Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
199.555.730 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 246 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Księża będą zawsze wykorzystywać ciemnotę i przesądy ludu; będą posługiwać się religią jak maską, pod którą kryje się obłuda i zbrodniczość ich poczynań"
 Nauka » Biologia » Antropologia » Nauki o zachowaniu i mózgu

Naukowa teoria szczęścia [1]
Autor tekstu:

W czerwcowym numerze z 1992 roku poważnego brytyjskiego czasopisma naukowego „Journal of Medical Ethics" ukazał się artykuł Richarda Bentalla, starszego wykładowcy psychologii klinicznej na Uniwersytecie w Liverpoolu, który stał się przyczyną burzy w dziennikarskiej szklance wody. Jego tytuł, "A proposal to classify happiness as psychiatrie disorder" (Propozycja klasyfikacji szczęścia jako zaburzenia psychiatrycznego), wzbudził zrozumiałe zainteresowanie. Nic więc dziwnego, że dziennikarze zajmujący się problemami nauki, wertujący tysiące stron uczonych publikacji w nadziei natrafienia na informację jednocześnie intrygującą i zrozumiałą dla tzw. zwykłego człowieka, rzucili się na tekst Bentalla jak sępy na padlinę. "Harper's Magazine" przedrukował go niemal w całości. Bentall pisał:

Szczęście jest objawem, na który psychopatolodzy zwracali jak dotychczas bardzo mało uwagi, być może dlatego, że kondycja ta nie jest normalnie uznawana za wystarczającą podstawę do terapeutycznej interwencji. Z tej też zapewne przyczyny badania koncentrujące się na zjawisku szczęśliwości były dość ograniczone i wszelkie dotyczące szczęścia ustalenia muszą, przynajmniej częściowo, opierać się na przeprowadzanych bez odpowiedniej kontroli obserwacjach klinicznych. Niemniej jednak, jak będę się starał wykazać, istnieją prima facie uzasadnione podstawy, by sklasyfikować szczęście jako zaburzenie psychiczne, którego opis powinien zostać włączony do przyszłych wydań podręczników prezentujących psychiatryczne diagnozy. [...] Stan szczęśliwości charakteryzuje się zwykle pozytywnym nastrojem, niekiedy opisywanym jako „uniesienie" lub „radość", choć przejawy te nie zawsze towarzyszą łagodniejszym stanom szczęścia, które niekiedy zwane są „zadowoleniem". Behawioralne komponenty szczęśliwości są trudniejsze do scharakteryzowania; często obserwowany jest szczególnego typu grymas twarzy, zwany „uśmiechem"; interesujące jest, że ten typ ekspresji wydaje się występować we wszystkich kulturach, co sugeruje, że jego podłoże może być biologiczne. [...]

Liczni filozofowie sądzili, że najwłaściwszym kryterium odróżniającym zaburzenia psychiczne od typów zachowań nie zasługujących na psychiatryczną interwencję jest ustalenie, czy dane zachowanie jest racjonalne. Zarówno Radden, jak i Edwards wskazują, że irracjonalność można stwierdzić w rezultacie wykrycia takiego czy innego rodzaju deficytu poznawczego bądź skrzywienia percepcji. Istnieją przekonujące empiryczne dowody świadczące o tym, że człowiek szczęśliwy jest irracjonalny w opisanym przez tych autorów sensie. Udowodnione zostało, że ludzie szczęśliwi, w porównaniu z ludźmi nieszczęśliwymi lub będącymi w stanie depresji, są upośledzeni, jeśli chodzi o długoterminową pamięć negatywnych zdarzeń. U szczęśliwych ludzi wykryte także zostały liczne wypaczenia trafności sądów, które uniemożliwiają im uzyskanie realistycznej wiedzy na temat ich fizycznego i społecznego środowiska. Istnieją bezsprzeczne dowody na to, że ludzie szczęśliwi przeceniają stopień posiadanej przez siebie kontroli nad zachodzącymi w ich otoczeniu zdarzeniami [...], demonstrują nierealistycznie pozytywne oceny swych własnych osiągnięć, wierzą, że ich opinie o samych sobie podzielane są przez innych, a także wykazują ogólną stronniczość, kiedy porównują siebie z innymi. Jakkolwiek brak tych objawów wśród ludzi w stanach depresji sprawił, że wielu badaczy zainteresowało się zjawiskiem znanym jako realizm depresyjny, to jednak brak realizmu u ludzi szczęśliwych jest fenomenem bardziej interesującym, który z pewnością stanowi sam w sobie wystarczającą przesłankę dla traktowania takich osobników jako psychicznie zaburzonych. [...]

Istniejące dowody wskazują więc na to, że stan bycia szczęśliwym spełnia wszystkie rozsądne kryteria choroby umysłowej. Jest on, statystycznie biorąc, nienormalny i towarzyszy mu specyficzny zespół objawów; przynajmniej niektóre dane dowodzą, że stanowi on objaw zakłóceń funkcjonowania ośrodkowego układu nerwowego; na koniec, wiąże się on z rozmaitymi zaburzeniami aparatu poznawczego — zwłaszcza z brakiem kontaktu z rzeczywistością.

Figlarny Richard Bentall jeszcze po latach musiał wyjaśniać w wywiadach dla prasy, że artykuł jego miał żartobliwą intencję i że celem jego było jedynie wykazanie, jak trudno jest ustalić niedwuznaczne kryteria odróżniające zdrowie umysłowe od choroby psychicznej. "Niektóre brytyjskie gazety — wspominał Bentall — pisały o mnie, jakbym sam był psychicznie chory. Inne potraktowały cała sprawę ze śmiertelną powagą, jak gdyby miały do czynienia z rzeczywistym naukowym odkryciem [...]".

Dobry żart ma to do siebie, że w przekonujący sposób imituje rzeczywistość. Nieufność wobec ludzi dotkniętych przypadłością, jaką jest zadowolenie z życia, pozostaje silnie zakorzeniona w purytańskim etosie amerykańskim — i tym częściowo tłumaczy się fakt, że nauka i filozofia poświęciły tu znacznie więcej uwagi stanom depresji i rozpaczy niż trywialnej radości.

W świetle psychologii ewolucyjnej relatywna rzadkość stanów euforycznych i wysoki walor moralny przypisywany cierpieniu i nieszczęściu znajdują racjonalne, zgodne z darwinizmem wyjaśnienie. Jak twierdzi Randolph Nesse, profesor psychiatrii na Uniwersytecie stanu Michigan, większość ludzi przez znaczną część swego życia odczuwa mniej lub bardziej silne przygnębienie i niepokój, który niekiedy przeradza się ataki paniki. Jest to całkowicie normalne i tłumaczy się faktem, że ludzki układ nerwowy osiągnął swój dzisiejszy ewolucyjny poziom komplikacji w epoce kamiennej, kiedy strach i poczucie ciągłego zagrożenia spełniały ważną funkcje przystosowawczą. Zmniejszały one po prostu prawdopodobieństwo, że zostaniemy pożarci przez dzikie zwierzęta lub zamarzniemy, zagubieni w zamieci śnieżnej. I choć dziś groźby takie wydają się mieszkańcom Nowego Jorku czy Krakowa dość odległe, strachliwi i niepewni siebie mieli w przeszłości naszego gatunku wyraźną przewagę rozrodczą nad zuchwałymi i lekkomyślnymi. W rezultacie to ich geny były bardziej efektywnie przekazywane późniejszym pokoleniom. Zdaniem przedstawicieli psychologii ewolucyjnej ludzie skłonni są przeżywać uczucie szczęścia wtedy, kiedy otwiera się przed nimi sposobność do osiągnięcia sukcesu przystosowawczego (dla którego reprodukcja jest nieporównanie ważniejsza niż samo przetrwanie). A dlaczego wydaje nam się, że rodzimy się tylko po to, by cierpieć i umrzeć? Profesor Nesse odpowiada: „Dlatego że ci, którzy cierpieli i umarli, skuteczniej się rozmnożyli"

Skoro warunki życia są dziś tak odmienne, że perspektywa bycia zjedzonym przez dzikie zwierzęta nie wydaje się już racjonalnym uzasadnieniem naszej ciągłej czujności i nieufności, to może ludzie szczęśliwi maja dziś lepsze szansę reprodukcyjnego sukcesu i ich „szczęśliwe geny" zdominują w końcu genetyczną pulę? Niestety, taka nadzieja jest prawdopodobnie nieuzasadniona. Fred H. Goldner, socjolog z Queens College w Nowym Jorku, zwrócił uwagę na fakt, że ludzie przesadnie szczęśliwi także i w dzisiejszych warunkach środowiskowych niekoniecznie są najlepiej przystosowani do życia społecznego. Wychodząc z podobnych co Bentall przesłanek, w eseju ogłoszonym w czasopiśmie "Social Problems" Goldner zdefiniował przypadłość psychiczną o bardziej specyficznych symptomach niż ogólny i często trudny do precyzyjnego zdiagnozowania stan szczęśliwości. Przypadłość tę nazwał paronoją. Objawowo paronoja jest przeciwieństwem paranoi, która, jak wiadomo, ujawnia się m.in. jako obsesyjne przeświadczenie, że za naszymi plecami ludzie opowiadają o nas straszliwe rzeczy. Ludzie dotknięci paronoją — według definicji Goldnera — „cierpią na złudzenie, że inni dobrze o nich myślą".

Na pierwszy rzut oka paronoja wydać się może zgoła niewinnym zaburzeniem procesów poznawczych, ale w istocie, ostrzega Goldner, jej ofiary żyją w niebezpiecznie zdeformowanym świecie, w którym zwyczajni znajomi jawią się jako serdeczni przyjaciele, a zdawkowa uprzejmość interpretowana jest jako wyraz głębokiego przywiązania i obietnica dozgonnej wierności. Paronoicy są tak zadowoleni z siebie, że w ich wypadku ujemne sprzężenie zwrotne pozbawione jest swej funkcji adaptacyjnej. Może to prowadzić do fatalnych błędów zarówno w życiu osobistym, jak i zawodowym. Przykładowo: Jan Kowalski został właśnie zwolniony z dobrze płatnej posady w firmie konsultacyjnej. Tego samego dnia pisze on list do prezesa firmy, wyjaśniając mu szczegółowo, w jaki sposób ten powinien go zarekomendować przyszłemu potencjalnemu pracodawcy, który może się zwrócić do prezesa z prośbą o opinię. Po pierwsze, pisze Kowalski, były szef nie powinien nikomu mówić, że Kowalski został wyrzucony, tylko ma stwierdzić z udanym żalem, że zwolnił się na własną prośbę. Następnie powinien przedstawić przyszłemu pracodawcy listę jego szczególnych zalet, takich jak umiejętność kierowania pracą innych ludzi, znakomite relacje interpersonalne (jestem powszechnie lubiany i ludzie mają do mnie zaufanie) oraz duża samodzielność w pracy. Dla ścisłości trzeba dodać, że umowa o pracę Kowalskiego została rozwiązana, ponieważ ten chronicznie spóźniał się do roboty, całymi dniami prowadził przez telefon towarzyskie rozmowy, a wszystkie jego obowiązki musieli wykonywać inni. Ponieważ jego były szef uznał za stosowne pozostawić list bez odpowiedzi („i tak za parę dni sobie pójdzie w diabły i nie będę musiał dłużej patrzeć na jego głupią gębę"), Kowalski stracił sposobność skorygowania swej samooceny i do dziś jest przekonany, że skoro szef nic nie powiedział, to widać się z nim zgodził.

Tendencja do humorystycznego traktowania tematu szczęścia wydaje się mieć głębszą motywację. Przez tysiąclecia szczęście było przedmiotem zadziwiająco rzadko dyskutowanym przez poważnych filozofów (Władysław Tatarkiewicz, którego traktat „O szczęściu" próbowałem — ze zmiennym szczęściem — przyswoić sobie jako młody człowiek, był tu raczej znamiennym wyjątkiem niż regułą), a kiedy już do tego dochodziło, konkluzje myślicieli okazywały się zadziwiająco rozbieżne. Według Arystotelesa droga do szczęścia (eudaimonia) wiedzie przez rozum. „To, co jest właściwe każdej z rzeczy - pisał w Etyce nikomachejskiej — jest też z natury dla rzeczy owej najlepsze i najprzyjemniejsze; dla człowieka zatem życie zgodne z rozumem jest najlepsze i najprzyjemniejsze, albowiem bardziej niż cokolwiek innego rozum jest właściwy człowiekowi. Takie życie jest też zatem najszczęśliwsze". Upłynęło lat dwa tysiące z okładem, gdy Bertrand Russell zauważył, że przestawanie z uczonymi przekonało go, iż osiągnięcie szczęścia nie jest możliwe. Zmienił zdanie dopiero po rozmowie z ogrodnikiem. Wniosek sam się nasuwał: szczęścia nie da się raczej pogodzić z wyrafinowaniem umysłu czy też w ogóle z wysiłkiem intelektualnym.


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Nie myślę, więc mnie nie ma, czyli problemy świadomości
Mężczyzna niepotrzebny

 Zobacz komentarze (1)..   


« Nauki o zachowaniu i mózgu   (Publikacja: 13-10-2004 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Krzysztof Szymborski
Historyk i popularyzator nauki. Urodzony we Lwowie, ukończył fizykę na Uniwersytecie Warszawskim. Posiada doktorat z historii fizyki. Do Stanów wyemigrował w 1981 r. Obecnie jest wykładowcą w Skidmore College w Saratoga Springs, w stanie Nowy Jork.
Jest autorem kilku książek popularnonaukowych (m.in. "Na początku był ocean", 1982, "Oblicza nauki", 1986, "Poprawka z natury. Biologia, kultura, seks", 1999). Współpracuje z "Wiedzą i Życie", miesięcznikiem "Charaktery", "Gazetą Wyborczą", "Polityką" i in.
Dziedziną jego najnowszych zainteresowań jest psychologia ewolucyjna, nauka i religia. Częstym wątkiem przewijającym się przez jego rozważania jest pytanie o wpływ kształtowanych przez ewolucję czynników biologicznych i psychologicznych na całą sferę ludzkiej kultury, a więc na nasze zachowania, inteligencję, życie uczuciowe i seksualne, a nawet oceny moralne.

 Liczba tekstów na portalu: 31  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Mężczyzna niepotrzebny
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 3672 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365