Dyskryminacja a przywileje gejów
- Przeczytano: 7462
- 16 komentarze
- Subskrybuj zmiany
- Drukuj
- Ulubione
Słyszymy to ostatnio w wielu mediach w Polsce. Zwolennicy rewizji zastanej moralności głoszą, że nieprzyznawanie parom homoseksualnym takiego samego statusu jak małżeństwom jest moralnie oraz prawnie dyskryminujące. Tym, którzy mają odmienne zdanie, przypisuje się najczęściej defekty psychiczne zwane homofobią. Czy jednak każde nierówne traktowanie osób czy grup jest nieuzasadnioną i niesprawiedliwą „dyskryminacją”? Wbrew temu, co głosi Robert Biedroń, nie ma żadnych etycznych podstaw, aby tak twierdzić.
Prawdą jest, że wszyscy jesteśmy równi pod względem moralnym. Jest to jedna z ważniejszych idei nowoczesnej tożsamości, kluczowa idea cywilizacji chrześcijańskiej. Równość ludzi gwarantuje, że przysługują nam te same podstawowe uprawnienia moralne bez względu na płeć, kolor skóry, przynależność etniczną czy orientację seksualną. Nikogo nie można więc poniżać, niewolić, uśmiercać czy wykorzystywać seksualnie. Ta ważna, etyczna idea równości, zapisana w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka czy polskiej konstytucji, nie implikuje jednak w żaden sposób, że wszyscy ludzie muszą być równi ekonomicznie, prawnie i politycznie.
Pojęcie dyskryminacji, używane w prawie i debacie publicznej, nacechowane jest pejoratywnie. Przez dyskryminację rozumie się bowiem nie tyle nierówne traktowanie osób, co traktowanie ich niesprawiedliwe. Jest prawdą, że pary homoseksualne nie mają tych samych uprawnień co małżeństwa. Czy automatycznie jest to jednak niesprawiedliwe? Nie każda nierówność w państwie jest dyskryminująca. Prowadziłoby to bowiem do absurdów. Zgodnie z tym tokiem myślenia dyskryminacją byłoby to, że niewykształcony nastolatek nie może być senatorem, że policjant może nosić broń, że parlamentarzyści i sędziowie mają immunitet, że dzieci nie wsadza się do więzień, nauczyciele mają płatne wakacje, żołnierze wczesne emerytury, bezdzietni kawalerowie nie biorą urlopów macierzyńskich a ludzie bogaci płacą wyższe podatki niż biedni.
Choć uprawnienia etyczne są równo rozdzielone, nie musi dotyczyć to przywilejów ekonomicznych, prawnych i politycznych. Prawo do dziedziczenia, wstąpienia w stosunek najmu po zmarłym partnerze, ubiegania się o obywatelstwo, odmowy składania zeznań obciążających partnera, wspólnego opodatkowania, korzystania z zabezpieczenia socjalnego, renty rodzinnej czy emerytury po zmarłym partnerze nie są podstawowymi prawami człowieka. Są to uprawnienia pozaetyczne, przysługujące jedynie tym, którzy na to zasługują. Nie jest więc automatycznie dyskryminacją fakt, że stowarzyszenia piłkarskie, grupy biznesowe, towarzystwa naukowe czy osoby uprawiające ze sobą seks nie mogą się wspólnie rozliczać czy dziedziczyć po sobie mieszkań. Jeśli jakaś grupa miałaby zdobyć dane uprawnienie, musiałaby to najpierw uzasadnić przed tymi, którzy na nie łożą. To, czy pary homoseksualne zasługują na ekonomiczne i prawne wyróżnianie ich spośród innych formalnych i nieformalnych grup, powinno być właśnie przedmiotem dyskusji. Nie zaś rzekoma ich dyskryminacja. Każda poważna debata dotycząca związków homoseksualnych właśnie na tym musi się koncentrować. Chciałbym więc poznać realne powody, dla których geje zasługiwać powinni na te same przywileje co ludzie żyjący w małżeństwach. Małżeństwach, które ponoszą zazwyczaj olbrzymie ciężary i obowiązki kluczowe dla całego społeczeństwa.
Rozwinięcie i uzasadnienie powyższego wpisu przeczytać można w kolejnym artykule Czy zakaz małżeństw jednopłciowych jest dyskryminujący
Komentarze
-
sobota, 18 czerwca 2011
Odpowiedź Krzysztofowi Saji
Szanowny Krzysztofie,Cieszę się, że zamieściłeś tak prowokacyjny tekst. Mam nadzieję, że pojawi się tutaj z czasem wiele interesujących refleksji. Ja postaram się pokrótce wyrazić swoje zdanie na temat, który poruszyłeś.Oczywiście na pytanie: „Czy jednak każde nierówne traktowanie osób czy grup jest nieuzasadnioną i niesprawiedliwą „dyskryminacją”? odpowiadam NIE. Dla każdego, kto choć troszkę interesował się etyką i podstawami równości będzie to oczywiste, dla przypomnienia można zawsze zajrzeć na str.37 Etyki praktycznej Singera, gdzie opisuje on przykład z uśmierzaniem bólu:
Wyobraźmy sobie, że po trzęsieniu ziemi natrafiłem na dwie ofiary, jedną ze zmiażdżoną nogą, w agonii, drugą z rozciętym udem i niewielkim bólem. Zostały mi tylko dwie dawki morfiny. Równe potraktowanie zasugerowałoby, by dać po jednej każdej z rannych osób, ale jedna nie uśmierzyłaby bólu osoby ze zmiażdżoną nogą. Wciąż odczuwałaby ona dużo większy ból niż druga ofiara, gdybym jednak dął jej kolejną dawkę, przyniosłoby jej to większa ulgę niż podanie jednej dawki osobie z niewielkim bólem. (…)Przez podanie podwójnej dawki poważniej zranione osobie doprowadzamy do mniejszej różnicy w stopniu cierpienia odczuwanego przez dwie ofiary niż gdybyśmy podali jedną dawkę każdej z nich.
Pełen egalitaryzm mógłby prowadzić czasem do absurdalnych skutków, w związku z czym tolerujemy w dzisiejszym świecie pewnego rodzaju nierówności, po to by zapewnić czy to bezpieczeństwo, czy sprawiedliwość społeczną. Nie będę tutaj tego wątku rozwijać, gdyż dobrze robią to współcześni etycy, m.in. wspomniany już Singer, który jako podstawową zasadę etyczną proponują: zasadę równego rozważenia interesów, którą nazywa minimalną zasadą równości, właśnie dlatego, że nie dyktuje ona traktowania wszystkich na równi w każdej sytuacji (wspomniany wyżej przykład).Jak słusznie zauważyłeś Krzysztofie, takie uprawnienia jak Deklaracja Praw Człowieka zapewniają nam równość, w sensie przysługiwania podstawowych praw, niezależnie od posiadanych przez nas cech, w tym orientacji seksualnej. Zgadzam się z Tobą oczywiście, że nie oznacza to, że wszyscy ludzie muszą być równi np. ekonomicznie. Jednak już na początku trzeba zwrócić uwagę na dwa fragmenty Deklaracji Praw Człowieka:Art. 1. Wszyscy ludzie rodzą się wolni i równi pod względem swej godności i swych praw.
Art.16. (1) Mężczyźni i kobiety bez względu na jakiekolwiek różnice rasy, narodowości lub wyznania mają prawo po osiągnięciu pełnoletności do zawarcia małżeństwa i założenia rodziny.
Oczywiście w Deklaracji Praw Człowieka brakuje zapisu typu „orientacja seksualna”, a „mężczyźni i kobiety” może być mylnie interpretowane jako „tylko mężczyzna z kobietą”. Niemniej prawo do zawarcia związku małżeńskiego zostaje przedstawione jako podstawowe prawo człowieka, które powinno przysługiwać nam bez względu na to jakie cechy czy poglądy posiadamy. (Wyrazy podkreśliłam z uwagi na to, iż niezależnie od tego, czy przyjmiemy, że etiologia homoseksualizmu dotyczy genów i biologii, czy wiąże się z czynnikami kulturowo-społecznymi, nie będzie to relewantne dla tego prawa.)Piszesz Krzysztofie: „Jest prawdą, że pary homoseksualne nie mają tych samych uprawnień co małżeństwa. Czy automatycznie jest to jednak niesprawiedliwe?”Moim zdaniem po pierwsze to pytanie można by rozdzielić na dwa, a nawet trzy następujące pytania:- [*]1) Czy pary homoseksualne mają prawo do zawierania związku małżeńskiego?2) Czy związek małżeński pary homoseksualnej powinien uprawniać ją do takich samych przywilejów i obowiązków jak pary heteroseksualnej?3) Czy związki nieformalne (nie małżeńskie) powinny mieć takie same prawa i przywileje jak związki formalne?
Każdy człowiek posiada wszystkie prawa i wolności zawarte w niniejszej Deklaracji bez względu na jakiekolwiek różnice rasy, koloru, płci, języka, wyznania, poglądów politycznych i innych, narodowości, pochodzenia społecznego, majątku, urodzenia lub jakiegokolwiek innego stanu.
Wracając do pytania pierwszego, odnosząc się do zamieszczonych fragmentów DPCZ odpowiedź brzmi: TAK, gdyż takie prawo ma każdy pełnoletni człowiek, niezależnie od poglądów,statusu,etc.Pozostaje więc odeprzeć zarzuty, którymi są Twoje przykłady:1) „… niewykształcony nastolatek nie może być senatorem…” –argument dotyczy kompetencji poznawczych, związanych z wiedzą, dojrzałością emocjonalną i umiejętnościami2) „…policjant może nosić broń…” – znów chodzi o pewne kompetencje3) „…parlamentarzyści i sędziowie mają immunitet…” – uważam to za kiepski przykład, gdyż jest to wciąż dyskutowana kwestia sporna4) „…dzieci nie wsadza się do więzień…” – tak jak w 1.5) „…nauczyciele mają płatne wakacje…”- kwestia sporna6) „…żołnierze wczesne emerytury…”- kwestia sporna7) „… bezdzietni kawalerowie nie biorą urlopów macierzyńskich…” - absurd8) „…ludzie bogaci płacą wyższe podatki niż biedni.” –argument dotyczy szeroko pojętego pożytku publicznego.Opisałam te przykłady ponieważ chcę wskazać na różnice jakie zachodzą między nimi, a przykładem dotyczącym prawa par homoseksualnych do legalizacji swojego związku i korzystania z przywilejów jakie niesie ze sobą małżeństwo. Różnice są następujące:- [*]1) Prawo do zawierania małżeństwa jest podstawowym prawem człowieka, nie zaś przywilejem ekonomicznym, czy politycznym.2) Prawo to przysługuje wszystkim ludziom.3) Kompetencją jaką należy posiadać do korzystania z tego prawa jest: pełnoletniość + w domyśle: poczytalność i posiadanie pełni praw.
-
sobota, 18 czerwca 2011
Dlaczego nie mogę mieć trzech żon?
Ulu, dziękuję za komentarz. Składa się on z dwóch części:1) Pozytywnej, w której starasz się wykazać w oparciu o Powszechną Deklarację Praw Człowieka, że każdy człowiek ma prawo do zawarcia związku małżeńskiego także z osobą tej samej płci.2) Negatywnej, w którym poddajesz krytyce moją argumentację jako niewystarczającą do uzasadnienia mojej tezy o rzekomo sprawiedliwych nierówności między homoseksualistami a heteroseksualistami w kwestii prawa do małżeństwa.Ponieważ w kolejnym wpisie na blogu postaram się jaśniej pokazać istotne różnice między heterykami a homoseksualistami, które w mojej opinii usprawiedliwiają różne uprawnienia dotyczące małżeństwa, nie będę o tym pisał w tym komentarzu. Odniosę się jedynie do Twojej próby obrony „prawa do małżeństwa” osób tej samej płci.Cytujesz
Art.16. (1) Mężczyźni i kobiety bez względu na jakiekolwiek różnice rasy, narodowości lub wyznania mają prawo po osiągnięciu pełnoletności do zawarcia małżeństwa i założenia rodziny.
Szkoda że zapominasz o punkcie trzecim tego artykułu. Stawia on w trochę innym świetle Twoją interpretację art. 16.:3. Rodzina jest naturalną i podstawową komórką społeczeństwa i ma prawo do ochrony ze strony społeczeństwa i Państwa.
Główny mój zarzut do Twojego wywodu polega jednak na tym, że przyjęta metodologia jest niestety beznadziejnie jałowa. Próba rozstrzygnięcia naszej skomplikowanej kwestii praktycznej w oparciu o bardzo ogólne, nieprecyzyjne, sprzeczne ze sobą w literalnym stosowaniu artykuły PDPC jest tak samo skazana na porażkę jak próba rozstrzygnięcia kwestii zapłodnienia in vitro w oparciu o Dekalog. PDPC, tak jak Dekalog, jest bardzo ważnym zbiorem postulatów etycznych, które stanowią „światło dla świata” i pewien ogólny fundament normatywny, nie mogą niestety pełnić funkcji rozstrzygającej w szczegółowych sporach etycznych. Fakt, że pod Deklaracją i Dekalogiem podpisuje się tak wielu ludzi wynika z tego, że są one bardzo niejednoznaczne i nieprecyzyjne, a każdy z nas w codziennym życiu uznaje dziesiątki wyjątków od zawartych tam stwierdzeń. Normy owe mają jedynie charakter etycznych ogólników, zasad prima facie, które dopiero trzeba uszczegóławiać i interpretować. Popatrzmy np. na art. 16 pt. 1. Co to oznacza że „ludzie mają prawo do zawarcia małżeństwa”? Czy jako mąż mogę ponownie poślubić inną kobietę? Ile mogę mieć żon? Czy mogę poślubić swoją córkę? Czy w 1948 roku zgromadzenie ONZ miało na myśli, że każdy człowiek ma prawo żądać od swojego państwa możliwości zawarcia małżeństwa homoseksualnego, pisząc w tym samym artykule o wartości RODZINY? W 1948 roku... Czy nie jest dyskryminujące to, że nie mam prawa żądać małżeństwa poligamicznego czy kazirodczego (za zgodą mojej dorosłej córki)?Co to znaczy, że Deklaracja daje mi pewne prawo? Czy mogę mieć uzasadnione roszczenie w stosunku do władz, abym dostał bilet na Euro 2012 lub dostęp do bazy czasopism naukowych jak JStoR? Bo Deklaracja stwierdza np., że:Artykuł 27 1. Każdy człowiek ma prawo do swobodnego uczestniczenia w życiu kulturalnym społeczeństwa, do korzystania ze sztuki, do uczestniczenia w postępie nauki i korzystania z jego dobrodziejstw.
Podsumowując: Powszechna Deklaracja Praw Człowieka jest dobrym szkicem tego, co dziś uznajemy za ważne w naszym życiu. Jest to jedynie szkic i jako taki bez dodatkowych uzasadnień i interpretacji jest bezużyteczny jako narzędzie służące do rozstrzygania większości współczesnych sporów etycznych czy prawnych. -
sobota, 18 czerwca 2011
Małżeństwo.
Takie sprawy załatwia się dzisiaj poprzez zmianę definicji. W tym wypadku definicji małżeństwa. Jeśli ją zmienimy, to sformułowanie prawo do małżeństwa może znaczyć cokolwiek. A co do poligamii - to może i można jej żądać i grupy zainteresowane żądają, tylko jest to nienagłośnione. A rodzina nie może być definiowana jako jednopłciowa? Może. Mamy tekst który potraktowany "sola scriptura" niewątpliwie nabiera nowych znaczeń.
-
niedziela, 19 czerwca 2011
Kilka uwag do doktora Krzysztofa Saji
Uwaga 1 – „wszyscy jesteśmy równi pod względem moralnym...(jest to-P.W) kluczowa idea cywilizacji chrześcijańskiej” – Uważam że ta preambuła jest bardzo kontrowersyjna, gdyż dzieli ludzi na samym wstępie. Co na to naród czeski po smutnych doświadczeniach z chrześcijanami różnego typu (obecnie około 80% ateistów), co na to islamscy bracia z Bałkanów mordowani przez chrześcijańskich sąsiadów - oprawców, co na to Szwedzi, dlaczego już nie chcą mieć swego kościoła.Miał Pan chyba na myśli równość moralną przed Bogiem. Przed Sądem ostatecznym.Bo cywilizacja chrześcijańska nijak się ma do równości moralnej ludzi tu na ziemi.A przecież pisze Pan: „Równość ludzi gwarantuje, że przysługują nam te same podstawowe uprawnienia moralne bez względu na płeć, kolor skóry, przynależność etniczną czy orientację seksualną. Nikogo nie można więc poniżać, niewolić, uśmiercać czy wykorzystywać seksualnie.” – to znaczy tu na ziemi.Przypomnę kilka faktów z historii tej cywilizacji z kluczowymi ideami moralnymi:W IV wieku chrześcijanie przejęli w końcu władzę w Rzymskim Imperium.W 340 roku n.e., na Synodzie w Gangra, przyjęto jako prawo, iż każdy chrześcijański niewolnik ma się poddać swojemu panu na ziemi, tak jak Chrystusowi w niebie. Około 60 lat później, święty Augustyn podobnie rozkazywał niewolnikom. W 419 roku n.e., święty Ambroży wywodził niewolnictwo od złego losu i biedy. Około roku 600 n.e., papież Grzegorz I nauczał, że rezultatem grzechu ludzie zostają przypisani do odmiennych klas w społeczeństwie, ‘ustanowionych Bożą sprawiedliwością. Święty Izydor z Sewilli (560 -636) uzasadniał, że pewni ludzie nie są zdolni do posiadania wolności i dlatego, dzięki miłosierdziu Boga, zostali poddani w niewolę. Teksty Izydora, które w oczywisty sposób dzieliły ludzkość na dwie grupy: niewolników i panów, zostały przeczytane i zatwierdzone podczas Synodu w Aachen w 817 roku. Chrześcijańskie krucjaty z lat 1095 – 1270 na nowo obudziły zainteresowanie kwestią niewolnictwa. katoliccy moraliści podali następujące powody usprawiedliwiające niewolnictwo - człowieka można uczynić niewolnikiem, jeżeli:dostał się do więzienia, został pojmany na wojnie, nie potrafi spłacić długów, które zaciągnął, dziecko zostało sprzedane przez swoich rodziców w niewolę, dziecko urodziło się kobiecie nie-wolnej, oraz jako kara dożywotniego niewolnictwa, przyznana sądownie.Święty Tomasz z Akwinu (1225 – 1274), popierał prawo niewolnicze, oraz próbował usprawiedliwić go na podstawie tradycji Kościoła. Nauczanie Izydora z Sewilli zostało wykorzystane przez twórców europejskiego kolonializmu handlu niewolnikami.Przypomnę, że prawna ochrona rzymskiej instytucji niewolnictwa zachowanej w Kościele Katolickim, pozostawała w mocy aż do roku 1965. Dopiero postanowienia Soboru Watykańskiego Drugiego, oficjalnie zniosły to wielowiekowe prawo. Dopiero w 1985 roku, papież Jan Paweł II podczas swojej wizyty w Kamerunie, oficjalnie przeprosił czarnych Afrykanów za 400 lat cierpień spowodowanych przez Chrześcijan, którzy kupowali, sprzedawali i porywali niewolników wzdłuż zachodniego wybrzeża Afryki, zwanego Wybrzeżem Niewolników. Można by analizować jeszcze inne działania moralne cywilizacji chrześcijańskiej ale nie czas na to. Pewnie, że klasyczna nowożytna teoria prawa naturalnego, autorstwa Johna Locke’a, miała wyraźną inspirację chrześcijańską, ale Powszechna Deklaracja Praw Człowieka była już dokumentem, innym. Komisja Praw Człowieka, „świadoma zróżnicowania pod względem religijnym, filozoficznym i ideologicznym wśród członków Narodów Zjednoczonych, nie przygotowała dokumentu, który opowiadałby się za którąś opcją filozoficzno - moralną. Jest to dokument będący pewnym zobowiązaniem prawnym wyznaczającym standardy do których osiągnięcia dążą wszyscy ludzie i wszystkie narody.Uwaga 2 „Choć uprawnienia etyczne są równo rozdzielone, nie musi dotyczyć to przywilejów ekonomicznych, prawnych i politycznych” – dotyka pan Panie doktorze w istocie problemu sprawiedliwości rozdzielczej. Sprawiedliwość rozdzielcza jest powszechna i bardzo utrwalona, ale czy jest ona dostatecznie jasnym pojęciem moralnym - dla mnie nie. Z jednej bowiem strony trzeba określić ideę dystrybucji czyli w jaki sposób będziemy coś udostępniać i dlaczego a z drugiej musimy ciągle porównywać poszczególne kategorie odbiorców w czasie dystrybucji. Parafrazując Arystotelesa, sprawiedliwość ta polega na tym, że równi otrzymują w równych ilościach to, co podlega dystrybucji, a nie równi w ilościach nierównych (stosownie do swoich nierówności).Ale jest jeszcze przecież sprawiedliwość bezstronna definiowana przez Rawlsa. „Bezstronność jest sposobem rozdzielania rzeczy według zasad na które zgodziliby się racjonalni i kompetentni ludzie, gdyby byli wolni całkowicie od interesów osobistych”. Jeśli postawimy zasłonę niewiedzy i odrzucimy uprzedzenia to jak podzielimy np. prawo do dziedziczenia. Wyobraźmy sobie taką sytuację:W jednym pokoju mamy parę homoseksualną w drugim heteroseksualną, w trzecim heteroseksualną ale bezpłodną, w czwartym biseksualną (na daną chwilę mężczyzna i kobieta).Ilość par można by pomnożyć dodając czynnik posiadania dzieci czy pozostawania w związku małżeńskim bo taka jest rzeczywistość społeczna. Jeśli nie wiemy kto gdzie przebywa to dystrybucja jest prosta – równościowa. Inaczej będzie losowa. Natomiast przy zastosowaniu sprawiedliwości dystrybucyjnej (otwarcie pokoi i przeprowadzenie inwigilacji) wystąpi problem z parą biseksualną. Jestem raczej za sprawiedliwością bezstronną.Uwaga 3 „...stowarzyszenia piłkarskie, grupy biznesowe, towarzystwa naukowe czy osoby uprawiające ze sobą seks...”To chyba zbyt daleko idące uogólnienie związki małżeńskie czy konkubinaty nie są stowarzyszeniami grupami biznesowymi czy towarzystwami naukowymi.Uwaga 4 „Chciałbym więc poznać realne powody, dla których geje zasługiwać powinni oni na te same przywileje co ludzie żyjący w małżeństwach. Małżeństwach, które ponoszą zazwyczaj olbrzymie ciężary i obowiązki kluczowe dla całego społeczeństwa.”Społeczeństwo jest dla mnie zbyt szeroką nazwą, będę posługiwał się nazwą państwo.Współczesne państwo wymaga od swych obywateli głownie pracy i prokreacji i wychowania a niekiedy obrony granic. Rodzina jest tym elementem w państwie, którego głównymi celami są prokreacja i wychowanie. Odpowiednia ilość obywateli zapewnia państwu bezpieczeństwo ekonomiczne, rozwiązuje np. problem emerytur. I to są chyba te olbrzymie ciężary i obowiązki kluczowe dla całego społeczeństwa. Dla mnie jednak dotyczą państwa, bo to niektóre państwa mają problemy demograficzne – ujemny przyrost naturalny. W skali globalnego społeczeństwa mamy bowiem przeludnienie.Ale wracając do tematu odpowiem na realne powody równości ludzi.Rozpatrzmy bezpłodne małżeństwo i parę homoseksualną.I jedni i drudzy nie mogą mieć dzieci – nie ze swojej winy.I jedni i drudzy mogą wychowywać dzieci – małżeństwo przez adopcję lub rodzinę zastępczą, homoseksualiści poprzez rodzinę zastępczą. Inne pomniejsze obowiązki wobec państwa wypełniają po równo. Mamy więc do czynienia z równością obowiązków, a nie równością praw, a więc z niesprawiedliwością a tym samym dyskryminacją.Zauważmy, że żeby było sprawiedliwie należałoby odebrać prawa bezdzietnemu małżeństwu.Trudności ekonomiczne państwa związane z olbrzymimi ciężarami i obowiązkami nie mogą powstać z powodu 1% obywateli i obywatelek.Z poważaniem Waldemar Pietrzak
-
niedziela, 19 czerwca 2011
Odpowiedź Panu Waldemarowi
Panie Waldemarze, dziękuję za ciekawy komentarz. W tym miejscu odniosę się jedynie do uwagi 1 dotyczącej "preambuły mojego tekstu". Pozostałe kwestię poruszę w drugim wpisie. Pisze Pan
Uwaga 1 – „wszyscy jesteśmy równi pod względem moralnym...(jest to-P.W) kluczowa idea cywilizacji chrześcijańskie j” – Uważam że ta preambuła jest bardzo kontrowersyjna, gdyż dzieli ludzi na samym wstępie.
A następnie pokazuje Pan, że KOŚCIÓŁ KATOLICKI przez wiele wieków nie cenił sobie równości politycznej, ekonomicznej czy prawnej. 1. To, że KK (ale już niekoniecznie etyka CHRZEŚCIJAŃSKA) nie ceni sobie zbytnio takiej równości jest oczywiście prawdą. Do tej pory ma on charakter hierarchiczny i hierarchie promuje. Nie znaczy to jednak, że cywilizacja (czy może lepiej - etyka) judeochrześcijańska nie uznawała RÓWNOŚCI MORALNEJ, w przeciwieństwie do wielu starożytnych filozofów greckich czy rzymskich. Równości jeszcze nie w znaczeniu "każdy liczy się za jednego i tylko za jednego" lub "każdego interesy są równie istotne w społeczeństwie" lecz "wszyscy jesteśmy jednakowo wartościowymi dziećmi Boga i wobec jego trybunału nie liczy się nasza pozycja społeczna czy urodzenie, lecz wiara i zasługi moralne". To był ważny przełom w moralności i etyce europejskiej. Tylko to chciałem powiedzieć.2. Proszę zauważyć, że piszę "Jest to jedna z ważniejszych idei nowoczesnej tożsamości, kluczowa idea cywilizacji chrześcijańskiej." Na pierwszym miejscu stawiam więc "nowoczesną tożsamość", która, jak wiadomo, została uformowana głównie w Oświeceniu.3. W żaden sposób nie "dzielę ludzi na samym wstępie". Starałem się jedynie bardzo lakonicznie wskazać źródła moralnej równości ludzi. Czego oczywiście w jednym zdaniu nie można uczynić.4. Etyka judeochrześcijańska była (czy jest) ważnym standardem moralnym, który wniósł wiele nowego oraz przyczynił się do takiej a nie innej tożsamości europejskiej. Oczywiście wielu chrześcijan nie przestrzegało i nie przestrzega swojej etyki. Dotyczy to jednak każdego systemu normatywnego. Wskazywanie więc na błędy i wypaczenia ludzi nie może być argumentem przeciwko systemowi norm i wartości. -
poniedziałek, 20 czerwca 2011
Zasada symetrii przywilejów i zasług
Krzysztof twierdzi, że prawo do legalizacji związku przez nadanie mu statusu małżeństwa nie powinno przysługiwać parze jednopłciowej, ponieważ pociągałoby to za sobą udzielenie tym ludziom przywilejów, na które nie zasługują. Chodzi o określone dobra prawne i ekonomiczne, jak korzystne specjalne przepisy podatkowe, prawo dziedziczenia itd. Dobra te są udzielane przez państwo na zasadzie przywileju właśnie parom ludzi różnej płci jako przywilej. Uprzywilejowanie tych par polega na tym, że inne pary nie otrzymują takich dóbr. Jeśli uzasadni się etycznie tę nierówność, nie stanowi ona niesprawiedliwości. Sprawiedliwa nierówna dystrybucja może być uzasadniona negatywnie (np. dzieci nie mają prawa wyborczego, ponieważ nie są mentalnie kompetentne, aby zeń korzystać; a skoro musi być jakaś ogólna granica, aproksymujemy zgodnie z wiedzą psychologiczną i tradycją, że jest to wiek 18 lat) lub pozytywnie (np. ze względu na interes państwa, jakim jest maksymalne bezpieczeństwo obywateli, państwo udziela pewne przywileje policjantom). Pytamy, czy jest sprawiedliwe, że pary jednopłciowe nie mają możliwości zalegalizować swojego związku w postaci instytucji o charakterze małżeństwa, a w związku z tym nie otrzymują dóbr, które dane są tradycyjnym małżeństwom? Jest sprawiedliwe, że pary dwupłciowe mają taką możliwość, działa tu bowiem uzasadnienie pozytywne: państwu opłaca się udzielać tę możliwość, bowiem promowanym przez państwo dobrem społecznym jest istnienie i bycie wychowanym nowych obywateli, przy czym najlepiej, aby ilość nowych obywateli była większa niż mniejsza. Najczęściej związki dwupłciowe przyjmujące status małżeństwa realizują ten interes rodzenia i wychowywania nowych obywateli, i generalnie robią to nienajgorzej. Sprawiedliwość wymaga, aby udzielać tych samych przywilejów za te same zasługi, chyba że istnieją szczególne racje przeciwne. Niekorzystne prawa genetyki, możliwość nadużyć w relacjach złych rodziców z dziećmi oraz pewne prawa relacji wewnątrzrodzinnych składają się, poza względami tradycji, na racje przeciwne w wypadku, gdybyśmy rozważali możliwość udzielania statusu małżeństwa, i związanych z nim dóbr, parom dwupłciowym składającym się z rodzica i dziecka. Czy istnieją analogiczne racje przeciwne w wypadku par jednopłciowych osób niespokrewnionych, chcących i mogących fizycznie i psychicznie wychowywać nowych obywateli? Co prawda, nie może tu być mowy o rodzeniu, a tylko o wychowaniu. Jednak parom dwupłciowym dajemy te same przywileje niezależnie od tego, czy wychowują dzieci własne, czy adoptowane. Sądzę, że na razie istnieje jedna wystarczająca racja przeciwna.Możliwe, że w przyszłości bycie wychowanym przez parę jednopłciową nie będzie równało się byciu narażonym na ogromne szykany, czy wręcz prześladowania, społeczne. Obecnie, w każdym razie w Polsce (ważne zastrzeżenie), nie powinno się udzielać parom jednopłciowym możliwości adoptowania dzieci.Gdy te obecne racje negatywne znikną, nie widzę powodu, aby pary jednopłciowe, spełniając w tej materii te same wymogi, co pary dwupłciowe, nie mogły adoptować dzieci. Wówczas też będą im się należały te same przywileje o charakterze małżeństwa, co parom dwupłciowym.Jak sprawiedliwość, to do końca: dlaczego już teraz, ze względu na symetrię przywilejów z zasługami, nie uchwalić prawa, które odbierałoby przywileje małżeńskie parom bezdzietnym? Mimochodem poruszył tę kwestię powyżej Waldemar Pietrzak. Nie ma takiej potrzeby, ponieważ 1) znacznie mniejszym złem jest niesłuszne posiadanie przywilejów niż niesłuszne ich nieposiadanie; 2) siła tradycji jest tu zbyt silna; wreszcie 3) o parze dwupłciowej można zbyt późno powiedzieć, że pozostanie bezdzietna, tj. dziecko nie urodzi jej się, bądź nie zaadoptuje dziecka. Co prawda do par jednopłciowych nie wychowujących dzieci 3) również stosowałoby się. Ale nie stosowałoby się 2), a ewentualne przyznanie, dla równości, parom jednopłciowym niewychowującym dzieci praw o charakterze małżeństwa, byłoby o tyle niewłaściwe, że jednak prawdopodobieństwo przejścia z bezdzietności do dzietności jest wyższe w wypadku par dwupłciowych. Ponadto do istniejącej już niesprawiedliwości nie należy dokładać kolejnej tylko po to, aby było „po równo”. Dlatego sądzę, że nawet jeśli małżeństwa w tradycyjnym sensie przez okres np. 10 lat wciąż nie posiadające własnego dziecka (dzieci), ani wciąż nie ubiegające się o adopcję, nie zasługują na przywileje związane z instytucją małżeństwa (teraz czekam na atak ze strony małżeństw tego rodzaju), to jest to niesprawiedliwość małego kalibru, którą można i chyba ze względów pragmatycznych należy pozostawić.Jeśli chodzi o pary jednopłciowe, to postulowałbym póki co wprowadzić ustawą instytucję pewnej formy legalizacji takich związków, co wiązałoby się z pewnymi uprawnieniami w rodzaju np. możliwości odwiedzania się w szpitalu również w ciężkich wypadkach. Powiedzmy, że tak usankcjonowany związek nazwalibyśmy „konkubinatem”; możemy przyjąć inną nazwę. Uprawnienia konkubinatu nie powinny się równać przywilejom małżeńskim, funkcjonującym dla promowania wychowywania nowych obywateli. W swoim czasie, gdy bycie dzieckiem wychowanym przez parę jednopłciową nie będzie traumatyczne z powodów kulturowych, można będzie nadać parom jednopłciowym prawo do ubiegania się o adopcję dziecka, przy spełnieniu tych samych warunków (niekaralność, godziwe warunki materialne, niezaawansowany wiek, prognozowana stabilność związku, wstępna akceptacja dziecka, ewentualnie opinia jakiegoś biegłego, okres próbny), jakie spełnić powinni w tym wypadku małżeństwa tradycyjne. Wówczas konkubinaty, które przeszły pozytywnie procedurę weryfikacji adopcyjnej, wraz z adopcją dziecka powinny zyskiwać automatycznie formalny status małżeństwa i tym samym wszystkie te przywileje, co małżeństwa tradycyjne.Póki co, nie powinniśmy się w Polsce spieszyć z takimi zmianami prawnymi. Natomiast można już rozważać wprowadzenie prawa dotyczącego konkubinatów z pewnym minimum uprawnień, niezależnie od tego, czy status taki chciałyby uzyskać pary dwu- czy jedno-płciowe. Zauważmy, że pewne przepisy prawne dotyczące konkubinatu dwupłciowego już w Polsce istnieją [http://www.justitia.pl/article.php?sid=196], chodziłoby więc tylko o poszerzenie zakresu tej instytucji. Jednocześnie trzeba będzie uważnie obserwować skutki społeczne wprowadzenia małżeństw jednopłciowych w innych krajach. Taka zmiana to jednak również poważny eksperyment.
-
poniedziałek, 20 czerwca 2011
Odnośnie wpisu Pana Janikowskiego
Jestem co prawda daleki od uznawania instytucji małżeństwa za formę zapłaty za cokolwiek, a przynajmniej przyjmuję te uzasadnienia jej istnienia, które się do tego argumentu nie odwołują. Jednak nawet jeśli przyjąć Pańskie (tak jak je rozumiem) spojrzenie, nasuwa mi się kilka pytań i uwag. Wszystkie odnoszą się do kwestii poruszonych w 4. akapicie Pańskiego wpisu.1. Jest dla mnie jasne, dlaczego jest Pan przeciwny odbieraniu statusu małżeństwa parom bezdzietnym. Zastanawia mnie natomiast, co z zawieraniem nowych małżeństw przez kobiety po menopauzie. Jak mi się wydaje, podążając Pańską logiką również i one nie zasługują na ten przywilej. Tym bardziej, że w tym wypadku nie zachodzi również "3)" (mało prawdopodobne, by takie małżeństwo adoptowało dziecko). Można by łatwo wprowadzić (z odpowiednim marginesem błędu) ograniczenie wiekowe do polskiego prawa. Gdyby natomiast miało to zostać uznane za dyskryminację ze względu na płeć, można by wymagać, by wśród nowożeńców przynajmniej jedno (bez określania płci) było odpowiednio młode.2. Jest Pan przeciwny zezwoleniu na adoptowanie dzieci przez pary jednopłciowe, argumentując to prześladowaniem społecznym. Czy w związku z tym nie powinno się również zabronić adoptowania białych dzieci przez osoby czarnoskóre?3. Nie rozumiem punktu "2)", a dokładniej: Dlaczego argumentując przeciw odbieraniu statusu małżeństwa parom bezdzietnym, jakiekolwiek znaczenie ma tradycja, skoro - jak odnoszę wrażenie - zajmuje się Pan w tym akapicie tym co sprawiedliwe, a nie - osiągalne. Będę wdzięczny, jeśli zechce Pan rozwinąć tę myśl.4. Wydaje mi się, że "1)" ma również zastosowanie do par jednopłciowych - wszak wiele z nich wychowuje dzieci, a zatem "zasługują" na zawarcie małżeństwa. Mimo to nie dopatrzyłem się takiego stwierdzenia w Pańskim tekście.5. Ponadto do istniejącej już niesprawiedliwości nie należy dokładać kolejnej tylko po to, aby było „po równo”Zgoda, ale jednak jeśli przywileje są niesłusznie przyznawane grupom, które na nie nie zasługują, z pominięciem jednej, pojawia się nowa krzywda wyrządzana członkom pominiętej grupy: Po pierwsze, muszą łożyć na owe przywileje dla osób, które na nie tak samo nie zasługują. Po drugie (jest to istotne, gdy podstawą do pominięcia grupy były przesądy, tak jak ma to wg mnie miejsce w tym przypadku), są symbolicznie piętnowani przez ustawodawcę. Zaś taka stygmatyzacja ze strony władzy może prowokować lub wzmagać prześladowania społeczne.Jak mi się wydaje, jedyną formą naprawienia tej krzywdy może być odebranie przywilejów tym, którzy niesłusznie się nimi cieszą lub przyznanie ich wszystkim, którzy zasługują na nie w takim samym stopniu co ci, którzy już je posiadają.
-
środa, 22 czerwca 2011
positive treatment of minorities
Funkcją prawa jest podtrzymywanie ekwilibrium systemu społecznego.[url]http://en.wikipedia.org/wiki/Social_equilibrium[/url]Postrzeganie prawa jako gwaranta wolności jednostki wydaje mi się błędne. Nie potrafię wyobrazić sobie systemu prawnego, który nie ograniczałby wolności jednostki. Kategorię "dyskryminacji" można zatem przełożyć na zarzut arbitralnego, a zatem niesprawiedliwego, rozluźniania opresji prawnej wobec osób lub grup (przywileje). Ofiarami takiej niesprawiedliwości padają często tzw. mniejszości. Dlatego w państwach o rozwiniętej debacie publicznej, takich jak Szwecja i Dania, istotną wartością społeczną wpływającą na rozwiązania prawe jest tzw. positive treatment of minorities - skoro dyskryminacja pojawia się "naturalnie" w przypadku mniejszości, to standardowo należy wprowadzać dla nich "antydyskryminację" - preferencje prawne, społeczne i ekonomiczne dla "wykluczonych" (inwalidów, imigrantów, homoseksualistów, etc.).W aspekcie etycznym, poszczególne łady prawne różnych państw mogą być krytykowane co najmniej z dwóch perspektyw - stopnia opresywności dla wolności jednostki (perspektywa indywidualistyczna), oraz stopnia zagrożenia dla homeostazy organizmu społecznego (perspektywa zbiorowa). W zależności od tego które kryterium zostanie zastosowane, oceny etyczne mogą być ze sobą sprzeczne. Ta sprzeczność każe mi się zastanowić nad pryncypiami warunkującymi tego rodzaju oceny i możliwością konsensusu.Usłyszałem kiedyś w trakcie debaty społecznej organizowanej przez szczecińskich dominikanów następującą wypowiedź jednego z dyskutantów: "największym zagrożeniem dla rodziny jest aborcja, eutanazja i homoseksualizm" (niestety nie była to ta debata, na którą dominikanie zaprosili Magdalenę Środę i Jacka Prusaka ). Wtedy zastanowiłem się nie tyle nad statusem etycznym "homoseksualizmu" (indywidualizm), lecz "rodziny" (zbiorowość). Doszedłem do wniosku iż w sensie etycznym istotna jest tu nie tyle "rodzina", czy wartość "rodzinności", co taka kategoria jak "jakość wychowania dzieci". W rodzinie patologicznej to ostatnie może być bardzo niskie, a w przypadku pary homoseksualnej adoptującej dziecko z kolei bardzo wysokie.Innymi słowy rozwiązania legislacyjne zmniejszające opresywność prawa względem jednostek mogą często, czasem wydawałoby się paradoksalnie, wzmacniać homeostazę organizmu społecznego. Nie chcę tu uogólniać, ale mam wrażenie że opisane tendencje są powiązane z kierunek ewolucji systemów politycznych w stronę demokracji.Redukcja złożonych relacji międzyludzkich do poziomu realizacji hedonistycznego promiskuityzmu wydaję mi się błędna - zdaje się być wyrazem pewnego uprzedzenia. W przypadku rozważań na temat sensowności zmniejszenia opresywności prawa względem homoseksualistów, aspekt podejmowanych przez nich czynności seksualnych nie powinien mieć żadnego znaczenia (tych kwestii dotyczą zazwyczaj osobne regulacje wspólne dla czynności homo i heteroseksualnych). Widzę natomiast sens w badaniach psychologicznych odnośnie wpływu monopłciowych rodziców na kształtowanie osobowości dziecka.
-
środa, 22 czerwca 2011
Odpowiedź Wojciechowi Baranowskiemu
Zwrócił Pan uwagę na ważną, acz trudną kwestię różnicy między sprawiedliwością idealną a faktyczną. Tak jak napisałem, często względy pragmatyczne, jak np. zbyt duży koszt wprowadzenia zmian, każą nam „zostawić” niewielkie niesprawiedliwości. Jeśli chodzi o projekty ustrojowe może to dotyczyć wielkich stawek. Można zestawić ze sobą idealne sprawiedliwe państwo Platona i realny projekt możliwie dobrego państwa u Arystotelesa. Platon rzekłby, że arystotelesowska kombinacja demokracji i arystokracji jest po prostu państwem niesprawiedliwym. Arystoteles odpowiedziałby, że w realnych warunkach sprawiedliwe jest to, co jest najlepsze z wariantów możliwych. Zważając na koszty, często nie usiłujemy zlikwidować jakiejś niesprawiedliwości. Nie znaczy to automatycznie, że jesteśmy wówczas za tak pozostawioną niesprawiedliwość odpowiedzialni. Powiedzmy, że zarządzam dziś rozdawaniem jakichś towarów ubogim ludziom w mojej wiosce. Jest wojna i sytuacja jest bardzo napięta, obserwują nas okupanci. Jednym z ludzi ustawionych w kolejce po dary jest biedny Kazik. Jakoś nikt we wsi nie lubi Kazika. Nie jest on temu winny, ale ludzie we wsi są dla niego wredni. Może kierują się przesądami. W pewnym momencie chłopi wyrzucają brutalnie Kazika z kolejki. Jest to oczywiście niesprawiedliwość. Mogę interweniować, ale znając ludową psychologię, wiem, że wywołałoby to tak wielki tumult, iż obserwujący nas okupanci w najlepszym razie zabraliby wszystkie dary, a w gorszym wariancie postrzelaliby do nas. Dalej więc spokojnie rozdaję dary. Kazik jest poszkodowany. Ale ja nie ponoszę winy. Co więcej, w tej sytuacji postępuję właśnie sprawiedliwie. W skrócie, pozostawienie niesprawiedliwości bywa sprawiedliwe. W końcu, wstawiając się za Kazikiem, spowodowałbym, że zupełnie niewinne głodne kobiety i dzieci nie dostałyby chleba, a część trochę winnych chłopów mogłaby stracić życie (co z pewnością nie można potraktować jako ewentualnej kary adekwatnej do ich niegodziwości względem Kazika).Sama instytucja małżeństwa nie jest uzasadniona poprzez swoje pozytywne skutki dla państwa czy społeczeństwa. Skutki te uzasadniają natomiast związanie z tą instytucją określonych przywilejów.Możliwość zawierania małżeństw przez osoby starsze, m.in. kobiety po menopauzie, jest gwarantowane wielowiekową, sięgającą chyba początków ludzkości tradycją. Zmiana tego prawa nie jest realna. A państwo nie traci chyba z tego powodu jakichś wielkich kosztów.Bycie dzieckiem czarnoskórego rodzica nie naraża raczej w Polsce, statystycznie, na tak wielkie koszty psychiczne, jak bycie dzieckiem pary homoseksualnej. Przyznaję, że nie operuję ewentualnymi badaniami, ale takie mam przeświadczenie. Nawet jednak, gdyby koszty dla dziecka były porównywalne, nie znaczy to automatycznie, że należałoby wprowadzić prawo zabraniające małżeństw dla czarnoskórych, tylko po to, aby sytuacja miała się analogicznie jak fakt niedopuszczenia przez aktualne prawo małżeństw jednopłciowych. A to dlatego, że szanse takiej zmiany prawnej byłyby chyba zerowe. Pod względem moralnym sytuacja miałaby się podobnie do opisanej historii z rozdawaniem darów i Kazikiem. Dzieci czarnoskórych cierpiałyby w ciemnym społeczeństwie, ale poszczególni prawodawcy posłowie nie byliby winni tej niesprawiedliwości. Oczywiście, gdyby krzywda dzieci była wielka, należałoby przynajmniej usiłować przeprowadzić kampanię na rzecz zmiany prawa. Ale wówczas też tylko pod warunkiem, że nie byłoby łatwiej i efektywniej starać się po prostu o zmianę mentalności ludzi.Obecnie szybka i efektywna zmiana mentalności ludzi w Polsce nie jest na tyle możliwa, aby można było już uprawnić pary jednopłciowe do zawierania małżeństw i adoptowania dzieci. We wpisie mówię natomiast o legalizacji konkubinatów, jako prawnej formy pośredniej.Jeszcze raz podkreślę, że zagadnienie sprawiedliwości realnej jest bardzo skomplikowaną kwestią etyczną, a właściwie również metaetyczną. Nie popieram pełnej zastojowości status quo Arystotelesa. Udało się już znieść niewolnictwo, zapewnić prawną równość płci, wolność wyznania itd. Jako utylitaryście bliższy jest mi jednak realizm Arystotelesa od absolutyzmu czystej sprawiedliwości za wszelką cenę. Rozwiązania prawne mogą zmierzać w kierunku bardziej sprawiedliwych rozwiązań stopniowo, a nie skokowo.
-
środa, 22 czerwca 2011
Etyka pluralistyczna
@Wacław Janikowski.Gdyby pary homoseksualne miały dzieci, to by miały i już. Nie było by żadnych realnych problemów. Ale one nie mają. Nie rozumiem też, czemu przy redefiniowaniu małżeństwa można wyrzucić dwupłciowość, a dwuosobowości nie? Jedyna odpowiedz, ze kto co sobie wyszarpie to ma. Poligamiści nie mają siły przebicia, bo są to np. muzułmanie (dyskryminacja religijna) i Cyganie (dyskryminacja etniczna, zwani nowomodnie Romami) i nie mają swoich ludzi w mediach. Ciekawe są za to rozważania o Kaziku, czyli szkoła ustępowania przed siłą. Natomiast przed powołaniem się na tradycję należy ustalić, czy jesteśmy tradycyjni czy postępowi? Może tradycyjność i uświęcenie jest powodem do odrzucenia danego rozwiązania? Pole do popisu ma tu etyka pluralistyczna.
-
środa, 22 czerwca 2011
Przez tolerancję do bogactwa
Myślę, że argument o negatywnych dla państwa konsekwencjach ekonomicznych równouprawnienia par homoseksualnych i heteroseksualnych jest nie do obrony.Moja nauczycielka ze szkoły średniej powiedziała mi kiedyś – nigdy nie śmiej się z homoseksualistów bo to w większości ludzie wybitnie uzdolnieni.Nie lubię wklejać takich dużych tekstów ale nic lepszego nie wymyślę. "Sydney, San Francisco, Paryż, Singapur, Kolonia. Co je łączy? Miasta te radzą sobie wyśmienicie pod względem gospodarczym. Rozwijają się, przyciągają inwestorów, stwarzają sprzyjające warunki do zakładania nowych firm. A do tego mieszka tam wielu homoseksualistów.Jak dowodzi Richard Florida, profesor nauk ekonomicznych z Uniwersytetu George-Mason w stanie Wirginia, zbieżność ta nie jest przypadkowa. Im bardziej progejowskie miasto, tym większe odnosi sukcesy gospodarcze. Jak pokazują badania przeprowadzone w USA i Szwecji, ludzie kreatywni, pionierzy i wizjonerzy o niepospolitych talentach, którymi żywi się gospodarka epoki postindustrialnej, najlepiej czują się w miejscach i regionach, gdzie klimat społeczny sprzyja otwartości i liberalizmowi. Tam też najchętniej przenoszą się w poszukiwaniu pracy. Do wskaźników atrakcyjności danego miasta należy zatem dołączyć gay index, wskaźnik gejostwa - różową laurkę, która gwarantuje, że w mieście możliwa jest samorealizacja i życzliwe spojrzenie na alternatywne wybory życiowe.Liczbę homoseksualistów mieszkających w Kolonii szacuje się na sto tysięcy. W stosunku do ogółu ludności nie ma w Niemczech drugiego miejsca o tak wysokim nasyceniu gejami i lesbijkami. Liczna obecność gejów w tym mieście postrzegana jest nie jako powód do zmartwienia, lecz jako komplement, a także dowód na otwartość i tolerancję. A przy tym i istotny czynnik gospodarczy. Jeśli ktoś pokusiłby się kiedyś o stworzenie ekonomicznej teorii homoseksualizmu, musiałby wziąć pod uwagę nie tylko ogromną siłę nabywczą przedstawicieli tej grupy, umiejętność wytyczania nowych trendów oraz pomysłowość, z jaką potrafią zmieniać charakter całych dzielnic i wpływać na zachowania szerokich rzesz konsumentów.Łatwość w obcowaniu z innością pomaga miastom takim jak Kolonia dotrzymać kroku innym metropoliom w wyścigu o talenty i inwestycje. Z badań prowadzonych przez demografa Gary'ego Gatesa wynika, że w miastach przodujących w nowych technologiach i branży informatycznej, takich jak San Francisco, Seattle czy Austin, mieszka zaskakująco wielu homoseksualistów, cudzoziemców i przedstawicieli innych mniejszości. To właśnie ta różnorodność przyciąga artystów, naukowców, informatyków, programistów, ludzi mediów, architektów, inżynierów czy projektantów. Swoimi pomysłami i innowacjami mają wypełnić dziurę, jaką pozostawiła po sobie gospodarka industrialna."na podst.: „Wirtschaftswoche"; Michael Stuber, „Diversity. Das Potenzial von Vielfalt nutzen - den Erfolg durch Offenhait steigern"; Richard Florida, „The Rise of The Creative Class"„Forum" nr 20 (14-20.05.2007)Waldemar Pietrzak
-
czwartek, 23 czerwca 2011
Ewolucja kultury a homoseksualizm
Wszyscy tu stukamy w klawisze, choć możliwość taką mamy od relatywnie bardzo niedawna. Ojcem "duchowym" naszych maszynek jest Alan Turing - matematyk, filozof, łamacz nazistowskich szyfrów. Niedawno premier Wielkiej Brytanii przeprosił w imieniu swego kraju za to, jak Turing został potraktowany przez oficjalne organa państwowe. Biedak miał to nieszczęście, że po wojnie przypadkiem ujawnił swój homoseksualizm, a w całkiem nam bliskich jeszcze czasach taka kondycja podlegała penalizacji. Zgodził się na "chemiczną kastrację" polegającą na wstrzykiwaniu żeńskich hormonów - to ratowało przed więzieniem. Niedługo potem popełnił samobójstwo.Jeszcze za życia, w Cambridge, Turing uczęszczał na wykłady innego geja - Ludwiga Wittgensteina. Podobno się nie lubili. Wittgenstein opanował wydajną technikę szyfrowania pamiętników - zamiast 'A' pisał 'Z', zamiast 'B' pisał 'Y' itd. Może dzięki temu kamuflażowi więzienie go ominęło.Piszę o ludziach ważnych (obaj trafili na listę stu najwybitniejszych ludzi XX w. wg. magazynu Time), którzy zmuszeni zostali do życia w warunkach głęboko schizofrenicznych. Czy dzisiaj byłoby im łatwiej - szczególnie w Polsce? Wciąż wielu gejów się ukrywa, z przeróżnych względów. Zmiany prawodawstwa to rzecz wtórna. Być może istotniejszy w sensie etycznym jest klimat społeczny wokół homoseksualizmu. Jak ujawnić ma się lesbijka lub gej, których rodzice pogardzają ludźmi o takiej kondycji? Samobójstwa na takim tle wciąż się zdarzają. Niestety wiem o tym.
-
piątek, 24 czerwca 2011
Odpowiedź w związku z odpowiedzią Panu Waldemarowi
Bardzo przepraszam za nieporozumienie pomyliłem cywilizację chrześcijańską z z myślą etyczną judeochrześcijańską, odniosłem się niepotrzebnie do praktycznego zastosowania poglądów filozofów średniowiecznych w dziedzinie wolności człowieka. Ma pan rację Panie doktorze Chrześcijaństwo jest jednym z korzeni współczesnej Europy, są jeszcze korzenie starożytnej Grecji i Rzymu oraz wiele pomniejszych. Bardzo lubię różnorodność. Wielka Etyka Jezusa z Nazaretu tak wielka, że niemożliwa do zastosowania praktycznego została złożona w ofierze na ołtarzu religii chrześcijańskiej. Mogę domniemywać co uczyniłby Jezus jeśli by miał przyznawać prawa homoseksualistom.
-
czwartek, 23 lutego 2012
brak tytułu
BRAWO URSZULKO!
małżeństwo jest obrządkiem religijnym w obrębie wiary chrześcijańskiej, gdzie na pary homoseksualne nie ma miejsca, problem tkwi w ekonomicznych tarapatach i społ.akceptacji,a właściwe pytanie powinno paść na gruncie praw homoseksualnych związków nieformalnych (nie wszyscy homoseksualni partnerzy są katolikami i chcieliby ślubu kościelnego), czyli niestety złe zdiagnozowanie problemu przez autora
"Nie każda nierówność w państwie jest dyskryminująca. Prowadziłoby to bowiem do absurdów. Zgodnie z tym tokiem myślenia dyskryminacją byłoby to, że niewykształcony nastolatek nie może być senatorem, że policjant może nosić broń, że parlamentarzyści i sędziowie mają immunitet, że dzieci nie wsadza się do więzień, nauczyciele mają płatne wakacje, żołnierze wczesne emerytury, bezdzietni kawalerowie nie biorą urlopów macierzyńskich a ludzie bogaci płacą wyższe podatki niż biedni." - kiepski przykład, to są kwestie komptetencji, nie dyskryminacji
kwestia biologiczna - odsyłam do osiągnięć innych nauk, jak biologia i etologia, gdzie naturalnie występują zjawiska i pary homoseksualne a także międzygatunkowe łączenie się w pary -
Najpierw zaloguj się a potem wyślij komentarz
Kategorie bloga
Słowa kluczowe
Aktywne grupy
Co to za cięzary?
Można by napisać konkretnie, co to za ciężary małżeńskie są?