różnych autorów i w różnym czasie. Różnią się w swoich poglądach na treść nauczania buddyzmu. Dlatego też istnieją różne szkoły ich interpretacji, które zazwyczaj uznają, że dana sutra lub grupa sutr jest ważniejsza od innych. Wybrana sutra lub grupa sutr przedstawia naukę najwyższą, natomiast reszta sutr przedstawia naukę dla mniej zaawansowanych. Oczywiście najwyższe nauki jednej szkoły najczęściej nie są uznawane za najwyższe nauki przez szkoły konkurencyjne. Trzeba więc wierzyć, że to szkoła buddyjska, do której się przynależy reprezentuje najwyższe nauki i najgłębsze zrozumienie buddyzmu.
     Istnieje niezliczona ilość buddów i bodhisatwów, to znaczy istot oświeconych i dążących do oświecenia, które mogą pomagać ludziom i są godne tego, aby oddawać im cześć.
     Nie jest prawdą, że nirwana jest ostatecznym celem praktykowania buddyzmu, jak głoszą najstarsze nauki buddyjskie. Conajwyżej jest ona stanem przejściowym. Cel ostateczny to osiągnięcie Stanu Buddy, który jest nie dającym się wypowiedzieć stanem absolutnej doskonałości i wyzwolenia od cierpienia. Drogą do osiągnięcia tego celu jest praktykowanie ścieżki bodhisatwy, czyli skupieniu się na czynieniu dobra dla wszystkich czujących istot. Warte zauważenia jest to, że z perspektywy buddyzmu mahajany największym dobrem oferowanym innym istotom jest nauczanie ich buddyzmu mahajany.
    3. Buddyzm tybetański. Buddyzm tybetański powstał jako spadkobierca różnych szkół buddyzmu indyjskiego. Zasadniczo należy do buddyzmu mahajany. Odróżniają go jednak od całej reszty niektóre przekonania. Należą do nich twierdzenia że:
     W Tybecie znajduje się pełny przekaz nauki buddyjskiej, mimo że tłumaczenie tekstów buddyjskich z sanskrytu na tybetański nie odbyło się jednorazowo, ale raczej wyglądało w ten sposób, że w różnych wiekach różni podróżnicy do Indii wracając do Tybetu przywozili ze sobą różne teksty.
     Istnieją różne „bóstwa medytacyjne”, które jednocześnie uosabiają rozmaite aspekty ludzkiego umysłu. Człowiek może połączyć się z energią tychże „bóstw” na przykład poprzez recytację przypisanej im mantry.
     W ludzkim ciele istnieją czakramy i rozmaite energie. Dzięki panowaniu nad nimi człowiek może dostąpić oświecenia, albo przynajmniej stworzyć dogodne dla niego warunki.
     Wybitni mnisi, będący bodhisatwami, mogą świadomie wybierać miejsce swojego odrodzenia się.
     Bezwarunkowe posłuszeństwo własnemu mistrzowi jest częścią praktyki buddyjskiej, która prowadzi do oświecenia. Godne uwagi jest to, że ten aspekt buddyzmu tybetańskiego jest bardzo łagodzony na Zachodzie.
     Istnieją specyficzne dla buddyzmu tybetańskiego bóstwa czy też duchy, które opiekują się dharmą (buddyjskim nauczaniem a co za tym idzie i praktykującymi to nauczanie).
     Oczywiście w buddyzmie tybetańskim istnieją cztery główne szkoły: nigma, gelug, kagyu, sakya. Ich poglądy na nauczanie buddyjskie nie są tożsame, a w przeszłości wyznawcy tych szkół walczyli nieraz ze sobą i to bynajmniej nie tylko na słowa. Zatem trzeba wierzyć, że to „moja” szkoła buddyjska jest tą właściwą i przedstawia ostateczną prawdę.
    Powyższej przedstawiłem krótką, nieco uproszczoną i niewyczerpującą charakterystykę „credo” buddyjskiego w różncyh jego odłamach. Polecam książki: Sayadaw U Pandita „Jeszcze w tym życiu” – tu jest dobrze przedstawiony jeden z odłamów buddyzmu theravady.; Paul Williams „Buddyzm mahajana” – dobre naukowe omówienie buddyzmu mahajany; Jim Powers „Wprowadzenie do buddyzmu tybetańskiego” – dzieło dobrze przedstawiające buddyzm tybetański. Poza tym uważam, że różnice między odmiennymi szkołami buddyjskimi najlepiej się poznaje czytając polemiki pomiędzy nimi oraz opracowania naukowe pisane przez naukowców z krajów, gdzie występuje buddyzm jako rozpowszechniona religia.

    Pozdrawiam serdecznie!

  • Krzysztof Saja
    Krzysztof Saja Saturday, 28 April 2012

    Dziekuję

    Bardzo dziękuję za jasną, zwięzłą i pouczającą odpowiedź :)
    Jestem pod wrażeniem Pana wiedzy na ten temat, którą łączy Pan z klarownością przekazu! Czekam więc na kolejne wpisy.

  • Guest
    provo Wednesday, 25 April 2012

    :) daleka droga przed nami

    Rzekomo dystynktywna dla chrześcijaństwa idea "osiągania doskonałości [czyli pełnej realizacji pozytywnych potencjałów ontycznych] dzięki uczestnictwu w nie-własnym [bo "zbawiciela"] dokonaniu], została wypromowana m.in. poprzez bio-fizyczną, ekonomiczną, kulturową, społeczną eksterminację i deprecjację alternatywnych idei doskonałości, które pojawiały się w łonie samego chrześcijaństwa. Ileż potępień, wygnań, uwięzień, morderstw przeznaczono, by uniemożliwić pojawianie się znaczących doktrynalnie idei i zdarzeń poza zhierarchizowaną instytucją kapłańską. Jakże bano się by lud nie mógł sam osiągać duchowej wiedzy i przeżyć, czy "sakralnego sprawstwa". Tymczasem w najbardziej świętych przykładach życia dedykowanego wierze, włącznie z "Pismem Świętym" odnajdujemy np. następujący zestaw idei: i) ten świat nie należy do jednostki ludzkiej w żadnym elemencie (przemijanie (wreszcie) śmierć go odbiera, jest tymczasowym darem stwórcy); ii) ten świat nie posiada żadnej wartości w porównaniu do wartości świata duchowego (radości i przyjemności są złudne); iii) jedynie w niewidzialnej rzeczywistości duchowej jest docelowe miejsce na wypełnienie pozytywnych potencjałów jednostki ludzkiej; iv) jest możliwe i w świetle poprzednich ideei jak najbardziej pożądane, oddanie każdego elementu swojego życia osobowej rzeczywistości duchowej, już w tym życiu ("już nie ja żyję a żyje we mnie XXXX"). Właśnie o tym mówią najbardziej poważane przewodniki mistyczne, kontemplacyjne itp. Różnice między wieloma kościołami chrześcijańskimi zasadzają się właśnie (m.in.) na odmiennej wizji dostępu zwykłego wyznawcy (vs kapłani) do rzeczywistości duchowej, między innymi w tym wskazanym komponencie, z mniejszym lub większym jego natężeniem. Przy odpowiedniej argumentacji historycznej, można być chrześcijaninem, który sądzi że go okłamano, że dostąpi czegoś ważnego, jeśli sam nie postara się w tym życiu o osiągnięcie pewnego progu duchowej przemiany. Wcale nie jest udowodnione że realny Chrystus zgodziłby się z tym co wymyślił wspomniany Paweł - że trzeba magicznie partycypować w magicznym dokonaniu odkupienia, by być "ja jestem". Spokojnie da się dowodzić, że realny Chrystus był gdzieś w okolicach odkrycia, że "tylko wewnętrzne szukanie Ja Jestem jest realnym zdarzeniem a wszystko inne jest mirażem". Wtedy zresztą nie ma powodów do wyróżniania Chrystusa wśród wielu innych mistrzów różnych kultur. Bo wielu zdawało się właśnie głosić, że istnieje gradacja stopni uświadamiania sobie że się jest i gdzieś wśród najwyższych stopni dzieją się rzeczy już bez mała poza-światowe: "się jest tu, jakby się nie było stąd", "się jest cząstką Tego Wszystkiego ale bardziej z Tym zjednaną niż Temu i innym cząstkom odrębną". Czy coś takiego - liczba wersji jest ogromna.
    W różnych wersjach tego typu spotykałyby się liczne esencjalne nurty licznych religii. Ale każdą trzeba obedrzeć historycznym skalpelem z pseudo-wyglądu.
    Np. w buddyzmie trzeba by zanalizować różnice np. między: buddyzmem Abhidhamma Pitaki a buddyzmem Sutta Pitaki, między np. b. Nagarjuny a b. tybetańskim a czystej ziemi a chan a współczesnym z-westernizowanym, ... itd.
    Najszybciej jednak trzeba powiedzieć, że w żadnej głębszej warstwie wielu religii przykazania/grzechy nie mają znaczenia i można robić co się chce, jeśli to służy bardziej_prawdziwemu_człowiekowi/vs/mniej_...
    Aha i jeszcze trzeba powiedzieć ... że ... słówko "religia" też ma swoją historię, uwikłania, alternatywy ...

  • Marek Tylkowski
    Marek Tylkowski Friday, 27 April 2012

    Drogi i drogowskazy - odpowiedź Panu provo

    Witam!

    Myślę, że w swojej wypowiedzi na temat chrześcijaństwa podaje Pan historię jak i samą religię chrześcijańską daleko idącemu uproszczeniu.

    Po pierwsze, trzeba zauważyć, że definicja tego, czym jest doskonałość, zależy od tego jaką wizję świata uprzednio założyliśmy. Chrześcijanie uznają, że największym możliwym dobrem jest Bóg, a co za tym idzie największą możliwą doskonałością jest zjednoczenie z Nim. Jednocześnie w chrześcijańskiej wizji świata istnieje zjawisko grzechu (przypomnę, że klasyczna jego definicja to chybianie własnego celu, który został wpisany w naturę ludzką). Poprzez łączność z Chrystusem (różnie rozumianą w odmiennych odłamach chrześcijaństwa i przez różnych teologów) człowiek może, mimo swej grzeszności (skłonności do grzechu) zjednoczyć się z Bogiem i osiągnąć największą możliwą doskonałość, jaka jest mu dostępna. Jest ona możliwa przede wszystkim dzięki łasce Boga oraz własnemu otwarciu się na nią. Warunkiem tego otwarcia się na Łaskę jest, w najważniejszych nurtach chrześcijaństwa, walka z grzechem i nawrócenie (czyli zmiana sposobu myślenia i działania), a więc samodoskonalenie się.

    Słowa „Ileż potępień, wygnań, uwięzień, morderstw przeznaczono, by uniemożliwić pojawianie się znaczących doktrynalnie idei i zdarzeń poza zhierarchizowaną instytucją kapłańską. Jakże bano się by lud nie mógł sam osiągać duchowej wiedzy i przeżyć, czy "sakralnego sprawstwa"” brzmią niczym spiskowa teoria dziejów. Nie zaprzeczę, że chrześcijanie różnych wyznań, zwalczali odmienne religie i światopoglądy, ale uważam, że nie należy to do esencji chrześcijaństwa, ponieważ można też znaleźć przykłady pokojowej koegzystencji chrześcijan z wyznawcami odmiennych religii i światopoglądów. Poza tym, czym jest owa „duchowa wiedza” i „sakralne sprawstwo”? Czy są one częścią wiary chrześcijańskiej? Jeśli tak, to zarzuca Pan instytucjom nieokreślonych przez Pana dokładnie wspólnot chrześcijańskich, że nie przekazywały swoim wyznawcom całej wiedzy o własnej doktrynie i sugeruje, że jest to praktyka powszechna. Może Pan podać na to jakieś przykłady? Jeśli zaś wspomniana wyżej „duchowa wiedza” jest czymś innym od wiary chrześcijańskiej, to nie można zarzucać instytucjom chrześcijańskim, że jej nie promowały, ponieważ byłoby to czymś równie absurdalnym, jak zarzucanie papieżowi, że nie propaguje islamu.

    Jeśli chodzi o treść Pisma Świętego, to różne odłamy chrześcijaństwa mają swoje własne interpretacje. W kościołach katolickim i prawosławnym Pismo Święte jest uważane jedynie za jedno z wielu źródeł treści wiary chrześcijańskiej. Obok niego występuje jeszcze ustna tradycja oraz orzeczenia soborów powszechnych i nauczanie Ojców Kościoła.

    Gdy wspomina Pan o tym, że Jezus z Nazaretu niekoniecznie zgodziłby się z tym, co mówił święty Paweł, wypowiada Pan zdanie, którego nie da się zweryfikować. Problem polega na tym, że nie jesteśmy w stanie dotrzeć do tego, jakim był Jezus, jako postać historyczna. Chrześcijanie poznają go poprzez pryzmat „Chrystusa wiary” innymi słowy, poprzez to, co twierdzi o nim tradycja kościoła, do którego przynależą. Ewangelii w żadnej mierze nie można traktować jako historycznych podań o życiu historycznego Jezusa. Są one opowieściami, których celem jest zilustrowanie nauczania chrześcijańskiego, a nie przedstawienie faktów historycznych.

    Z powodu niemożliwości dotarcia do historycznej postaci Jezusa z Nazaretu, nie da się spokojnie dowodzić, że „realny Chrystus był gdzieś w okolicach odkrycia, że "tylko wewnętrzne szukanie Ja Jestem jest realnym zdarzeniem a wszystko inne jest mirażem"”. Takie twierdzenie, jak mi się wydaje, jest przypisywaniem mu preferowanych przez siebie poglądów religijnych. Być może uważa Pan, że te poglądy są prawdziwe, więc Jezus Chrystus jako mądry człowiek „musiał” je wyznawać?

    Nie wiem czy dobrze zrozumiałem Pana intencję, ale wydaje mi się, że uważa Pan, że takie samo doświadczenie leży u podłoża wszystkich religii. Innymi słowy jeśli tylko użyje się „historycznego skalpela, aby obedrzeć je z pseudo wyglądu”, wówczas dojdzie się do takiego samego rdzenia. Według mnie jest to pogląd naiwny. Przypomina popularne niegdyś na Zachodzie przekonanie, że wszystkie religie opierają się na tych samych rozumnych podstawach, a tylko kapłani i instytucje dodają do nich nieracjonalne dogmaty i stąd pochodzą różnice. Jednakże, gdy się przyjrzeć czym są te „rozumne podstawy”, okazuje się, że są one częścią chrześcijaństwa, niekoniecznie obecną w innych religiach i światopoglądach. Podobnie twierdzenie, że „się jest cząstką Tego Wszystkiego ale bardziej z Tym zjednaną niż Temu i innym cząstkom odrębną” wydaje mi się pochodzić z hinduizmu i być dla niego charakterystyczne, aczkolwiek nie mogę z całą pewnością tego stwierdzić, ponieważ jest na tyle ogólne, że wynikać z niego może bardzo wiele różncyh rzeczy, w zależności od tego, jakiego kontekstu interpretacyjnego użyjemy.

    Chciałbym zwrócić uwagę na nieco nietrafne sformułowania związane z buddyzmem. Najstarsze szkoły buddyjskie dzieliły swoje teksty na trzy grupy. Sutta Pitaka to nauki przypisywane Siddharcie Gautamie. Vinaja Pittaka to reguły dyscypliny mniszej. Abhidamma Pitaka to zbiór traktatów, głównie ustalających definicje używanych w danej szkole pojęć. Istniało wiele szkół i odmienne szkoły wprowadzały w skład tych trzech grup odmienne teksty, a niektóre nie posiadały Abidhamma Pitaki. Dlatego też mówienie o „buddyzmie Sutta Pitaki” i przeciwstawienie go „buddyzmowi Abidhamma Pitaki” jest bez sensu. Tak samo przeciwstawianie buddyzmu Nagarjuny buddyzmowi tybetańskiemu jest również czymś niejasnym dla mnie. W buddyzmie tybetańskim istnieją cztery główne szkoły buddyjskie: ningma, sakya, gelug i kagyu. Poglądy Nagarjuny są znane w buddyzmie tybetańskim i przynajmniej szkoła gelug uznaje je za cześć własnej doktryny, jeśli chodzi o inne szkoły, tego jeszcze nie badałem. Tak czy inaczej chciałbym sprecyzowania w jakim aspekcie przeciwstawia Pan postać Nagarjuny różnym szkołom buddyzmu tybetańskiego? Polecam: „Buddyzm” Marka Mejora, „Historię filozofii indyjskiej” Radhakrishny, „Buddyzn mahajana” Paula Williamsa i „Wprowadzenie do buddyzmu tybetańskiego” Johna Powersa.

    Pragnę polemizować z twierdzeniem, że „w żadnej głębszej warstwie wielu religii przykazania/grzechy nie mają znaczenia”. Przede wszystkim, jeśli przykazania czy też wskazania występujące w różnych religiach nie miałyby znaczenia, to nie występowałyby. Mi się wydaje, że niektóre z religii wyznawanych przez człowieka stawiają przed nim określone cele. Przykazania są drogowskazami dojścia do owych celów. Oczywiście nie posiadają one wartości same w sobie, ale posiadają wartość dlatego, że do celu prowadzą i nie da się tam dojść inaczej, niż drogą którą wskazują. Inną sprawą jest to, że wielkie religie światowe posiadają wiele odmian i interpretacji. Jedną z nich, obecną zwłaszcza w chrześcijaństwie, jest stwierdzenie, że wszystkie przykazania ostatecznie służą dobru człowieka. Jednakże pytanie o to, co jest tym dobrem w każdym konkretnym przypadku, jest trudne do rozstrzygnięcia i różni chrześcijanie posiadają na ten temat odmienne zdania.

    Pozdrawiam!

  • Guest
    dialo Friday, 27 April 2012

    szkoda, że rozmowy na takie tematy nie są powszechne :)

    Spróbuję odpowiedzieć na szybko, jeszcze bez cytatów i przypisów.

    Plan najogólniejszy: religijność i konkretne religie jako wskazania w zakresie rozwoju duchowego.

    We wcześniejszej wypowiedzi, nieprecyzyjnie i właśnie trochę prowokacyjnie, chciałem wskazać na: "różnie rozumianą w odmiennych odłamach chrześcijaństwa i przez różnych teologów" i na "nie jesteśmy w stanie dotrzeć do tego, jakim był Jezus, jako postać historyczna" i na inne podobne kwestie. Uogólniając: na to, że trudno jest mówić o "chrześcijaństwie" czy "buddyzmie", że prawdopodobnie nie ma w ogóle czegoś takiego. Odniosłem się, bardziej emotywnie (przemoc religijna) niż rzetelnie, ale to było zamierzone, do tego że historia różnic w wizji świata wewnątrz danej religii, nie jest tylko historią rozumowań czy przeżyć, ale również historią społeczną. Więcej, jest w dominującym stopniu historią społeczną.
    Co by było, gdyby Paweł miał mniej środków do nawiązywania kontaktów, a centrum chrześcijaństwa byłyby gminy żydowskie? Co by było, gdyby bardziej kompatybilne" (a nie często z góry przegrane z racji braku zaplecza) z aktualnymi procesami społecznymi były wersje chrześcijaństwa proponowane przez: marcjonizm, arianizm, messalianizm, donatyzm, pelagianizm, nestorianizm, .. by wymienić tylko ruchy/idee które zaczęły się dość wcześnie.
    Religia nie rozszerzała się tak, że każdy mógł usłyszeć, przemyśleć i opowiedzieć się za lub przeciw pewnej wersji. Większość odbiorców nie miałaby bowiem czasowo-ekonomicznych i intelektualnych zasobów do takiego przemyślenia. Decydujące było zatem stanowisko tych, którzy mieli wpływ na emocje tłumu, poprzez wpływ na warunki ekonomiczno-prawne. W szczególności, gdy jakaś wersja powstawała oddolnie, tzn. np. tak że tłum był lokalnie przyciągany przez autorytet jakiegoś mędrca lub ośrodka, wtedy wielokrotnie, wersje powiązane z dominującymi warstwami społeczno-ekonomicznymi, były bronione przed osłabieniem, przez użycie siły. Takie procesy obserwujemy do dziś - np. dlaczego reklamy się opłacają i do jakich czynów mogą się posunąć różni decydenci by zwiększyć swoją oglądalność (np. na Białorusi czy w Rosji czy
    w Chinach, jeśli w PL już tak nie widać pewnych rzeczy)?
    Zatem im mniej wiadomo na pewno jaka była pewna "oryginalna" doktryna, im więcej alternatyw po drodze pojawiało się jako realnie praktykowanych przez pewne grupy, tym większa jest przestrzeń udowadniania własnej arbitralnie wybranej wizji. Jeśli będziemy z kolei mówić (np.) o "chrześcijaństwie" statystycznie, to w tym świetle powinniśmy mówić nie tylko o doktrynach, ale o celach społeczno-ekonomicznych określonych grup. Organizacje kościołów tracących "oglądalność" są coraz bardziej skłonne do uelastyczniania doktryny. Nie wiadomo jaka będzie treść doktryny "rzymsko-katolickiej" w sprawie np. doktryn innych religii, odkryć naukowych, nowych zjawisk obyczajowych, itd., za 50 lat, jeśli aktualny globalny rozwój ekonomiczny zostanie zachowany (ludzie chcą przyjemności, to nakręca rynek i nikt tego nie chce powstrzymywać, przyjemność to eksplorowanie różnych nowych konfiguracji bodźców, itd.).
    Ostatecznie więc, o tym czym jest dana religia i czym jest religijność w ogóle, muszą świadczyć nie uśrednione przykłady (bo te reprezentują faktycznie ewolucję społeczną), ale indywidualne wybitne przykłady. A w tym wymiarze widać właśnie pewne uniwersalne charakterystyki, zbliżające do siebie różne religie. Będzie to m.in.: i) nastawienie na osiągnięcie maksymalnej doskonałości już w tym życiu; ii) od-autonomizowywanie etyki: to nie z-arbitralizowane kulturowo-subiektywne wartościowania określonych stanów rzeczy (np. ludzie > zwierzęta, mężczyzna > kobieta, niedziela > poniedziałek, cebula > czosnek itp.) są podstawą wyborów, a obiektywna struktura ontyczna świata, w której to co najwyższe jest jak najbliżej wszystkiego innego.
    W (ii) odnoszę się do charakterystycznego dla duchowych mistrzów różnych tradycji ujęcia grzechu jako właśnie "chybianie własnego celu, który został wpisany w naturę". Dla mistrzów wszystko staje się grzechem/zasługą jedynie ze względu na uobecnianie/odsłanianie lub zakrywanie najbardziej podstawowej rzeczywistości, tego co jest Naprawdę. Można o tym mówić równie dobrze językiem "miłości", co "uważności": czy nie-uważny, czyn nie-miłosny powiela rzeczywistość wybrakowaną, upośledzoną, podrzędną, zwykłą. Pochodzi z determinacji i przedłuża determinacje. Wolność to czyn nie przyczynowany światowymi determinacjami (i wg mistrzów najczęściej nie może być robiony przez empiryczną osobowość człowieka, ale przez działające przezeń Ultymatywne).
    Poruszone zagadnienia dotyczyć będą także buddyzmu. Jedynie niektóre buddyjskie idee pochodzą od postaci usiłujących osiągnąć doskonałość w bieżącym życiu. Często idee pochodzące od takich postaci będą mniej rozbudowane (i mniej nadające się do zorganizowanej popularnej scholastyki) niż idee pochodzące od postaci, które nie próbowały osiągnąć doskonałości a raczej intelektualnie gimnastykowały się wobec jakiegoś fragmentu idei "buddyjskich". Z abhidhammą i sutrami chodziło mi, okrężnie przepraszam, o różnicę między wczesnymi szkołami "od" psychologii i arhantyzmu (np. Buddhaghosa) a szkołami "od" pustki elementów i bodhisattwizmu. Nagarjuna jest doskonałym teoretykiem, ale tylko w jakichś listach (nie pamiętam już dokładnie) ujawnia myśli mogące się przysłużyć praktyce. Do Nagarjuny odwoływać mogą się zarówno tybetańczycy, u których częścią praktyki są rozmaite "astralne" byty jak i mistrzowie chan, którzy nawet praktyki medytacji nie chcieliby "reifikować".
    Największym problemem jest więc "ortodoksja" - włącznie np. z kwestią linii przekazu. Jeśli chcemy ocalić minioną i aktualną adekwatność różnych religii, jako odpowiedzi na niepewność i brak szczęścia, to musimy stanąć po stronie przewagi "ducha nad literą" i przyznawać sobie jak najwięcej praw do reinterpretacji wcześniejszych odpowiedzi.
    Nie znaczyłoby to, że nie ma różnic między "jakoś chrześcijańskimi" i "jakoś buddyjskimi" odpowiedziami, ale wyznaczenie tych różnic powinno coraz bardziej zależeć od ekstremów i brzegów niż od średnich i centrów. Przykładowo, stosunek do rozwoju nauki, technologii i społeczeństw jest kluczowy dla sprawdzenia, na ile da się zachować wytyczną "uważności" i/lub "współczucia", wobec wytycznej "miłości" i/lub "jedności z osobowym Ultymatywnym" [już nawet nie z Chrystusem, bo, niestety, jeśli z oferty chrześcijaństwa odejmiemy "magiczne sprawstwo" (tzn. założenie że czynności sakramentalne uruchamiają realne procesy niewidzialne, które realnie zmieniają przebieg zdarzeń widzialnych) to Chrystus staje się co najwyżej symbolem i wzorem. Dodatkowo, jak na razie, na rynku ezoteryki, dużo łatwiej sprzedać rozmaite "energie" i "czakramy" niż "stan łaski" i "eucharystię"].

    Muszę już przerwać, bo trochę brak czasu.
    Przepraszam za miejscami kanciaste zwroty.
    To taka na szybko refleksja w tych bardzo ważnych kwestiach ...

    Pozdrawiam

  • Please login first in order for you to submit comments
Blog Naukowy Etyk Praktycznej

Active Groups

No active groups.