Redakcja Bloga EP zadała kilka pytań prof. Janowi Hartmanowi (kierownik Zakładu Filozofii i Bioetyki Collegium Medicum UJ) na temat oceny łamania praw autorskich, piractwa oraz porozumienia ACTA. Poniżej publikujemy przysłane odpowiedzi.

W jaki sposób ocenia Pan piractwo rozumiane jako używanie dóbr intelektualnych bez nabycia do nich praw np. poprzez ich zakup. Czy masowe używanie dzieł takich jak muzyka, filmy, książki bez ich legalnego zakupu przez wiele osób uznaje Pan za niemoralną formę masowej i powszechnej kradzieży czy też korzystanie z prawa do uczestnictwa w kulturze?

Cóż, kradzież jest wtedy, gdy ten, komu zabieram, nie ma już tej rzeczy, którą zabrałem. Ściągnięcie filmu to drobny występek przeciw cudzej własności (ale nie kradzież). Znacznie poważniejszym występkiem jest handlowanie (lub w inny sposób osiąganie korzyści) z cudzych utworów, do których nie ma się praw. Jest to zamach na cudze prawa i niesprawiedliwe uszczuplenie cudzych zysków. Takie postępowanie powinno być nie tylko zagrożone wysoką sankcją (a jest), lecz również na serio ścigane (a nie jest).

Czy ocena ta dotyczy w równym stopniu dóbr rozrywkowych, oprogramowania, książek naukowych, „nieoryginalnych” lekarstw i części zamiennych do samochodów?

Naruszenia cudzej własności intelektualnej mogą mieć różny charakter i skalę. Niektóre patenty są wątpliwe i niejasne, inne całkiem oczywiste i słuszne. Co więcej, w różnych krajach wygląda to różnie z prawnego punktu widzenia, a umowy międzynarodowe nie wszystko dokładnie regulują. Generalnie podrabia się i plagiatuje na potęgę, bo poczucie naganności takiego postępowania jest bardzo ograniczone. Nie sądzę, żeby to się miało istotnie zmienić.

Czy naukowcy mogą bez uzasadnionego poczucia winy korzystać z nielegalnych, internetowych bibliotek książek i artykułów naukowych, z których ściągnąć można „za darmo” bardzo wiele prestiżowych publikacji zagranicznych?

Oczywiście, że nie mogą.

Czy szkoły wyższe powinny stosować sankcje dyscyplinarne, gdyby naukowiec został przyłapany na posiadaniu „nielegalnej biblioteki”? Czy prawo powinno przewidywać sankcje za takie praktyki?

Nie wyobrażam sobie takiej sprawy dyscyplinarnej, skoro wciąż zamiata się pod dywan ordynarne plagiaty. Ale w przyszłości, kto wie?

Czy niekomercyjne używanie pirackich kopii programów komputerowych, np. edytorów tekstu, grafiki, filmów, gier, powinno być karane?

Powinno być karane symbolicznie – kwotą grzywny zbliżoną do wartości najnowszej wersji danego programu. Byłby to taki mały „nakaz legalizacji”. To tak, jakby kontroler w autobusie tylko kazał wykupić bilet.

Czy ocena piractwa dóbr intelektualnych zależy od poziomu ekonomicznego rozwoju kraju, w którym proceder ten ma miejsce?

Oczywiście, że tak. Nie można wymagać tego samego od mieszkańców Wybrzeża Kości Słoniowej i Lazurowego Wybrzeża.

Gdzie powinna leżeć granica między prawem dysponowania własnością intelektualną a dobrem publicznym?

Ta granica wymaga ciągłego negocjowania. Sądzę, że dobrym kompasem w poszukiwaniu konsensusu jest maksymalizacja zysków właścicieli praw – im się do pewnego stopnia opłaca „piractwo”, a powyżej pewnego progu już nie. Sądzę, że mali domowi piraci powinni być w zasadzie pozostawieni w spokoju.

Czy porozumienie ACTA zagraża swobodom obywatelskim?

Gdyby jakiś rząd chciał popisać się przed USA gorliwością, to faktycznie można sobie wyobrazić jakieś „wejścia z futryną” o 6 rano. Na większą skalę zagrożenia nie ma, bo wszyscy chcą mieć komfort swobodnego korzystania z sieci – łącznie z premierem i posłami.