Suprateizm

Zagadnienie, czy istnieje transcendentny Bóg, można rozważać na dwa sposoby. Pierwszy polega na przedstawieniu konkretnych argumentów za tym, że on jest lub za tym, że go nie ma. Drugi dotyczy natomiast namysłu nad przedkładanymi w tej sprawie argumentami, co pozwala na klasyfikowanie ludzi według stanowisk, jakie zajmują wobec problemu istnienia takiego Boga.

Z tego punktu widzenia teistami nazywa się tych, którzy są przekonani, że Bóg istnieje obiektywnie i że można tego dowieść na drodze rozumowej. Powiedzenie, że istnieje obiektywnie oznacza, że jego istnienie jest niezależne od przekonań na ten temat i że mógłby istnieć nawet wtedy, gdyby nigdy nie powstał żaden ludzki umysł. Z kolei powiedzenie, że w tej sprawie możliwe jest rozumowe dowodzenie, tożsame jest ze zdaniem, że przesłanki, z których wynika jego istnienie mogą być albo twierdzeniami syntetycznymi albo analitycznymi, i jako takie podlegają logicznym procedurom wnioskowania oraz weryfikacji. Taki charakter mają między innymi znane dowody na rzecz istnienia Boga formułowane przez Arystotelesa, Tomasza z Akwinu, Anzelma z Canterbury czy Kartezjusza. Ci, którzy się do nich odwołują aby dowieść istnienie Boga, nazywani są teologami. Za zwolennika tak rozumianego teizmu można uznać również osobę, która nie potrafi argumentować w tak wyrafinowany sposób, jeśli szczerze uważa, że rozum jest głównym źródłem wiedzy o istnieniu Boga oraz o przysługujących mu atrybutach.

Sposób, w jaki poznajemy Boga nie jest istotą teizmu. Jest nią twierdzenie, że istnieje Bóg. Dlatego teistą może być również osoba, która zaprzecza temu, że rozum jest podstawowym źródłem wiedzy o Bogu, a pewności co do jego istnienia nabywa za pomocą wewnętrznego doświadczenia zwanego mistyczną ekstazą lub mistyczną intuicją, które nie jest ani wnioskowaniem ani obserwacją, lecz jakimś rodzajem bezpośredniego, choć pozapercepcyjnego i pozarozumowego, kontaktu z transcendentną rzeczywistością. Mistyk, jako teista, dochodzi zatem do przekonania o istnieniu Boga w sposób pozaempiryczny i niedyskursywny. W teologii chrześcijańskiej do rozpowszechnienia tej odmiany teizmu przyczynił się Aureliusz Augustyn i Pseudo-Dionizy Areopagita, natomiast dojrzałą formę uzyskała ona między innymi w pracach Bernarda z Clairvaux, Johannesa Eckharta i Henryka Suzo. 

Mistycyzm jest często utożsamiany z apofatyczną odmianą teizmu. Jest to pogląd słuszny tylko wówczas, gdy odnosi się do umiarkowanej (gnoseologicznej) wersji apofatyzmu, której najbardziej znanym przedstawicielem był Thomas Merton. Głosi ona, że Bóg istnieje i sam w sobie może być istotą inteligibilną, jednak poznanie go znajduje się poza możliwościami, jakimi dysponuje ludzki rozum. Jest natomiast niesłuszny, gdy utożsamia mistycyzm na przykład z ontyczną wersją apofatyzmu utrzymywaną przez hinduskiego jezuitę Anthony’ego de Mello, która zakłada całkowitą niepoznawalność Boga, a przyczynę tego stanu rzeczy upatruje nie w ułomności ludzkich władz poznawczych, lecz w  naturze samego Boga. Z tego punktu widzenia pytanie o racje przemawiające za istnieniem Boga wydaje się bezsensowne nie dlatego, że natura boska znajduje się poza granicami ludzkiego poznania, lecz dlatego, że jest częścią rzeczywistości, która jest niepoznawalna sama w sobie. Takie myślenie często prowadzi do przekonania, że problem istnienia Boga może być rozpatrywany tylko na drodze negacji. Oznacza to, że nadając znaczenie terminom orzekanym o Bogu, możemy mówić tylko o tym, jak nie należy ich rozumieć, a jedyna dostępna z tej perspektywy wiedza może dotyczyć jedynie tego, w jaki sposób Bóg nie istnieje, czym lub kim nie jest oraz jaki nie jest.

Ani teolog, ani mistyk, ani też apofata nie negują istnienia Boga. Zakładają też zgodnie, że pytanie o jego istnienie jest autentycznym pytaniem, a wypowiedzi na ten temat nie są pozbawione sensu. Różnią się między sobą głównie co do tego, za pomocą jakich metod można Boga poznać oraz w jakim zakresie możliwa jest taka wiedza. Powszechnie uważa się, że poglądu teistycznego nie należy jednak mylić ze stanowiskiem, jakie w tej sprawie mają agnostycy oraz ateiści. U podstaw tej tezy leży szeroko podzielana opinia, że z punktu widzenia zarówno agnostycyzmu jak i ateizmu nie można mówić o racjach, które uzasadniałyby przekonanie o istnieniu transcendentnego Boga.

Agnostyk utrzymuje, że nie sposób dowiedzieć się, czy taki Bóg istnieje czy nie istnieje. Nie wyklucza jednak możliwości jego istnienia, ani nie jest skłonny sądzić, że pytania na ten temat są pozbawione sensu. Jeśli z dwóch osób jedna jest zdania, że Bóg istnieje, a druga ma na ten temat zdanie przeciwne, to w tej sytuacji zmuszony jest przyznać, że nie dysponuje wiedzą potrzebną do tego, by ustalić, która z nich ma rację. Co więcej, uważa również, że takiej wiedzy nie może mieć nikt inny. To nie przeszkadza mu twierdzić, że każda z tych osób wypowiada sądy, które mogą być prawdziwe lub fałszywe, i zalecać jednocześnie, abyśmy żadnego z nich nie uznawali. Czy stanowisko agnostyka faktycznie sprzyja sceptycyzmowi w odniesieniu do kwestii istnienia Boga? Wydaje się, że nie bardziej, niż niektóre odmiany teizmu. Agnostyk nie neguje istnienia Boga; utrzymuje tylko, że faktu tego nie można dowieść. Jednak to samo mogą również twierdzić osoby wierzące. Jedyna istniejąca między nimi różnica, która ma znaczenie doktrynalne, polega na tym, że w przeciwieństwie do agnostyka teista jest przekonany, że istnieją racje przemawiające za istnieniem Boga. Rzecz jednak w tym, że teiści na ogół nie mogą spełnić tego warunku. Na pewno nie spełniają go ci spośród nich, którzy wyrażają przeświadczenie, że Bóg nie może być przedmiotem rozumu. Takie stanowisko oznacza bowiem, że nie potrafimy zdefiniować Boga w terminach posiadających uchwytne znaczenie. Każdy, kto tak sądzi przyznaje tym samym, że nie jest w stanie zrozumieć żadnego zdania, jakie wygłasza na temat Boga. Tak więc teista, który pogląd ten utrzymuje musi zgodzić się co do tego, że nawet gdyby było prawdą, że ma  bezpośredni kontakt z Bogiem, to i tak nie mógłby sensownie głosić przekonania o przysługujących mu atrybutach, gdyż przekonanie to wyrażone byłoby w terminach, których znaczeń nie rozumie. Zgodnie z tą zasadą nie można być sensownie przekonanym, że turelemum de fikse piksus, jeśli nie pojmuje się o czym tu mowa.

W tym miejscu mogą pojawić się nieporozumienia co do zakresu, jaki obejmuje zarzut stawiany w ten sposób osobom wierzącym. Niektórzy będą go zapewne używać jedynie w wersji minimalistycznej. W takim rozumieniu teista cierpi na swoisty syndrom zamknięcia, albowiem nie potrafi zwerbalizować swojej wiedzy w przestrzeni publicznej, tj. nie potrafi wyrazić i przekazać innym, co wie o Bogu. Z tego powodu, to co sam wie na ten temat nie może stanowić dla nikogo innego autentycznej wiedzy. Choć wersja ta zakłada, że osoby religijne nie są w stanie sformułować ani jednego zdania o Bogu, które byłoby zrozumiałe dla innych ludzi, nie wyklucza jednak sytuacji, w której ostatecznie możliwe jest, że na swój własny sposób potrafią one odkryć i poznać prawdę na ten temat. To budzi poważne wątpliwości. Skoro teista nie może opisać Boga tak, aby było to zrozumiałe dla innych, to czy może to uczynić w taki sposób, aby było to zrozumiałe dla niego samego? Jeśli powodem wskazanej niemożności jest brak możliwości opisania Boga w terminach zrozumiałych dla ludzkiego rozumu, to odpowiedź musi być przecząca. Teista bowiem nie tylko nie potrafi sformułować na ten temat zdań zrozumiałych dla innych – problem w tym, że on sam ich również nie rozumie. Jego wewnętrzny monolog o Bogu może być dla niego zrozumiały tylko wówczas, gdy odnosi się bezpośrednio do treści wypełniających jego własny umysł; w innym wypadku zawierałby wyłącznie nonsensy. Żaden jednak akt poznawczy nie odkrywa prawdy o bytach umiejscowionych w obrębie świata zewnętrznego jeśli dotyczy tylko stanu jakiegoś umysłu i gdy nie prowadzi do zrozumiałych pojęć oraz twierdzeń, które do tego świata się odnoszą.

Dowodzi to, że sceptycyzm, jaki emanuje z agnostycyzmu nie jest obcy również osobom wierzącym w transcendentnego Boga. Niektórzy z nich, jak mistycy czy apofaci, czynią go częścią własnego światopoglądu religijnego w sposób mniej lub bardziej świadomy. Podstawowe pytanie dotyczy jednak tego, czy charakteryzuje on także teologów, a więc tych, którzy nie tylko uważają, że istnienie Boga jest właściwym przedmiotem rozumowania, lecz są również przekonani, że jest to prawda, którą stosunkowo łatwo można dowieść.

Głównym problemem, jaki napotyka teolog jest zakładana przez niego idea transcendentności Boga, która przenosi go poza granice dostępnego nam bytu. Jeśli decyduje się on dowieść istnienia takiego Boga na drodze rozumowania, może to zrobić tylko za pomocą języka, a to pociąga za sobą znajomość znaczenia używanych w nim pojęć oraz reguł wnioskowania. Tak więc, gdy mówi na przykład: „Bóg istnieje”, „Bóg jest sprawiedliwy” albo „Bóg jest dobry”, to zakłada, że zarówno on sam, jak i każdy, kto go słucha, w podobny sposób rozumie treść tych wypowiedzi. Mówiąc to musi zatem rozumieć, co w odniesieniu do Boga znaczy termin „istnieje”, „sprawiedliwy” oraz „dobry”. Znajomość tych terminów oraz składających się z nich wypowiedzi jest warunkiem koniecznym do tego, aby przysługujące Bogu atrybuty, a w konsekwencji również Bóg jako złożona z nich całość, mogły być przedmiotem poprawnego rozumowania. Gdybyśmy nie znali ich znaczenia, to wypowiadając się w ten sposób nie tylko nie mówilibyśmy o Bogu, ale, co gorsze, nie mówilibyśmy niczego sensownego. Jest to poważny problem, gdyż przypisując Bogu supranaturalistyczną naturę pozbawiliśmy się z jednej strony możliwości nadania tym terminom  znaczeń na podstawie autentycznych aktów poznawczych, tj. takich, dla których Bóg jest rzeczywistym przedmiotem poznania, z drugiej zaś strony, między innymi w obawie przed antropomorfizacją Boga, unieważniliśmy z góry wszelkie próby scharakteryzowania go za pomocą pojęć, których znaczenie zostało ukonstytuowane w odniesieniu do świata empirycznego.

Co zatem tak naprawdę czyni osoba wierząca w Boga, która za pomocą jednego ze znanym argumentów udowadnia jego istnienie? W zasadzie są trzy możliwości. Pierwsza zakłada, że terminów orzekanych o Bogu używa w znaczeniu, jakie mają one w odniesieniu do ludzi. Wówczas jednak Boga nieuchronnie uczłowiecza, co zwykle jest niemałym grzechem. Druga polega natomiast na stosowaniu negacji ad infinitum. Postępowanie to sprowadza się głównie do dowodzenia, jak terminów orzekanych o Bogu nie należy rozumieć. Z tego punktu widzenia zdanie „Bóg istnieje” mogłoby na przykład znaczyć, że Bóg nie istnieje ani tak jak ja, ani tak jak mój kot Pyśka. Wydaje się jednak, że ostatnia możliwość byłaby dla zwolennika rozumowego dowodzenia Boga najgorsza. Oznacza bowiem, że jego wypowiedzi są pozorne, więc tak naprawdę nie wie o czym mówi. Z tej perspektywy pozbawione sensu byłoby nie tylko to, co sam głosi na temat Boga, ale również i to, co zawiera religijna tradycja i święte księgi. W tej sytuacji jedynym pocieszeniem mogłoby być uznanie religii za użyteczną fikcję, jaką pełnią na przykład bajki, baśnie czy legendy.               

Taki stan rzeczy zmienia dotychczasowe przekonania na temat relacji, jaka miałaby zachodzić między osobami religijnymi a ateistami. Według powszechnego mniemania, jeśli ateista głosi, że Boga nie ma, a teista, że Bóg jest, i jeśli uznajemy, że oba zdania się wykluczają, prowadzi to z konieczności do wniosku, że poglądy ateisty na kwestię istnienia Boga są sprzeczne z poglądami teisty. Z tego między innymi powodu w świadomości potocznej ateizm był zawsze uważany za światopogląd całkowicie przeciwnym teizmowi.

Rzecz jednak w tym, że choć stanowisko ateisty w kwestii istnienia Boga jest formalnie przeciwne temu, jakie w tej sprawie zajmuje teista, nie oznacza to jednak, że stanowisk tych nic nie łączy i że pierwsze jest całkowicie niezależne od drugiego. Otóż ateista, pomimo iż nie zgadza się ze zdaniem „Bóg istnieje”, uważa je za równie autentyczne i sensowne, jak osoba wierząca. Jest to zrozumiałe, gdyż zdaje sobie zapewne sprawę, że nie mógłby poważnie przeczyć zdaniom, które uznaje za nonsensowne. Jeśli zatem wdaje się w polemikę z osobami, które podzielają przekonanie o istnieniu transcendentnego Boga, to fakt, że uznaje to przekonanie za fałszywe nie pozwala mu zakwestionować jego sensu. Bardziej interesuje go wykazanie, że nie jest ono prawdziwe, aniżeli to, co w przypadku tego typu przekonań wydaje się najważniejsze a mianowicie, czy w ogóle mogą być one prawdziwe lub fałszywe. Zdań na temat transcendentnego Boga nie można jednak uznać za prawdziwe bądź fałszywe jeśli się ich nie rozumie, a potrafimy je zrozumieć tylko wówczas, gdy wiemy, w jaki sposób można je zweryfikować lub sfalsyfikować. Ateista nie ma jednak takiej wiedzy. Nie odczuwa nawet potrzeby jej posiadania, gdyż nie rozpoznaje znaczenia, jakie wiedza ta może mieć w sporze, który prowadzi z wiernymi. Dowodząc, że zdanie „Bóg istnieje” jest nieprawdziwe, odwołuje się zazwyczaj do krytycznego rozważenia tradycyjnych argumentów na rzecz istnienia Boga. Jego głównym celem jest pokazanie, że rozumowanie teistyczne zawiera błędy. Nie jest jednak świadomy, że tym samym daje mu imprimatur  i włącza je do zbioru sensownych wypowiedzi.

Całą sytuację dobrze ilustruje podany przez Bertranda Russella przykład kosmicznego czajniczka. Otóż wyobraźmy sobie osobę, która z pełnym przekonaniem informuje nas, że gdzieś w przestworzach po eliptycznej orbicie jednej z planet krąży czajniczek pełen herbaty o niewyobrażalnym aromacie. Planeta jest tak odległa od ziemi, a czajniczek tak niewielkich rozmiarów, że nie sposób go wykryć. Aby uwierzytelnić swoją wypowiedź osoba ta przedstawia liczne argumenty, które mają niezbicie dowodzić, że fakt ten rzeczywiście ma miejsce. Ci, którzy po zapoznaniu się z przedstawioną argumentacją nie uwierzyli w istnienie czajniczka mogą zrobić dwie rzeczy: mogą sformułować stosowne kontrargumenty, czyli podjąć równie poważną próbę wykazania, że zaprezentowane rozumowanie jest wadliwe i nie uzasadnia wniosku o istnieniu takiego czajniczka; mogą też skwitować całą tę opowieść wzruszeniem ramion, gdyż w głębi ducha uważają, że osoba ta żartuje lub prawi nonsensy. Każda poważna polemika z argumentami uzasadniającymi istnienie czajniczka uwiarygadnia i nobilituje poglądy czajniczkowiczów, gdyż zakłada, że sensowna jest zarówno teza o jego istnieniu, jak i argumenty, których używają na jej poparcie. Wydaje się jednak, że w odniesieniu do wypowiedzi egzystencjalnych, które nie wyrażają sądów możliwych do zweryfikowania, a takimi wypowiedziami są włąsnie zdania: „Istnieje Bóg”, „Istnieje kosmiczny czajniczek” lub „Latający Potwór Spaghetti w pełni popiera krasnoludki pomagające sierotce Marysi”, wdawanie się w dyskusję na temat słuszności bądź niesłuszności racji mających przemawiać za ich prawdziwością jest zachowaniem całkowicie irracjonalnym. Postępując w ten sposób afirmujemy nieprawdę, gdyż sugerujemy, że zdania te opisują jakąś konkretną rzeczywistość oraz, że opisują ją w sposób dla nas zrozumiały.

Ateista, który w dobrej wierze wdaje się w polemikę z osobą wierzącą na temat słuszności jednego z dowodów na istnienie transcendentnego Boga, najprawdopodobniej myli poprawność zdań o Bogu z ich sensownością. Zdanie uważa się na ogół za poprawne, jeśli spełnia techniczne wymogi języka, w którym jest wyrażone. Sensowne jest natomiast dopiero wówczas, gdy ma znaczenie i gdy można wskazać, co przemawia przeciwko jego prawdziwości. Językowo poprawne wypowiedzi nie muszą być zatem sensowne. O zdaniach: „Kwadrat skacze wyżej niż grypa żołądkowa” lub „Statystyczny smerf jest bardziej zamożny niż Wenezuelczyk”  powiemy, że są gramatycznie poprawne, niemniej odmawiać będziemy im sensu dopóki nie poznamy warunków, które umożliwiłyby ich weryfikację lub falsyfikację. Tak samo jest ze zdaniami o Bogu. Wielu ludzi nie wierzących w Boga jest przekonanych, że wie co oznaczają zdania: „Bóg istnieje” lub „Boga nie ma”. Są również przekonani, że dyskusja na ten temat może być w pełni sensowna i nie widzą nic absurdalnego w tym, że biorą w niej udział. Tak naprawdę ich wiedza o Bogu sprowadza się jedynie do wiedzy o tym, co na jego temat sądzą osoby religijne. Opinia, jaką w tej kwestii mają teiści z podanych wcześniej powodów nie może mieć jednak żadnego sensu. A zatem o ile twierdzenie teisty o istnieniu Boga jest nonsensowne i jeśli wiedza ateisty na ten temat jest taka sama jak wiedza, którą ma teista, to twierdzenie ateisty, że Boga nie ma, jest równie nonsensowne.

Ateista niczego nie dowodzi jeszcze z jednego powodu. Otóż teista nie tylko, że wikła go w rozważania dotyczące problemów, które sam kreuje (tak jak moja córka przed laty angażowała mnie co wieczór w dyskusję na temat Hermenegildy Kociubińskiej, o której istnieniu wcześniej kompletnie nic nie wiedziałem), ale tworząc dowody na rzecz istnienia istoty transcendentnej zmusza ateistę do obrania jedynej możliwej w tym przypadku drogi rozumowania – zbijania przedstawionych przez siebie argumentów. W takim położeniu ateista nie ma szans. Nawet bowiem jeśli dowiedzie ponad wszelką wątpliwość, że argumenty te są błędne, nie oznacza to, że tym samym dowiódł, iż fałszywy jest wniosek, który miały one uzasadniać. Cokolwiek by nie zrobił, teista zawsze może pokazać, że jego przekonanie o istnieniu Boga pozostało nienaruszone.

Osoby wierzące często wykorzystują trudną sytuację, w jakiej znajdują się ich oponenci, aby utwierdzić się w przekonaniu o słuszności własnych przekonań religijnych. Ich rozumowanie przebiega następująco: jeśli ateista nie może obalić tezy, że Bóg istnieje i jeśli nie może również uzasadnić tezy przeciwnej, że Boga nie ma, to wynika z tego, że przekonanie o istnieniu Boga jest prawdziwe. Teista zdaje się nam zatem mówić, że skoro nie jesteśmy w stanie udowodnić nieistnienia Boga, to powinniśmy uznać prawdę zdania „Bóg istnieje”. Rozumowanie to nie prowadzi jednak do założonego celu. Nie bierze bowiem pod uwagę, że brak dowodów na rzecz prawdziwości tezy o nieistnieniu Boga nie implikuje, iż teza ta jest fałszywa. Jest też absurdalne, albowiem wymaga abyśmy za istniejącą uważali każdą rzecz, której nieistnienia nie jesteśmy w stanie udowodnić. W tym starciu teista ma jednak wyraźną przewagę nad ateistą. Nie tylko zachowuje w nienaruszonym stanie swoje przekonanie, że Bóg istnieje, ale może również optymistycznie zakładać, że sformułowanie dowodu na rzecz istnienia Boga jest ciągle jeszcze sprawą otwartą.      

Ten, kto uważa, że religia jest zwykłym bajdurzeniem, nie może zatem poprzestawać na tak ograniczonych możliwościach, jakie w sporze o istnienie Boga daje stanowisko ateistyczne, lecz powinien pójść dalej i zanegować również ateizm. Osiągnięcie tego celu wymaga jednak dokonania daleko idących zmian w naszych preferencjach odnośnie do tego, co uznajemy za główny przedmiot dyskusji. Z punktu widzenia ateisty na pierwszy plan wysuwa się zagadnienie, czy zdania o Bogu są prawdziwe czy fałszywe. Ogniskowanie naszej uwagi na kwestii logicznego statusu przekonań religijnych jest na rękę teistom, gdyż nie sposób wykazać fałszywości sądów dotyczących transcendentnego bytu. W tych okolicznościach możemy jedynie dowieść, że stosują oni błędną argumentację kiedy uzasadniają prawdziwość własnych przekonań. To jednak nie jest to samo. Dlatego wydaje się, że warunkiem rozpoczęcia rozmowy na ten temat powinno być rozważenie takich zagadnień, jak możliwość ustalenia znaczeń, jakie mają pojęcia oraz zdania składające się na przekonania religijne oraz dostępność metod, za pomocą których można by je weryfikować lub falsyfikować. Nie należy bowiem zbyt pochopnie angażować się w dyskusję na temat bytów istniejących rzekomo niezależnie od ludzkich umysłów, jeśli przysługująca im transcendentność sytuuje ich poza granicami naszego poznania. Jeżeli Bóg jest w taki sposób niepoznawalny, to nie można udawać, że rozumie się co znaczą wypowiadane na jego temat zdania. W konsekwencji tego nie można też poważnie zajmować się problemem ich prawdziwości. Zdania: „Bóg istnieje” lub „Bóg jest nieskończenie dobry” pozbawione są w tych okolicznościach znaczenia i choć są poprawne, to z pewnością nie mają takiego sensu, jaki chcieliby im nadać teiści oraz ateiści.

Ci, którzy stoją na takim stanowisku na ogół odmawiają udziału w dysputach teologicznych, gdyż uważają je za bezprzedmiotowe. Jeśli rozważają kwestie dotyczące Boga lub dowody przemawiające za jego istnieniem, to nie czynią tego jako jedna ze stron dyskusji toczącej się pomiędzy teistami a ateistami, lecz, co najwyżej, z powodu znaczenia, jakie ma religia w życiu społecznym albo po prostu dla przyjemności, którą czerpią z oddawania się rozważaniom na tematy abstrakcyjne. Takie osoby nazywają się suprateistami.

Literatura:

  1. A.J.Ayer, Language, Truth and Logic, London 1946 
  2. A. Flew, A. MacIntyre, New Essays in Philosophical Theology, London 1955
  3. R.B. Braithwaite, An Empirists View of the Nature of Religious Belief, Cambridge 1955
  4. B. Russell, Is There a God? [w:] The Collected Papers of Bertrand Russell, t. 11, pod red. J.C. Slatera i P. Kollnera,  London 1997