Chociaż jestem suprateistą[1], opowiadam się za prawem do wyznawania religii. Uważam, że każdy może akceptować dowolne przekonania religijne oraz publicznie praktykować obrzędy religijne, o ile nie pociąga to za sobą przemocy i nie prowadzi do wyrządzenia szkody żadnej żyjącej istocie ludzkiej ani pozaludzkiej. Czyjaś strata wynikająca z tego rodzaju działalności powinna stanowić nieprzekraczalną granicę wolności dla każdego wyznania. Oznacza to między innymi, iż praktykowana wiara, która przyczynia się do czyjegokolwiek cierpienia bądź nieuzasadnionego nieszczęścia, powinna zostać prawnie zakazana do momentu, w którym jej zasady zostaną w taki sposób zmodyfikowane, aby warunkiem jej wyznawania nie było szkodzenie jakimkolwiek żywym istotom oraz, by wierność jej ideałom nie mogła doprowadzić w konsekwencji do wyrządzenia komukolwiek niezasłużonej przez niego krzywdy.

Zakładam, że kryteria te powinny obowiązywać bezwzględnie i niezależnie od tego, ile wyznawców liczy religia, jak długo istnieje, i jak wielkie zasługi ma dla społeczeństwa bądź kultury, w ramach których egzystuje. Tego rodzaju zastrzeżenie sprowadza się w gruncie rzeczy do znanego i powszechnie akceptowanego postulatu, zgodnie z którym żadna religia nie może przyczyniać się do powstania takiego stanu rzeczy, że z powodu jej obecności w przestrzeni społecznej życie jakiejkolwiek istoty byłoby gorsze od tego, które mogłaby ona wieść w świecie nie podlegającym religijnemu oddziaływaniu.

Nie wszystkie religie spełniają ten warunek. Z pewnością nie spełniają go wyznania nakazujące bądź przyzwalające na wykonywanie działania znanego obecnie pod nazwą

ubój rytualny, a polegającego na uśmiercaniu zwierząt wedle ściśle określonej procedury, która ma zapewnić zgodność czynności składających się na konkretny akt zabicia zwierzęcia z podstawowymi kanonami wiary lub z wolą ustanowionego w jej ramach Boga.

Procedury rządzące ubojem rytualnym nie biorą pod uwagę w należyty sposób dobra zwierzęcia przeznaczonego do zabicia, albowiem ustalane są ze względu na nieetyczne zasady, według których potrzeby żywnościowe ludzi – ze szczególnym uwzględnieniem ludzi wierzących – nie mogą być zaspokajane niezależnie od tego, co dyktuje w tym zakresie wiara, nawet jeśli okazałoby się, że cierpienie zabijanych zwierząt byłoby dużo mniejsze, gdyby odstąpiono od przyjętego w jej ramach rytuału. Z tego powodu zakłada się, że jeżeli uśmiercanie zwierząt ma przebiegać zgodnie z wytycznymi, jakie ustanawia religia, to nawet gdyby faktycznie istniała możliwość zmniejszenia krzywdy, jaką doznają one podczas tego aktu, nie może zostać ona w żaden sposób zrealizowana.

Gdy dokonanie czynności, której nie podejmuje się w celu podtrzymywania czyjegoś życia lub ochrony zdrowia, lecz w celu zrealizowania innych, nie egzystencjalnych, potrzeb – np. w celu zaspokojenia pragnień dotyczących własnej doskonałości, poprawienia własnego samopoczucia, lub spełnienia marzeń i oczekiwań związanych z jakimś metafizycznym projektem  – powoduje niezasłużoną krzywdę podmiotu moralnego – którym jest bez wątpienia człowiek oraz niektóre zwierzęta[2] – czynność ta powinna zostać prawnie zakazana. Panuje powszechna zgoda co do tego, że nikt nie może realizować swoich celów, a tym bardziej celów o charakterze światopoglądowym, kosztem innych żywych istot. Z tego między innymi powodu potępiamy religijny kult składania ofiar. Wolność wyznania, która zakłada czyjeś cierpienie bądź prowadzi w konsekwencji do czyjejś szkody albo krzywdy, jest z całą pewnością nieuprawnionym sposobem przejawiania się religijności. Jest tak dlatego, gdyż za słuszną zwykło się uznawać tezę, której znaczenie wykracza daleko poza granice samej wiary, a mianowicie, że nie można folgować światopoglądowym zachciankom żadnego człowieka, jeśli pociągają one za sobą szkodę lub krzywdę choćby jednego żyjącego człowieka lub zwierzęcia. A taką właśnie zachcianką jest żądanie leżące u podstaw uboju rytualnego – aby przeznaczone do spożycia mięso pochodziło od zwierząt „przytomnych i zdolnych do poruszania się” w momencie śmierci[3].  

Wolność religijna stanowi bez wątpienia ważną cechę życia społecznego i jest jednym z podstawowych praw, jakie przysługuje dzisiaj obywatelom w państwach demokratycznych; nie można jednak zapominać, iż ma ona swoje granice, wyznaczone przez dobro innych istot, na straży którego powinny stać instytucje odpowiedzialne za ustalanie oraz egzekwowanie właściwego, z etycznego punktu widzenia, porządku prawnego. Jeżeli zabijając zwierzęta dysponujemy środkami, które pozwalają nam w sposób maksymalny zmniejszyć ból oraz cierpienie, jakich mogą doznawać one z tego powodu, to powinniśmy bezwzględnie skorzystać z tych możliwości bez oglądania się na to, czy takie postępowanie jest, czy nie jest w sprzeczności z jakimiś zasadami wiary, i bez względu na to, jak wielkie wywoła to niezadowolenie wśród protagonistów tej lub innej religii.

Właściwe wnioski muszą wyciągać z tego zarówno sędziowie, którzy badają konstytucyjność uboju rytualnego, jak i osoby wierzące, których religia takie praktyki dozwala.

Werdykt Trybunału Konstytucyjnego, że ubój rytualny nie jest sprzeczny z konstytucją, nie tylko daje możliwość legalnego przeprowadzania tego typu nieetycznych, i w istocie rzeczy, barbarzyńskich praktyk, ale również dużo mówi o sposobie myślenia i moralnej wrażliwości osób, które przyczyniają się do jego wydania. Każdy, kto czytał konstytucję wie, że znajdujące się w niej twierdzenia oraz sądy dotyczą tylko niewielkiej liczby spraw, które ustawodawca uznał za najważniejsze dla funkcjonowania instytucji politycznych oraz społeczeństwa, i że mają one bardzo ogólny charakter. Jeśli zatem sędziowie rozpatrują jakieś zagadnienie, do którego nie odnosi się literalnie żadne zawarte w konstytucji zdanie – a tak właśnie jest z ubojem rytualnym – to w takim przypadku swój osąd o tym, czy coś jest, czy nie jest zgodne z konstytucją, mogą sformułować tylko na podstawie wnioskowania z zawartych tam twierdzeń, które dotyczą innych kwestii. W dużym uproszczeniu wygląda to tak, że najpierw ustala się zakres zagadnień, jaki obejmują znajdujące się w konstytucji przepisy i reguły, mogące mieć znaczenie dla rozpatrywanej sprawy, a następnie na tej podstawie dochodzi się do treści zawartych w nich implicite norm prawnych, za pomocą których, jak się przypuszcza, będzie można stwierdzić jej konstytucyjność.  Jest to złożony i niezwykle żmudny proces rozumowania, który wymaga posiadania rozległej wiedzy prawniczej oraz  etycznej, wysokich kompetencji intelektualnych, znajomości zasad logicznego myślenia, a nawet niemałego doświadczenia życiowego.

Wynika z tego, że decyzji opartych na takich procedurach nigdy nie można utożsamiać z czymś takim, jak „prawdziwe rozwiązanie”, czy „prawdziwe orzeczenie”. Pomimo, iż za ich pomocą wygłasza się jednoznaczne twierdzenia o prawnych przyzwoleniach i obowiązkach, to jednak wiadomo, że są one niedowodliwe, a jedynym argumentem za ich obowiązywalnością jest to, że stoi za nimi określone gremium ludzi, którzy tworzą instytucję dysponującą w tym względzie odpowiednimi prerogatywami. Choć orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego uważa się za bezwzględnie i ostatecznie ważne w ramach takiej instytucji, jak państwo, to jednak nie wolno zapominać, że jest tak tylko na mocy obowiązującego w nim prawa, i że w swojej treści orzeczenie to mogłoby wyglądać zupełnie inaczej, gdyby jego członkami były inne osoby. Tak więc nawet jeśli w ramach idei  przywiązania do prawa ktoś zdecydowałby się uznać prawomocność werdyktu Trybunału w sprawie uboju rytualnego, nie oznacza to, że tym samym musiałby być również przekonany o jego słuszności, czy o słuszności argumentów, na podstawie których został on podjęty.

Na tej podstawie można wiarygodnie utrzymywać, że orzeczenie, iż ubój rytualny nie jest sprzeczny z konstytucją, nie musi wynikać w sposób konieczny z faktu, że tak właśnie głosi konstytucja, lecz może być konsekwencją dość przypadkowego w gruncie rzeczy zdarzenia, a mianowicie, że do takiego wniosku doszła jakaś grupa osób będących aktualnie członkami instytucji zwanej Trybunałem Konstytucyjnym, która to grupa, na mocy przyjętych w tej instytucji procedur podejmowania decyzji, wystarcza do tego, aby prywatne opinie tworzących ją osób mogły być uznane za orzeczenie całego Trybunału. Jeśli byłoby tak, jak zakładam, to sędziowie, którzy podjęli taką decyzję ponosiliby osobistą odpowiedzialność za każdą krzywdę, jaka będzie udziałem zwierząt z powodu tego orzeczenia. Każdego z nich oddzielnie można by również obarczyć winą za to, że w rezultacie wyboru, jakiego dokonał, niemała liczba zwierząt znajdzie się w dużo gorszej sytuacji, doznając zupełnie niepotrzebnego bólu i cierpienia. Jest to tak duże brzemię przewinień, że u wrażliwego człowieka świadomość tego wywołałaby z pewnością moralne skrupuły, i doprowadziłaby go przynajmniej do zadumy nad własnym postępowaniem.   

Osoby podzielające ten pogląd stoją na stanowisku, iż prawne rozstrzygnięcia nie zawsze mogą pełnić funkcję moralnego uzasadnienia. Dzieje się tak na przykład wówczas, gdy za ich pośrednictwem powołane zostaje do życia niemoralne prawo.  O tym, że nie wszystkie akty prawodawcze posiadają wymaganą sankcję moralną pamiętać powinny przede wszystkim osoby będące członkami grup religijnych nakazujących albo przyzwalających na zgodne z prawem działania, które – jak to jest w przypadku uboju rytualnego – są niesłuszne z etycznego punktu widzenia.

Moralna odpowiedzialność za cierpienie zwierząt wynikające z wykonywania tego typu legalnych czynów spada w pierwszej kolejności na barki osób, które:
1. nakazują bądź podejmują decyzję o ich wykonaniu
2. wcielają te decyzje w życie
3. wyrażają poparcie dla takich decyzji oraz działań, które realizują je w praktyce
4. odnoszą z nich korzyści jedząc mięso z zabijanych w ten sposób zwierząt
5. jawnie akceptują korzyści, jakie przynoszą one innym ludziom[4]

Wydaje się, że taka odpowiedzialność spada również na tych, którzy nie spełniają żadnego z tych warunków, ale są członkami grupy religijnej, która tego rodzaju legalne, lecz niemoralne, czynności toleruje. Jeśli ktoś odnosi jakiekolwiek wymierne korzyści z przynależności do takiej grupy – które to korzyści nie muszą wynikać ze spożywania mięsa zabijanych w taki bestialski sposób zwierząt – oraz zdaje sobie jednocześnie sprawę z niemoralnych praktyk, jakich się ona dopuszcza, i może stosunkowo łatwo z takiej grupy wystąpić, to akceptując te korzyści popiera w jakiś sposób również zło wynikające ze stosowania tych praktyk przez pozostałych członków grupy. Choć odpowiedzialność takich ludzi za krzywdę, jaką wyrządza się zwierzętom, jest niepomiernie mniejsza, aniżeli odpowiedzialność tych, którzy spełniają warunki wyrażone w punktach 1-5, to jednak nie mogą oni powiedzieć, że żadnej odpowiedzialności za to nie ponoszą.


[1] M. Rutkowski, Suprateizm, czyli o tym dlaczego bezsensowny jest teizm i ateizm, http://etykapraktyczna.pl/trackback?post_id=82

[2] C.W. Morris, “The Idea of Moral Standing”, w: The Oxford Handbook of Animal Ethics, red. T.L. Beauchamp, R.G. Frey, Oxford 2013, s. 255-276

[3] P. Singer, Wyzwolenie zwierząt, Warszawa 2004, s. 219-222

[4] A.J. Simmons, Moral Principles and Political Obligation, Princeton 1979, s. 126-131

Zdjęcie pochodzi z: http://gazetabaltycka.pl/promowane/uboj-rytualny-w-pelni-swiadomemu-zwierzeciu-podcina-sie-szyje-po-czym-pozostawia-aby-moglo-sie-wykrwawic