Każda nierówność wobec prawa powinna mieć swoje uzasadnienie. Jeśli nauczyciel matematyki, który jest gejem, jest tak samo wykwalifikowany pod względem merytorycznym, dydaktycznym i wychowawczym jak jego heteroseksualny kolega, nie ma powodu, aby nie miał uczyć dzieci. Jeśli lesbijka miałaby kwalifikacje do tego, aby być opiekunką do dzieci lub prezydentem Rzeczpospolitej, nie powinniśmy jej tego zabraniać. Czy nie istnieją jednak istotne różnice między parą gejów a parą osób heteroseksualnych, które usprawiedliwiałyby uprawnienia małżeńskie dla drugich, zakazując ich zarazem pierwszym? Poniżej przedstawię główne powody, które skłaniają mnie do takiego poglądu.

Struktura argumentu z dyskryminacji

Zarzut niesprawiedliwej dyskryminacji jakiejś grupy ma uzasadnienie, jeśli grupie tej nie przysługują pewne prawa, które posiada inna grupa, choć nie różnią się one od siebie niczym istotnym. Stwierdzenie niesprawiedliwej dyskryminacji opiera się zatem na następującym ciągu myślowym:

  1. Uprawnienie A przysługuje grupie osób P1.

  2. Uprawnienie A nie przysługuje grupie osób P2.

  3. Grupa osób P2 nie różni się niczym istotnym od grupy osób P1. Osoby z grupy P1 nie mają żadnej cechy dodatkowej x, której nie posiadają osoby z grupy P2, a która stanowiłaby uzasadnienie dla uprawnienia A.

  4. Zatem: Osoby z grupy P2 są dyskryminowane i nie przyznanie im uprawnienia A jest niesprawiedliwe.

Nie wydaje się jednak, aby OSOBY homoseksualne były dyskryminowane w naszym kraju w powyższym sensie. Jeśli przez uprawnienie A rozumieć zespół praw i obowiązków regulowany przez polskie prawo, które wyznaczają instytucję małżeństwa, osoby homoseksualne nie są ze względu na nie dyskryminowane. Każda osoba, bez względu na orientację seksualną, jeśli tylko spełni odpowiednie warunki, może zawrzeć związek małżeński. Jeśli jakiś gej, powiedźmy Adam, chciałby poślubić jakąś lesbijkę, powiedźmy Ewę, nie usłyszy, że nie może tego zrobić ze względu na orientację seksualną jego czy jego partnerki. Nie znam przypadków dyskryminacji OSÓB homoseksualnych ze względu na prawo do małżeństwa. Osoby homoseksualne są więc w innej sytuacji niż, np. niepełnosprawni czy ubodzy. Homoseksualiści nie są pokrzywdzeni dlatego, że nie mogą wyegzekwować posiadanych praw. Dyskryminacja grup społecznie upośledzonych przybiera bowiem taką właśnie formę. To, że np. brak rozwiązań architektonicznych w budynkach państwowych dyskryminuje osoby poruszające się na wózkach inwalidzkich związane jest z faktem, że nie mogą oni wyegzekwować prawa, np. do głosowania czy edukacji. Osoby homoseksualne nie są jednak dyskryminowane w ten sposób. Nie są osobami, wobec których nie przestrzega się prawa. Jeśli spotkalibyśmy się z takimi przypadkami, należałoby je potępić.

Osoby homoseksualne często są dobrze zorganizowanymi, wpływowymi i inteligentnymi ludźmi. Środowiskom LGBT nie może zależeć więc na zniesieniu dyskryminacji OSÓB o odmiennej orientacji seksualnej - co zazwyczaj słyszy się w mediach – lecz na zmianie prawa dotyczącego PAR jednopłciowych. Celem środowisk zrzeszających gejów i lesbijki jest więc taka zmiana prawa, która nie dyskryminowałaby PAR jednopłciowych. Jednak to, iż PARY takie są dyskryminowane nie może być wykazane w oparciu o powyższe rozumowanie, które dotyczy OSÓB. Poprawny argument z dyskryminacji par jednopłciowych względem par dwupłciowych zrekonstruować należy następująco:

  1. Uprawnienie A (małżeństwo) przysługuje grupie osób P1, które stanowią PARY dwupłciowe.

  2. Uprawnienie A nie przysługuje grupie osób P2, które stanowią PARY jednopłciowe.

  3. Pary z grupy P2 nie różnią się niczym istotnym od par z grupy P1. Znaczy to, że pary z grupy P1 nie mają żadnej cechy dodatkowej x, której nie posiadają pary z grupy P2, a która stanowiłaby uzasadnienie dla uprawnienia A.

  4. Zatem: Pary z grupy P2 są dyskryminowane i nie przyznanie im uprawnienia A jest niesprawiedliwe.

Czy argumentacja powyższa jest poprawna i może być użyta, aby uzasadnić zmianę polskiego prawa? Na wstępie należy zauważyć, że nie istnieje prawo do małżeństwa, które przysługiwałoby wszystkim ludziom bez względu na posiadane przez siebie cechy oraz osobom w dowolnych związkach. Nie jest więc automatycznie dyskryminujące to, że niektórzy ludzie nie mogą wejść ze sobą w związek małżeński. Można byłoby tak stwierdzić, literalnie czytając art. 16 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, która stwierdza, iż:

Art.16. (1) Mężczyźni i kobiety bez względu na jakiekolwiek różnice rasy, narodowości lub wyznania mają prawo po osiągnięciu pełnoletności do zawarcia małżeństwa i założenia rodziny.

Dosłowne odczytanie powyższego artykułu byłoby jednak błędem. Nie mamy przecież prawa poślubić kogoś, i nie uznamy tego faktu za niesprawiedliwą dyskryminację, jeśli moją żoną miałaby być moja córka, jeśli moja przyszła żona nie wyraziłaby na to zgody, jeśli miałbym już żonę. Nie mogę poślubić sam siebie ani mojej umierającej babci, aby uzyskać jakieś wyższe świadczenia społeczne. Nie uznamy też za niesprawiedliwą dyskryminację OSÓB ani PAR zakaz wchodzenia w związek małżeński braci i sióstr czy osób niepełnoletnich. Aby udowodnić więc, że pary jednopłciowe powinny móc zawierać małżeństwa, nie wystarczy stwierdzić, że prawo do małżeństwa jest podstawowym prawem człowieka. Literalnie rzecz biorąc, tak bowiem nie jest. Z pewnością nie w tym sensie, że każdy obywatel ma prawo żądać zawarcia małżeństwa kiedy i z kim chce.

Aby dowieść, że pary jednopłciowe powinny mieć te same uprawnienia do zawarcia małżeństwa co pary dwupłciowe, należałoby dowieść, że prawdą jest przesłanka (3), tj. że pary dwupłciowe nie mają żadnej cechy dodatkowej x, której nie posiadają pary jednopłciowe, a która stanowiłaby uzasadnienie dla formalizacji związku w postaci małżeństwa.

Czym różni się związek jednopłciowy od dwupłciowego?

Odmówienie prawa do małżeństw homoseksualistom powinno opierać się na faktach, nie zaś na przekonaniach religijnych czy ideologicznych. To samo dotyczy przypisania im uprawnień małżonków. Przyjrzyjmy się więc kilku faktom dotyczącym związkom jedno i dwupłciowym. Według Rocznika Demograficznego z 2010 roku1 ludność polska żyjąca w rodzinach wynosi 34 mln osób2 przy czym dzieci urodzone w trakcie trwania małżeństwa stanowią 80% wszystkich urodzonych w 2009 roku. Trzeba jednak uwzględnić, że spora część rodziców bierze ślub po uzyskaniu świadectwa urodzenia swego dziecka, w statystykach ich dzieci widnieją więc jako pozamałżeńskie. Jeśli połowa par, które urodziły dzieci pozamałżeńskie zawiera związek małżeński w późniejszym okresie, około 90% dzieci w Polsce żyje w rodzinach, w których rodzice są małżonkami. W związku z tym przytłaczająca większość małżeństw ponosi duże koszty związane z wychowaniem. Jak szacują analitycy Centrum im. Adama Smitha minimalny koszt wychowania jednego dziecka w Polsce (do osiągnięcia dwudziestego roku życia) wynosi 160 tys. zł, dwójki zaś 280 tys. zł. Do tego należy dodać poświęcony czas, który mógłby zostać spożytkowany na osiąganie sukcesów zawodowych. Poza tym wychowanie nie kończy się zazwyczaj w wieku lat dwudziestu. Po jakimś czasie małżonkom „rodzą się” wnuki.

Obraz polskiego małżeństwa nie byłby kompletny bez danych dotyczących rozwodów. Ponieważ separacje stanową znikomy odsetek i raczej mają charakter przejściowy, nie będę ich brał pod uwagę. Na 250 tyś3. zawartych małżeństw w 2009 roku przypadło 65 tyś4 rozwodów. Prawdopodobieństwo rozwodu nie jest jednak równo rozłożone. Jest ono wysoko skorelowane z ilością posiadanych dzieci. Tak więc około 50% rozwodów dotyka małżeństw bez dzieci, 38% rozwodów dotyczy małżeństw z jednym dzieckiem. Jeśli małżeństwo ma 3 lub więcej dzieci, ilość rozwodów stanowi jedynie 4%5. Trwałość związku między dwojgiem ludzi jest więc wysoko skorelowana z ilością posiadanych dzieci. Małżeństwa wiec, pomimo zmieniających się postaw w ostatnich dziesięcioleciach, ciągle pozostają bardzo stabilną instytucją wspierającą wychowywanie i edukację. Warto zauważyć, że dzieci poniżej 18 roku życia pozostające z małżeństw rozwiedzionych w 2009 stanowiły 68806 osób, co w stosunku od wszystkich dzieci w naszym kraju (7.3 mln. w 2009 roku7) wynosi jedynie 0.1%8. Małżeństwa są więc modelową komórką rodzinną - bardzo stabilnym środowiskiem, w którym przychodzi na świat większość Polaków, którzy następnie są utrzymywani, wychowani oraz edukowani przez rodziców.

Jak natomiast wyglądają dane dotyczące dzietności par homoseksualnych, które zechciałyby zawrzeć związek małżeński? Jak wyglądają ich realne możliwości wychowawcze, tzn. jakie jest prawdopodobieństwo ponoszenia przez nie ciężarów edukacyjno-wychowawczych? Nie istnieją dane statystyczne dotyczące rodziców homoseksualnych w Polsce. Nie ma takich danych również w rocznikach statystycznych np. Dani czy Holandii (są to kraje, w których istnieje możliwość zawarcia małżeństwa między osobami tej samej płci). W statystykach tych krajów nie wyróżnia się małżeństw ze względu na orientację seksualną. Prawdopodobnie uznaje się to za dyskryminujące. Wystarczy tu jednak dedukcja.

Biologia jest nieubłagana: mężczyźni nie mogą zajść w ciążę wcale, kobiety natomiast jedynie przy udziale mężczyzn. 100% par homoseksualnych, które chciałyby wstąpić w związek małżeński, nie może spłodzić wspólnych dzieci. Jeśli mają potomstwo, jednym z biologicznych rodziców nie będzie partner w związku. Rodzi to zazwyczaj problemy prawne i wychowawcze. Podobne dysproporcje dotyczą wychowywania. Ponieważ bez udziału osób przeciwnej płci pary jednopłciowe nie mogą począć dzieci, zazwyczaj nie maja również kogo wychowywać. Istnieją jednak pewne wyjątki. Zasadniczo wśród rodzin par jednopłciowych wyróżnić można trzy kategorie: pary wychowujące biologiczne dzieci jednego z partnerów, urodzone w poprzednim, heteroseksualnym związku, pary lesbijek wychowujące dzieci poczęte metodą in vitro lub w drodze sztucznej inseminacji, adopcja dzieci niespokrewnionych z partnerami lub opieka zastępcza nad takimi dziećmi. Część par jednopłciowych teoretycznie mogłoby więc stać się rodzicami, jeśli NAJPIERW uznalibyśmy, iż mają one prawo do zapłodnienia in vitro, do adopcji lub przejęcia praw rodzicielskich. Aby podnieść współczynnik dzietności par jednopłciowych, co mogłoby stanowić sposób zrównania ich w tym względzie z parami heteroseksualnymi, najpierw należałoby jedak podjąć dyskusję dotyczącą praw rodzicielskich dla homoseksualistów. Wielu aktywistów LGBT w publicznych wypowiedziach rzekomo odcina się od tych postulatów, pragnąc jedynie posiadać te same uprawnienia małżeńskie, co heteroseksualiści bez prawa do zapłodnienia lub adopcji dzieci. Jeśli jednak zgodzilibyśmy się, że pary jednopłciowe nie mogą żądać poczęcia lub adopcji dzieci, podstawy swe traci argument, że nie różnią się one niczym istotnym od par dwupłciowych.

Co więcej, nawet jeśli wcześniej przyznalibyśmy parom jednopłciowym prawa do zapłodnienia in vitro czy sztucznej inseminacji, zauważyć trzeba, że dotyczyłoby ono jedynie około 50% wszystkich par jednopłciowych (lesbijek). Nie można spodziewać się również masowych adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Większość ludzi czuje bowiem opór przed wychowywaniem obcych biologicznie osób. Poza tym przyznanie prawa do adopcji konkretnej parze wymaga spełnienia wielu rygorystycznych kryteriów, które obecnie trudno jest spełnić również osobom heteroseksualnym. Podejrzewać więc można, że jedynie niewielki odsetek par jednopłciowych posiadałby i wychowywał dziecko. Jak można wyczytać w broszurze wydawanej przez Kampanię na Rzecz Homofobii, reprezentującej środowiska LGBT, „w szeroko zakrojonym badaniu norweskim (2983 gejów i lesbijek) 10 proc. respondentów odpowiedziało, że ma dzieci, a 5 proc. przyznało, że ich dzieci przebywają z nimi we wspólnym gospodarstwie domowym”9. Podejrzewać więc można, że ilość sformalizowanych par jednopłciowych wychowujących dzieci wahałaby się między 5 a 10%. Dysproporcje między małżeństwami heteroseksualnymi a związkami jednopłciowymi są więc olbrzymie: gdy mówić o prawdopodobieństwie powołania do życia osób różnica ta wynosi jak 80% do 0%, w kwestii wychowania natomiast 80% do 5%. Osoby, które weszłyby w homoseksualne związki sformalizowane w bardzo małym prawdopodobieństwem przyczyniłyby się więc do poczęcia a następnie wychowania nowych obywateli. Co więcej, pamiętać trzeba, że odsetek 5% małżeństw jednopłciowych wychowujących dzieci mógłby stać się faktem pod warunkiem, że NAJPIERW uznalibyśmy, że mają one takie uprawnienie. To natomiast, czy para lesbijek może żądać zapłodnienia in vitro czy adopcji jest jeszcze bardziej kontrowersyjne niż zgoda na niektóre uprawnienia ekonomiczne czy prawne, związane z instytucją małżeństwa.

Istnieje więc poważna różnica między małżeństwami heteroseksualnymi a ewentualnymi małżeństwami jednopłciowymi. Różnica, która znosi zarzut dyskryminacji. Aby argument „z dyskryminacji” par jednopłciowych był bowiem konkluzywny, prawdziwa musiałaby być przesłanka (3), która zakłada brak istotnej między nimi różnicy. Taka różnica jednak istnieje: małżeństwa homoseksualne nie są instytucją mogącą w jakikolwiek sposób promować dzietność oraz promować ponoszenie ciężarów wychowawczych rodziców. Mogą mieć one zazwyczaj charakter kontraktów zawartych jedynie w interesie zainteresowanych stron. Dotyczy to zazwyczaj tak motywacji, jak i prawie zawsze skutków zawartych związków. Pary jednopłciowe nie wnoszą więc porównywalnej wartości dodanej do społeczeństwa danego kraju, chcąc czerpać takie same korzyści jak pary dwupłciowe. Ów brak symetrii małżeństwa jednopłciowe czyniłby niesprawiedliwymi.

Dlaczego dzieci są ważne?

Jednak nie każda różnica między grupami osób jest moralnie i prawnie istotna. Dlaczego więc odsetek małżeńskich narodzin oraz wychowywania dzieci miałby być ważną cechą różnicującą pary jednopłciowe od dwupłciowych? Dlaczego nie powinniśmy tych faktów zignorować? Istnieje kilka ważnych powodów.

Po pierwsze, w naszym społeczeństwie uprawnienia małżeńskie faktycznie skorelowane są z ilością posiadanych dzieci. Jest to statystyczny fakt. Najczęściej rozpadają się bowiem małżeństwa osób, które nie mają lub mają jedynie jedno dziecko, najbardziej stabilne są natomiast małżeństwa wielodzietne. Ponieważ rozwodnicy przestają korzystać z uprawnień małżeńskich, prawdopodobieństwo trwałego posiadania uprawnień małżeńskich wzrasta wraz z ilością posiadanych dzieci.

Po drugie, małżeństwo to bardzo poważna instytucja. Wiedzą o tym osoby rozwiedzione, które tracąc w wyniku rozwodu pewne korzystne dla nich uprawnienia, wciąż po rozwodzie obciążone są przez prawo wieloma obowiązkami związanymi ze swoją decyzją. Małżeństwo to bowiem nie tylko zbiór korzystnych uprawnień, ale również ważne obowiązki. Uzyskanie rozwodu nie jest więc kwestią prostą, zazwyczaj związane jest z podziałem majątku, obciążeniami alimentacyjnymi na dzieci oraz współmałżonka. Ciężar owych obowiązków wzrasta zazwyczaj wraz z ilością potomstwa. Małżeństwo obarczone jest więc olbrzymim „ryzykiem” posiadania dzieci, które powoduje ryzyko posiadania długotrwałych obowiązków wobec innych. Korzyści prawne i ekonomiczne płynące z małżeństwa uzasadnione są więc również obowiązkami, które wiszą nad małżonkami. Obowiązki te natomiast w dużej mierze związane są z posiadaniem dzieci.

Po trzecie, łożenie przez wszystkich obywateli na korzystne uprawnienia innych grup powinno mieć swoje dobre uzasadnienie. Dlaczego osoby w małżeństwach mają mieć różnego rodzaju ulgi podatkowe i „darmowe” ułatwienia prawne? Jaki jest powód, aby wspierać ich takimi przywilejami? Dlaczego podnosić prestiż związków małżeńskich odpowiednią ceremonią, podniosłą atmosferą, gestami urzędników państwowych i uznaniem rodziny i świadków? To, że ktoś czuje miłość i pragnie spędzić ze sobą życie, nie wydaje się wystarczającym powodem. Bardzo dobrym uzasadnieniem są jednak dzieci. W sytuacji mniej lub bardziej stabilnych relacji międzynarodowych, dzieci to przyszli obrońcy, osoby dbające o interes wspólnoty. Przyczyniają się do stabilności demograficznej kraju. To dzieci, przez większość swojego życia płacąc podatki, zasilać będą wspólną służbę zdrowia, policję, administrację czy system emerytalny, z których korzystać będziemy na starość. To one będą konsumentami i odbiorcami dóbr, które sprzedawać będą ich rodzice. To one wynajdą technologie czy lekarstwa, które ułatwią nam życie w podeszłym wieku. To jedynie dzieci mogą być gwarantem kultury, języka i dziedzictwa narodowego, do ochrony których m.in. powołane jest państwo. Zrozumiało to wiele krajów, które z powodów niskiej dzietności swych obywateli skazane są na ryzykowne w długiej perspektywie przyjmowanie dużej ilości imigrantów. Imigranci zaś radykalnie zmieniają charakter populacji takich krajów jak Niemcy, Dania czy Holandia. Co raz śmielej promuje się więc politykę pronatalistyczną. Najprostszą i najskuteczniejszą jej formą jest natomiast polityka prorodzinna. Małżeństwa heteroseksualne są bowiem instytucją prognozującą najbardziej stabilne środowisko do rozwoju i wychowania dzieci. Wspieranie heteroseksualnych małżeństw wydaje się więc najbardziej sensowną inwestycją w dobrostan doświadczany w długiej perspektywie czasu.

Czy bezdzietni powinni być małżonkami?

Jeden z podstawowych zarzutów wysuwanych przeciwko natalistycznemu uzasadnieniu uprawnień małżeńskich polega na wskazaniu, że istnieją przecież małżeństwa bezdzietne, którym przysługują te same uprawnienia co tym, którzy posiadają dzieci. W jaki sposób więc uprawnienia małżeńskie mogą być ugruntowane na dzietności, skoro nie wszystkie małżeństwa posiadają dzieci? Czy osoby bezpłodne lub kobiety po menopauzie nie powinny mieć prawa do małżeństwa? Czy nie jest niesprawiedliwym to, że pary jednopłciowe łożą na przywileje niektórych małżeństw dwupłciowych, które z powodu swego podeszłego wieku nie będą miały dzieci? Jak uzasadnić te dysproporcje między bezpłodnymi parami heteroseksualnymi a parami jednopłciowymi?10

Wydaje się, iż istnieją dwa główne uzasadnienia. Po pierwsze, ponieważ uprawnienia prawne muszą być pragmatycznie skuteczne, prawo nie może być nadmiernie skomplikowane. Dane uprawnienie czy sankcja muszą być skorelowane z takimi grupami osób, które najprawdopodobniej posiadać będą własności uzasadniające to uprawnienie. Nie przyznajemy praw wyborczych siedemnastolatkom, gdyż wychodzimy z założenia, że ich kompetencje do podejmowania decyzji politycznych są zbyt małe. Uzasadnienie takie nie dotyczy jednak wszystkich siedemnastolatków. Wielu z nich posiada większe kompetencje obywatelskie niż niejeden siedemdziesięciolatek. Czy nie jest dyskryminujące to, że np. siedemnastoletni laureat olimpiady z wiedzy o społeczeństwie nie ma pełni praw obywatelskich, a przysługują one osobie, która ma demencję starczą? Nie można niestety stanowić prawa, które potrafiłoby precyzyjnie nadawać uprawnienia zawsze i tylko tym osobom, wobec których byłoby to w pełni sprawiedliwe. Jeśli trudno jest uczynić inaczej, uprawnienia prawne nadaje się pewnym grupom osób ze względu ich TYPOWE CECHY, biorąc pod uwagę PRAWDOPODOBIEŃSTWO jej wystąpienia. To, że jakaś osoba czy wąska grupa osób charakteryzuje się innymi cechami niż typowi przedstawiciele jej grupy, ze względu na które to typowe cechy przypisujemy grupie pewne uprawnienia, nie stanowi jeszcze powodu do stwierdzenia dyskryminacji. Tym bardziej, gdy osób tych nie karzemy, ale przypisujemy im korzystne dla nich, choć de facto niesprawiedliwe, uprawnienia. Wydaje się, że sytuacja taka dotyczy dwupłciowych par bezdzietnych. Ilość małżeństw, które nie mają dzieci, stanowi około 10%. O znacznej większości par heteroseksualnych domniemywać można, że będą miały potomstwo. Większość z nich tego pragnie, czasami jednak jedno z małżonków ma problem z płodnością. O swojej chorobie dowiaduje się po kilku latach od zawarcia małżeństwa i bardzo często podejmuje próby leczenia. Przed zawarciem małżeństwa bardzo trudno jest jednoznacznie stwierdzić, które pary będą miały z tym kłopot. Nie wydaje się również rozsądnym, aby przed formalizacją związku wymagać zaświadczeń o płodności. Biorąc pod uwagę niewielkie ryzyko niepłodności oraz coraz skuteczniejszą możliwość jej leczenia, nie byłoby mądrym zmieniać wiekowe status quo. Również po zawarciu małżeństwa w obliczu przeżywanego dramatu bezpłodności byłoby szkodliwym w imię „sprawiedliwości” rozwiązać małżeństwa bezpłodne. Powinno się raczej wspierać leczenie choroby lub nakłaniać do adopcji cudzych dzieci.

Jak ocenić jednak małżeństwa osób, o których możemy być pewni, że są bezpłodne? Osobami trwale bezpłodnymi są kobiety po menopauzie. Jest to nowe zjawisko związane z podniesieniem się średniej długości życia. Kilkadziesiąt lat temu znakomita większość kobiet wychodziła za mąż w wieku płodnym. Prawo więc nie musiało różnicować małżonków ze względu na wiek, gdyż nie było takiej potrzeby. Czy istnieje ona dzisiaj? Zgodnie z danymi demograficznymi za 2009 rok odsetek kobiet, wychodzących za mąż w wieku starszym niż 45 lat wynosił 4%11. Założyć jednak należy, że duża część z tych małżeństw to małżeństwa powtórne, w których są już dzieci, inne dotyczą formalizacji związków, w których dzieci były już urodzone wcześniej. Podejrzewać więc można, że wśród wszystkich małżeństw znajduje się około 1% tych, które zawarte są przez osoby bezdzietne oraz nie zdolne do posiadania dzieci z racji wieku. Czy 1% osób w grupie, które niesprawiedliwie nabywają uprawnienia jej członków, powinno być argumentem za tym, aby zmieniać wielowiekowy prawny status quo, ryzykując że wzbudzi to duże poczucie krzywdy oraz zaniecha realizację pobocznych celów małżeństwa jakimi są promowanie monogamii, miłości czy wzajemnej opieki na starość? Zapewne wiele z tych kobiet, które wyszły za mąż w wieku dojrzałym, pragnęło założyć rodzinę już wcześniej. Czy fakt, że znalazły partnera trochę za późno byłby rozsądnym uzasadnieniem, aby odmówić im małżeństwa, jeśli znalazły go o rok później, niż przewidywałoby ewentualne prawo?

Tak więc bezpłodne pary dwupłciowe nie tylko stanowią statystycznie nieistotną anomalię, którą rozsądnie jest zignorować stanowiąc prawo, ale z natury rzeczy, w przeciwieństwie do par jednopłciowych, będą taka anomalię stanowiły. Naturalne jest, że pary dwupłciowe są płodne. Sytuacja par jednopłciowych wygląda natomiast zupełnie inaczej. To, że nie posiadają one dzieci nie jest anomalią czy wynikiem późno rozpoznanej choroby, ale ich TYPOWĄ, NATURALNĄ CECHĄ. Anomalią jest posiadanie dzieci przez pary jednopłciowe. Co więcej, STATYSTYCZNIE istnieje bardzo małe prawdopodobieństwo, że zostaną one rodzicami.

Filozofia małżeństwa a uprawnienia państwowe

Wszystko co zostało powiedziane powyżej wystarcza, moim zdaniem, do odparcia zarzutu o dyskryminacji par jednopłciowych. Przedstawiona argumentacja opiera się jednak na natalistycznym i wychowawczym uzasadnieniu instytucji małżeństwa, które było ratio legis rozwoju tej instytucji w dziejach. Małżeństwo od wieków było legalną formą przekazywania sukcesji oraz instytucją wzmacniającą i chroniącą najsłabszych członków rodziny. Pozostanie „starą panną” czy bękartem dla wielu było przekleństwem. Nieskonsumowane pożycie lub fakt bezpłodności mogły stać się podstawą rozwiązania małżeństwa. Jednak może pora zmienić tę staroświecką koncepcję i uznać, że nie jest to już przekonująca ideologia małżeństwa? Może status małżonków powinniśmy nadawać każdemu, kto deklaruje wzajemną miłość i chęć spędzenia ze sobą życia, a cechy, takie jak prawdopodobieństwo płodności i stania się rodzicem, nie powinny być wcale brane pod uwagę?

Dyskusja dotycząca podstaw i uzasadnienia małżeństwa to jednak zupełnie nowy i skomplikowany temat. Nie wiele wspólnego ma on z formułowanym publicznie argumentem „z dyskryminacji”. Pytania powyższe mogą stanowić jedynie asumpt do nowej dyskusji nad filozofią rodziny i małżeństwa. Warto jednak zwrócić uwagę, że istnieją poważne ograniczenia owej nowoczesnej, tj. romantyczno-partnerskiej wizji formalnego związku. Jeśli podstawą korzystnych uprawnień małżeńskich miałoby być uczucie oraz deklaracja wspólnego życia, jak uzasadnić wymóg łożenia na przywileje małżeńskie przez całe społeczeństwo, więc również przez tych, którzy są rodzicami, którzy są kawalerami lub pannami. Co takiego wnoszą do społeczeństwa ci, którzy postanawiają spędzić ze sobą życie, że uzasadniać miałoby to ich korzystne uprawnienia? Dlaczego państwo miałoby jakkolwiek powody aby wtrącać się za sprawą swoich urzędników w takie „romantyczne przedsięwzięcia”? Indywidualne przedsięwzięcia, które niekoniecznie promują istotne z punktu całej wspólnoty cele. Romantyczna wizja miłości i związku jest bowiem bardzo młodym „wynalazkiem” (związana jest z przemianami obyczajowymi lat sześćdziesiątych) i jako społeczny eksperyment niekoniecznie niesie same korzyści. Jeśli przyjrzymy się danym statystyczny np. Holandii12 czy Danii13, możemy zauważyć, że ilość związków małżeńskich, rozwodów oraz dzieci urodzonych poza małżeństwami jest znacznie większa niż kilkadziesiąt lat wcześniej czy obecnie w Polsce. Dlaczego państwo miałoby wspierać model związków, który nie sprzyja stabilności środowiska rodzinnego?

To, że prawo nie zezwala na zawieranie małżeństw jednopłciowych przez PARY homoseksualne, nie stanowi jeszcze o dyskryminacji OSÓB ze względu na ich orientację seksualną. Klimat tolerancji i poszanowania osób o innej orientacji seksualnej jest ważny. Homofobia jest szkodliwa i krzywdząca. Wśród nas żyją homoseksualiści, których stygmatyzacja jest złem. Jeśli mają taką potrzebę, powinni móc wyrażać swoją inność. Nie wolno dyskryminować osób ze względu na orientację seksualną. Nie należy jednak mylić moralnej oceny relacji homoseksualnych, homofobii, braku tolerancji czy "ciasnej atmosfery zaścianka" z kwestią formalizacji małżeństw jednopłciowych. Mogę mieć wielu wybitnych przyjaciół gejów i uważać, że ich prawne roszczenia są nieuzasadnione. Nie powinno się bowiem ustanawiać niesprawiedliwego prawa, w celu polepszenia społecznej atmosfery wokół homoseksualistów.

Rozwinięty tekst w postaci artykułu naukowego przeczytać można w czasopiśmie Diametros:
O dyskryminacji par jednopłciowych, Diametros 34 (grudzień 2012)

1Rocznik demograficzny, red Halina Dmochowska (Warszawa: Główny Urz̨ad Statystyczny, 2010).

2Dmochowska, s 165.

3Ibid., 179.

4Ibid.

5Ibid., 245.

6Ibid., 247.

7Dmochowska, Rocznik demograficzny, 130.

8{Citation}

‘Ile kosztuje wychowanie dzieci w Polsce? - eGospodarka.pl - Finanse’ <http://www.finanse.egospodarka.pl/31376,Ile-kosztuje-wychowanie-dzieci-w-Polsce,1,48,1.html> [udostępniono 22 czerwiec 2011].

10Zob. M. Klinowski, ‘Moralność, reprodukcja i homoseksualizm’, Diametros, 2005, 21-50 (s 47).

11Dmochowska, s 184.

12Statistics Neatherlands, Statistical Yearbook 2010 (Statistics Neatherlands).

13Statistical Yearbook 2010, red Stefan Jul Gunnersen (Denemark: Statistics Denmark).