Część wegetarian i obrońców zwierząt uznaje, że jedzenie mięsa jest moralnie złe. Zazwyczaj ocena taka ma ogólny charakter i nie bierze pod uwagę istotnych różnic między gatunkami hodowanych zwierząt. Ten sam rodzaj zarzutów stosuje się w odniesieniu do spożywania wołowiny, wieprzowiny, baraniny, kurczaków czy ryb. Z drugiej strony, spotkać można przekonanie, że jeśli ktoś ma problemy ze zmianą diety na bezmięsną, zawsze lepiej jest zostać semiwegetarianinem niż tkwić przy diecie mięsnej. Niejednokrotnie za najmniej moralnie naganne uznaje się spożywanie ryb (ichtiwegetarianizm), dieta taka oceniana jest bowiem z większym uznaniem niż krytykowane zwyczaje mięsożerców. Choć wśród wegetarian spożywanie jedynie ryb uznaje się za zatrzymanie się w pół drogi do zalecanej postawy moralnej, tj. pełnego wegetarianizmu lub weganizmu, ichtiwegatarianizm traktuje się je jako wyraz troski o dobrostan zwierząt i moralnie lepsze rozwiązanie niż pozostanie typowym mięsożercą. Jak będę jednak dowodził spożywanie ryb jest z perspektywy trzech szeroko akceptowanych przez obrońców praw zwierząt założeń etycznych moralnie najgorszym rozwiązaniem. Osoby jedzące jedynie ryby w świetle przekonań zakładanych przez samych wegetarian działają bowiem moralnie gorzej niż osoby, które są pełnymi mięsożercami.

Kilka prostych faktów

Główna siła mojego argumentu nie opiera się na moralnych przekonaniach, lecz na prostych faktach. Zebrane są one w poniższej tabeli. Tabela ta jest rozwiniętą o informacje dotyczące hodowli świń wersją tabeli opublikowanej przeze mnie wcześniej. Ponieważ wpis ten jest dalszym ciągiem rozważań na temat beefizmu, z tego względu nie będę wyjaśniał poszczególnych wierszy poniższej tabeli. Pełniejsze objaśnienie jej treści znaleźć można tu.

alt

Bydło

alt

Świnie

alt

Drób (kurczaki)

alt

Ryby (karp)

(A) Średnia masa rzeźna

400kg

100kg

2 kg

1.5 kg

(B) Średnia długość życia w hodowli

30 mcy

6mcy

4,5 mcy

40 mcy

(C) Ilość zabitych zwierząt danego gatunku w celu zaspokojenia całkowitego średniego spożycia mięsa w ciągu roku (70kg/rok) (gdyby spożywać mięso tylko tego gatunku)

0.175 zwierzęcia

0.7 zwierzęcia

35 kurczaków

46 karpi

(D) Ilość wszystkich zabitych zwierząt w ciągu średniego życia mięsożercy (70 lat)

12

49

2450

3220

(E) Suma długości życia zwierząt hodowlanych w ciągu średniej długości życia człowieka (BxD)

30 lat

25 lat

919 lat

10733 lat

(F) Założony, nieempiryczny współczynnik jakości życia podczas hodowli (skala od -3 do 3)

1

-2

-2

-1

(G) Wartość moralna Q = Jakość życia (F) x ilość lat (E)

30Q

 -50Q

-1835Q

-10733Q

Wegetarianizm moralnym obowiązkiem?

Zwolennicy wegetarianizmu przedstawiają różne rodzaje racji, które przemawiać mają na jego korzyść. Część z nich to racje moralne, inne natomiast mają charakter pozaetycznych  (choć trzeba zauważyć, że dla utylitarysty każdy skutek działania jest istotny do jego oceny). Wskazuje się, iż spożywanie mięsa przyczynia się do:

Wymienia się też pozytywne skutki diety bezmięsnej, która ma powodować:

Powyższe racje są jednak zbyt mało istotne aby uzasadnić mocną tezę, iż spożywanie mięsa jest moralnie naganne. Mogą stanowić one podstawę bądź do namysłu nad roztropną czy mądrą dietą bądź do zmiejszenia szkodliwych skutków hodowli i spożywania mięsa (np. poprzez zmiejszenie intensywności hodowli czy ilości zabijanych zwierząt). Nie uzasadnią one jednak mocnej tezy, że większość osób żyjących w krajach przemysłowych powinna zostać wegetarianami. Stanowiska takiego broni jednak np. Peter Singer, Tom Regan czy Gary Francione (ciekawy wykład P.Singera na ten temat obejrzeć można tu).

Trzy typy argumentów moralnych za wegetarianizmem

W celu uzasadnienia mocnej tezy, że mamy moralny obowiązek ograniczyć spożywania mięsa, należy podać ważkie racje moralne. Istnieją trzy główne powody, ze względu na które często uzasadnia się nieetyczność jedzenia mięsa. Można głosić, że nie należy być mięsożercą:

Powyższe trzy sposoby argumentacji są bardzo kontrowersyjne i doczekały się szerokiej debaty wśród etyków akademickich. Nie będę zajmował się próbą ich uzasadniania lub obalania. Załóżmy, że są one prawdziwe. To, co mnie interesuje to konsekwencje ich zaakceptowania dla namysłu nad spożywaniem ryb.

Cierpienie ryb jako istotny czynnik oceny

Pierwsza z moralnych racji za wegetarianizmem, za utylitarystą P.Singerem (jego poglądy szerzej omówiłem w pierwszym wpisie dotyczącym beefizmu) głosi, iż zło spożywania mięsa związane jest z cierpieniem zwierząt: ich hodowla, a zwłaszcza współczesna, nowoczesna produkcja przemysłowa, transport oraz ubój powodują znaczny ból i stres zwierząt. Zło zabijania nie jest związane więc z łamaniem ich prawa do życia, lecz z cierpieniem. Gdyby zwierzęta nie cierpiały podczas chowu i uboju, ich spożywanie nie byłoby moralnie naganne.  Dla typowych utylitarystów bowiem wartość życia istoty sprowadza się do pozytywnego odczuwania przez nie swego życia oraz możliwości realizacji pragnień.  Samo powodowanie śmierci, sama śmierć nie jest zła. To, co z perspektywy moralności ma znaczenie,  to niska jakość życia.

Jeśli jesteśmy zwolennikami powyższej tezy, z przedstawionej tabeli zainteresować powinny nas przede wszystkim wiersze E (długość życia) oraz F (intensywność cierpienia). Gdy liczy się bowiem ilość cierpienia, które generuje hodowla i ubój, intensywność oraz czas trwania cierpień zwierząt wydają się najistotniejsze. Jeśli jesteśmy semiwegetarianami oraz intensywność cierpień świń i wołów byłaby podobna (co, jak wskazałem omawiając beefizm, jest fałszem), to powinniśmy spożywać wieprzowinę. Świnie są bowiem bardzo wydajnymi producentkami mięsa. Aby wyprodukować 100kg wieprzowiny poświęcić należy 6 miesięcy świńskiego życia, natomiast 100kg wołowiny wymaga 7,5  miesiąca z życia bydła. Proporcje te mogą ulec jednak zmianie, gdybyśmy rozważyli spożywanie wołowiny pochodzącej z bardziej wydajnych ras wołów. Nie zmieniłoby to jednak ogólnych proporcji, które wskazują na to, że jedzenie wołowiny lub wieprzowiny relatywnie powoduje najkrótszą ilość cierpień.

Gdy rozważamy cierpienie, spożywanie karpi jest najgorszym z możliwych rozwiązań. Ryby te są bowiem bardzo mało wydajnymi producentkami mięsa: 100kg karpia to 222 lat rybiej wegetacji. W rezultacie, jeśli założymy że karp podczas hodowli cierpi tak jak wół czy świnia, hodowla karpi może powodować w sumie 358 razy dłuższe cierpienia niż hodowla bydła.

Ryby i ich prawo do życia

Drugą moralną racją przeciwko spożywaniu mięsa (a zatem zabijaniu zwierząt) jest obrona tezy, że zabijanie zwierząt gwałci ich prawa do życia. Nawet jeśli sposób hodowli oraz uśmiercania byłby maksymalnie bezbolesny lub wręcz gwarantujący wyższą jakość życia zwierząt hodowlanych niż zwierząt żyjących w naturze, nie wolno nam zabijać ich z błahych powodów. Niektóre zwierzęta (np. kręgowce) mają bowiem to samo prawo do życia co ludzie - jeśli nie wolno hodować i zjadać ludzi, z tych samych powodów nie wolno hodować i zabijać zwierząt. Prawo do życia zwierząt jest więc nadrzędne nad chęcią ich konsumpcji.

Jeśli wyszlibyśmy z powyższego założenia oraz przyjęli, że karpie mają taki sam status moralny co świnie, fakty, które powinny przyciągnąć naszą uwagę, zawarte są w wierszu D powyższej tabeli.

Jeśli uważamy, że moralnie złe jest zabijanie zwierząt, ważne jest ile z nich uśmiercilibyśmy, gdybyśmy mieli je zjadać. W ciągu dziesięciu lat spożywania mięsa śmierć poniosłoby więc bądź 1,7 wołów, bądź 7 świń, bądź 350 kurczaków, bądź 460 karpi.

Czy w interesie ryb jest bycie wołem?

Trzeci sposób moralnego uzasadniania wegeterianizmu zakłada, że zwierzęta posiadają wiele istotnych interesów, które, jeśli nie mielibyśmy być szowinistami gatunkowymi, powinniśmy traktować na równi z interesami ludzi. Interes człowieka aby zjeść kotleta ma mniejszą wagę niż pragnienie zwierzęcia, aby nie zostać zabitym lub aby nie cierpieć podczas hodowli.

Ten typ argumentacji nie sprzyja jednak bardziej konsumentom ryb. Namysł nad interesami zwierząt doprowadzi nas bowiem do konkluzji zbliżonych do tych, na które wskazywałem w poprzednich rozdziałach. Trudno jest jednak odgadnąć, czy np. zwolennik równego rozważania interesów powinien przejmować się długością cierpień czy też ilością zabitych zwierząt. Zależne jest to bowiem od sposobu rozumienia pojęcia interesu. Jest ono jednak bardzo niejednoznaczne i często bywa używane w kilku różnych znaczeniach. Nie wchodząc w głębszą analizę wymienić można np. takie sposoby jego użycia, w których interes jest:

Założenie idei równego rozważania interesów w stosunku do zwierząt powoduje dodatkowe kłopoty. Porównywanie interesów zwierząt jest jeszcze trudniejsze niż porównywanie ich cierpień czy praw. Analogicznie do słynnego pytania J.S.Milla “Czy lepiej być zadowoloną świnią czy niezadowolonym Sokratesem?” można zadać pytanie, czy lepiej być niezadowoloną krową czy zadowoloną rybą? Czy więcej silniejszych (bardziej wartościowych?)  interesów posiada 270 karpi czy jedna krowa? Czy w równym stopniu posiadają one interes aby żyć i interes aby nie cierpieć, czy zależy to od ich zdolności kognitywno-emocjonalnych? Czy na ilość ich interesów wpływa długość trwania ich życia, czy nie jest od niego zależna? Czy aby posiadać interes, należy być go świadomym, czy wystarczy, że się do niego “dąży”?

Jeśli chcielibyśmy twierdzić, jak mogą sądzić zjadacze ryb, że zaspokojenie interesów woła jest bardziej istotne niż zaspokojenie interesów 260 karpi, należałoby podać choćby szkic odpowiedzi na powyższe pytania, szkic, który nie redukowałby interesów jedynie do cierpienia. Rozwiązaniem powyższych kłopotów mogłoby być bowiem zredukowanie namysłu nad interesem zwierząt jedynie do ich przyjemności lub bólu, wtedy jednak stanowisko trzecie sprowadza się do powyżej przedstawionych rozważań nad cierpieniem.

Status moralny i cierpienie ryb

Aby uznać, że zabicie 460 ryb jest czymś moralnie gorszym niż 1.7 woła wystarczy zaakceptować dwie przesłanki:

WAŻNE PRZESŁANKI ARGUMENTU Z PRAW ZWIERZĄT

WAŻNE PRZESŁANKI ARGUMENTU Z MINIMALIZACJI CIERPIEŃ

Przesłanki (b) są bardzo intuicyjne i nie wydaje się, aby potrzebna była ich obrona. Zwolennicy ichtiwegetarianizmu mogliby jednak twierdzić, że nie jest prawdziwa przesłanka (a), ponieważ status moralny lub poziom odczuwania bólu różnych gatunków zwierząt jest odmienny.

Założenie, że organizmy różnych gatunków zwierząt, w tym człowieka, mają różny status moralny i w różnym stopniu podlegają moralnej ochronie, nazwać można gatunkowizmem. Na pierwszy rzut oka założenie takie wydaje się poprawne. Gatunkowizm zgodny jest z codzienną ludzką praktyką. Nikt z nas nie zastanawia się, ile otrutych owsików czy pcheł przeważa wartość życia psa czy kota. Zabicie jakiegoś drobnego organizmu nie stanowi dla nas dylematu. Filozoficzne pytanie ile istnień owsików można poświęcić aby ratować dobrostan człowieka dla większości ludzi wyda się szczytem filozoficznego absurdu. Życie pasożytów nie stanowi dla nas bowiem żadnej wartości.

Jednak taki intuicyjny, zdroworozsądkowy, potoczny gatunkowizm z perspektywy etyki wymaga uzasadnienia. Po pierwsze, niezmiernie blisko jest mu do potępianego przez wielu obrońców zwierząt “szowinizmu gatunkowego”. Po drugie, w świetle naszych intuicji trudno ryby traktować jak drobne pasożyty. Jeśli życie czy jakość życia ryb, podobnie jak owsików, wcale nie miałyby podlegać ochronie moralnej, akcje wielu obrońców zwierząt mających na celu ich bardziej “humanitarny” chów czy okołogwiazdkowy ubój, krytyka ciasnych akwariów czy połowów ryb na haczyk okazałyby się całkowicie irracjonalne. Po trzecie, aby uzasadnić spożywanie ryb, przy jednoczesnym krytykowaniu zabijania kur, nie wystarczy jedynie powiedzieć, że ryby są gorzej rozwinięte pod względem poznawczym czy emocjonalnym niż kury, a kurczaki niż ludzie. Obrońcy ichtiwegatarianizmu, którzy swą argumentację uzasadniają gatunkowizmem, musieliby bowiem udowodnić, że lepiej jest pozbawić życia 268 ryb niż jedną przeciętną krowę. Należałoby zatem wykazać, że status moralny karpi jest co najmniej 268 razy niższy niż status moralny wołów. Jeśli przyjęlibyśmy, nie bez trudnych do zaakceptowania innych i niespodziewanych konsekwencji, że status moralny danego gatunku jest funkcją jego możliwości poznawczo-emocjonalnych, należałoby pokazać, że karpie są 270 razy “głupsze” od wołów. Ogrom tych dysproporcji, które należałoby udowodnić, można sobie uświadomić, gdy spostrzeżemy, że osoba uzyskująca 50IQ w testach na inteligencję jest jedynie dwa razy “głupsza” niż osoba, której testy dają wynik 100IQ. Czy aby na pewno wół jest 268 razy bardziej inteligentny i “uczuciowy” niż karp? Nawet jeśli skupimy się na cierpieniu i założymy, że współczynnik cierpienia ryb (F) jest znacznie niższy z powodów neurofizjologicznych (ryby są gorzej niż woły rozwinięte pod względem poznawczym i emocjonalnym), aby orzec porównywalną moralną wartość spożywania mięsa tych gatunków zwierząt należałoby uznać, że różnica w odczuwaniu cierpienia między karpiami a bydłem wynosi 1 do 358. Jest to pytanie empiryczne. Potoczne doświadczenie oraz, jak sądzę, badania empiryczne wydają się jednak przeczyć takiej tezie. Czy jakiekolwiek współczesne badania potwierdzają bowiem przekonanie o tak dużych dysproporcjach w odczuwaniu bólu, stresu czy frustracji z niezaspokojonych interesów u ryb i ssaków?  Dysproporcjom takim zaprzeczają z pewnością sami obrońcy zwierząt, walcząc np. z praktyką sprzedaży żywych karpi podczas świąt Bożego Narodzenia.

Podsumowanie

Nawet jeśli zaakceptujemy główne tezy etyczne, które często są podstawą krytyki spożywania mięsa, okazuje się, że jedzenie jedynie ryb może być moralnie bardziej naganne niż urozmaicona dieta mięsna. Błędne jest bowiem powszechne przekonanie, które zakładają nawet najbardziej wpływowi obrońcy praw zwierząt, że uprawiając etykę diety (etykę tego co jemy) możemy mówić w dużej ogólności, dzieląc pożywienie jedynie np. na produkty mięsne i roślinne. Okazuje się bowiem, co starałem się udowodnić tu oraz we wpisie o beefizmie, że spożywanie różnych rodzajów mięsa może mieć radykalnie różne skutki a w konsekwencji doczekać się bardzo odmiennej oceny moralnej.

Zatem, jeśli złem jest cierpienie zwierząt, spożywanie ryb może być 358 razy bardzie moralnie naganne niż jedzenie wołów, jeśli natomiast moralny problem diety mięsnej leży w lekkomyślnym pozbawianiu zwierząt życia, spożywanie ryb jest 270 razy gorsze niż jedzenie wołowiny.

15.10.2012: Na podstawie tego wpisu ukazał się mój artykuł "The Moral Footprint of Animal Products" w czasopiśmie Agriculture and Human Values