Piekielna natura wojny
- Przeczytano: 9316
- 10 komentarze
- Subskrybuj zmiany
- Drukuj
- Ulubione
„Jest rzeczą równie rozsądną ukazać jakiś rodzaj uwięzienia przez inny, jak ukazać coś, co nie istnieje rzeczywiście przez coś innego, co istnieje”- Daniel Defoe.
Nawet jeżeli piekło opisane w literaturze sakralnej nie istnieje, istnieje ono w wymiarze materialnym – podczas wojny. Kiedy mamy do czynienia z wojną na usta cisną nam się słowa, że nieważne jaki jest cel, powód wojny (ius ad bellum), nieważne jakie środki są wykorzystywane do jej prowadzenia (ius in bello), kiedy już wojnę wszczęto, wojna jest „piekłem”. Co pozwala nam jednak dokonywać takiego porównania? Co czyni wojnę „piekłem na ziemi”?
Na wstępie artykułu przedstawię piekło teologiczne oraz „piekło” wojny; postaram się ukazać ich podobieństwa [1]. Dalej skupię się m.in. na zbrodniach wojennych dokonywanych przez żołnierzy, którzy wepchnięci do piekła, chwytają bakcyla czynienia zła i sami potęgują piekielność wojny, przekształcając się z ofiary w oprawcę. Zastanowię się, kogo powinno się winić za dokonane zbrodnie, a zatem kogo obciążyć odpowiedzialnością moralną za to „piekło” – żołnierzy czy ich dowódców. Po omówieniu tego postaram się ukazać piekielną logikę wojny, która jest „stałym parciem ku skrajności moralnej”. Pod koniec artykułu zadam pytanie, czy "piekła" wojny można uniknąć. Wpis ten jest jedynie szkicem, ponieważ bardziej szczegółowe opisanie tej problematyki wymagałoby napisania książki.
I. Piekło teologiczne a „piekło” wojny
Michael Walzer w części pierwszej Rzeczywistość moralna wojny, w książce Wojny sprawiedliwe i niesprawiedliwe, stara się dokonać porównania wojny do piekła oraz zbadać zasadność tego porównania. Mimo licznych przykładów zestawienia piekła z wojną (przykłady będą podane w dalszej części mojego artykułu) zaprzecza on temu, że „piekło” wojny można przyrównać dosłownie do piekła teologicznego (mówi on o piekle opisanym w wierze chrześcijańskiej). Wręcz ostro zaprzecza ich podobieństwu: „w rzeczywistości wojna jest czystym przeciwieństwem piekła w sensie teologicznym i jest piekielna tylko wtedy, gdy to przeciwieństwo jest ścisłe”. Stwierdzenie to opiera na argumencie, że „w piekle, jak można sądzić, cierpią wyłącznie ludzie zasługujący na męki (…) nieprzymuszeni popełnili czyny, za które Bóg ich karze. Natomiast ogromna większość tych, którzy cierpią na wojnie, nie dokonała żadnego tego rodzaju wyboru”. [M. Walzer, Wojny sprawiedliwe i niesprawiedliwe. W-wa PWN 2010, s. 74-75].
Zgadzam się ze zdaniem Walzera, że w piekle wojny, jak i w piekle teologicznym, mamy do czynienia z innego rodzaju „warunkami uczestnictwa w piekielnym życiu” oraz że samo istnienie piekła teologicznego opiera się na tym, że piekło jest miejscem dla potępieńców, którzy znaleźli się w nim za karę [2]. Nie jestem jednak pewna tego, że Michael Walzer miał do końca rację, co do postawionej przez siebie tezy mówiącej o braku podobieństwa obu piekieł. Uważam bowiem, że oba piekła można ze sobą porównać i podobieństwo ich odnaleźć. Podobieństwo to widoczne jest, kiedy przypatrzymy się obrazom piekła w chrześcijaństwie oraz tym obrazom, które malują nam weterani wojenni, m.in. uczestniczący w wojnie, w Wietnamie, czy weterani II Wojny Światowej bądź Iraku.
Piekło teologiczne
Najwcześniejsze opisy piekła można spotkać w Starym Testamencie, w Księdze Izajasza 66,24: „Gdy wyjdą, będą oglądać trupy ludzi, którzy odstąpili ode mnie; bo robak ich nie zginie, a ogień ich nie zgaśnie i będą obrzydliwością dla wszelkiego ciała”. Samo słowo ‘piekło’ nie pada w tym wersecie, jednak po przeczytaniu tego wersetu w głowie pojawia nam się skojarzenie, że mowa w nim o piekle; miejscu rozpaczy i cierpienia. Nowy Testament wraz z dokładnym nazwaniem miejsca opisanego przez Izajasza, przynosi o wiele wyraźniejsze jego opisy, szczegółowiej oddające obraz piekła i jego mieszkańców.
M.in. w Ewangelii św. Mateusza Jezus porównuje piekło do „pieca ognistego”. Jest to miejsce, w którym słychać „płacz i zgrzytanie zębów” [Mt 13; 42], zewsząd roztacza się „ogień wieczny” [Mt 25; 41]. Św. Marek z swojej Ewangelii opowiada słowami Chrystusa o „ogniu nieugaszonym” [Mk 9; 43], a św. Łukasz potwierdza asocjacje powstałe po przeczytaniu wersetu z Księgi, Izajasza, ponieważ pisze on wprost o cierpieniu mąk [Łk, 16; 24]. Z opisów piekła w Nowym Testamencie można się dowiedzieć, że piekło zgotował Bóg dla osób grzeszących, czyli takich, którzy za życia skupiali się tylko na aspektach materialnych, nie zaś duchowych; nie wypełniali bożych przykazań i nie oddawali Bogu należytej czci. Dusze potępieńców trafiają tam po śmierci skazane na „czyste wino gniewu Bożego z kielicha jego gniewu i męki w ogniu, i w siarce”, [Obj., 14, 10], które zadawane są przez Diabła („gospodarza” Piekła) i jego aniołów.
Piekło teologiczne oraz wizje piekła opisywane są również przez świętych Kościoła Rzymsko-Katolickiego. Św. Faustyna Kowalska w Dzienniczkach, które powstały na podstawie wizji świętej, podaje, że jest to miejsce „wielkiej kaźni”, ustawicznego wyrzutu sumienia i rozpaczy; ustawicznej ciemności, strasznego zapachu, gdzie dusze dręczone są w straszny i nie do opisania sposób.
„Dziś byłam w przepaściach piekła. (...) Rodzaje mąk, które widziałam: (…) ustawiczna ciemność, straszny zapach duszący, a chociaż jest ciemność, widzą się wzajemnie szatani i potępione dusze, i widzą wszystko zło innych i swoje; (…) jest straszna rozpacz (…). Są to męki, które wszyscy potępieni cierpią razem, ale to jest nie koniec mąk. Są męki dla dusz poszczególne, które są mękami zmysłów: każda dusza (…) jest dręczona w straszny i nie do opisania sposób. (...)” [Faustyna Kowalska, Dzienniczek. Miłosierdzie Boże w duszy mojej, z. 2, s. 231. cyt za: Bogna Skrzypczak-Walkowiak, Motywy infernalne w różnych tekstach kultury. [w:] Zeszyty Szkolne Nr 3 (9)/2003, s. 29.]
Świadectwo s. Łucji z Fatimy mówi o w połowie spopielonych ciałach wijących się z bólu, dymie, powietrzu przepełnionym iskrami i odorem.
„Ukazało się nam morze. Nie było to zwykłe, błękitne morze, to był żywy ogień. Wszystko falowało niczym sztorm na oceanie, dostrzegliśmy demony i dusze. Wyglądem przypominały ludzi. Tylko, że ich ciała były brunatne lub czarne, a czasami nawet przeźroczyste, wiły się straszliwie pookręcane językami ognia.. Unosił się dym, powietrze przepełnione było odorem i iskrami. (...)...demony i dusze były rozżarzone do czerwoności lub częściowo spopielone, ale nigdy do końca. Krzyczały i lamentowały rozpaczliwie, niewątpliwie cierpiały okrutne katusze. (...).” [Fatima-Wizja piekła, [w:] Xięga przepowiedni, s. 33 cyt za: Bogna Skrzypczak-Walkowiak, Motywy infernalne w różnych tekstach kultury. [w:] Zeszyty Szkolne Nr 3 (9)/2003, s. 29.]
Te trzy przedstawione wyżej opisy (biblijny, św. Faustyny oraz s. Łucji) składają się na w miarę dokładny opis piekła ukazujący je jako miejsce niewyobrażalnego cierpienia fizycznego i duchowego, gdzie skazanym na nie towarzyszy lament i krzyk. Jak się teraz okaże te opisy idealnie pasują do piekła wojny.
„Piekło” wojny
Od czasu II Wojny Światowej paralityczno-drgawkowe środki trujące są substancjami uznanymi za przydatne do celów militarnych. Obecnie mają one status najważniejszych trucizn bojowych, które uśmiercają. Nazwa pochodzi od zewnętrznych objawów ich działania na organizm ludzki. Powodują one charakterystyczne drgawki, które przechodzą później w paraliż mięśni.
Popularnym gazem, z którego korzystano w wielu wojnach, m.in. I i II Wojnie Światowej, był iperyt („gaz musztardowy”). Gaz ten, zaliczany do typu parzących, wywołuje na skórze pęcherze i trudno gojące się rany. Powoduje podrażnienie dróg oddechowych i płuc oraz ślepotę.
Ostatnim typem środka trującego jaki wymienię są psychotoksyczne środki trujące tzw. psychogazy. Dzielą się one na dwie grupy: psychomimetyczne i psychotropowe. Te pierwsze zaburzają funkcjonowanie ośrodkowego układu nerwowego – są podobne do substancji psychoaktywnych o działaniu psychodelicznym. Przykładem gazów pierwszej grupy jest „BZ” (3-Chinuklidynobenzylan) stosowany przez Armię Amerykańską w Wietnamie. Symptomami zatrucia przypominają schizofrenię; przede wszystkim występują intensywne halucynacje wszystkich zmysłów, którym towarzyszą zaburzenia mowy, utrata zdolności poruszania się w przestrzeni oraz kompletny brak orientacji czasowej. Druga grupa, której przedstawicielem jest fentanyl, powoduje silne stany depresyjno-lękowe, nudności i wymioty.
Kiedy wizualizujemy sobie wszystkie objawy zatruć powyższymi gazami nie trudno przyrównać cierpienia ludzi nimi zatrutych do cierpień zadawanych i odczuwalnych w piekle teologicznym, które opisałam w poprzednim podrozdziale (szczególnie mam tu na myśli opisy świętych katolickich). Już tylko przytaczając te powyższe przykłady wyraźnie rysuje nam się to podobieństwo, a spotkać się można z przykładami przeróżnej maści, które również w dobitny sposób ukazują tę analogiczność.
Także ogrom cierpienia jest wyczuwalny w opisie praktyk, jakich dopuszczali się m.in. żołnierze amerykańscy w Wietnamie oraz Iraku [3]. Mowa tu o bezwzględnym horrorze, odciętych kończynach, odcinaniu głów, odcinaniu uszu żywcem, o gwałtach, porozrzucanych po polach kończynach ludzkich.
Innym argumentem Michaela Walzera za niemożliwością przyrównania piekła teologicznego do piekła wojny jest czas trwania mąk, cierpień. W piekle teologicznym, bowiem występuje cierpienie wieczne, nieskończone. Grzesznicy przebywający w nim nie mogą liczyć się z tym, że kiedyś ognie piekielne zostaną zgaszone, a płacz i lamet ucichną. Odwrotnie jest w przypadku żołnierzy. Nie muszą oni rozstawać się z nadzieją, że wojna (ich cierpienia) się skończy.
Walzer nie zwraca uwagi na aspekt względności czasu. Odczucie różnic w długościach upływającego czasu jest relatywne - jednym z objawów działania, „BZ”, które wymieniłam w powyższym rozdziale był brak orientacji czasowej, co może wskazywać na to, że dla zatrutego, owładniętego bólem człowieka, jego męki zdają się trwać wieczność. Ale nie tylko dla zatrutej osoby „czas może ciągnąć się w nieskończoność”. Każdy człowiek, walczący – uczestniczący czynnie, czy - uczestniczący biernie, w „piekle” wojny doświadcza tego odczucia.
Walzer pomija także, dokonując tego rozróżnienia, fakt występowania wśród weteranów wojennych tzw. PTSD - ang. posttraumatic stress disorder – czyli silnego stresu pourazowego. Depresja, napady lęku, złości, podejrzliwości, irytacji, bezsenność, koszmary nocne, zaniki pamięci, przewidzenia, mania prześladowcza, otępienie, wybuchy niekontrolowanego płaczu i histerii, poczucie winy i beznadziei to tylko nieliczne z objawów PTSD. Jak widać „piekło” wojny dla żołnierzy (ale i osób pośrednio w wojnie uczestniczących) trwa i po wojnie.
„30 lat po wyjściu z Wietnamu ciągle zmagamy się ze skutkami tej wojny, ciągle wydajemy miliony na weteranów, którzy z powodu PTSD nie potrafili sobie ułożyć życia. Leczymy ich z alkoholizmu, narkomanii, skazujemy za przestępstwa i posyłamy do więzienia - przypomina Robinson, były komandos, który walczył podczas pierwszej wojny w Zatoce Perskiej, napisał raport pt. "Ukryte koszty wojny w Iraku” - Tym ważniejsza jest teraz pomoc weteranom z Iraku. Inaczej będziemy się z ich problemami zmagali przez następne 50 lat. Wielu z tych żołnierzy myśli, że powrocie do domu i rodziny ich problemy przeminą. Jednak z poprzednich wojen przecież wiemy, że to nie przemija. Co najwyżej się pogarsza.” [4].
Wymienione powyżej argumenty są kolejnymi argumentami za przyjęciem świadczącej o możliwości porównania piekła teologicznego do piekła wojny.
W tym rozdziale starałam się pokazać, że Michael Walzer nie do końca miał rację stawiając znak nierówności pomiędzy piekłem teologicznym a piekłem wojny. Wydawać by się mogło, że znaku równości także nie można postawić. Jednak niemożność ta występuje tylko wtedy, gdy pod uwagę bierze się jedynie powód znalezienia się danych jednostek w piekle [5], bowiem, gdy pod uwagę weźmie się aspekt cierpień fizycznych i psychicznych, znak równości pomiędzy omówionymi piekłami postawić można.
II. „Piekielni” rekruci i ich dowódcy
Możemy spotkać się z powiedzeniem, że wojna jest piekłem, które zgotowaliśmy sobie sami. „Jedna z najważniejszych cech wojny, odróżniająca ją od innych plag ludzkości, polega na tym, że ludzie w nią uwikłani są nie tylko ofiarami, lecz także sprawcami” [Walzer, s. 54.]. Dlatego też, kiedy mówi się o tym, że wojna jest ograniczona lub nieograniczona w środkach, jest ona nią nie z przypadku. Tym, czym wojna jest lub nie jest decydują sami ludzie. Nie jest ona zjawiskiem przyrodniczym, jak powódź, niekontrolowanym przez człowieka. Niestety jednak często z takim właśnie podejściem można się spotkać. Jak gdyby wojna nadeszła niewiadomo skąd i ogarnęła swoją mocą świat. Jest to swoistego rodzaju ideologia mącąca nasz światopogląd i krytyczny osąd. „Wojny nie wszczynają się same.”. „Piekło wojny” nie jest, jak piekło teologiczne, stworzone przez transcendentalnego Boga. Stwórcami „piekła” wojny są ludzie, którzy odpowiadają za męki i śmierć osób, które w to „piekło” zostały „strącone” – na tym polega „różnica stworzyciela”.
W tym rozdziale postaram się przyjrzeć osobom, które bezpośrednio uczestniczą w „piekle” wojny, a są nimi walczący żołnierze. Przytaczając opinie Michaela Walzera zastanowię się także nad kwestią zbrodni wojennych [6] popełnionych przez żołnierzy, którzy automatycznie przez dopuszczenie się ich, z ofiar stają się oprawcami. Którzy nie tak „znaleźli się w szponach” „piekła” wojny, jak sami stali tymi szponami dla innych – cywili. Omówiona w tym przypadku zostanie odpowiedzialności moralnej za popełnione zbrodnie – zasięgnę tu opinii także Jeffa McMahana. Zestawiając jego zdanie ze zdaniem Walzera zobaczę, czy uda się usprawiedliwić moralnie żołnierzy dopuszczających się zbrodni wojennych.
O wojnie jako piekle możemy mówić na przykładzie żołnierzy biorących w niej udział, a dokładnie wtedy, kiedy do walki przymuszeni są ludzie, którzy nie chcą walczyć. Ma się tu wtedy do czynienia z działaniem wbrew własnej woli, działaniem z przymusu zewnętrznego, ze strony instytucji bądź warunków, w jakich przyszło człowiekowi żyć. Walzer powołuje się w tej sytuacji na przypadek rekrutacji spośród ubogich mężczyzn, którzy nie mając innego sposobu na wyżywienie siebie i swoich rodzin, zaciągają się do wojska. Znane są także sposoby, jakimi rekrutowano do wojska młodych Amerykanów, którzy znajdowali się często w sytuacji patowej i nie mając lepszych życiowych możliwości stawali się oni pożywką dla wojska amerykańskiego.
„Wojna jest piekłem, gdy ludzi zmusza się do walki, gdy przekroczona zostaje granica zgody” [Walzer, 72 s.] i dodaje, że przyglądając się większości wojen, były one piekłem właśnie z tego powodu. Lecz nawet w przypadku, kiedy do wojska żołnierz wstąpił z własnej woli, czyli z ochotniczego zasięgu, poboru, z nakazu sumienia, mamy do czynienia z piekłem [T.H. Greek za Walzer, s. 73], ponieważ, kiedy osoba staje się żołnierzem walka staje się obowiązkiem. Żołnierze stają się własnością państwa i przez to, później nie mając wpływu na swoje własne poczynania, stając się „narzędziami politycznymi”, nie mogą decydować o rozmiarze brutalności wojny, w jakiej uczestniczą. [7].
„Piekło” wojny dotyka żołnierzy, którzy w jego obliczu, jak wyżej napisałam, stają się ofiarami. Na gruncie wyżej podanych przykładów można by wytłumaczyć żołnierzy biorących udział w wojnach niesprawiedliwych (z reguły napastniczych). [8]. Czy można jednak usprawiedliwić „piekło” zbrodni wojennych, które to „piekło” żołnierze będący na wojnie zgotowali innym żołnierzom, bądź cywilom? A co więcej, czy można ich czyny usprawiedliwić moralnie? Aby odpowiedzieć na to pytanie przyjrzę się argumentom, które wysuwane są często w obronie żołnierzy, którzy popełnili zbrodnie wojenne.
Pierwszym rodzajem jest argument „gorączki bitewnej i furii lub szaleństwa, które ona rodzi” [Walzer, s. 435], natomiast drugi rodzaj argumentów odnosi się do dyscypliny wojskowej i posłuszeństwa. Sugerują one, że żołnierze nie posiadają wolności wyboru walki, którą toczą oraz dyscypliny, której podlegają.
Argument z „gorączki bitewnej” opiera się na przypisaniu żołnierzowi „doraźnej niepoczytalności”. Polega ona na czymś w rodzaju szału, który rodzi się w walce, a kończy dokonaniem zbrodni. W umyśle żołnierza następuje w takich sytuacjach zatarcie granic dopuszczalnego zachowania, co doprowadza do pozbycia się wszelkich zahamowań, a w konsekwencji do brutalnych walk, bądź po prostu „piekielnej rzezi”. Walzer stanowczo stwierdza, że nie można zbrodni wojennych tłumaczyć namiętnościami, które do nich prowadzą [Walzer, s. 438]. [9].
Podczas wojny w Wietnamie doszło do masakry we wiosce My Lai. Żołnierze po wkroczeniu do wioski spodziewali się zastać partyzantów jednak zastali tam tylko cywili (m.in. kobiety, dzieci), których zaczęli gwałcić, dotkliwie okaleczać, aby w ostatecznym rozrachunku zabić. Nie obchodziły ich przeraźliwe krzyki niewinnych i niewalczących Wietnamczyków błagających o litość [10]. Broniąc żołnierzy, którzy dopuścili się tej masakry twierdzono, że „działali w warunkach okrutnej i dehumanizującej wojny, które popchnęły żołnierzy do zabijania bez rozróżnienia ofiar”. Wiadomym jest jednak, że żołnierze, którzy strzelali byli świadomi tego, co robią, ponieważ czuli potem obrzydzenie i wyrzuty sumienia - nie mogli, więc powołać się na argument „gorączki bitewnej” [11]. Atoli Walzer zaznacza, że żołnierze mogli na swoje usprawiedliwienie użyć argumentu, że wykonywali oni rozkazy swych dowódców – sięgnęliby oni wówczas do drugiego rodzaju argumentów, który odnosi się do dyscypliny wojskowej i posłuszeństwa. [12]. Tak też się stało i żołnierze obronili się tym argumentem - nie postawiono ich w stan oskarżenia, skazano natomiast dowódcę oddziału.
Michael Walzer uważa, że argumenty drugiego rodzaju – usprawiedliwiające działania żołnierzy ze względu na rozkazy - sprowadzają się do dwóch argumentów: powołania się na niewiedzę i na przymus. Argument z niewiedzy opiera się na założeniu, że żołnierz nie ma dostępu do informacji, które miałyby go informować o tym, w jakich działaniach wojskowych uczestniczy. Żołnierz w tym przypadku zdaje się na opinię dowódców zakładając (wierząc), że postępują oni rozsądnie i wydając rozkazy angażują swoich żołnierzy w sprawiedliwe działania wojenne. Co się zaś tyczy argumentu powołującego się na przymus, wynika on z faktu, że żołnierze rezygnują z własnego zdania i bezkrytycznie zobowiązani są (przymuszeni są) w swych działaniach do poddania się rozkazom swych dowódców. Ale należy zaznaczyć, że wyjątek stanowi sytuacja, gdzie od żołnierza wymagane jest nieposłuszeństwo dowództwu.
Żołnierze posiadają, bowiem obowiązek moralny, aby nie wykonać polecenia dowódcy, gdy wiedzą, że rozkaz ten łamie reguły wojny (ius in bello) [13] i jest niesprawiedliwy także wtedy, gdy grozi im za to degradacja. Walzer zaznacza, w przypadku rzezi we wiosce My Tai żołnierze nie mogli mieć wątpliwości, co do sprawiedliwości akcji oraz niewinności ofiar. „Właśnie w takich sytuacjach wymagamy [od żołnierzy – przyp. B.S.] nieposłuszeństwa”. Żołnierzy, którzy odmówili strzelania w My Tai nie spotkała żadna nagana ze strony instytucji wojskowej, co skłania do wniosku, że powinno się potępić pozostałych za ich posłuszeństwo.
Zdaniem Walzera nie należy jednak przedwcześnie winić żołnierzy za to, że nie sprzeciwili się rozkazom dowódców. Wojsko to organizacja, która działa sprawnie tylko wtedy, gdy podwładni posłuszni są swoim zwierzchnikom. Jednostka „wychodząca przed szereg” staje się zepsutą częścią wcześniej dobrze naoliwionej maszyny instytucjonalnej. [14]. Żołnierz chcący poddać pod wątpliwość bądź zanegować rozkaz dowódcy staje przed niebezpieczeństwem „głębokiego i niepokojącego moralnie osamotnienia”. Nie znaczy to jednak, że w imię tego argumentu można uczestniczyć w popełnianiu zbrodni wojennych, gdy takie zaistnieją. Należy jednak fakt zaistnienia takiego problemu, dokonując osądu żołnierzy, uwzględnić – „życie moralne zakorzenione jest w tego rodzaju więzi społecznej, którą dyscyplina wojskowa wyklucza lub doraźnie przecina” [Walzer, s. 450].
Jeff McMahan w artykule Etyka zabijania na wojnie (Unjust War), rozpatrując kwestie odpowiedzialności moralnej żołnierzy uczestniczących w wojnach niesprawiedliwych (niesłusznych) przygląda się argumentom, które podał Walzer. McMahan argument z niewiedzy nazywa argumentem epistemologicznym, a drugi z przymusu argumentem pragmatycznym. Wnioski McMahana można odnieść do wniosków Walzera.
McMahan uważa, że Walzer myli się twierdząc, że możliwe jest usprawiedliwienie moralnie żołnierzy uczestniczących w wojnach niesprawiedliwych (w zbrodniach wojennych) na podstawie obu tych argumentów. Zastrzeżenia Walzera są tylko wytłumaczeniami: mogą dowodzić, że żołnierze uczestniczący w zbrodni wojennej nie są przestępcami i nie należy ich ani winić, ani karać, za to, co zrobili; nie dowodzi to jednak tego, że żołnierze ci działali w sposób dozwolony – usprawiedliwiony. [15]. Czyli, zdaniem McMahana, żołnierzy można na podstawie tych argumentów tylko wytłumaczyć, nie zaś usprawiedliwić moralnie. Uważa on, że Walzer wyolbrzymia znaczenia ograniczenia wiedzy i przymusu, jakim podlegają żołnierze, m.in. dlatego, że powołanie się na przymus „nigdy w pełni nie zwalnia z odpowiedzialności w przypadkach bezprawnego zabójstwa” [ Jeff McMahan, Etyka zabijania na wojnie. [w:] T. Żuradzki, T. Kuniński, Etyka wojny, W-wa PWN 2009, s. 108]. Lecz nawet, gdyby przyjąć (co McMahan przyjmuje hipotetycznie), że w niektórych przypadkach ma się do czynienia z usprawiedliwieniem ich działań, nie świadczy to o tym, że działania te były by sprawiedliwe – dozwolone. Jednak mimo wszystko, Walzer słusznie zauważył, że ciężar odpowiedzialności w przypadku masakry w My Lai przechyla szalę na stronę dowództwa i to zwierzchników powinno się przede wszystkim (lecz nie tylko) obarczać winą za popełnione zbrodnie wojenne, ponieważ to oni jako dowódcy są w obowiązku nadzorować operacje podwładnych.
III. Logika wojny
Założeniem wojny, o którym rozprawiał za Carlem von Clausewitzem Michael Walzer, jest to, że aby zwyciężyć przeciwnika, zawsze jedna ze stron musi „działać wyprzedzająco”. Na wojnie zawsze mamy do czynienia z „oddziaływaniem wzajemnym”, tj. każda ze stron chcących wygrać wojnę jest zmuszona do dorównania przeciwnikowi bądź przewyższenia go. Często jest tak, że w działaniach wojennych dochodzi się do „ostateczności”. Taka jest owa „logika wojny”, która jest „stałym parciem ku skrajności moralnej” [Walzer, s. 66]. Zdają się nie istnieć inne granice oprócz „granic samej siły”.
Znane są sytuacje, w których żołnierze bądź cywile buntują się przeciwko agresji i postanawiają stanąć do walki. [16] Kierują się celami wyższymi, dla nich znaczącymi moralnie. Walzer nazywa to „wyższą ambicją”, kiedy dążą oni do zmniejszenia tyranii i do zmniejszenia prawdopodobieństwa wystąpienia jej w przyszłości. Jednak jak już zauważono na początku tego rozdziału, aby wygrać zmuszeni są do odrzucenia wszelkich ograniczeń, które pozostały; zmuszeni są wręcz do przewyższenia okrucieństwa tyrana, bądź naśladowania go. Prowadzi to do spirali przemocy, jakby ujął to Martin Luther King, narody schodzą po militarnych schodach w dół, do piekła. Zdaniem Michaela Walzera logika wojny w szczególności ukazuje piekielną natura wojny.
IV. Podsumowanie. Czy "piekła" wojny można uniknąć? [17]
W artykule tym pragnęłam wyjaśnić, na czym polega piekielna natura wojny. Z faktu, że wojnę porównuje się do piekła udowodniłam, że porównania i upodabniania pomiędzy piekłem teologicznym a „piekłem” wojny dokonywać są możliwe. Zwróciłam uwagę na to, że wojna jako wytwór piekielny jest stworzona przez ludzi, co odsłoniło - całkowicie zależny od ludzi - wymiar „piekła wojny”. Później ukazałam „ludzką twarz” rekrutów, ich piekielną dolę, a także na czym polega „logika wojny” i jej piekielne konsekwencje.
Można się pokusić i powiedzieć, że istnieje jeszcze jedno podobieństwo pomiędzy piekłem teologicznym a „piekłem” wojny, o którym nie pisałam na początku, a które pozwala odpowiedzieć na pytanie: czy piekła wojny można uniknąć? Podobieństwo to wynika z tego faktu, że tak jak piekła teologicznego, tak i „piekła” wojny można uniknąć nie dopuszczając się lub zaprzestając pewnych działań. Problem jednak polega na tym, że uniknięcie piekła teologicznego jest bardziej realne [18] niż uniknięcie tego drugiego, ponieważ w tym pierwszym zawsze możemy liczyć na „łaskę” itp. odwołując się do instancji nieomylnego, wszechwiedzącego i miłującego Boga, gdzie w przypadku „piekła” wojny mamy do czynienia z instancjami pod postacią ludzi, których cechami są omylność i ułomność. Mając, zatem do czynienia z „ludzkimi ludźmi” jedyne, o co możemy wnosić na rzecz „wojny bez broni” to apel o powściągliwość uzbrojonych. „Warunkiem przekształcenia wojny w walkę polityczną jest ograniczenie wojny jako walki zbrojnej” – stwierdza Walzer i dodaje, że apel ten powinien mieć następującą postać: „Nie możesz do mnie strzelać, ponieważ ja nie strzelam do ciebie i nie zamierzam do ciebie strzelać. Jestem twoim wrogiem niewalczącym, ty zaś musisz wywierać na mnie przymus i panować nade mną, jeżeli potrafisz, bez przemocy” [Walzer, s. 472]. [19]. Respektowanie tego wiązałoby się z uszanowaniem pewnych praw i konwencji – z dochowaniem im wierności od strony żołnierzy i ich dowódców, nad czym trzeba by było mieć baczenie. Takie ograniczenie wojny, zdaniem Walzera, jest początkiem pokoju, co w konsekwencji może prowadzić do uniknięcia „piekła” wojny.
[1] Michael Walzer stwierdził, bowiem, że obu piekła nie są do siebie podobne – ja natomiast uważam, że pod pewnymi względami są do siebie podobne. Zaznaczam, że piekielną naturę wojny w tym kontekście ukażę tylko na przykładzie cierpień żołnierzy oraz weteranów wojennych, nie zaś na przykładzie cierpień cywili. Nawiązanie do cierpień tych drugich wystąpi w rozdziale o odpowiedzialności moralnej za zbrodnie wojenne po to, aby ukazać dobitniej tę problematykę.
[2] W USA pojawił się pomysł, aby skazańców na tle kryminalnym wysyłać do wojska; stanęliby oni przed narzuconym im wyborem: pobyt w więzieniu albo pójście do wojska. Pojawia się tutaj element wolności wyboru ze strony skazańca jednak de facto wolnego wyboru on nie ma. Gdyby pomysł ten wszedł w życie argument, który ma za zadanie rozróżnić oba piekła, upadłby.
[3] Wpływem wojny na żołnierzy i aspektem odpowiedzialności moralnej za zbrodnie wojenne zajmę się w rozdziale „„Piekielni rekruci” i ich dowódcy”.
[4] Zachęcam do zapoznania się artykułem Gazety Wyborczej: http://wyborcza.pl/1,75515,2334528.html. Także wiele przykładów niekończącego się dla weteranów wojen cierpienia można znaleźć w artykule Rzeczpospolitej: http://newarch.rp.pl/artykul/52407_Powrot_do_Wietnamu.html
[5] Zdaje sobie sprawę, że istnieje jeszcze różnica między obydwoma piekłami, nazwę ją tutaj „różnicą stworzyciela”; nie wpływa ona mimo wszystko na wartość dokonanego tu porównania i wykazanego podobieństwa obu piekieł w sensie opisanym w tym rozdziale. Różnica ta pozwoli nam ukazać piekielną natury wojny – więcej o tym przede wszystkim w rozdziałach „„Piekielni rekruci” i ich dowódcy”.
[6] Zbrodniom wojennym o charakterze pogwałcenia praw i zwyczajów wojny, takim jak: morderstwa, znęcanie się nad ludnością zamieszkującą okupowany obszar, burzenie osiedli, miast, wsi oraz powodowanie wszelkich zniszczeń. W rozdziale wykorzystam przykład Masakry w My Lai [Walzer, s. 441]. Zbrodnię wojenną potraktuję jako wojnę niesprawiedliwą (niesłuszną), a żołnierzy uczestniczących w tej zbrodni jako niesłusznie walczących. Niestety zbrodnie wojenne mają miejsce także w przypadku, kiedy żołnierze uczestniczą w wojnach sprawiedliwych.
[7] Później postaram się pokazać, że żołnierze dopuszczający się zbrodni wojennych wpływają na rozmiar brutalności wojny - podlegają oni zwierzchnikom, przez co automatycznie nie mogą decydować formalnie o rozmiarze wojny, ale nieświadomie (bądź świadomie) ten rozmiar de facto zwiększają – wątek ten znaleźć będzie można w rozważaniach nad odpowiedzialnością moralną i możliwością usprawiedliwienia żołnierzy dopuszczających się zbrodni wojennych.
[8] ‘Wytłumaczenie’ – słowo zapożyczone od Jeffa McMahana. McMahan odróżnia, bowiem ‘wytłumaczenie’ od ‘usprawiedliwienia moralnego’ – o tym dalej w tekście.
[9] Nie można tego tłumaczyć także powołując się na powody wszczętej walki (ius ad bellum). Powód walki, choć najbardziej sprawiedliwy nie powinien pociągać za sobą niesprawiedliwych praktyk. Jak twierdzi Walzer: zabijanie „ponad normę” nie jest świadectwem ducha walki, czy determinacji żołnierzy oraz stopnia słuszności wojny, ale histerii. [Walzer, s. 439].
[10] W dyskursie etyki wojny określenie „niewinny i niewalczący” jest istotne. W celu większego zapoznania zob. R. K. Fullinwider Wojna i niewinność.
[11] W Dzienniczkach św. Faustyna Kowalska twierdzi, że jednym z wielu rodzajów mąk, jakie przeżywali grzesznicy jest „ustawiczny wyrzut sumienia”. Jest on spowodowany przeświadczeniem, że można było postąpić inaczej niż się postąpiło - gdyby postąpiło się właściwie człowiek nie znalazłby się w piekle. Także w tym przypadku można piekło teologiczne upodobnić do „piekła” wojny.
[12] Mogli oni tego dokonać, ponieważ dowódca kompanii nie podał im precyzyjnie sformułowanych wytycznych, a kiedy padły one w formie bardziej sprecyzowanej przez bezpośredniego dowódcę oddziału, brzmiały one jednoznacznie, aby zabijać niewinnych niewalczących.
[13] Jeff McMahan dowodzi, że nawet, jeżeli reguły ius in bello są przestrzegane przez żołnierzy nie oznacza tego, że walka nie może być niesprawiedliwą. Później jednak zaznacza w swym artykule Etyka zabijania na wojnie, że wojny niesprawiedliwe nigdy nie są prowadzone zgodnie z regułami ius in bello.
[14] Opiera się to na różnicy między organizacją a wspólnotą – protest obywatelski wypływa ze wspólnoty wartości – armia wspólnotą nie jest.
[15] Różnica w stanowiskach Walzera i McMahana opiera się m.in. na tym, że ten pierwszy uważa, że prawo ius ad bellum oraz ius in bello są niezależne, gdy ten drugi stawia temu kontrę i ukazuje, że oba prawa są zależne. Aby dowiedzieć się o tym więcej, zob. Jeff McMahan, Etyka zabijania na wojnie. [w:] T. Żuradzki, T. Kuniński, Etyka wojny, W-wa PWN 2009, s. 101-142].
[16] Przykładem może być tutaj Powstanie Warszawskie.
[17] W postawionym tu pytaniu nie chodzi o to jak sprawić, aby instytucja wojska przestała istnieć; chodzi o to jak sprawić, aby pomimo jej istnienia nie miało się do czynienia z „piekłem” wojny – stosowaniem jakiejkolwiek przemocy wobec siebie i innych osób; by mieć do czynienia z „wojną bez broni”. Odpowiedzenie, bowiem na pierwsze rozumienie tego pytania wiązałoby się z kwestią pacyfizmu i jego warunków, a na poruszenie osobno tej kwestii nie mam już tutaj miejsca.
[18] Uniknięcie tego piekła jest bardziej realne pomimo tego, że samo istnienie piekła teologicznego poddawane jest w wątpliwość i często to istnienie uważa się za nierealne.
[19] Musiałoby się to wiązać z bezwzględnym zaufaniem walczących po przeciwnych stronach. W innym przypadku można byłoby zadawać pytanie, w jakim stopniu możliwym stałoby się stwierdzenie, że rzeczywiście potencjalny przeciwnik broni nie posiada.
- Michael Walzer, Wojny sprawiedliwe i niesprawiedliwe. Rozważania natury moralnej z uwzględnieniem przykładów historycznych. Warszawa PWN 2010.
- Tomasz Żuradzki, Tomasz Kamiński, Etyka wojny. Antologia tekstów. Warszawa PWN 2009.
- Carl von Clausewitz, O wojnie. Red A. Rudnicka, wyd. Mireki.
- Biblia to jest Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne, Warszawa 1991.
- doc. K. Korzeniewskiego, Zaburzenia psychiczne na współczesnym polu walki. http://pml.strefa.pl/ePUBLI/144/26N.pdf (z dnia: 24.08.2010.).
- Gazeta Wyborcza: http://wyborcza.pl/1,75515,2334528.html ( z dn. 26.08.2010).
- Rzeczpospolita: http://newarch.rp.pl/artykul/52407_Powrot_do_Wietnamu.html (z dn. 25.08.2010).
- Bogna Skrzypczak-Walkowiak, Motywy infernalne w różnych tekstach kultury. [w:] Zeszyty Szkolne Nr 3 (9)/2003, s. 29.
Komentarze
-
poniedziałek, 06 września 2010
W odpowiedzi...(1)
Na wstępie mej odpowiedzi serdecznie dziękuję za uwagi. Dziękuję także za miłe słowa. Cieszę się, że portal ten daje możliwość debaty pod opublikowanymi artykułami. Postaram się odpowiedzieć na Twoje uwagi (oraz pozostałych osób, które zaznaczyły, że również podzielają Twoje zdanie). Jeżeli coś zrozumiałam opacznie – zachęcam do dalszej debaty. Z chęcią naniosę poprawki w mych dalszych rozważaniach odnośnie tego tematu, jeżeli uwagi okażą się zasadne.1. Odnośnie niezrozumienia przypisu nr 2: Walzer uważa, że „piekła” wojny z piekłem teologicznym nie można porównywać, ponieważ na wojnę nie zostają wysłani „grzesznicy” za karę, czyli zostają posłani ci, którzy (ogólnie rzecz ujmując) postąpili źle. Natomiast na wojnie nie mamy do czynienia z „grzesznikami” tylko często „niewinnymi” żołnierzami. (tutaj słowa tego używam w znaczeniu potocznym a nie w tym, w jakim ono funkcjonuje w dyskursie etyki wojny). Mogłabym się z tym zgodzić, gdyby nie ten pomysł z USA. Jeżeliby skazańców („grzeszników”) wysyłano do wojska, gdzie mieliby oni „odpokutować” swoje winy, to jest to dość podobne do koncepcji karania w piekle teologicznym. Co do ich wolności wyboru, a raczej jej braku – skazaniec i tak znajdzie się w niewoli – między dwoma zniewoleniami: więzieniem bądź wojną (może i tego, i tego by nie chciał wybierać decydując o sobie sam). Mimo tego, co wybierze i tak będzie posłany na „odpokutowanie” swoich win (popełnionych czynów). Dlaczego ten argument by upadł? Ponieważ mielibyśmy w tym przypadku do czynienia z kwestią, że jednak i do „piekła” wojny zsyłano by za karę.2. Dziękuję za Twoją opinię i rozumiem Twoje obawy. Zabrałam się jednak za wyjaśnienie używania tych słów, ponieważ uważałam to za konieczne, aby na początku w miarę nakreślić „pojęcia”, którymi można się w tym temacie posługiwać. Wydało mi się to osobiście bardzo istotne – ważenie, bowiem słów w tej kwestii jest dość ważne i interesujące z uwagi na dalsze rozważania etyczne i konsekwencje posługiwania się jakimś danym słownictwem w tych rozważaniach. Nie można moim zdaniem pomijać tego. Walzer też tego nie pominął w swej książce.
-
poniedziałek, 06 września 2010
W odpowiedzi...(2)
3. Oczywiście porównanie czasu trwania cierpień itp. może wydać się o drobinę przejaskrawione jednak nie uważam do końca, aby mój zarzut był błędny oraz logicznie niepoprawny. Mimo, że m.in. Damasio wprowadzając „marker somatyczny” wywołał „rewolucję” w postrzeganiu relacyjności ‘emocje-rozum’, uważam, że nie zawsze emocje da się rozważyć ‘rozumowo’. Opisać je "logicznie". Poza tym, czym jest czas? Czymś oderwanym od nas, czy czymś, czego upływ odczuwamy subiektywnie? Możemy się tym „pobawić” - jeżeli weźmiemy pod uwagę subiektywne jego odczuwanie mój argument nie wydaje mi się być nieuzasadnionym.4. Nie dość precyzyjnie się wyraziłam. M.W. postawił znak nierówności. Ja próbowałam postawić znak równości. Jednak wydawać by się mogło, że i tego znaku równości także postawić nie można, „jednak niemożność ta występuje tylko wtedy, gdy pod uwagę bierze się jedynie powód znalezienia się danych jednostek w piekle [5], bowiem, gdy pod uwagę weźmie się aspekt cierpień fizycznych i psychicznych, znak równości pomiędzy omówionymi piekłami postawić można.”. Także odsyłam Ciebie do wstępu pierwszego rozdziału, w tym artykule jeszcze raz. Nie potrafię ostatecznie przyznać Ci racji, co do niemożności ich zrównywania. Jeżeli piekło z definicji jest czymś gorszym niż wojna, to, co Ty myślisz o samym zdaniu „wojna to piekło”? Co do Twojego komentarza w nawiasie: owe porównanie jest dla mnie tym, co głosi cytat podany na wstępie tego artykułu.5. Ciekawe spostrzeżenie. Podejście do wojny pod kątem ewolucji, także uwarunkowań genetycznych, „ciągotek” do agresji, itp. powstał już ciekawy artykuł w „Gazecie Wyborczej” – bodajże, któreś z wydań sierpniowych 2009. Mam w domu – poszukam. Cały artykuł udowadnia (w skrócie podaję), tak jak napisałaś, że ludzka natura jest taka, a nie inna. Można się tym nie zgodzić nie tylko wysuwając ten argument, który podałaś Ty w swej uwadze. W filozofii idzie spotkać się z rozważaniami na temat tego, czy człowiek jest z gruntu dobry, czy zły, itp.
-
poniedziałek, 06 września 2010
W odpowiedzi...(3)
6. Zgodzę się z Tobą także w tym, że są to kwestie zbliżone. 7. Tak, tu Walzer za szybko omówił ten argument. Mi też zdawało się, że czegoś w tym brakuje. Jednak jestem w stanie go usprawiedliwić – książka mogła powstać jednak wcześniej (1977) niż owe nowinki się pojawiły. Niemniej powinnam pewnie dać przypis ukazujący to, co Ty nadmieniłaś.8. Tak, racja; o to właśnie mi chodziło.9. Ulu, spójrz jeszcze raz na ten fragment: „Zwróciłam uwagę na to, że wojna jako wytwór piekielny jest stworzona przez ludzi, co odsłoniło - całkowicie zależny od ludzi - wymiar „piekła wojny”.”. Nie napisałam tam nie-zależny, ale zależny. Co za tym idzie: „Tym, czym wojna jest lub nie jest decydują sami ludzie. Nie jest ona zjawiskiem przyrodniczym, jak powódź, niekontrolowanym przez człowieka”.10. Stwierdziłam, że można się pokusić i powiedzieć, że „podobieństwo to wynika z tego faktu, że tak jak piekła teologicznego, tak i „piekła” wojny można uniknąć nie dopuszczając się lub zaprzestając pewnych działań. Na tym polegać może owo podobieństwo. A dalej: „…problem jednak polega na tym, że uniknięcie piekła teologicznego jest bardziej realne [18] niż uniknięcie tego drugiego, ponieważ w tym pierwszym zawsze możemy liczyć na „łaskę” itp. odwołując się do instancji nieomylnego, wszechwiedzącego i miłującego Boga, gdzie w przypadku „piekła” wojny mamy do czynienia z instancjami pod postacią ludzi, których cechami są omylność i ułomność”. Rozważaniami tymi nie osądzam jednoznacznie, czy można, czy nie można postawić znaku równości w tutaj podanym przypadku. Na zakończenie dziękuję jeszcze pewnej osobie za zwrócenie uwagi, że pewne uwagi poczynione przeze mnie, są uwagami o podobieństwie jakościowym, a nie podobieństwie rodzajowym.Dziękuję także za komentarz pani dr Małgorzacie Derc. Mam nadzieję, że komentarz pani doktor znajdzie się na stronie Etyki Praktycznej - do czego Panią Doktor zachęcam - z niego wynikłaby niesamowicie ciekawa dyskusja.
-
wtorek, 07 września 2010
Komentarz do Zarzutu drugiego Pani Urszuli Zarosy i odpowiedzi...
Wydało mi się to osobiście bardzo istotne – ważenie, bowiem słów w tej kwestii jest dość ważne i interesujące z uwagi na dalsze rozważania etyczne i konsekwencje posługiwania się jakimś danym słownictwem w tych rozważaniach.
W dyskursie etycznym dla większej zrozumiałości powinno się, o ile zajdzie taka potrzeba wyjaśniać pojęcia kluczowe dla wywodu. Metafora wojny piekielnej, piekła wojny w tym sporze nie jest ani kluczowa ani potrzebna. Sam spór oraz debata na temat wojny ma się całkiem dobrze bez jej użycia, zaprzestanie go nie prowadzi także do jakichkolwiek konsekwencji etycznych. Co za tym idzie, używanie tego typu metafor nie wnosi nic do sporu na temat etyki wojny. Posługując się zasadą ekonomii nie widzę sensu ani celu używania tego stwierdzenia w jakichkolwiek debatach etycznych. Co za tym idzie, nie widzę sensu wyjaśniania tego pojęcia. Nie jestem pewny, jaka była motywacja Waltzera w tym przypadku, jedyne co mi się nasuwa to po prostu powiększenie objętości książki lub umilenie czytelnikowi lektury przed przejściem do poważnej argumentacji.Kolejnym aspektem jest sama próba wyjaśnienia wszelkiego rodzaju metafor. Pole interpretacji oraz zawarte w nich wszelkiego rodzaju ładunki emocjonalne są zbyt wieloznaczne. Chociaż dla ścisłości, na ten temat toczy się dość duży spór z zakresu filozofii języka. Nie sądzę jednak, że jakiekolwiek rozwiązanie tego sporu, czy też postawienie się na jednym z jego stanowisk podważyły w jakimkolwiek stopniu mój wcześniejszy komentarz. -
sobota, 11 września 2010
komentarz od nie-filozofa
Ciekawy artykul z punktu widzenia Religious Studies; poruszona tu zostala tematyka, ktora naukowcy tej dziedziny i dziedzin pokrewnych zajmuja sie juz od dekad. Prawdopodobnie jego interdyscyplinarnosc wzbudza watpliwosci zwolennikow monodyscyplinarnosci w tematyce wojny czy samej etyki jako takiej, jednakze rozwazania na szerszym gruncie maja swoje plusy, nie tylko naukowo-uzasadnialne. Pani Beginie gratuluje otwartosci, oczytania i odwagi w stawianiu pierwszych krokow; Pani Urszuli - jasnosci umyslu i spojnej argumentacji, jest co podziwiac.Pozdrawiam!
-
środa, 20 października 2010
Jakie jest piekło teologiczne?
Doskonale rozumiem próbę (zresztą bardzo udaną) ukazania paralelności piekła wojny i piekła w sensie religijnym. Piszę "religijnym", ponieważ termin "teologiczny" nie wydaje mi się do końca adekwatny. Teologii nie lubię i może z tego właśnie powodu chciałbym wiedzieć czym teologowie się zajmują, a czym nie - przynajmniej jeśli chodzi o Kościół katolicki.W Kk tzw. "objawienia prywatne" (Faustyna, Fatima, etc.) nie stanowią obowiązującej wykładni teologicznej.Natomiast JP2 o piekle mówił tak:
Piekło oznacza nie tyle miejsce, co raczej wskazuje na sytuację, w jakiej znajduje się człowiek, który w sposób wolny i ostateczny oddala się od Boga, źródła życia i radości.
I mniej więcej tak właśnie wygląda dzisiaj piekło w teologii Kk - odarte ze znaczeń symbolicznych, nie jest przedstawiane jako miejsce, lecz stan ducha. Nie mówiąc już o wciąż powracającej od czasów Orygenesa koncepcji tzw. "pustego piekła".Pozdrawiam i wspieram w staraniach o świat bez piekła wojny. Dzięki za dzisiejszą projekcję. -
środa, 20 października 2010
Odn. wypowiedzi Kazika
Co do słów Papieży o piekle, to ostatnio wypowiedział się o nim obecny:
"Piekło nie jest wcale religijnym symbolem, który został wymyślony po to, żeby zastraszać wiernych i zmusić ich do przestrzegania dekalogu. Jak powiedział papież, jest to realne miejsce, w którym grzesznicy cierpią katusze w ogniu piekielnym."
- powiedział Benedykt XVI w homilii wygłoszonej w parafii w Fidene na przedmieściach Rzymu...Może "objawienia prywatne" nie są obowiązującą wykładnią ale posłużyłam się nimi instrumentalnie, aby ukazać, na ile to tylko możliwe w tego typu artykule, "zarys" piekła teologicznego. Tak, ten wyraz "teologicznego" sprawia problem jak wskazałeś wyżej. Religijnego może także brzmi mniej 'angażująco' ale też znowu pociąga za sobą pewne konsekwencje użycia tego terminu. Materiał na książkę nie artykuł na blogu.Miło wiedzieć, że to Ty Kaziku byłeś dzisiaj na spotkaniu Dyskusyjnego Klubu Philmowego Sekcji Etyki! Dzięki za bycie i żywą dyskusję. Mam nadzieję, że nie ostatnią. -
czwartek, 21 października 2010
Piekło jest, ale Otchłani za to już nie ma ... no prawie
Nie znałem tej wypowiedzi, ale jakoś specjalnie mnie ona nie dziwi. W końcu to kardynał Ratzinger stał na czele Kongregacji Nauki Wiary (dawniej zwanej Świętą Inkwizycją) kiedy w roku 2000 powstała deklaracja Dominus Iesus:http://pl.wikipedia.org/wiki/Dominus_IesusZdaniem wielu ten dokument cofnął dialog ekumeniczny o dziesięciolecia.Z kolei inny watykański dokument, który powstał już za obecnego pontyfikatu, w popularnej recepcji kwitowany jest hasłem "Papież zamknął limbus". Dalej jednak dopuszcza się możliwość refleksji teologicznej na ten temat.http://pl.wikipedia.org/wiki/Otch%C5%82a%C5%84Mam wrażenie że etyka i ogólnie refleksja filozoficzna poziomem spekulatywności nie dorasta teologii do pięt. Przepraszam że odbiegam od zasadniczego tematu - wiem że to nie licuje z ich powagą, ale nie mogę się powstrzymać:http://www.youtube.com/watch?v=zTOffYj5TxU
-
niedziela, 03 kwietnia 2011
Jeszcze coś o piekle i nie tylko
Przeglądając tzw. prywatne objawienia natrafiłem na szczególnie sugestywny opis piekła:[url]http://www.i-h-s.eu/www/gloria/htdocs/testimonio/Polnisch01.doc[/url]Zgadzam się poza tym, że bardzo interesujące jest poszukiwanie świeckich odpowiedników (by tak rzec) wizji, pojęć itp. religijnych.
-
Najpierw zaloguj się a potem wyślij komentarz
Kategorie bloga
Słowa kluczowe
Aktywne grupy
Parę braków i nieścisłości
Tekst mi się podoba, jest ciekawy i wciągający. Pozwolę sobie na kilka uwag - pytań, ponieważ było parę fragmentów, które sprawiły mi trudności.Oto one: 1)Nie bardzo rozumiem przypis drugi, a mianowicie co miałoby oznaczać, że skazaniec wybierając więzienie albo wojsko nie ma wolnego wyboru? Niejasne jest też dla mnie dlaczego gdyby pomysł z USA wszedł w życie argument by upadł, wydaje mi się, że jest to tutaj niejasne.2) Porównanie piekła teologicznego i wojennego jest oczywiście bardzo fajną ciekawostką (zwłaszcza z uwagi na ciekawe opisy czeluści piekielnych i doświadczeń żołnierzy), nie mniej nie wiem właściwie czemu ono ma służyć. Mam na myśli, jakie jest etyczne znaczenie tego wywodu? Bo wydaje mi się, że właściwie służy ono jedynie wyjaśnieniu czy słusznie używamy słowa "piekielny" odnośnie wojny. Jako, że rozważania lingwistyczne nie są dla mnie zbyt interesujące, uważam, że tę kwestię można by spokojnie pominąć.3)Wydaje mi się, że błędny jest twój zarzut do Walzera, gdzie twierdzisz, że można porównywać czas trwania cierpienia w przypadku piekła teologicznego i wojny. Czy to bowiem, że odczucia upływającego czasu są relatywne oznacza, że możemy przyrównać 5 minutowe cierpienie żołnierza, któremu wydaje się, że trwa ono wiecznie, do tego które byłoby 'rzeczywiście' nieskończone? Myślę, że to zbyt daleko idące porównanie, nawet uwzględniając wszystkie podane przez Ciebie czynniki, wydaje się logicznie niepoprawne.4) Piszesz: "Michael Walzer nie do końca miał rację stawiając znak nierówności pomiędzy piekłem teologicznym a piekłem wojny. Wydawać by się mogło, że znaku równości także nie można postawić..." – to zdaje się taki niewielki błąd. No bo albo P albo ~P . Jeśli nie można postawić znaku nierówności, to chyba znaczy, że można równości? Piszesz, że jest to zależne od tego, czy bierzemy pod uwagę jeden aspekt czy wiele. Nie czytałam Walzera, ale chyba musiał brać pod uwagę sumę aspektów. Po drugie nie sądzę by udało Ci się wykazać, że istnieje równość między cierpieniami fizycznymi i psychicznymi odbywającymi się na wojnie, a tymi piekielno-teologicznymi. Również moim zdaniem próba zrównania ich to spory błąd. Jeśli przypatrzymy się wymienianym przez Ciebie opisom, to cechy takie jak :"robak ich nie zginie", "ogień nie zgaśnie","ogień wieczny","nieugaszony","ustawiczna rozpacz","dręczenie w nie do opisania sposób" - są cechami specyficznymi. Ich istotą jest właśnie to, że są większe niż cokolwiek strasznego, obrzydliwego, złego, co możemy sobie wyobrazić. Nie widzę sensu porównywania obu kwestii, gdyż piekło z definicji jest czymś dużo bardziej okrutnym niż wojna.(pomijam tutaj fakt, że moim skromnym zdaniem odwoływanie do rozważań teologicznych w tekstach etycznych jest zbędne i zakłóca postulat racjonalności wywodu )5)Piszesz: „Tym, czym wojna jest lub nie jest decydują sami ludzie. Nie jest ona zjawiskiem przyrodniczym, jak powódź, niekontrolowanym przez człowieka. Niestety jednak często z takim właśnie podejściem można się spotkać. Jak gdyby wojna nadeszła niewiadomo skąd i ogarnęła swoją mocą świat. Jest to swoistego rodzaju ideologia mącąca nasz światopogląd i krytyczny osąd. „Wojny nie wszczynają się same.”.”Myślę, że podejście, które umniejsza sprawczą, a przede wszystkim rozumową rolę ludzi w wojnie pochodzi z pewnej opinii o naturze ludzkiej. Chodzi tu o tzw. "walkę o byt" - walkę o przetrwanie, która ma popychać do wojen o terytoria, zasoby itd. Warto by się nad tym zastanowić, jaki ma wpływ taka wizja natury ludzkiej – człowieka jako „drapieżnika” usiłującego przetrwać – na podejście ludzi do konfliktów zbrojnych. (Ta wizja natury ludzkiej jest oczywiście błędna, z uwagi na występujący szeroko altruizm odwzajemniony, niemniej wydaje mi się, że często możemy napotkać opinie typu: "Wojny zawsze były i będą, taka jest natura ludzka" ).6) Piszesz: „ Ma się tu wtedy do czynienia z działaniem wbrew własnej woli, działaniem z przymusu zewnętrznego, ze strony instytucji bądź warunków, w jakich przyszło człowiekowi żyć.” – wydaje mi się, że przymus wynikający z zewnątrz różni się od tego wynikającego z ciężkiej sytuacji życiowej, czy tym bardziej tego wynikającego z braku perspektyw, warto być może również nad tą kwestią się pochylić i ewentualnie wykazać, że są to kwestie bardzo zbliżone.7) Argument z „gorączki bitewnej” – nie wydaje mi się tak banalny jak go przedstawiłaś. Jeśli przeanalizujemy najnowsze dane neurologiczne dotyczące tego w jaki sposób podejmujemy decyzje i przedstawimy jak duży jest udział emocji w naszych decyzjach (również moralnych), nie wydaje mi się, że tak łatwo będzie nam się z nim rozprawić. 8) Piszesz dalej : „Jednak mimo wszystko, Walzer słusznie zauważył, że ciężar odpowiedzialności w przypadku masakry w My Lai przechyla szalę na stronę dowództwa i to zwierzchników powinno się przede wszystkim (lecz nie tylko) obarczać winą za popełnione zbrodnie wojenne, ponieważ to oni jako dowódcy są w obowiązku nadzorować operacje podwładnych.”No i znowu tutaj pytanie brzmi, co to znaczy: "lecz nie tylko”. Jak powyższe zdanie ma się do tego co wspomniałaś o McMahanie, a także wcześniej wspomnianej możliwości odmówienia rozkazu? Czy w przypadku tych żołnierzy nie możemy jedynie mówić o wytłumaczeniu ich zachowania, ale nie o usprawiedliwieniu, a tym samym, ciężar odpowiedzialności przechyla się również na nich? (rozumiem, że to miało znaczyć "nie tylko", ale warto to jakoś lepiej nakreślić.)9)Jeśli zaś chodzi o wnioski: wydaje mi się, że nie wykazałaś, iż można słusznie wojnę porównywać z piekłem teologicznym. Piszesz również: „Zwróciłam uwagę na to, że wojna jako wytwór piekielny jest stworzona przez ludzi, co odsłoniło - całkowicie zależny od ludzi - wymiar „piekła wojny”.” – rozumiem, że jak nie zależny od ludzi to od sił nadprzyrodzonych? Nie bardzo wiem co tu miałaś na myśli, odniosłam się do tego wcześniej pisząc o koncepcji natury ludzkiej.10) Na koniec dodajesz: P: „…istnieje jeszcze jedno podobieństwo pomiędzy piekłem teologicznym a „piekłem” wojny..” „... piekła teologicznego, tak i „piekła” wojny można uniknąć nie dopuszczając się lub zaprzestając pewnych działań. " A następnie: ~P : "Problem jednak polega na tym, że uniknięcie piekła teologicznego jest bardziej realne [18] niż uniknięcie tego drugiego…” - czyli jednak NIE ma podobieństwa! Chodzi mi o wzajemną sprzeczność tych zdań.Podsumowując: Artykuł bardzo fajny, jakieś tam małe niedociągnięcia, no i jestem ciekawa dalszych rozważań w kwestii usprawiedliwionego zabijania, moralnej odpowiedzialności żołnierzy itp.