Jan Hartman
j.hartman@iphils.uj.edu.pl
Principia, 31-044 Kraków, ul. Grodzka 52
 
    back
   
Teksty,Texts,Texte  
  home

Klonowanie człowieka jako wyzwanie

[Opublikowane w: Medycyna Wieku Rozwojowego 1999, (suplement I do nr 3, „Czy klonować człowieka? Kontrowersje wokół klonowania”), ss. 27-40.]

W artykule tym, odbiegającym stylistycznie i strukturalnie od typowych form humanistycznej refleksji towarzyszącej przemianom społecznym i technologicznym, podejmuję się jawnego sformułowania pewnej wizji tego, co w istocie pozostaje na razie jedynie zupełnie niesprecyzowaną możliwością dalekiej przyszłości. Z reguły nie czyni się takich rzeczy w literaturze naukowej, gdyż zbyt wiele musi tu podpowiadać fantazja, a zawrotne perspektywy naszej przyszłości są dla nas zbyt nieokreślone, aby wolno było o nich rozprawiać z powagą właściwą nauce. A jednak, w takich przypadkach, gdzie uczony traci swe uprawnienia na rzecz literata, zawsze jeszcze wolno zabrać głos filozofowi, który cieszy się szerszymi przywilejami niż przyrodnik. Właśnie z tych nadzwyczajnych prerogatyw akademickich filozofa przychodzi mi w tym miejscu korzystać.

 

1. Czym jest wyzwanie

Ład społeczny, ład prawny i obyczajowy zakładają względną trwałość swych instytucji. Dlatego wstrzemięźliwość, a nawet podejrzliwość w stosunku do nowości jest warunkiem działania instancji powołanych do strzeżenia takich czy innych obszarów publicznego porządku. Ciśnienie okoliczności, napór zmian zmusza jednakże w końcu owe społeczne instancje - państwa, kościoły, sfery opiniotwórcze - do głębszych lub choćby tylko powierzchownych przystosowań. W tej dialektyce konserwatywnego oporu i przystosowania do zmian lepiej zasługują się społeczeństwu ci, którzy dzięki swej roztropności umieją znaleźć właściwą proporcję pomiędzy lojalnością wobec tradycji a koniecznością uznania przemian. W ostateczności zmiany zaakceptować muszą wszyscy - i to niezależnie od tego, czy gotowi byliby uznać w nich postęp, czy też widzą w nich rozkład - wszelako ci tylko, którzy potrafią przyjąć je bez przymusu, lecz suwerennie zaakceptować, mogą stać się rzeczywistymi współuczestnikami wielkich i nieuchronnych procesów. Współczesna mentalność dysponuje pojęciem określającym to powołanie do właściwej otwartości i roztropnej gotowości na przyjęcie i współuczestnictwo w nieuchronnych zmianach. Jest to pojęcie wyzwania. Eksplozja demograficzna jest wyzwaniem, komputeryzacja jest wyzwaniem, techniki genetyczne są wyzwaniem. W każdym z tych - i wielu innych - przypadków łatwizna wygodnego konserwatyzmu i fałszywej pryncypialności zagraża stanowi spraw na równi z nieodpowiedzialną euforyczną fascynacją nowością. Umiejętność znalezienia się wśród tych sprzecznych tendencji i skutecznego działania pomimo nich jest zadaniem w stosunku do tego wszystkiego, co współczesna kultura - właśnie z uwagi na tę trudność - nazywa wyzwaniem. Dlatego też stawiając sobie za cel dokonanie przeglądu kwestii ogólnych związanych z pojawieniem się perspektywy klonowania człowieka przyjąłem to sformułowanie: klonowanie jako wyzwanie. Wyzwanie ma zawsze charakter moralny i praktyczny - jako powołanie do rzeczywistego działania - i jeśli ma zarazem charakter intelektualny - a tylko w takiej mierze dotyczyć może ono filozofa - to wyłącznie tego rodzaju, że refleksja ma tu uzupełniać faktyczne działania.

 

2. Opanowanie ciała i dezindywidualizacja człowieka

Problem klonowania jest w istocie tylko pewnym casusem, przykładem zagadnienia ze znacznie szerszej sfery problemów, jakie stwarza perspektywa opanowania poprzez techniki manipulacyjne - genetyczne, immunologiczne, transplantacyjne, protetyczne - całokształtu cielesnego życia człowieka w takim stopniu, który umożliwi substytucję organów, reprodukcję, transpozycję i transformację elementów materiału genetycznego posuniętą poza granice, w których indywidualność ludzkiego ja gwarantowana jest indywidualnością jego ciała. Ujmując rzecz prościej: stoimy w obliczu wykształcenia się technik uplastycznienia ciała (w sensie manipulacji genotypem oraz na poziomie fizycznej substytucji elementów ciała), których stosowanie może zakłócić nasze dotychczasowe pojęcie o tym, co to znaczy „być nadal tą samą istotą”, „być niepowtarzalnym indywiduum”, „przynależeć gatunkowo do rodzaju człowiek”, „wieść życie w rozstępie pomiędzy urodzeniem a nieuchronną śmiercią”.

To wszystko jest jak najbardziej realne, a w powiązaniu z perspektywą rozwoju sieciowych technik komunikacyjnych, które mogą doprowadzić do daleko idącego zintegrowania indywidualnych ludzkich mózgów i aparatu zmysłowego (być może znacznie udoskonalonego) z uniwersalną strukturą techniczną środków komunikacji i wytwarzania wiedzy, stawia niektórych ludzi przyszłości przed możliwością bardzo znacznego zredukowania znaczenia, jakie normalnie w życiu ludzkim ma poczucie indywidualnej jego tożsamości - jako ugruntowanej w całkowicie indywidualnym ja przeżywającym swój los z ciągu danego mu życia. Inaczej mówiąc, zanosi się na to, że w przyszłości, w najbogatszych krajach, człowiek nie będzie tak bardzo przywiązany do siebie samego jako niepowtarzalnego indywiduum, „w imieniu którego” i „dla którego” spełnia wszystkie swe czynności. Nie będzie przywiązany - bo też i jego indywidualność, konkretna subiektywność nie będzie dla niego podstawową ramą wszelkich doświadczeń, zostając w jakimś stopniu ograniczona. Jak daleka to perspektywa? Nie byłoby nic nieracjonalnego w przypuszczeniu, że jest to perspektywa najbliższych kilku pokoleń, a więc osobiście, rodzinnie już nas interesująca.

Udział problemu klonowania w wielkiej kwestii dezindywidualizacji jest znaczący, ale nie zasadniczy. Przede wszystkim bowiem jest to kwestia nieograniczonej substytucji organów, technik regeneracji tkanek układu nerwowego, technik transgenicznych i mutacyjnych w ogóle. A jednak bardzo często i w technikach klonowania upatruje się zagrożenia zatratą jasnego pojęcia indywidualności osoby ludzkiej. Owszem, faktem jest, że posiadanie własnego klona, który byłby od swego prototypu zależny prawnie w sposób umożliwiający coś w rodzaju planowego „odtwarzania siebie samego w młodszym ciele”, wprowadza zagadnienie klonowania w sferę problematyki dezindywidualizacji - wszelako przecież na zasadzie pewnej dającej się przewidzieć i uniknąć społecznej i psychologicznej patologii. Nie ma natomiast obawy, że samo bycie czyimś klonem zaburza w niebezpieczny sposób poczucie indywidualności, skazując na nieusuwalne odium wtórności i zależności względem prototypu, dla którego klon byłby czymś w rodzaju zastępcy. Takie obawy znowu dotyczą co najwyżej stanów pewnej patologii społecznej, którą wprawdzie trzeba przewidzieć i prawnie zwalczać, ale nie mają charakteru rozstrzygającego. Relacja kloniczna pomiędzy dwojgiem (lub większą ilością) ludzi jest w przybliżeniu złożeniem dwóch relacji, które wprawdzie zawsze dotąd występowały osobno, lecz za to są nam doskonale znane: relacji bliźniaczego rodzeństwa jednojajowego oraz (ewentualnie) relacji starszeństwa. Mieć starszego brata-bliźniaka jednojajowego, a za to nie mieć rodziców to z pewnością sytuacja nowa i wymagająca wielostronnego rozważenia, ale powiedzenie, że jest to zasadnicza tragedia, której za wszelką cenę należy unikać, byłoby całkiem nieuzasadnione.

W wielkiej sferze bioetycznego wyzwania, jakim jest uplastycznienie ciała, klonowanie nie odgrywa roli najważniejszej i nie z tego punktu widzenia o klonowaniu należy mówić przede wszystkim. Powoływanie się natomiast na ten aspekt zagadnienia jako rzekomo rozstrzygający na rzecz wprowadzenia całkowitego zakazu klonowania człowieka jest po prostu naiwne, gdyż nieporównanie większe zagrożenie dla porządku moralnego, obyczajowego, prawnego wypłynie z tych czynników dezindywidualizacji człowieka, które wiążą się z przełamywaniem indywidualności immunologicznej i otwarciem wrót dla nieograniczonej transplantacji organów i transpozycji materiału genetycznego. W rzeczywistości przyszłych pokoleń sama konkretna technika (techniki) klonowania z pewnością będzie tylko jednym z elementów rewolucyjnie nowej sytuacji technologicznej w dziedzinie panowania nad ciałem.

Pozostaje jeszcze możliwość „totalnego zakazu” - odnoszącego się nie tylko do klonowania, ale i do terapii genowej jako takiej, transplantacji i w ogóle wszystkiego, co stawia przed nami wyzwanie moralne. Otóż jest to tylko czysto moralna możliwość - możliwość owej konformistycznej łatwizny tradycjonalizmu, wygodnego alarmizmu i dogmatyzmu. Nie ma natomiast takiej możliwości w znaczeniu realnym. Nikt nie powstrzyma w wymiarze globalnym żadnego rodzaju badań naukowych, a już w szczególności badań medycznych, natomiast wyobrażenie, iż można przeciwstawić postępowi technik naukowych administracyjne zakazy i moralistyczne deklaracje jest po prostu dziecinne. Trudno sobie nawet wyobrazić, aby dało się uzyskać choćby kilkuletni odstęp pomiędzy pojawieniem się realnych możliwości - naukowych, technologiczncyh i finansowych - dokonania pewnego ważnego eksperymentu naukowego, a faktycznym jego wykonaniem. Dlatego też pisząc te słowa w marcu 1999 roku nie mogę racjonalnie przypuszczać, że żyję w świecie, w którym jeszcze żadnemu klonicznemu embrionowi ludzkiemu nie pozwolono się rozwijać, miast czynić z niego - ze strachu przed konsekwencjami prawnymi - kilkudziesięciokomórkowy preparat. Zakaz może tu oznaczać co najwyżej geograficzne przemieszczenie eksperymentu i jego podrożenie.

 

3. Mit publiczny i rutyna medyczna

Nad medycyną, a w konsekwencji i nad etyką medyczną ciąży problem kompetencji. W dziedzinie życia medycznego, z oczywistych względów zajmującej bardzo eksponowane miejsce w życiu publicznym i będącej przedmiotem powszechnego zainteresowania, jedynym depozytariuszem kompetencji i dystrybutorem wiedzy - a w konsekwencji i źródłem wszelkiej opinii - jest środowisko fachowe, czyli lekarze i uczeni pracujący dla medycyny. Oznacza to dramatyczną niesamodzielność intelektualną publiczności, która nawet dla wyrażenia fantastycznych lęków potrzebuje jakiejś pożywki spopularyzowanej - uczciwie bądź bałamutnie - wiedzy medycznej. W tej sytuacji pełnej zależności intelektualnej zatraca się możliwość jakiejkolwiek poważnej kontroli społecznej nad światem medycznym. Ekspertami społecznych, politycznych i prawnych instytucji kontroli po prostu muszą być sami lekarze, a przynajmniej fachowcy z branży medycznej i biotechnologicznej. Dlatego też cała niemal odpowiedzialność za przebieg i skutki rozwoju technik badawczych i terapeutycznych spoczywa na samym świecie medycznym, który nie wiele z tej odpowiedzialności może scedować na legislatywę, której siłą rzeczy sam musi podpowiadać decyzje.

Dramatyczny rozziew pomiędzy punktem widzenia lekarza czy uczonego pracującego na polu medycyny, a wyobrażeniami publiczności nie da się rzetelnie ująć przez pryzmat opozycji „poinformowania” i „niedoinformowania” społeczeństwa. Nauka bowiem ma strukturę sporu, a nie doktryny i dotyczy to w szczególności zagadnień nowych i tym samym bardziej kontrowersyjnych. Nie tylko nie ma możliwości „poinformowania społeczeństwa” o tym, co to jest klonowanie, gdyż społeczeństwo nie zna i nie chce znać podstaw biologii, ale nie można tego zrobić ze znacznie bardziej istotnego powodu, a mianowicie dlatego, że naukowo rzecz biorąc klonowanie - pomimo swej względnej prostoty - jest jednak kwestią badawczą - węzłem pytań, teorii, argumentów i technik - a więc dziedziną sporu i dyskusji naukowej dającej się sformułować jedynie w języku technicznym nauk biomedycznych. Taka dyskusja nie poddaje się żadnemu popularyzującemu zreferowaniu, a co więcej - publiczność tego rodzaju specjalnej sytacji intelektualnej, jaką jest kontrowersja badawcza, w ogóle nie zna i nie może zrozumieć. Nie ma żadnej szansy na to, aby nawet najbardziej rzeczowy ton fachowej popularyzacji wiedzy medycznej miał przybliżyć ludziom, którzy nie zajmują się uprawianiem nauki, sytuację czy też aurę intelektualną i moralną placówki badawczej i prowadzonych w nich badań.

Labolatorium genetyczne (podobnie jak i mikrobiologiczne) jest więc dziś niczym twierdza oblegana przez cudzoziemskie wojska mówiące zupełnie obcym językiem. W twierdzy strzeże się nadzwyczajnych mocy uzdrawiania, ale i groźnych sił, które w rękach uczciwych i kompetentnych mogą przedzierzgnąć się w owe zbawienne moce, lecz przecież mogą też wymknąć się spod kontroli lub zostać użyte przez złych ludzi w niecnych celach. Dlatego oblegająca tę laboratoryjną twierdzę zaniepokojona publiczność domaga się gwarancji, a zapewnić je mają środki kontroli moralnej, przede wszystkim zaś wiedza. Wiedzy jednak uzyskać publiczność nie może, a sprawowanie pieczy moralnej nad czymś, co pozostaje nieznane, musi być fikcją. Czy jest wyjście z tej paradoksalnej sytuacji? Sądzę, że tak. Świat medyczny musi pozbyć się złudzenia, że będzie w stanie podzielić się odpowiedzialnością za swe działania z resztą społeczeństwa, zaprosić je do kontroli swych poczynań, poddać się jego ocenie. W kwestiach medycznych i naukowych tylko lekarze i uczeni są autorytetami i nic nie jest w stanie tego zmienić. Dlatego też jedyną uczciwą i racjonalną postawą świata medycznego jest postawa autorytarna intelektualnie i pryncypialna moralnie. Pełnię wiedzy i pełnię odpowiedzialności muszą lekarze zachować dla siebie. Jedynie to może zresztą oddziałać kojąco na niepokoje publiczności, a nie dezorientujący spektakl plotek dziennikarzy i dementi uczonych, którego świadkami jesteśmy obecnie.

Nie chcę przez to oczywiście powiedzieć, że wszelka popularyzacja wiedzy medycznej jest zła, a społeczeństwo jest nieedukowalne. Wręcz przeciwnie - jest edukowalne, ale to jest zadanie właśnie placówek edukacji, a więc szkół, których nie mogą wyręczać gazety. Nie ma wątpliwości co do tego, że przeprowadzanie w laboratoriach szkolnych prostych doświadczeń genetycznych po jakimś czasie odczarowałoby tę dziedzinę i odjęło jej publiczną aurę niezdrowych emocji. To jest jednak kwestia przyszłości, a tymczasem wolności i spokoju badań naukowych trzeba bronić już dziś.

Podsumowując to, co dotychczas chciałem wykazać: zagadnienie klonowania ma naturę wyzwania, a nie zagrożenia; wyzwanie to jest tylko częścią znacznie szerszej perspektywy, jaką stwarza rewolucja w technikach panowania nad ciałem i konieczność przygotowania się na jej nadejście; wyzwaniu temu sprostać musi sam świat medyczny, nie mogąc liczyć na scedowanie części odpowiedzialności na społeczeństwo - jego środki opiniotwórcze, legislatywę czy też instytucje autorytetu moralnego.

 

4. Korzyści moralne z klonowania ludzi

Cały wysiłek moralny, jakiego dokonała ludzkość w przypuszczalnie początkowym tylko stadium swego gatunkowego bytu, w jakim się obecnie jeszcze znajduje, koncentrował się wokół unormowania stosunków pomiędzy samoistnymi i egotycznie zorganizowanymi ludzkimi indywiduami. Przewyciężenie skutków naturalnego egoizmu istoty, która ma niejako „zadane” swoje własne ja, służąc mu i wysługując się mu w każdej chwili swego bytowania - tak określić można ideę kierowniczą całej etyczności - historii obyczaju, moralności i ładu prawno-politycznego. Taki bowiem jest już człowiek, iż wciąż zabiega o siebie - czy to starając się o przyjemność, czy to starając się o cnotę i zbawienie. Wielka nadzieja moralna ludzkości zasadza się na ufności, że obowiązujący ład etyczny jest taki, iż najwyższe cele i dobra indywidualne jednostek są zbieżne z ostatecznym dobrem całej ludzkiej wspólnoty. Ten pryncypialny postulat, na Zachodzie sformułowany w etyce stoickiej i łączący prawie wszystkie kultury moralne świata, jest naszą wiarą i naszą normą. Wydaje się nam, że człowiek jako powołany do rozumności i szlachectwa moralnego (cnoty) jest tym samym powołany do wyrzekania się niskiego egoizmu, a przynajmniej uzgadniania swego dobra i swych celów z dobrami i celami innych ludzi. Tylko na marginesie głównego nurtu etyki pojawiały się propozycje postępu moralnego poprzez zredukowanie roszczeń osobowego indywidualizmu bytu ludzkiego. Propozycje takie - rzadkie i zawsze ostro zwalczane - dawały prymat całości (ludzkości czy państwu) przed indywidualnym dobrem osobowym. Uważamy je - po doświadczeniach totalitaryzmu wieku XX - za ostatecznie skompromitowane.

Rysuje się jednak dzisiaj zupełnie nowa perspektywa dla dezindywidualizacji życia społeczności ludzkiej i tym samym perspektywa częściowej odmiany egologicznego pryncypium etyczności. Nie ma ona charakteru utopijnego programu rewolucji politycznej, lecz o wiele bardziej realny charakter rzeczywistej perspektywy rewolucji technicznej. Oto bowiem znacząca liczebnie część ludzkości może znaleźć się pod osłoną technik panowania nad ciałem zacierających granice cielesnej identyczności jednostki i rozmywających dramatyczną wyrazistość wydarzenia śmierci. Człowiek mogący liczyć na kloniczną rekonstrukcję chorych tkanek i organów, na wzbudzenie bardzo daleko idących procesów regenaracji tkanek własnych lub adaptacji tkanek przeszczepionych musi mieć odmienny stosunek do własnej cielesnej identyczności i własnej śmiertelności niż my. A jeśli dodać do tego stan permanentnego skomunikowania z globalną siecią informatyczną, a więc znacznie głębszego niż dziś uczestnictwa w sferze publicznej, to rysuje się prawdopodobny obraz człowieka o wiele mniej niż współcześnie zatroskanego egzystencjanie o swe indywidualne ja, o wiele mniej neurotycznego i słabego, wyzwolonego w jakiejś mierze z niewolnictwa wobec własnego ego i trwogi o zachowanie jego bytu i dobrobytu. Społeczeństwo takich ludzi być może nie będzie społeczeństwem egoistów, którzy z mozołem budują wyższą rzeczywistość moralną i publiczną znoszącą prymitywny konflikt interesów, czyniącą z niego duchową siłę twórczą. Gdyby tak miało się stać rzeczywiście, to życie wspólnotowe uzyskałoby nową jakość samoistności, nie będąc już tylko nadbudową czy emanacją życia indywidualnego wielu ludzi. Byłaby to być może rewolucja moralna na miarę tej, jaka dokonała się wraz z powstaniem obiektywnej etyczności w formie państwa i jego prawa.

To jednak jeszcze nie wszystko. Oto bowiem trzeba stawić czoła jeszcze jednemu wyobrażeniu, które jest tyleż realistyczne, co przerażające. I właśnie w ramach tego budzącego grozę obrazu trzeba umieć znaleźć dobro, którego widok przesłania nam nasz strach. Wyobrażenie to dotyczy ingerencji prawa i techniki w ludzką rozrodczość, a w konsekwencji ograniczenie jej swobody, z jaką mamy do czynienia teraz, i to nawet w państwach niewolnych. I znów: nie czyńmy sobie złudzeń, że ta wielka sfera wolności, sfera wolnej prokreacji, nadal pozostanie poza kontrolą ludzkiego prawa i ludzkich instytucji. Skoro pojawiły się narzędzia techniczne takiej kontroli i skoro kwestia demograficzna staje się coraz bardziej paląca - musimy przyjąć za pewne, że kontrola taka zaistnieje.

W demografii dominuje wprawdzie hipoteza o istnieniu punktu nasycenia demograficznego, poza którym ludzi na Ziemi przestanie przybywać, lecz nawet jeśli miałaby ona okazać się prawdziwa, to wydaje się mało racjonalna wiara w to, że jeśli ludzkość uzyska techniczne środki kontroli nad rozrodczością - zarówno w sense ilościowym jak i jakościowym - to jednak nie zechce z nich korzystać. Zechce. Musimy też liczyć się z tym, że związane z idiosynkrazjami wieku XX aksjomaty antyrasistowskie, czy szerzej - antyeugeniczne, w przyszłości stracą na znaczeniu. Korzyści jakie wynikałyby z możliwości zapobiegania zawiązywaniu się ułomnych płodów i przychodzeniu na świat ułomnego potomstwa, jak również z możliwości uzyskiwania u potomstwa cech pożądanych są zbyt wielkie, aby jakakolwiek moralistyka mogła odwieść ludzi od ich konsumowania. Jest przy tym mało prawdopodobne, aby w przyszłych procedurach tego rodzaju jakiekolwiek istotne znaczenie odgrywały - tak zmitologizowane społecznie - akty sterylizacji i aborcji. Natomiast typowe dla państw tendencje do konstruowania procedur prawno-kontrolnych i koncesyjnych każą, przez analogię, spodziewać się raczej prawnego koncesjonowania prokreacji, z uwagi na warunki ekonomiczne i eugeniczne. Oczywiście, ta przerażająca dzisiejszego człowieja wizja związana jest ze znacznie szerszym spektrum technik (znanych już i nieznanych) niż samo tylko klonowanie. Wszelako klonowanie będzie zapewne miało wśród nich swoje miejsce.

Stawienie czoła temu wyzwaniu wymaga zdolności do spojrzenia na życie ludzkie niejako ponad partykularyzmem moralności heroicznej budowy dobra wspólnego na indywidualnych egoizmach. Jeśli dokonamy takiej próby, to okaże się, że wyrażenia w rodzaju „jednostka ludzka jest najważniejsza”, „życie ludzkie jest dobrem najwyższym”, „każdy ma prawo do życia” mogą być potraktowane jako formuły zabezpieczające w ostatecznym rozrachunku indywidualny egoistyczny interes osoby mającej pod warunkiem takich zabezpieczeń deklarować współudział w budowie nieegoistycznego dobra wspólnego. Tego rodzaju dekonstrukcja norm publicznych, która zaczyna się od podobnych uwag, została już przeprowadzona w etyce, a najbardziej poważnym opracowaniem podobnych argumentów jest moralistyka Fryderyka Nietzschego. Pisząc przed ponad stu laty Poza dobrem i złem czy Z genealogii moralności Nietzsche - prorok okropieństw XX wieku - nie mógł jednak przewidzieć, że kiedyś człowiek być może będzie mniej bał się o siebie, mniej obawiał się śmierci i mniej kochał samego siebie, bo jego indywidualność zostanie nieco zredukowana dzięki technikom biologicznym i informatycznym.

Dla nieobeznanych z filozofią może się wydawać szokujące twierdzenie, że indywidulana ludzka jaźń nie jest wartością najwyższą i że uzyskuje ona swą godność (i swą wolność) przez to, że staje się częścią i podporą dla tego, co ogólne: prawdziwej wiedzy, rozumnej wspólnoty, sprawiedliwego prawa. Tym bardziej szokujące, gdyby do tego szeregu wartości rodzaju ludzkiego dopisać doskonalenie gatunkowe. Tylko że teza w rodzaju „nie jest dobrze, aby gatunek ludzki stawał się doskonalszy w sensie biologicznym i w sensie możliwości, które z doskonalenia biologicznego wynikają” równa się tezie, że „mniej doskonałe jest lepsze od doskonalszego”, a więc czystej sprzeczności. W istocie, indywidualizm i personalizm w filozofii nie stanowi dyskusji z tezą o prymacie tgo, co ogólne, bo jest to teza aprioryczna, a nie mniemanie, którego można bronić lub je obalać. Jeśli się tezę tę rozumie, to można pokusić się o próbę zdławienia w sobie - choćby na chwilę, w ramach eksperymentu myślowego - uprzedzeń oraz fobii i spojrzeć na klonowanie jako jeden z wielu technicznych czynników prawdziwego zwycięstwa ogólności nad egoistycznym, prywatnym indywidualizmem. Człowiek częściowo uwolniony od strachu przed śmiercią, mający choćby niejasną perspektywę kontynuacji cielesnej tego, co w nim dobre, w organizmach, które będą jego potomkami na takich czy innych drogach - od kontrolowanej genetycznie prokreacji, poprzez przeżycie w transplantowanych organach, regenerację organizmu, aż po rekonstrukcję kloniczną - taki człowiek być może w sposób bardziej wiarygodny będzie mógł być nie tylko sobą, lecz również członkiem wspólnoty, przyjmującym za nią współodpowiedzialność. Choć bardzo trudno nam to sobie wyobrazić, to jednak być może człowiek przyszłości będzie miał poczucie, że jest nośnikiem dobrych i złych własności - w sensie biologicznym i moralnym - własności, z których nie wszystkie zasługują na zachowanie. Trudno nam o tym myśleć, bo nasze przywiązanie do nas samych takich, jakimi jesteśmy jest dziś niezachwiane i gotowi jesteśmy bronić do końca etyki kompromisu pomiędzy prywatnym egoizmem a wzniosłością ogólnych ideałów moralnych. Jeśli by zaś ktoś pytał o to, czy znajdzie się uprawniona instancja orzekająca, co jest w ludziach dobre (i powinno być zachowane), a co nie (i powinno być unicestwione), to pewnie pytając wyobrażałby sobie jakiegoś indywidualnego sędziego apodyktycznie decydującego o życiu i śmierci. Instancja waloryzacji eugenicznej nie musi być jednak wcale samowolna czy uzurpatorska. W istocie całe życie społeczne to - z pewnego punktu widzenia - wielki system oceny tego, co jest dobre, a co złe i egzekwowania wyników tej oceny - „państwo eugeniczne” może być tak samo sprawiedliwe bądź niesprawiedliwe, tak samo wolne lub niewolne, tak samo represyjne lub nierepresyjne jak i „państwo przedeugeniczne”, w którym jeszcze żyjemy.

Mówiąc o korzyściach, jakie dać może technika klonowania, wypuściłem się w dalekosiężną perspektywę historiozoficzną, w której technika klonowania może być tylko jednym z elementów całości obrazu. W sposób bardziej bezpośredni trzeba oczywiście mówić o medycznych i terapeutycznych korzyściach z klonowania. To wykracza jednakże poza kompetencje filozofa. Podobnie jak wszystkim rozsądnym ludziom, wypada mi tu jednak uznać - a jako filozof mam obowiązek podkreślić, że właśnie taki jest tu podział ról - iż o tych korzyściach mogą poinformować mnie tylko specjaliści, a ja nie mam prawa wypowiadać się w tej kwestii. Świat medyczny zaś informuje nas o tym, że lecznicze znaczenie technik klonowania w dziedzinie neurologii, medycyny prenatalnej, a w przyszłości pewnie także w dziedzinie transplantologii i w innych obszarach medycyny, jest duże. I tyle. Nie mnie, i nie dziennikarzom, i nie organizacjom społecznym, i nie parlamentom, i nie sądom się w tej materii wypowiadać. Możemy jedynie słuchać i powtarzać to, co mówią specjaliści. A że specjaliści nie mówią jednym głosem, to już inna sprawa - i wcale nie upoważnia nas to do wtrącania się w fachowe dyskusje i zabierania w nich głosu.

 

5. Społeczeństwo eugeniczne

Mamy obowiązek już dziś wysilać wyobraźnię i starać się antycypować sytuację moralną, polityczną, kulturową, w jakiej znajdzie się ludzkość, gdy techniki panowania nad ciałem dalece się rozwiną. Nasza dzisiejsza futurologia być może okaże się kiedyś naiwna - i pewnie tak właśnie będzie - ale byłoby dowodem małoduszności rezygnować z niej tylko z tego powodu. Musimy starać się przewidzieć przyszłe kłopoty - tego wymaga od nas istota wyzwania. Odpowiedzialność za przyszłość jest zresztą jedyną rzeczą, za którą cenić nas mogą nasi potomkowie i następcy - nawet jeśli nasz udział w podpowiadaniu im rozwiązań trudności, których my możemy się tylko domyślać, podczas gdy dla nich będą dojmującą realnością, miałby być bardzo skromny i mało wymierny.

Wyobraźmy sobie więc społeczeństwo (państwo), w którym:

- pełny genotyp (lub to, co w przyszłości, na gruncie przyszłych teorii może stanowić postać wiedzy o elementarnych uwarunkowaniach biologicznych) każdej jednostki ludzkiej jest informacją dostępną pod pewnymi warunkami organom państwa (instytucji następczej w stosunku do państwa);

- istnieją techniczne możliwości bardzo daleko idącego planowego modyfikowania genotypu i kontrolowania procesu mnożenia się, różnicowania i mutowania komórek różnych tkanek, całych organów i wreszcie całych organizmów ludzkich;

- pojęcia płci zostaną rozmyte i częściowo oderwane od wyobrażenia podziału ról w procesie prokreacji;

- prokreacja nie jest całkowicie dowolna i w ogóle nie stanowi jedynego środka rozmnażania istot ludzkich;

- pojęcia paranteli, a przede wszystkim ojcostwa, macierzyństwa i rodzeństwa zostają istotnie zrekonfigurowane albo uzupełnione określeniami odnoszącymi się do stopnia jedności genetycznej, różnicy wieku (względem tak czy inaczej określonych umownych punktów „początku życia” czy „początku nowego życia”) i aktualnie przejawianej płci;

- indywidualne zasoby doświadczenia, przeżyć i w ogóle to, co przynależy dziś do sfery indywidualności i jest absolutnie osobiste i niepowtarzalne, przynajmniej częściowo podlega transkorporalizacji;

- pozycja społeczna jest częściowo uzależniona od biologicznej oceny jednostki;

- ludzkość dzieli się na wielość szczepów czy ras genetycznych o narastających różnicach i dysponuje wieloma konkurencyjnymi wyobrażeniami o doskonałości rasowej;

- społeczeństwa eugeniczne współistnieją w świecie ze społeczeństwami (państwami) tradycyjnymi.

Nikt z nas nie jest tak naprawdę przygotowany do myślenia o takich potwornościach. I to właśnie dlatego, że każdemu obraz taki jawi się jako potworny. Za najlepszą metodę wyobrażeniowej analizy takich bulwersujących i trudnych do rzeczowego traktowania hipotez uważam kierowanie się pytaniami o stan możliwej realizacji podstawowych wartości w tak właśnie określonych warunkach. W jaki więc sposób w społeczeństwie eugenicznym może urzeczywistniać się wolność, praworządność, miłość?

Otóż nie wydaje się, aby społeczeństwo eugenicznie nie mogło być społeczeństwem istot wolnych, w szczególności zaś społeczeństwem demokratycznym. Wręcz przeciwnie: trudny do wyobrażenia sobie pluralizm społeczeństwa, w którym współżyją ze sobą istoty nader od siebie różne - ludzie zrodzeni drogą naturalną, ludzie sklonowani, ludzie skonstruowani genet

jot@ka