Obowiązek udzielenia pomocy a gotowość do poświęceń i względy uczciwości
- Hits: 15529
- 1 Comment
- Subscribe to this entry
- Bookmark
Można iść o zakład, że większość z nas nie potrafiłaby we właściwy sposób uzasadnić moralnego obowiązku udzielenia pomocy człowiekowi będącemu w poważnej opresji. Pomimo tego jesteśmy przekonani, że taki obowiązek ma każdy, kto napotyka ludzką niedolę i jest w stanie bez większego wysiłku podjąć kroki mogące zapobiec zbliżającej się tragedii. Wierzymy również głęboko, że nie udzielenie w takich okolicznościach pomocy jest rzeczą naganną, a osoba, która tak się zachowuje, ponosi odpowiedzialność za powodowanie w ten sposób zła, jakim może być doświadczenie przez innego człowieka przejmującego bólu, jego długotrwałe cierpienie lub utrata życia.
Nie jest to wyłącznie opinia ludzi wyrażających prywatne intuicje bądź niezbyt wyrafinowane reguły moralności potocznej. Podobnego zdania są również wytrawni filozofowie, którzy zadają sobie niemało trudu, aby uzasadnić ją w oparciu o najlepsze argumenty.
W tej sprawie każdy może uświadomić sobie własny punkt widzenia rozważając następujące przykłady[1]:
Wyobraź sobie, że idąc rano do pracy spostrzegasz w stawie tonące dziecko. Wiesz, że woda nie jest głęboka i bez trudu możesz je uratować. Zdajesz sobie jednak sprawę, że gdy zdecydujesz się podjąć konkretne działania w celu uratowania dziecka zniszczysz nowe buty i spodnie. Przypuszczasz też, że straty, jakie poniesiesz, nie zostaną zrekompensowane. Czy w tej sytuacji masz obowiązek ratować dziecko?
Właśnie szykujesz się do wyjścia na umówione wcześniej spotkanie biznesowe, gdy słyszysz słabe pukanie do drzwi. Otwierasz je i widzisz starszą zadbaną kobietę, która ledwo stoi na nogach kurczowo trzymając się ogrodzenia. Słabo słyszalnym głosem informuje cię, że ma zawał serca i prosi o wezwanie karetki pogotowia. Nie masz wątpliwości, że sprawa jest poważna. Życie kobiety zależy prawdopodobnie od tego co zrobisz. Zdajesz sobie jednak sprawę, że gdy zdecydujesz się udzielić pomocy, nie zdążysz na spotkanie i z tego powodu bezpowrotnie stracisz szansę na lepszą pracę. Rozglądasz się i widzisz, że w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby cię wybawić z tej trudnej sytuacji. Co masz robić? Czy masz obowiązek udzielić pomocy?
Postanowiłeś sprzedać luksusowy i niezwykle drogi samochód, który otrzymałeś niedawno w spadku, a pieniądze uzyskane ze sprzedaży zainwestować w fundusz emerytalny. Wkrótce przechodzisz na emeryturę i wiesz, że bez pieniędzy uzyskanych ze sprzedaży samochodu, nie mógłbyś w nadchodzących latach prowadzić tak wygodnego życia jak dotychczas. W przeddzień transakcji postanawiasz po raz ostatni pojechać na wycieczkę za miasto. Parkujesz samochód tam, gdzie zwykle – na końcu nieużywanej bocznicy kolejowej – i idziesz wzdłuż torów w stronę pobliskiego lasu. Nagle zauważasz, że jeden z przetaczanych wagonów toczy się po szynach w kierunku bawiących się na torach dzieci. Są one zajęte zabawą i nie dostrzegają grożącego niebezpieczeństwa. Jest tylko jeden sposób, aby ich uratować – możesz przestawić zwrotnicę, koło której stoisz, i skierować wagon na bocznicę, gdzie znajduje się twój samochód. Jeśli to zrobisz, uratujesz życie dzieci, ale stracisz samochód i przekreślisz związane z nim nadzieje na lepszą przyszłość. Czy masz obowiązek przełożyć zwrotnicę i uratować dzieci?
Co w takich sytuacjach powinniśmy uczynić? Myślę, że wystarczyłby krótki namysł i bez trudu zgodzilibyśmy się, że mamy moralny obowiązek ratować ludzi. Wydaje się nam bowiem rzeczą niemożliwą, aby ktokolwiek mógł poważnie twierdzić, że zniszczenie butów lub spodni może być wystarczającym powodem nie udzielenia pomocy dziecku, które na naszych oczach walczy o życie. Prawdopodobnie nie będziemy również poważnie traktować kogoś, kto kosztem życia nieznanych mu osób chciałby dostać lepszą pracę lub wyższą emeryturę. Tak więc wniosek wydaje się oczywisty: jeśli kiedykolwiek mógłbyś zapobiec śmierci innych ludzi, powinieneś to zrobić nawet wówczas, gdy musiałbyś poświęcić w tym celu jakąś części własnego dobra.
Oczywiście obowiązek udzielenia pomocy nie powstaje tylko w sytuacjach, w których zagrożone jest ludzkie zdrowie lub życie. Jeżeli przekonani jesteśmy, że taki ogólny obowiązek na pewno istnieje, to zwykle nie mamy wątpliwości, że można się na niego powołać zawsze wtedy, gdy spotykamy się z potrzebą udzielenia jakiejkolwiek pomocy. Możliwe jest wyróżnienie przynajmniej kilku warunków, w których na ogół za uzasadnione uznaje się istnienie takiej potrzeby i tym samym nie kwestionuje się moralnej powinności udzielenia pomocy innym ludziom[2]:
1. Pierwszy dotyczy losowych zdarzeń wymagających ratowania nieznanych osób, które znajdują się w poważnym niebezpieczeństwie lub w tragicznym położeniu. Mamy tu zawsze do czynienia z dużym prawdopodobieństwem utraty ludzkiego życia, zdrowia bądź też z nieuniknionym cierpieniem, fizycznym bólem albo długotrwałą i intensywną przykrością. W tych okolicznościach ratunek ma dawać ocalenie, chronić przed zgubą lub zapobiegać dużemu nieszczęściu. Warunek ten spełniają wszystkie opisane powyżej sytuacje.
2. Obowiązek udzielenia pomocy wynika bezpośrednio z wcześniej wykonanych czynności. Jednym z nich jest casus obiecywania. Skoro uważamy, że ludzie powinni wywiązywać się ze złożonej obietnicy, przysięgi lub zawartej umowy, to bez trudu zgodzimy się również co do tego, że zaistnienie zdarzenia będącego ich przedmiotem powołuje do życia obowiązek postępowania w ustalony sposób. Tak więc jeśli dałeś komuś słowo, że w trudnych dla niego sytuacjach pośpieszysz mu z pomocą bez względu na okoliczności, to niewątpliwie masz taki obowiązek zawsze wtedy, gdy istnieje tego rodzaju potrzeba. Przypadek drugi opiera się z kolei na moralnej idei zadośćuczynienia. Zwolennicy takiego ugruntowania zobowiązań moralnych uważają, że jeśli swoim działaniem spowodowałeś, iż ktoś znalazł się w trudnej sytuacji lub w poważnym niebezpieczeństwie i potrzebuje pomocy, to osobą, na której ciąży obowiązek jej udzielenia jesteś właśnie ty. Takie uzasadnienie obowiązków zakłada tezę, że przyczynowa odpowiedzialność za trudy, na jakie naraziliśmy innych, zawsze pociąga za sobą odpowiedzialność moralną.
3. Źródłem obowiązku udzielenia pomocy są naturalne relacje, w jakich pozostają do siebie podlegające mu osoby oraz ofiary losowych zdarzeń. Opowiadamy się za jego istnieniem na przykład wówczas, gdy uważamy, że rodzice powinni oddać własną nerkę swojemu dziecku, jeśli w ten sposób są w stanie uchronić je przed śmiercią. W jakimś stopniu popierają go również ci, którzy stoją na stanowisku, że mamy obowiązek opiekować się swoimi podupadającymi na zdrowiu z powodu starości lub choroby rodzicami. Myśląc tak uważamy niekiedy, iż obowiązek postępowania w ten sposób wynika z faktu, że pozostawanie z innymi ludźmi w pewnych relacjach daje nam prawo wymagać od nich, aby zrobili to dla nas.
4. Najwięcej kontrowersji budzi zobowiązanie do udzielenia pomocy, rozumianej jako wyświadczenie przysługi. Tutaj warunkiem zaistnienia obowiązku nie musi być czyhające na kogoś niebezpieczeństwo, zbliżająca się niechybnie tragedia, ani nawet znalezienie się w trudnym położeniu; są nim potrzeby innych ludzi, które możemy zaspokoić poprzez udzielenie im konkretnej rady. Niekiedy uważamy, że jeśli znajomy prosi nas o pomoc w urządzeniu nowego domu lub oczekuje, że pomożemy mu w zakupie nowego samochodu, to powinniśmy okazać mu życzliwe wsparcie.
W dalszej części skupię się wyłącznie na przypadkach opisanych w pkt. 1. Badanie obowiązku udzielenia pomocy dokonane w oparciu o przypadki ratowania życia nieznanych ludzi, z którymi nie łączą nas wcześniejsze zobowiązania ani szczególne relacje, jest sporym uproszczeniem, lecz pozwala na obiektywną, bardziej zrozumiałą i, jak się wydaje, dużo prostszą analizę tego zagadnienia. Ponadto ze względu na niekwestionowany szacunek, jaki mamy wobec życia każdego człowieka wnioski, które z tego punktu widzenia wydawać się będą najlepiej uzasadnione, znajdą bez trudu akceptację i zastosowanie również tam, gdzie związki są bliskie a stawka dużo niższa. Takie postępowanie nie wyklucza oczywiście tezy, że niekiedy byłoby lepiej, gdyby uniwersalizowalność sądów moralnych w tej sprawie przebiegała w odwrotnym kierunku.
Poświęcenie i rekompensata
Z punktu widzenia kosztów, jakie ponoszą osoby podlegające temu obowiązkowi, jedni mogą znajdować się w lepszej sytuacji, a inni w gorszej. Niektórzy mogą mieć na tyle szczęścia, że dobro, które muszą w tym celu poświęcić zostanie im w całości zrekompensowane. Obowiązek udzielenia pomocy w opisanych sytuacjach otrzymuje w ten sposób dodatkowe uzasadnienie, znika bowiem najsłabszy powód, ze względu na który można by odmówić ratowania życia innych ludzi. I tak osoba przechodząca koło stawu, w którym tonie dziecko, nie mogłaby argumentować, że nie ma obowiązku udzielenia pomocy tylko dlatego, że przedkłada wartość własnych butów nad wartość życia dziecka. Nie mogłaby tak argumentować nie tylko dlatego, że argument ten powszechnie uważa się za niewystarczający lub wręcz śmieszny. Rekompensata oznacza bowiem, że kosztów wykonania obowiązku praktycznie nie ma. A jeśli tak, to nie ma racji za tym, by nie pomagać tonącemu.
Jednak inni mogą nie mieć takiego szczęścia; obowiązek wymagać będzie od nich poświęcenia, którego nikt im nie wynagrodzi. Czy ktoś, kto znajdzie się w takim położeniu może sensownie utrzymywać, że obowiązek udzielenia pomocy go nie dotyczy? Dla większości z nas prawidłowa odpowiedź na to pytanie zależy wyłącznie od wielkości poświęcenia, jakiego wymaga wykonanie obowiązku. Jeśli koszty uratowania ludzkiego życia są stosunkowo niewielkie, uważamy, że nie stanowią czynnika rozstrzygającego o nieistnieniu takiego obowiązku. Mało kto za wiarygodne uznałby twierdzenie, że nie musimy ratować czyjegokolwiek życia, jeśli dzieje się to kosztem naszych butów, lepszej pracy czy wyższej emerytury.
Między innymi z tego powodu jesteśmy przekonani, że w każdym z opisanych przypadków, bez oglądania się na poniesioną stratę, powinniśmy udzielić pomocy ludziom, których życie jest zagrożone.
Choć pogląd ten jest powszechnie akceptowany, to jednak jego wiarygodność zależy w dużej mierze od wystąpienia warunku, który kluczową rolę w definiowaniu tego typu zobowiązań odgrywa w moralności libertariańskiej. Niektórzy jej zwolennicy stoją na stanowisku, iż znana teza Kanta, że człowieka nie wolno traktować jako środka służącego do realizacji interesów innych ludzi, znacznie ogranicza zakres obowiązku udzielania pomocy w podobnych sytuacjach. Dzieje się tak dlatego, ponieważ dobra jednej osoby nie da się zdefiniować w kategoriach dobra innych osób lub ogólnego dobra społecznego; z taką sytuacją mamy do czynienia między innymi wówczas, gdy korzyści z naszego poświęcenia czerpią wyłącznie inni ludzie[3].
Z tego powodu niektórzy uważają, że jeżeli obowiązek udzielenia pomocy jakiemuś człowiekowi sprzyja jego dobru w sposób, który bezpośrednio nie rekompensuje poświęcenia, jakiego wymaga jego wykonanie, mamy do czynienia z wykorzystaniem jednych ludzi na rzecz innych. To, że często wyrażamy zgodę nawet na dużą ofiarę w celu osiągnięcia większego dobra w przyszłości lub uniknięcia większej szkody, nie znaczy, że mamy godzić się na poświęcenie jakiejś część własnego dobra na rzecz innych osób również wtedy, gdy jakakolwiek rekompensata nie jest możliwa. Tam, gdzie nie można liczyć na najmniejszą nawet zmianę niekorzystnego rachunku strat i korzyści, nie istnieje nic takiego, jak moralnie uzasadnione poświęcenie jednych dla dobra drugich. W tej sytuacji udzielenie pomocy innemu człowiekowi nie może być dla nikogo moralnym obowiązkiem. Może być co najwyżej autonomicznym i w pełni dobrowolnym aktem dobroczynności.
Jeżeli rozumowanie to jest słuszne, należałoby zaprzeczyć istnieniu obowiązków wymagających poświęcenia. Nie ma zatem znaczenia fakt, że koszty uratowania czyjegoś życia są minimalne. To, czy masz obowiązek udzielić pomocy tonącemu dziecku lub kobiecie z zawałem serca, nie zależy tylko od ilości dobra, jakie musisz w tym celu poświęcić. Tak więc nawet gdybyś mógł uratować czyjeś życie jedynie kosztem utraty lepszej pracy, to nie musisz tego robić jeśli w ostatecznym bilansie pasywa nie zmienią się na twoją korzyść. Wniosek ten nie jest, jak by się mogło na pierwszy rzut oka wydawać, wynikiem bezdusznej i egoistycznej kalkulacji. Jego obrońcy utrzymują, że został sformułowany z bardziej szlachetnych pobudek – po to, by ograniczyć możliwość posługiwania się ludźmi w celu realizacji partykularnych lub ogólnospołecznych interesów.
Czy uznanie powyższej argumentacji wyklucza istnienie obowiązku udzielenia pomocy osobom w opisanych sytuacjach? Bynajmniej. Stanowisko libertariańskie nie jest jednorodne; raz formułowane jest w formie hipotetycznej, innym razem jest realistycznym opisem faktów. Oznacza to, że twierdzenie o braku obowiązków wymagających poświęcenia nie musi wyrażać prawdy o świecie, tj. tego, jaki świat faktycznie jest, lecz może być uważane za pewną propozycję bądź projekt mówiący o tym, jakie warunki muszą zostać spełnione, aby przedstawiony obraz świata był prawdziwy. A zatem nie zawsze zakłada się mocną tezę, że nikt nie ma obowiązków wymagających poświęcenia dlatego, że ponoszone koszty nigdy nie są rekompensowane. Przyjmuje się także nieco łagodniejszą wersję, zgodnie z którą nie można mieć obowiązków jeżeli nie jest możliwe, aby poświęcenie, jakiego wymaga ich wykonanie, przyniosło sprawcy korzyści[4].
Nie sposób wykluczyć, iż w przyszłości, z powodu wystąpienia niekorzystnego i przypadkowego splotu zdarzeń lub po prostu z powodu naszego zaniedbania, możemy nie uchronić się przed nieszczęściem bez pomocy nieznanych nam ludzi. Nie sposób też wykluczyć, że strata, jaką w tych okolicznościach ponieślibyśmy gdyby nikt nam nie pomógł, mogłaby być tak poważna, że z pewnością chcielibyśmy, aby inni ludzie niezwłocznie pospieszyli nam z pomocą. Jeśli może się to przydarzyć każdemu z nas, i jeśli istnieje prawdopodobieństwo, że każdy w takich okolicznościach oczekiwać będzie pomocy, to dla wszystkich byłoby najlepiej, gdybyśmy nawzajem sobie pomagali.
Naiwnością byłoby jednak sądzić, że ten, kto pomaga, nie ponosi z tego powodu żadnych kosztów. Ich występowanie jest na ogół nieuniknione, a wielkość poświęcenia jest różna i zależy w dużej mierze od okoliczności, w jakich zapobiega się nieszczęściu. Czy biorąc pod uwagę ten fakt nadal moglibyśmy twierdzić, że dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby każdy udzielał pomocy ludziom tonącym lub umierającym z głodu? Pozytywna odpowiedź zakłada, że jeśli pośpieszysz na ratunek komuś, czyje życie jest zagrożone, a on zrobi to samo w stosunku do innego człowieka, który z kolei pomoże następnemu, i tak dalej, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że ty też możesz liczyć na czyjąś pomoc, gdy znajdziesz się w trudnej sytuacji. Wynika z tego, że tam gdzie wszyscy sobie nawzajem pomagają, poświęcenie przynosi wymierne korzyści.
Ci, którzy odrzucają istnienie obowiązków wymagających poświęcenia najczęściej odwołują się do przypadków, w których osoby udzielające pomocy nie otrzymują bezpośrednio wystarczającej zapłaty za poniesione koszty. Argumentują również, że niespełnienie tego rodzaju obowiązku może bezpośrednio bardziej sprzyjać dobru sprawcy, niż jego wykonanie.
Nie byłoby rzeczą mądrą upierać się, że nigdy się to nie zdarza. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że ratując życie bawiących się na torach dzieci, nie otrzymasz od ich rodziców żadnej rekompensaty za zniszczony samochód. Możliwe, że nikt ci nie zwróci pieniędzy za zniszczone buty i spodnie, ani też nikt nie pokryje kosztów utraty lepszej pracy. Nie jest również wykluczone, że powstrzymanie się od pomocy może być w danej chwili korzystniejsze dla ciebie, niż podjęcie wysiłków, jakich wymaga obowiązek jej udzielenia.
Pomimo, że wszystko to jest prawdą, nie można w ten sposób dowieść nieistnienia obowiązków wymagających poświęcenia. Brak bezpośredniej rekompensaty nie jest wystarczającym powodem by sądzić, że udzielenie pomocy nie sprzyja ostatecznie dobru sprawcy. Nawet jeśli poniesione przez ciebie koszty uratowania tonącego dziecka nie zostaną bezpośrednio zrekompensowane, nie oznacza to, że w końcowym rozliczeniu korzyść z twojego działania zawsze odnoszą tylko inni ludzie. Pomagając innym dajesz dobry przykład i możesz się słusznie spodziewać, że kiedy podobna tragedia przydarzy się tobie lub twoim dzieciom, inni postąpią podobnie. Jeżeli chcesz, aby ktoś pomógł twojej matce, gdy w drodze do sklepu niespodziewanie dostanie zawału serca, nie jest rzeczą rozsądną odmówić pomocy nieznanej kobiecie, która prosi cię o ratunek.
Ponadto, dla wielu ludzi korzyścią rekompensującą w dużym stopniu ich poświęcenie jest świadomość, że w podobnych sytuacjach mogą liczyć na innych. Na tym często polega pożytek, jaki odnosimy z posiadania przyjaciół, sąsiadów lub z przynależności do jakiejś grupy lub społeczeństwa. Wydaje się zatem, iż nie oponowalibyśmy zbyt mocno przeciwko obowiązkowi udzielenia pomocy, który wymaga poświęcenia i nie sprzyja bezpośrednio dobru sprawcy tak jak się spodziewamy, jeśli moglibyśmy zasadnie przypuszczać, że zgodne z nim postępowanie prędzej czy później może przynieść pożytek i przyczynić się do pomniejszenia poniesionych kosztów. W ten sposób zachowuje się człowiek roztropny.
Czy takie działanie byłoby racjonalne z punktu widzenia każdego człowieka? Niektórzy mają co do tego wątpliwości. Nawet jeśli jest prawdą, że wszyscy znajdziemy się w lepszej sytuacji gdy każdy będzie skłonny poświęcić jakąś część własnego dobra po to, by zapobiec nieszczęściu innych ludzi, to możliwe jest, że ci, którzy odmówią postępowania w ten sposób, znajdą się w jeszcze lepszej sytuacji. Oni nie tylko nie doświadczą zła, jakie pociąga za sobą udzielanie pomocy i nie będą mieć ujemnego bilansu strat i korzyści, jak to się dzieje wówczas kiedy poświęcenie nie jest zrekompensowane w całości, ale dodatkowo odniosą korzyść z faktu, że inni udzielą im pomocy gdy znajdą się w trudnej sytuacji.
Czy istnieje moralne przyzwolenie na to, abyśmy mogli w taki sposób maksymalizować własne dobro? Pozytywna odpowiedź przeczy istnieniu obowiązków wymagających poświęcenia, które nie zostanie wyrównane. Jeśli zatem czyn polegający na udzieleniu pomocy zakłada tego typu poświęcenie na rzecz ludzi, w stosunku do których nie mamy żadnych wcześniejszych zobowiązań wynikających z instytucji obiecywania bądź też z idei zadośćuczynienia, ani nie wiążą nas z nimi jakiekolwiek relacje które mogłyby takie zobowiązania zakładać, to nie mamy obowiązku im pomagać.
Zasada uczciwości
Nie wszyscy jednak zgodzą się z tym, że w takiej sytuacji można odmówić udzielenia pomocy. Za nieuczciwe uważa się bowiem wykorzystywanie na swoją korzyść faktu, że inni ludzie ponoszą niepowetowane straty. Jeśli ich postępowanie sprawia, że odnoszę lub mogę odnieść korzyści, to niektórzy mogą dojść do wniosku, iż przyzwoitość wymaga, abym zaprzestał czynów, które pozbawiają ich podobnego dobra, nawet jeśli wykonanie tych czynów dałoby mi jakiś dodatkowy zysk. Tak rozumiana zasada uczciwości zakłada, że wszyscy członkowie wspólnoty odnoszą pożytek ze wspólnego działania, natomiast jeśli ktoś decyduje się zrezygnować ze współpracy w celu osiągnięcia dodatkowych korzyści, to uzyskuje nieuczciwą przewagę nad tymi, którzy są solidarni.
Zasada ta nie służy tylko do bieżącego korygowania naszej społecznej aktywności, lecz stanowi jedno z najważniejszych źródeł moralnych zobowiązań. Główna teza jest bowiem taka, że gdy pewna liczba osób podejmuje się działań, które mogą przynieść lub przynoszą korzyść innym członkom wspólnoty, i gdy z tego powodu osoby te narażone są na koszty, to mają one prawo żądać, aby mogły cieszyć się podobnym pożytkiem ze strony tych, którzy korzystają lub mogą odnieść korzyści z takiego postępowania[5]. Każdy zatem, kto korzysta lub może skorzystać z powszechnej praktyki udzielania pomocy musi być gotowy na poniesienie kosztów, jakie pociąga za sobą przyjście komuś z pomocą, bez względu na to czy tego chce czy nie. Jest bowiem kwestią uczciwości, żeby ponosił porównywalne obciążenia, gdy przychodzi jego kolei. Wymóg wzajemności zobowiązań nakłada na nas obowiązek udzielenia pomocy nawet wtedy, gdy jego wykonanie wymaga poświęcenia i gdy postępując w ten sposób znajdziemy się ostatecznie w gorszej sytuacji, aniżeli wówczas, gdybyśmy go nie wykonali.
Takie uzasadnienie obowiązku udzielenia pomocy zakłada, że zgoda na towarzyszące mu poświęcenie jest warunkiem sprawiedliwego rozłożenia korzyści oraz kosztów. Ci, którzy odmawiają pomocy mogą cieszyć się zarówno korzyściami, jakie czerpią z faktu, że pozostali postępują inaczej, jak również tymi, które wynikają bezpośrednio z braku obciążeń koniecznych do jej udzielenia. W konsekwencji uzyskują nieuczciwą przewagę w stosunku do tych, którzy pomocy zwykle udzielają. Z punktu widzenia zasady wzajemnych zobowiązań ludzie ci przywłaszczyli sobie coś, co nie jest ich własnością. Mogą przywrócić sprawiedliwą równowagę korzyści i strat zgadzając się na poświęcenie, jakiego wymaga obowiązek; w ten sposób przekazują bowiem niesłusznie przywłaszczoną korzyść tym, którym się ona należy.
Czy tak sformułowana zasada uczciwości w pełni uzasadnia istnienie obowiązku udzielenia pomocy? Jej zwolennicy nie mają co do tego wątpliwości. Wydaje się jednak, że optymizm ten jest przesadzony.
Wyobraźmy sobie, że pewna liczba osób, będących moralnymi ekstremistami, postanawia udzielać pomocy innym ludziom kosztem daleko idących wyrzeczeń. Żywią oni na przykład głębokie przekonanie, że czyjeś ludzkie życie oraz zdrowie mogą mieć tak duże znaczenie, że poświęcenie, jakiego wymaga ich ocalenie, może opierać się nawet na ekwiwalentnej wymianie korzyści oraz strat. Nie wahają się zatem oddać nerkę człowiekowi, który nie mógłby bez niej dłużej żyć, ani sprzedać właśnie zbudowanego domu, by wspomóc cierpiące z głodu dzieci. Ratują życie innych narażając się na śmierć i bez zastanowienia oddaliby własne życie, jeśli w ten sposób mogliby ocalić kilka istnień ludzkich. Czy ci, którzy odnoszą lub mogą odnieść korzyści z takiego postępowania, zobowiązani są z tego powodu do podobnych wyrzeczeń? Czy osoba oddająca ci szpik kostny ma prawo nałożyć na ciebie obowiązek działania w taki sposób?
Moralny ekstremizm zakłada, że obowiązki mogą żądać od nas poświęcenia tak długo, dopóki ilość powstałego w ten sposób dobra nie będzie mniejsza od ilości dobra koniecznego do ich wykonania. Z tego punktu widzenia działanie jest bezsensowne dopiero wtedy gdy wartość kosztów, jakich wymaga jego wykonanie, jest większa, niż wartość odniesionych w ten sposób korzyści[6].
W społeczeństwie opartym na współpracy, gdzie dominującą moralnością byłaby jakaś odmiana konsekwencjalizmu, obowiązek udzielenia pomocy powstały w oparciu o zasadę uczciwości mógłby nakładać na nas nieograniczone obciążenia. Tego nie można akceptować. Żądanie, abym oddał życie w jakiejś sprawie lub sprzedał mieszkanie oraz samochód i wraz z rodziną przeniósł się do przytułku dla bezdomnych ponieważ zapobiega to większemu złu niż to, jakiego sam z tego powodu doświadczam, wydaje się absurdalne. Niesienie pomocy nieznanym ludziom nie wymaga heroicznego poświęcenia. Sprzyjanie takim kosztem dobru innych ludzi jest dozwolone, lecz z pewnością nie jest moralnie konieczne. Jest przedmiotem obowiązków supererogacyjnych, które cechują się tym, że odmowa ich wykonania nie zawsze musi być decyzją niesłuszną.
Dobrym przykładem takiego rozumowania może być znany przypadek Catherine Genovese, mieszkanki Nowego Yorku, która została zamordowana na ulicy przez psychopatycznego mordercę na oczach kilkudziesięciu ludzi, którzy przez ponad pół godziny oglądali całe zajście z okien swoich mieszkań, lecz nie zrobili nic, aby ratować jej życie. Po tym zdarzeniu często padało pytanie, czy mieli oni obowiązek udzielić tej kobiecie pomocy. Wielu z nas myśli, że odpowiedź zależy od tego, jak mogliby tego dokonać. Jeżeli założymy, że jedynym sposobem, aby osiągnąć ten cel byłoby wyjście na ulicę i stoczenie walki na śmierć i życie z mordercą, to nawet gdybyśmy szczerze podziwiali tych, którzy się na to odważyli, za niewłaściwe uznalibyśmy obowiązki wymagającego takiego zachowania. Gdyby natomiast było można zapobiec tej tragedii dzwoniąc na policję lub wzywając pomocy przez okno, to istnienie takiego obowiązku nie budziłoby większych wątpliwości i być może przyłączylibyśmy się do opinii tych, którzy uważają, że było potwornością, iż nikt tego nie zrobił[7].
Wydaje się, że względy uczciwości nie mogą stanowić warunku wystarczającego do uzasadnienia obowiązku ratowania ludzkiego życia. Choć stoją na straży sprawiedliwego rozłożenia korzyści wynikających z istnienia tego typu powinności i choć skutecznie przywracają w tej mierze równowagę, gdy ktoś próbuje uzyskać nieuczciwą przewagę nad pozostałymi, to jednak nie zapobiegają sytuacji, w której poświęcenie wymagane przez obowiązek udzielenia pomocy przekracza dozwoloną granicę. Z tego powodu zasada wzajemnych zobowiązań musi zostać uzupełniona o regułę, która w należyty sposób uwzględniać będzie również interesy osób śpieszących na ratunek. To oznacza między innymi, że tam, gdzie możliwe jest ocalenie życia bądź zapobieżenie cierpieniu, musi być jasno określone, jaki zakres poświęcenia koniecznego do osiągnięcia tego celu usprawiedliwia zaniechanie działania i przyzwolenie na czyjąś śmierć lub niezasłużoną krzywdę.
[1] Zmodyfikowane przeze mnie przykłady pochodzą z następujących prac: P.Singer, Życie które możesz ocalić, Warszawa 2011, s. 21,35; P. Unger, Living High and Letting Die. Our Illusion of Innocence, New York 1996, s. 136; P. Smith, The Duty to Rescue and the Slippery Slope Problem, Social Theory and Practice 1990. t. 16, s. 23
[2] J. Narveson, We Don’t Owe Them a Thing! A Tough-Minded but Soft-Hearted View of Aid to the Faraway Needy, The Monist 2003, t. 86, s.420-421
[3] R. Nozick, Anarchia, państwo, utopia, Warszawa 1999, s. 47-53. Koncepcję Nozicka rozważam szerzej w M. Rutkowski, Dlaczego potrafimy działać moralnie, Warszawa 2010, rozdz. 7, 11. Na ten temat zobacz także: J. Raz, The Morality of Freedom, Oxford 1993, s. 271-278; D. Brink, The Separateness of Persons, Distributives Norms and Moral Theory, [w:] Value, Welfare and Morality, pod red. R.Freya i C.Morrisa, Cambridge 1993, s. 252-289.
[4] Zwolennikiem tej wersji jest J. Narveson, We Don’t Owe Them a Thing! …s. 426, 428-429. W dalszej części wykorzystuję niektóre z jego tez.
[5] H.L.A. Hart, Are There Any Natural Rights?, Philosophical Review 1955, t. 64, s. 185-191; J. Rawls, Teoria sprawiedliwości, Warszawa 1994, s. 155-162; R. Arneson, The Principles of Fairness and Free-Rider Problems, Ethics 1982, t. 92 s.616-633; R. Dagger, Kara i fair play, [w:] Filozofia moralności. Wina, kara, wybaczenie, pod red. J. Hołówki, Warszawa 2000, s. 221-240; I. Boran, Benefits, Intentions, and the Principle of Fairness, Canadian Journal of Philosophy 2006, t. 36, s. 95-116; M. Rutkowski, Nieposłuszeństwo wobec prawa, Warszawa 2011, s. 136-144.
[6] S.Kagan, The Limits of Morality, Oxford 1989, s. 6-10; T. Mulgan, The Demands of Consequentialism, New York 2001, s. 25-26
[7] J.J. Thomson, Obrona aborcji, [w:] Początki ludzkiego życia, pod red. W. Galewicza, Kraków 2010, s. 160-161
Comments
-
Please login first in order for you to submit comments
Kategorie bloga
Słowa kluczowe
Active Groups
uczciwość wobec grup a uczciwość wobec społeczeństwa
Ciekawy i inspirujący wpis. Zainteresował mnie zwłaszcza sposób uzasadniania obowiązku poświęcania się poprzez obowiązek uczciwości.
Nie zgadzam się jednak, aby argument z „moralnych ekstremistów” podważał takie uzasadnienie. Problem polega na tym, że nakreślony kontrprzykład z „ekstremistami” nie stanowi dobrego przykładu dla właściwie rozumianego obowiązku uczciwości. Zakłada on zbyt wąską, zbyt naturalistyczną definicję uczciwości, która zastosowana została implicite w przykładzie. Jest ona również nieznacznie inna niż pierwotny, ogólny opis uczciwości:
Ogólny opis zasady uczciwości:
Dwie frazy są tu kluczem: „wszyscy członkowie wspólnoty” oraz „sprawiedliwe rozłożenie korzyści”. Natomiast zastosowana implicite zasada uczciwości w przykładzie jest zbyt „naturalistyczna” i uproszczona.
Obowiązek uczciwości założony w przykładzie: powinienem zawsze wyświadczać innym to samo dobro i ponosić podobne koszty do tych, które jakaś pewna grupa postanawia wyświadczać sobie nawzajem oraz mi osobiście, nawet jeśli nie jestem jej członkiem, nie zobowiązuję się być jej członkiem i wszyscy o tym wiedzą.
Przykład z ekstremistami nie jest dobry, gdyż nie wydaje mi się, aby obowiązek uczciwości (pomińmy zadośćuczynienie) obligował nas do robienia wszystkiego tego, co robią jakieś „obce nam” grupy ludzi. Przy takim rozumieniu uczciwości każdy z nas mógłby być „szantażowany dobrymi uczynkami” – ponieważ my ci pomogliśmy (choć tego nie chciałem), teraz ty musisz pomóc nam.
Uczciwość obliguje nas do wyrównywania ciężarów ponoszonych przez członków danej grupy o tyle o ile dobrowolnie postanawiamy do niej przystać, czerpiąc z tego korzyści. Jeśli grupa miłosiernych altruistów, od której ja się odżegnuję, bez mojej prośby systematycznie mi pomaga, uczciwość nie zobowiązuje mnie do robienia tego samego (czym innym jest ewentualna wdzięczność). Jeślibym natomiast zawarł z nimi pakt, a później uchylał się od kosztów, byłbym nieuczciwy.
Czym innym jest natomiast uczciwość wobec wszystkich członków społeczeństwa, o której traktuje ogólny opis zasady uczciwości. To jest trudna sprawa i próbę uchwycenia takiego obowiązku uczciwości wobec wszystkich ludzi starają się formułować np. Rawls czy Scanlon. Obawiam się, że wszystkie szybkie i naturalistyczne definicje uczciwości będą musiały tu polec. Kategoria uczciwości, podobnie jak sprawiedliwości, wydaje mi się bardzo skomplikowana. Podobnie jak pytanie, na ile uczciwość wobec mojego społeczeństwa obliguje mnie do pomagania pokrzywdzonym jego członkom.