Beefizm - Czy wołowina jest bardziej etyczna od kurczaków?

0
Co sądzicie na temat beefizmu? Czy mięsożercy nie powinni wybierać wołowiny zamiast kurczaków?
       
  • Replied by Krzysztof on Saturday, June 22 2013, 06:00 pm · Hide · #1
    W tym wpisie chciałbym odnieść się do spotykanego poglądu, że w naszym utylitarystycznym rachunku nie powinniśmy uwzględniać konsekwencji, które można określić jako potencjalne, przy czym będę się odnosił do modelowego wzorca, pomijając tu ocenę jego realności. Taką potencjalną wartością ma być na przykład wartość życia, które nie będzie trwało w wyniku zabicia zwierzęcia. Z kolei zaledwie logicznie potencjalną wartością ma być wartość żyć, które byłyby przez te zwierzęta wykreowane. Dlaczego to podejście jest błędne? Odrzucenie takiej potencjalności jest niespójne z tym, że jednocześnie na plus chcemy liczyć wartość żyć, które powołamy, a które są zaledwie logicznie potencjalne. Nie można zmieniać zasad prowadzenia rachunku w trakcie działania określonej funkcji. Czyli uznajemy zaistnienie jednej potencjalności i wtedy zmieniamy zasady, twierdząc że potencjalności nie powinniśmy uznawać.

    Dlaczego w ogóle aspekt potencjalności powinien być uznawany? Załóżmy, że jest hipotetyczny hodowca psów, który twierdzi, że skoro z jego hodowli przychodzi na świat mnóstwo szczeniaków, to jego działania należałoby uznać za utylitarystycznie pożądane. Dowodzi, że tej oceny absolutnie nie powinno zmienić to, że jednocześnie doprowadził do zabicia wszystkich pozostałych zwierząt na ziemi – wartość przerwanych żyć odrzuciliśmy bowiem jako potencjalną. Również gdyby postąpił mniej drastycznie i zamiast zabijać, zaaplikował pozostałym zwierzętom środki antykoncepcyjne, które spowodowałyby, że nie mogłyby się rozmnażać, a to przecież zaledwie logiczna potencjalność.

    Skrajną kontynuacją uznawania potencjalności wydaje się być przy tym podnoszona czasem kwestia, czy dla zwierzęcia lepiej byłoby żyć w hodowli, czy też w ogóle nie zaistnieć? Ponieważ jednak, nawet potencjalnie, nie ma czegoś takiego jak interes życia nieistniejącego podmiotu, to takie pytanie jest bezzasadne. Możemy natomiast uwzględniać realizację faktycznych potencjalnych interesów.

    Reasumując, nie można twierdzić, że szczęśliwa hodowla wnosi utylitarystyczną wartość dodaną, a jednocześnie nie uwzględniać przy jej ocenie aspektu potencjalności. Natomiast po uwzględnieniu tego aspektu jasno widać, ze hodowca w znacznie większym stopniu przeciwdziała tworzeniu tej wartości niż działa na rzecz jej tworzenia. Jedynie hodowla, która ma na celu reintrodukcję jakichś gatunków może być więc oceniona pozytywnie. Nie tym jednak zajmuje się właściciel „szczęśliwych” hodowli, ale, mówiąc trywialnie, utrzymywaniem takiego stanu, na jaki jest popyt.

    Nasz utylitarystyczny hodowca twierdzi jednak, że on nie jest takim szaleńcem jak ten od psów i swój pozytywny wpływ wywodzi z tego, że on ogólnej puli szczęścia nie zmniejsza, a wręcz odwrotnie. Niezbicie pokazuje, że jeżeli przed założeniem hodowli ogólna wartość szczęścia wynosi 1000, to po założeniu będzie wynosić 1001. Co prawda nie pozwoli na to, żeby wyniosła 1005, ale 1001 to jednak lepiej niż 1000.

    Okazuje się jednak, że jest też hipotetyczny hodowca kotów, który ma bardziej wyrafinowane metody niż ten od psów. On bowiem oprócz sprowadzania na świat młodych kociąt swoje zabijanie i antykoncepcję pozostałych zwierząt ogranicza jedynie do takiego poziomu, żeby zapewnione było odtworzenie istniejącego stanu. Zatem jego działania również nie wpływają na ograniczenie ogólnej puli szczęścia, a życie nowych kociąt to czysty zysk, jak twierdzi. Uznanie jego działalności za utylitarystycznie korzystną określilibyśmy jednak jako absurd. Skąd ta różnica w ocenie? Jest jeden jedyny powód. Osoba, która jest skłonna jednocześnie poprzeć utylitarystycznego hodowcę uznaje bowiem, że ten od kotów podejmuje działania wobec nie swoich zwierząt, natomiast utylitarystyczny hodowca robi tak wobec ‘”swoich” zwierząt, do czego ma prawo, bo on jakoby wykreował ich życie. Innych różnic nie ma. Tak więc jedynie uznanie, że życie zwierząt hodowlanych ma inny status pozwala przypuszczać, że szczęśliwe hodowle mogą być utylitarystycznie korzystne. To założenie jednak odrzucamy, zatem i nasz teoretyczny model okazuje się być fałszywy, gdyż prowadzi do absurdu.

    Jeżeli ktoś dostrzega jakieś braki lub niejasności w przedstawionej argumentacji, to byłoby znakomicie, gdyby je wskazał. Moje poglądy na zadany temat już się chyba wyczerpały:)
  •  
  • Replied by Krzysztof on Thursday, June 20 2013, 05:14 am · Hide · #2
    Utylitarystyczny paradoks hodowcy

    Zauważyłem - po przeczytaniu dyskusji na stronie Etyki Praktycznej na Facebooku, w związku z kwestią podniesioną przez Pana Wacława Janikowskiego - że ciągle istnieje przekonanie o możliwej utylitarystycznej korzyści jaką niosą ze sobą tzw. szczęśliwie hodowle. Ma to oczywiście związek również z tematem tego wątku. Przytoczony wniosek jest wynikiem błędnego i niekonsekwentnego rozumowania. Chociaż można zgodzić się ze stwierdzeniem, że jeżeli powołuje się nowe szczęśliwe życie (w naszym przypadku kury czy krowy), wtedy tworzy się wartość dodaną, to takie stanowisko niesie ze sobą jednak pewne konsekwencje

    Odebranie takiego szczęśliwego musi oznaczać działanie negatywne. Jeżeli ze stanu 0 tworzymy wartość +1, to mamy działanie +1. Natomiast jeżeli ze stanu +1 tworzymy wartość 0, to mamy działanie -1. Wydaje się to dosyć oczywiste. Można jeszcze uszczegółowić prowadzony rachunek o lata życia. Wprowadziliśmy wartość +1 przez pięć lat, czyli mamy wartość +5. Z drugiej strony (poprzez zabicie zwierzęcia) spowodowaliśmy, że nie istniało to życie przez pięć następnych lat, czyli mamy wartość – 5.

    Jednak to nie koniec rachunku, bowiem powinniśmy mieć pełną świadomość, że gdy już powołaliśmy określone życia, to bez naszego udziały powstawałyby kolejne. I tu pojawia się paradoks utylitarystycznego hodowcy. Podejmuje on bowiem różne działania, aby nie dopuścić do zaistnienia tych żyć. Gdyby nie on, wartość dodana przyrastałaby w ciągu geometrycznym. Łatwo sobie wyobrazić, jak wyglądałyby takie „szczęśliwe farmy” po kilku latach. Czyli w wyniku jednego działania hodowcy mamy powołane określone życia, a w wyniku drugiego działania uniemożliwienie powstania następnych. Przy czym ta wartość negatywna niewspółmiernie przewyższa wartość pozytywną. Pomijam przy tym aspekt wpływu na ocenę jakości życia zwierząt pozbawienie ich możliwości realizacji szeregu naturalnych zachowań związanych z prokreacją.

    Proszę zwrócić uwagę, że na idyllicznych obrazach „szczęśliwych hodowli” zawsze ma miejsce dziwna nierównowaga płci. Należy zadać sobie trudne pytania: skoro widzimy 10 kur i jednego koguta, to gdzie zniknęło pozostałych 9? Gdy woły wałęsają się po pastwisku, to gdzie są krowy?

    Jest jeszcze innego typu problem moralny, który w przypadku szczęśliwych hodowli staje się nawet bardziej wyrazisty. Otóż często jest tak, że jeśli jakieś zwierzę jest przez człowieka karmione, to w naturalny sposób odbiera tę osobę jako opiekuna, nawiązuje swego rodzaju więź. Dochodzi nawet do takich reakcji, jak w opisywanym przypadku, że pies podczas wiwisekcji lizał ręce swojego wiwisektora. W jednym z wcześniejszych wpisów wspomniałem o krowach idących na rzeź. Konkretna, znany mi sprawa, dotyczyła właśnie krów z gospodarstwa, gdzie były bardzo dobrze traktowane i w ten sposób zareagowały, gdy pojawił się samochód, aby je zabrać do ubojni.
  •  
  • Replied by Krzysztof on Sunday, June 16 2013, 12:58 pm · Hide · #3
    Chciałbym uzupełnić swoją wypowiedź o dodatkowy aspekt, który został pominięty w przedstawionym rachunku beefizmu – negatywne moralnie konsekwencje jakie wywiera eksploatacja zwierząt na ludzi. Zazwyczaj ideałem moralnym jest świat, w którym nie ma zabijania i cierpienia. Człowiek w jakiś sposób czuje się częścią wspólnoty życia i wspólnoty odczuwania. Ludzie akceptują jednak te dwa elementy z przekonania, że „tak musi być”. A to jest podstawowy przekaz każdego sytemu. My jednak nie powinniśmy pomijać tego, co jest moralnym wzorcem, raczej uznać, że system etyczny, który w większym stopniu go spełnia jest systemem lepszym. Ten czynnik powinien być również uwzględniany w rachunku utylitarystycznym, jako spełnienie preferencji czy pragnień. W praktyce zlecając danej osobie prace przy zabijaniu zwierząt zamiast przy zbiorze jabłek czynimy wobec niej moralną różnicę. A skoro tak jest, to utylitarysta powinien uwzględniać również fakt, że system eksploatowania zwierząt niesie ze sobą całą masę takich deficytów.

    Reasumując swoją opinię odnośnie koncepcji beefizmu, to wniosek o jego utylitarystycznej wyższości nad ścisłym wegetarianizmem jest chyba stosunkowo łatwy do odparcia. Natomiast jeżeli ta koncepcja ma dowodzić, że lepiej zabić jedno duże zwierzę niż dziesięć małych, to o tym wiedzieli już historyczni myśliwi. Jest przy tym argument, który może zupełnie podważyć rachunek, który zastosował Pan porównując krowy, kury i ryby. Założone zostało, że nie tylko są one równymi podmiotami moralnymi, ale że mają również te same korzyści i straty. Skąd wiemy, że tak jest w istocie? Krowy, które idą na rzeź potrafią na przykład płakać, czego nie spotyka się u kur. Być może mają pewne dodatkowe aspekty świadomości na które wpływamy. Nawet należałoby założyć, że tak jest, skoro posiadają lepiej rozwinięty mózg. Przy człowieku utylitarysta jest skłonny je uwzględniać (np. plany na przyszłość). Ten aspekt został całkowicie pominięty, co nie pozwala uznać przedstawionych wyliczeń za właściwe.

    Mam nadzieję, że chociaż zawodowo nie zajmuję się etyką, to moje uwagi będą w jakiś sposób pomocne. Oczywiście byłbym wdzięczny, że jeśli są błędne, zostało to jasno obnażone.
  •  
  •  
    Replied by Krzysztof on Saturday, June 15 2013, 02:09 am · Hide · #4
    Pisze Pan, że hodując zwierzęta na pokarm zabijamy je, ale również powołujemy do życia, co ma być plusem. Jednak, czy powoływanie do życia może być traktowane jako coś pozytywnego moralnie, gdy ostatecznym celem jest odebranie tego życia? Należy chyba uznać, że pozytywny aspekt powołania życia jest niwelowany przez negatywny aspekt skazania na śmierć. Pozostaje zatem sama faza życia, włączając w to stan przed uśmierceniem, i tylko w tym zakresie trzeba prowadzić utylitarystyczny rachunek. Nie my ustalamy plusy lub minusy, które wynikają z samego istnienia, możemy natomiast polepszać lub pogarszać jego jakość. Jeżeli podejdziemy do tego w ten sposób że nie możemy przypisywać sobie moralnych korzyści z powołania takiego życia, to ten rachunek nie wygląda już wcale tak dobrze.

    Czy należy pochwalić naukowców, którzy w swoich laboratoriach powoływaliby do życia ludzi, aby ich później zabić (w sumie chcąc trzymać się szowinistycznej semantyki tego artykułu powinienem napisać: materiał ludzki, który w końcu i tak by obumarł)? Zapewnialiby przy tym przyjemne życie, a potem ich w różnym wieku, chyłkiem i humanitarnie zabijali. Nawet gdyby robili to wszystko w celach naukowych dla dobra całej ludzkości. Aby pominąć możliwy negatywny wpływ takich praktyk na społeczeństwo, załóżmy że dzieje się to w tajemnicy i nikt o tym nie wie. Ponieważ w artykule przyjęte zostało istotne założenie, że „Wszystkie istoty czujące są równymi podmiotami moralnymi”, więc należałoby poprzeć również działania rzeczonych naukowców, albo odrzucić koncepcję beefizmu jako etycznie dobrą opcję.

    W kwestii drugiego pytania, to moim zdaniem przedstawiona koncepcja beefizmu nie może się tu sprawdzić również ze względu na niewłaściwe wyliczenia. Dostępna wołowina w minimalnym stopniu pochodzi od „stad wołów leniwie wędrujących w dużych grupach po obszernych pastwiskach”. W znacznej mierze natomiast od maksymalnie eksploatowanych krów mlecznych i zabieranych od matek tuż po narodzeniu cieląt. Pan tej wołowinie na skali jakości życia (F) przyznał wartość dodatnią +2. Uważam, że jest to poważne nadużycie, i trudno tak naprawdę określić jaki minus powinno życie akurat tych zwierząt otrzymać.
    • Krzysztof Saja - more than a month ago
      Zgadzam się z Pana spostrzeżeniami. Problem polega na tym, że ja tylko hipotetycznie rozważałem argument, że przemysł mięsny przyczynia się do powoływania do życia. Nie uważam, że jest to jakiś plus dla tego przemysłu
Your Response
Please login first in order for you to submit comments