Moralne zwierze

Dodane przez w w Zwierzęta

Wydawać by się mogło, iż twierdzenie, że zwierzęta są świadome w XXI wieku jest mało odkrywcze, a może nawet to faux pas w chwili, gdy w mediach tyle się mówi na temat bólu i cierpienia zwierząt. Może jednak warto przypomnieć sobie dlaczego właśnie teraz należy porzucić wciąż jeszcze dominujący mit o ogromnej, jakościowej przepaści między ludźmi a zwierzętami?

Myślę więc jestem?

Przez wiele wieków dominował w filozofii stereotyp człowieka – jedynej istoty, która posiada intelekt, posługuje się językiem i potrafi odróżnić dobro od zła. Tomasz z Akwinu zwierzęta uważał za instrumenty mające służyć człowiekowi do realizowania potrzeb. Rozumu odmawiali im tak wielcy filozofowie jak Arystoteles, czy Kartezjusz, którego słynne: Cogito ergo sum wyklucza niezdolne do samodzielnego myślenia zwierzęta z filozoficznej debaty.

Wydawać by się mogło, że wiek XX rzuci nieco światła na kwestię umysłu innych gatunków, niemniej głównie za sprawą behawiorystów kwestia świadomości zwierząt wciąż uznawana była za tabu, a podejmowanie tego tematu spotykało się z zarzutem antropomorfizmu, czyli przypisywaniu zwierzętom ludzkich cech. Takie myślenie najczęściej wiąże się z tym, iż problem świadomości, jest wciąż problemem otwartym, co sprawia, że niektórzy filozofowie postanawiają go zignorować – stwierdzając, że nigdy nie będziemy w stanie go wyjaśnić. Inni z kolei idą w swoich wnioskach tak daleko, iż utożsamiają teraźniejszy brak możliwości badania tej kwestii u zwierząt z całkowitym brakiem świadomości. Warto zatem zadać sobie pytanie, czy jest możliwe, żeby wykazujące się - wszechstronnością zachowań adaptacyjnych, podobną do nas fizjologią oraz zachowaniami komunikacyjnymi - zwierzęta, były po prostu maszynami odtwarzającymi biernie mechanizmy biologii?

Zdobywanie pokarmu i sztuka budowania

Jednym z podstawowych czynników, które mogą świadczyć o istnieniu myślenia u zwierząt jest wykorzystanie przez nie różnych technik zdobywania pokarmu. Zięby żyjące na wyspach Galapagos używają gałązek czy kolców kaktusa, do wydobywani z różnych szczelin skorupiaków, szympansy z kolei wytwarzają narzędzia z patyków i przy ich pomocy wydobywają termity z kopców. Interesującym przypadkiem wśród ptaków było głośnie w Wielkiej Brytanii lat 30-tych otwieranie przez sikory butelek z mlekiem dostarczanych pod drzwi domów.Warto wspomnieć o wiewiórkach, czy kretach które gromadzą zapasy mimo możliwości natychmiastowego zaspokojenia głodu.Co ciekawe metody te są indywidualnie zróżnicowane, a więc nie są oparte na typowym wzorcu zachowania, lecz najczęściej na zapamiętywaniu, gdzie i w jaki sposób można zdobyć pokarm oraz gdzie jest on przechowywany. Przewidywanie rezultatów oraz planowanie wspólnego działania możemyzaobserwować podczas polowań, które czy to w przypadku lwów, czy pelikanów lub delfinów, są cyklem złożonych zachowań, z pewnością świadczących o intencjonalności i przynajmniej prostej świadomości.

Innym rodzajem umiejętności zwierząt, które świadczą o przynajmniej minimalnej świadomości przyszłości, jest budowanie. Najbardziej oczywistym przykładem jaki się nam nasuwa są ptasie gniazda, przybierające najróżniejsze formy. Krawczyk, ptak żyjący w Indiach, buduje gniazdo z zszywanych razem liści, robiąc na ich brzegach otworki, przez które następnie przewleka włókna roślin. Z kolei żyjące m.in. w Australii altanniki budują platformy o średnicy nawet do 3 m i ściankach ok. 30 cm, zdobią je kwiatami (najczęściej niebieskimi), które są codziennie wymieniane na altświeże, a ponadto swoje altanki malują przy użyciu patyczków i soku z rozgniecionych owoców. Za jeden z najciekawszych zwierzęcych domów można jednak uznać budowane przez bobry żeremia, nory i sieci kanałów. Na budowę nor bobry wybierają odpowiednie miejsca, z wysokim brzegiem, który umożliwia wybudowanie pod ziemią suchego pomieszczenia, gdzie będą znajdowały się młode. Ponadto budują i naprawiają tamy swoje zachowanie dostosowując do dostępnych zasobów (gałęzi, zeschłych drzew, poziomu wody),a nie wg sztywnego, genetycznie zaprogramowanego planu. Nie sposób ich działaniu odmówić skoncentrowania na konkretnym celu oraz świadomości, jak najlepiej go osiągnąć.

Zdolność uczenia się

Przykładem wielokrotnie przywoływanym w debacie na temat rozumności zwierząt, są ssaki naczelne, które nauczono posługiwania się językiem migowym. Niektóre szympansy i goryle zdolne są nie tylko rozumieć język mówiony, ale także porozumiewać się przy użyciu nawet ok. 400 znaków języka migowego. Takie zdolności posiadała m.in. szympansica o imieniu Washoe, która tę umiejętność starała się przekazać zaadoptowanemu szympansiątku. Z kolei gorylica Koko potrafiła w swoich wypowiedziach odnieść się do przeszłości, czy wyrazić swoje emocje, pokazując np. znaki: „CZERWONY, WŚCIEKŁY, GORYL”.Jednakże prawdopodobnie najbardziej skomplikowany system komunikacji pośród zwierząt posiadają walenie. Delfiny, tak jak naczelne mogą rozumieć język akustyczny, sygnały pokazywane dłońmi, oraz rozpoznawać prostą składnię, przede wszystkim jednak w środowisku naturalnym potrafią odróżniać się i porozumiewać przez indywidualne, charakterystyczne dla każdego osobnika piski. Ciekawym przykładem rozwijania zdolności uczenia się była także afrykańska papuga szara o imieniu Alex, która potrafiła w podstawowym stopniu używać języka angielskiego po to by wygłaszać krótkie komunikaty, np. wyrażające chęć zjedzenia czegoś, ale także by zakomunikować wynik zadanego jej testu dotyczącego np. liczenia, odróżniania kolorów kształtów a także rozróżniania materiałów z jakich wykonywane były dane przedmioty. Wspomniane już szympansy, goryle, a także orangutany są nie tylko zdolne donauki języka, mają również świadomość swojego ciała (potrafią m.inużywać lustra w celu dotarcia do niewidocznych na nim miejsc), co jednak najważniejsze budują skomplikowane relacje społeczne takie jak przyjaźń, długoterminowe związki, czy np. adopcja.

Trudno również odmówić zwierzętom rozumowania w prostych kategoriach, np. „jeśli…to”, czy „ja - inny”. Psy czy koty szybko uczą się, że pokarm podawany jest im w określonym miejscu i czasie, wykazując zdziwienie i oczekiwanie, kiedy nie pojawia się w misce o stałej porze, co może być dowodem, iż wykazują one proste myślenie np. „Jeśli pójdę do kuchni rano to dostanę jedzenie.” Mity o bezrozumności wśród ptaków łamią np. gołębie, które poddawane testom wykazały się umiejętnością rozróżniania obrazów, np. odróżniając obrazy, na których byli ludzie (w różnych altpozycjach, sytuacjach, ubraniach, samotnie i w grupach), od tych na których znajdowały się zwierzęta czy przedmioty. Ptaki te dokonują z pewnością jakiejś podstawowej klasyfikacji różnych obrazów, potrafiąc np. odróżniać nawet podwodne sceny w których występowały lub nie występowały ryby. W tym przypadku mówi się nawet o uczeniu pojęciowym.

Przykładów rozumności, intencjonalnych działań czy sprytu, wykazywanego chociażby podczas polowania, jest w świecie zwierzęcym bardzo wiele, niemniej te przytoczone przeze mnie wskazują na dysproporcję jaka występuje między tzw. przypadkami marginalnymi wśród ludzi (czyli np. ludźmi znajdującymi się w stanie wegetatywnym, autystycznymi dziećmi, silnie upośledzonymi) a rozwiniętymi, pod względem inteligencji i umiejętności, zwierzętami. Jeśli bowiem przyjmiemy kryterium rozumności jako swojego rodzaju linię demarkacyjną wyznaczającą zbiór podmiotów moralnych, możemy być pewni, że nie znajdą się w nim niektórzy ludzie albo znajdą niektóre zwierzęta. Niemożliwe jest przeprowadzenie tego podziału tak, aby po jednej stronie znalazł się człowiek, a po drugiej inne gatunki. To tak jakbyśmy chcieli dzielić ludzi wg testu IQ, który jak wiemy dyskryminuje tych wszystkich, którzy nie odziedziczyli wysokiego ilorazu inteligencji, bądź nie mieli równych możliwości potrzebnych dla rozwijania ich wrodzonych talentów i zdolności. Zatem warto się zastanowić czy to właśnie myślenie jest tym co powinno być istotne w filozoficznej debacie na temat zwierząt i ludzi?

Tekst powyższy był opublikowany w magazynie "Wegetariański Świat" w 2009r. 

Oznaczone w: świadomość
Aktualnie zajmuje się tematem moralnego statusu zwierząt w Zakładzie Etyki Uniwersytetu Szczecińskiego. Od czasu do czasu publikuję artykuły popularnonaukowe związane z tematyką mojej pracy oraz prowadzę wykłady o prawach i interesach zwierząt pozaludzkich.
Spodobał Ci się artykuł? Subskrybuj biuletyn i podziel się z innymi!
URL Trackback dla tego wpisu na blogu

Komentarze

  • Krzysztof Saja
    Krzysztof Saja czwartek, 31 marca 2011

    Gratulacje

    Gratuluję pierwszego wpisu na naszym nowym blogu społeczności EP! :D

  • Kazik Pogoda
    Kazik Pogoda niedziela, 03 kwietnia 2011

    Po co odróżniać człowieka od innych zwierząt?

    Filozoficzne i etyczne rozważania snute na kanwie współczesnej etologii, są dla mnie ogromnie istotne. Mam kilka myśli.

    Żyłem przez lata w pogardzie dla behawioryzmu. Potem uświadomiłem sobie jednak, z jakimi idolami behawioryści próbowali walczyć. Ot choćby z dualizmem (np. kartezjańskim), czy innymi zabarwionymi religijnie koncepcjami "istoty" czy "natury" przypisanej z defaulta osobnikom określonych gatunków. Behawioryzm w psychologii głównie odnosił się do badań nad Pan sapiens. Dzięki tym badaniom wzrosła świadomość jak wiele w zjawiskach psychicznych zależy od doświadczenia, czy procesu socjalizacji. W jak dużym stopniu osobniki naszego gatunku stanowią tabula rasa i w związku z tym dlaczego tak istotna jest jakość procesu wychowania dzieci. Odmitologizowanie "natury ludzkiej" i płynących z niej determinant, po części otworzyło drogę do rozważań o kulturze innych gatunków zwierząt. Na marginesie - współcześnie odkrywane determinanty genetyczne, zaczynają spełniać role dawnej "natury ludzkiej". "Gen agresji", czy "gen uzależnienia od alkoholu" mają określać (a na płaszczyźnie moralnej usprawiedliwiać), zachowania określonego człowieka. Na szczęście dysponujemy narzędziami osłabiania kultu genetycznego determinizmu.

    Druga myśl dotyczy tego, jak bardzo antropocentryczne są badania nad zachowaniami i świadomością zwierząt. Już sam opis takich badań dokonuje się w medium języka, z towarzyszącą mu, specyficzną, zachodnią siatką pojęciową. Zaawansowane badania nad zdolnościami kognitywnymi innych gatunków zwierząt, polegają najczęściej na nauczeniu ich schematów komunikacyjnych z paradygmatu kultury Pan sapiens. Próbujemy nauczyć szympansy, czy delfiny, języków "ludzkich". Nie potrafimy (a może za mało próbujemy?) nauczyć się kodów komunikacyjnych innych gatunków.

    W kwestii świadomości i samoświadomości (zdaję sobie sprawę z licznych kłopotów które sprawiają obie kategorie), bardzo istotny w tym kontekście jest dla mnie test lustra, popularnie zwany testem na samoświadomość.

    http://en.wikipedia.org/wiki/Mirror_test

    Oto lista znanych gatunków zwierząt, których osobniki przechodzą taki test:

    * ludzie (zazwyczaj ok. wieku 2 lat)
    * inne naczelne
    * delfiny i orki
    * makaki
    * słonie
    * sroki

    Mam nadzieję że ta lista będzie się wydłużać.

    Kryteria odróżniania gatunku Pan sapiens, od innych gatunków zwierzęcych, od dłuższego czasu wydają mi się czysto arbitralne i przydatne raczej wyjaśnieniom religijnym, lub metafizycznym, niż naukowym, czy etycznym. Zgodnie z tym co opisujesz, padały kolejne bastiony zarezerwowane dla człowieka:

    * zdolność posługiwania się narzędziami
    * samoświadomość
    * świadomość własnego istnienia w czasie
    * umiejętność posługiwania się językiem
    * działalność artystyczna i ogólnie wytwarzanie kultury

    Co jeszcze zostało? Ktoś kiedyś wspominał o gramatyce generatywnej. Ale zadaję sobie pytanie, czy formułowanie takich kryteriów służy czemuś innemu, poza poprawą naszego ludzkiego samopoczucia?

  • Urszula Zarosa
    Urszula Zarosa poniedziałek, 04 kwietnia 2011

    Niepotrzebna granica

    Samo stosowanie terminów "człowiek" w opozycji do "zwierzęta", jest co najmniej dziwne.

    Mam podobne do Ciebie doświadczenie z behawioryzmem, kiedyś wydawał mi się po prostu jakąś prostacką koncepcją, która szybko została wyparta przez bardziej wyrafinowane kierunki psychologii. Nie mniej, gdy zaczęłam się interesować psychologią ewolucyjną, dopiero doceniłam osiągnięcia behawioryzmu (nie zapominając oczywiście o jego znacznych deficytach).

    Co do zaś antropocentryczności badań, to w książeczce "O zakochanych psach i zazdrosnych małpach" etolog, Marc Bekoff (bardzo znany zresztą), wspomina właśnie o tych trudnościach z badaniem świadomości i emocji zwierząt (którymi się w tym tytule zajmuje). Gary Francione zawsze broniąc poglądu o tym, że zwierzęta są świadome, mówi właśnie o spojrzeniu z naszej własnej perspektywy i tego, że na podstawie braku takiego samego zorganizowania układu nerwowego, wielkości mózgu, czy inaczej wykształconych zmysłów, nie możemy od razu orzekać o braku świadomości. (Co jest z perspektywy filozoficznej raczej oczywiste, gdzie często zwraca się uwagę na to, że w ogóle nie ma możliwości poznania innych umysłów).

    To, że uczono zwierzęta naszego języka, po to by móc stąd wnioskować o ich zdolnościach poznawczych, nie wydaje mi się samo w sobie czymś złym (oprócz okrucieństwa związanego z ich przetrzymywaniem, etc.), bo to chyba tak, jak próba komunikacji z nowo poznanym plemieniem. Wydaje mi się, że tak jak w przypadku odkrywania nowych społeczności ludzkich, tak i przy nauce zwierząt komunikacji w języku ludzkim (poprzez naukę języka migowego, komunikacji przy użyciu nieikonicznych symboli, etc.)zaczyna się dostrzegać komunikację tych zwierząt w ich własnym języku (dobrym przykładem jest tu książka R. Foutsa "Najbliżsi krewni" - w której ewidentnie nauka j. migowego doprowadziła też do poznawania języka szympansich gestów).

    Masz rację, że kryterium odróżniania naszego gatunku jest często bardzo arbitralne, zwłaszcza, że na poziomie genetycznym między nami a szympansem występują różnice ilościowe, ale nie jakościowe. W tym roku miałam przedmiot całkowicie poświęcony problemowi aborcji, a dokładniej kryterium genetycznemu i doskonale zostały na nim obnażone słabości argumentacji odwołującej się do kryterium genetycznego, jako definicji istoty ludzkiej (wątki te kontynuuje na blogu akademickim prof. Rutkowski).

    A co do gramatyki generatywnej, tutaj znowu bym odesłała wszystkich do "Najbliższych krewnych" Foutsa, w której ładnie pokazana jest krytyka ujęcia Chomsky'ego.

    Konkludując. Takie oderwanie człowieka od reszty zwierząt wydaje mi się bardzo mocno zakorzenione w wielkich religiach monoteistycznych (starożytni bogowie greccy, egipscy, czy indyjscy wydają się bez problemu przyjmować zwierzęcą postać, oddawać hołd naturze, etc.) Niemniej jest to refleksja na osobny temat, który gdzieś tam został przeze mnie zahaczony w temacie: http://etykapraktyczna.pl/blog/etyka-ekologiczna/gatunkowy-szowinizm/podmiotowosc-zwierzat-a-personalizm-chrzescijanski.html" rel="nofollow">http://etykapraktyczna.pl/blog/etyka-ekologiczna/gatunkowy-szowinizm/podmiotowosc-zwierzat-a-personalizm-chrzescijanski.html

    No i mam nadzieję, że dzięki obecnemu "szumowi medialnemu" wokół tematyki praw zwierząt, ludzie naprawdę zaczną się zastanawiać nad tymi różnicami i przekładać swoje wnioski na praktyczne, konsumpcyjne decyzje.

  • Gość
    Adam Hajduk,188885 czwartek, 07 kwietnia 2011

    Granica

    W którym więc miejscu postawić granicę między istotą posiadającą i nie posiadającą praw? A może nie stawiać wcale? Ale wtedy powyższy artykuł powinien głosić, że nie ma różnicy między ludźmi a dżdżownicami.

  • Gość
    Potencja piątek, 08 kwietnia 2011

    Potencjalność

    Urszulo, czemu uważasz, jeśli akcpeptujesz argument z potencjalności, że powinnaś walczyć o prawa zwierząt a nie z aborcją?

  • Urszula Zarosa
    Urszula Zarosa piątek, 08 kwietnia 2011

    Problem granic

    Cóż, jest to stary artykuł i wymaga on doprecyzowania pewnych kwestii.
    Zamierzam to zrobić w moim referacie na Dniach Filozofa, kiedy będę mówić o potrzebie rozróżnienia pojęcia podmiotu moralnego i statusu moralnego. Gdzie pierwsze łączy się z ponoszeniem odpowiedzialności, drugie jedynie z posiadaniem praw, bez ponoszenia przez daną jednostkę odpowiedzialności (jak w przypadku dzieci).
    Oraz, że przeciwieństwo podmiot/przedmiot jest czym innym niż podmiot moralny/istota posiadająca moralny status.
    Początkowo myślałam o podmiotowości obejmującej zwierzęta, które są zdolne do świadomego odczuwania bólu (wg współczesnych danych naukowych - kręgowce). Niemniej prof. Chrudzimski zwrócił mi uwagę, że w potocznych intuicjach pojęcie podmiotowości moralnej funkcjonuje jako powiązane z pojęciem odpowiedzialności (nie ma bowiem ścisłej definicji pojęcia podmiotowości moralnej). Biorąc to pod uwagę myślę, że można postawić granicę, a właściwie dwie granice. Jedną między istotami posiadającymi prawa i będącymi odpowiedzialnymi za własne czyny, a istotami jedynie posiadającymi prawa. Oraz drugą między tymi dwoma rodzajami istot, a przedmiotami/istotami, które żadnych praw nie posiadają.

    Problemem jest gdzie postawić te granice. Ponoszenie odpowiedzialności za własne czyny zaczyna się w naszym kraju od 18 roku życia, choć każe się też tzw. "młodocianych przestępców". Posiadanie praw wydaje się słuszne np. wobec zwierząt kręgowych, ale nie wobec krzesła, czy trawnika. Niemniej co z ochroną gatunków, ekosystemów itd. Niektórzy by twierdzili, że wszystko co żyje powinno posiadać jakieś prawa (Schweizer).

    Postaram się wkrótce napisać jakiś osobny wpis na ten temat. Albo opublikuję swoją prezentację z Dni Filozofa :)
    Dzięki za komentarz.

  • Urszula Zarosa
    Urszula Zarosa piątek, 08 kwietnia 2011

    Potencjalność

    Bardzo się cieszę z komentarza dotyczącego potencjalności.

    Nie wiem, czy jest tak, że powinnam walczyć z aborcją. Od tego, że pewne rodzaje postępowania uważa się za niemoralne jest jeszcze daleko do miejsca, w którym zaczyna się o coś, lub z czymś walczyć.

    Żeby zaś uznać pewne zachowania za niemoralne trzeba dokonać naprawdę porządnej filozoficznej analizy. Nie wypowiadam się w kwestii aborcji, gdyż jest to kwestia bardzo trudna, zawikłana. Prawdę mówiąc, nie mam w tej kwestii dobrze wypracowanego zdania (tak jak mam w kwestii etyki praw zwierząt). Spędziłam cały zeszły semestr czytając teksty i słuchający dyskusji na zajęciach dr hab. prof. US M. Rutkowskiego na temat kryterium genetycznego odnośnie aborcji. Przegląd argumentów dał mi bardzo wiele do myślenia. Trzeba bowiem dokonać rozgraniczenia, lub wyróżnienia dwóch rodzajów potencjalności. Okazuje się, że w momencie poczęcia szanse na rozwinięcie się istoty zdolnej do odczuwania bólu nie wynoszą chyba nawet 50% (muszę to sprawdzić jeszcze raz w podręczniku genetyki, więc te dane mogłam zmyślić). Dochodzi tutaj problem bliźniąt monozygotycznych i chimer (którymi na blogu naukowym zajmuje się prof. Rutkowski)i sprawa bardzo się komplikuje. Plus są sytuacje, w których aborcja wydaje się koniecznością np. gwałt, choroba.

    To, że używam argumentu z potencjalności nie oznacza wcale, że jestem całkowitym przeciwnikiem aborcji (tzn. że sprzeciwiam się jej we wszystkich przypadkach). Dodatkowo mój argument z potencjalności jest zupełnie innym od tego, którego używają środowiska chrześcijańskie.

    Podsumowując: w sprawie aborcji wypowiem się, kiedy dokładnie wypracuję swój argument, a wydaje mi się, że to jeszcze kwestia z roku lub dwóch. Tymczasem skupiam się więc na temacie praw zwierząt, którym zajmuje się od dłuższego czasu, ale na problem aborcji też przyjdzie czas.

  • Gość
    Adam piątek, 08 kwietnia 2011

    Podmiot a przedmiot

    Wiem, że sam Ci doradzałem rozdzielenie podmiotu moralnego od "przedmiotu" moralnego, ale jeżeli chcesz szukać uzasadnień etycznych poza etyką, w dziedzinach weryfikowalnych, to raczej trudno ci będzie znaleźć uzasadnienie dla obowiązków etycznych wobec stworzeń pozbawionych obowiązków etycznych... Jest kilka dróg,na których rodzi się moralność,ale żadna nie prowadzi do wykształcenia się powinności wobec stworzeń należących do gatunków do niej niezdolnych. Choć z drugiej strony ja bym całkiem sporo stworzeń uznał za zdolne do pełnienia funkcji podmiotu moralnego; nigdy bym nie zostawił swojego psa w niebezpieczeństwie, bo wiem, że on tez by mnie nie zostawił. :-)

  • Urszula Zarosa
    Urszula Zarosa piątek, 08 kwietnia 2011

    Krótka odpow. Adamowi

    No właśnie tutaj nie ma rozdzielenia podmiotu od przedmiotu. Osobiście uważam, że skoro nie ma nigdzie ścisłej definicji podmiotowości moralnej, wcale nie musi się ona wiązać z odpowiedzialnością. Niemniej tak to jest ogólnie przyjęte (co na gruncie filozoficznym jest żadnym argumentem, a ja przyjmuję to jedynie dla wygody). W ogóle status moralny/podmiotowość moralna - to pojęcia intuicyjne i zdroworozsądkowe.

    Mi się podoba rozróżnienie, które jest w j. angielskim. Mamy słowo subject i agent - oba oznaczają podmiot. T Regan z kolei rozróżnia: podmioty moralne i pacjentów moralnych. Wydaje mi się, że słowa jakie tu użyjemy są o tyle istotne, że ich początkowe ustalenie konieczne jest dla prowadzenia dalszych rozważań. Ale rozstrzygnięcie o tym czy podmiot łączy się z odpowiedzialnością, a status moralny jedynie z posiadaniem pewnych praw, jest już w pewnym sensie arbitralne.

    A co do uzasadnienia obowiązków etycznych wobec stworzeń pozbawionych obowiązków etycznych, to w jakim sensie trudno znaleźć uzasadnienie? Cała ludzkość akceptuje porządek rzeczy, w którym mamy obowiązki wobec: ludzi silnie upośledzonych umysłowo, autystycznych, chorych psychicznie, chorych na choroby wieku starczego - w myśl tej powszechnej definicji podmiotu moralnego, (która załóżmy zakłada rozumienie konceptu moralności, przestrzegania praw i ponoszenia odpowiedzialności) nie są nimi. Niemniej nie można wobec nich postępować dowolnie. Co więcej prawo chroni ich życie, prawo do bycia wolnym od bólu i cierpienia (czego nie robi w stosunku do innych zwierząt).

    Przykład z psem jest nietrafiony. Bo musiałbyś uznać, że jeśli Twój pies nasika komuś na samochód, ugryzie kogoś, podepcze cenne okazy roślin w miejscu gdzie jest napisane: nie deptać, chronione, etc. musiałbyś go potraktować jak inne podmioty moralne i pociągnąć do odpowiedzialności. Np. za pogryzienie wysłać do więzienia, a za obsikanie kazać mu posprzątać itd. Za to trzeba uznać, że skoro pies ma świadomość odczuwania bólu i cierpienia to powinien mieć status moralny, przynajmniej taki jak mają wszystkie inne świadome odczuwania bólu i cierpienia istoty, które nie mają zielonego pojęcia o tym, co to znaczy postępować etycznie, czy zgodnie z prawem.

    [P.S. Komentarze użytkowników niezalogowanych na stronie są dodawane dopiero po zatwierdzeniu przez autora bloga, stąd zwłoka.]

  • Kazik Pogoda
    Kazik Pogoda sobota, 09 kwietnia 2011

    Human nature

    "na podstawie braku takiego samego zorganizowania układu nerwowego, wielkości mózgu, czy inaczej wykształconych zmysłów, nie możemy od razu orzekać o braku świadomości."

    Przeczytałem przy okazji testu z lustrem, że w przypadku psów, postuluje się zastąpienie go testem "żółtego śniegu" - badaniem zdolności rozpoznawania własnego moczu, wszak jak się wydaje dominującym zmysłem u psów jest chemorecepcja.

    Ja też myślę że każde zwierze jest świadome, niezależnie od tego czy jest samoświadome (cokolwiek to oznacza). Nie odmówię świadomości dziecku ludzkiemu, które nie przechodzi jeszcze testu z lustrem, więc tym bardziej nie potrafię jej arbitralnie odmówić osobnikowi każdego innego gatunku.

    Z drugiej strony w kwestii rozwoju świadomości bliska mi jest perspektywa emergentystyczna - przekonanie iż ewoluujący system, przy pewnym stopniu złożoności, zyskuje cechy nieredukowalne do cech jego elementów składowych. Zyskanie samoświadomości (metacognition) można wtedy rozumieć jako taki moment wyłonienia się nowej jakości. Z tej perspektywy, szczególnie w kontekście etyki, istotne wydaje mi się pytanie o istnienie wcześniejszego momentu świadomościowej zmiany jakościowej w poszczególnych ontogenezach. Czy pierwotniak będzie miał świadomość jakościowo różną od owada i kręgowca, a jeśli tak, to na czym polega moment tej jakościowej zmiany i czy potrafimy go badać?

    Przykładowo można by zarezerwować typ świadomości "przed samoświadomością" dla kręgowców, ale w tym momencie przypominają mi się pragmatyczni Anglicy, którzy podobnież określają w swoim prawodawstwie iż nie tyle "zwierze nie jest rzeczą", co "kręgowce oraz ośmiornice nie są rzeczami".

    Co do kryterium genetycznego - za Jaredem Diamondem stoję na stanowisku iż nasz gatunek to podgatunek szympansa i dlatego konsekwentnie staram się stosować nazwę Pan sapiens. BTW, szczerze polecam genialną filozoficzną komedię "Human nature", która w Polsce znana jest pod jakże popsutym tytułem "Wojna plemników". Mój ulubiony cytat: "rozmawialiśmy razem o Wittgensteinie, ale nie miałeś nic ciekawego do powiedzenia" (wypowiada tę kwestię człowiek, który zaraz potem próbuje sam być szympansem) ;). W trakcie oglądania tego filmu musiałem każdy wybuch śmiechu zaraz zdusić, by delektowac się sensem kolejnych scen. Jak przypuszczam dla wielu ludzi film jest bardzo nudny. ;)

    Zgadzam się z tym, iż istnieje związek pomiędzy oderwaniem człowieka od reszty świata zwierzęcego, a religiami monoteistycznymi. Monoteizm sprzyja umocnieniu koncepcji hierarchii bytów, która w jakiś sposób pokrywa się z piramidą pokarmową (z wyłączeniem bytów supernaturalnych, które odżywiają się jakoś inaczej - pewnie ideami ;) ). Z drugiej strony próby odróżnienia rodzajów "dusz" znajdziemy już w filozofii starożytnej.


    "Niektórzy by twierdzili, że wszystko co żyje powinno posiadać jakieś prawa"

    Mi się wydaje że nawet to co nie żyje (w sensie biologicznym) posiada prawa i fakt ten jest powszechnie akceptowany w szeregu przypadków. Przykładem może być kontekst "etyki skał" - prawo stalaktytu w jaskini do trwania, mocowane także w prawodawstwie. A i pewnie w powszechnym współczesnym odczuciu zniszczenie stalaktytu, czy zanieczyszczanie ekosystemu, jest działaniem złym. W tym temacie mam szereg przemyśleń które można określić zbiorczo hasłem "etyki homeostatów" - chodzi m.in. o kryteria dla których uznamy za etycznie zły fakt ścięcia drzewa-pomnika przyrody. Mam wrażenie iż wszelkie problemy etyczne można sensownie postrzegać przez pryzmat kryteriów zachowania homeostazy wyłonionych w procesie ewolucji (biologicznej, chemicznej, kulturowej) systemów, a konflikty, paradoxy, czy aporie, w ramach etyki rozumieć jako pochodną różnej specyfiki homeostatów które mają być chronione. Przykładowo "ochrona życia ludzkiego" może wchodzić w konflikt z "ochroną ekwilibrium społecznego". Zaspokajanie potrzeb życiowych poszczególnych osobników Pan sapiens (zachowanie homeostazy ich organizmów) jest w konflikcie z zachowaniem homeostazy ekosystemu w którym ludzie bytują.

    Odnośnie aborcji:

    "Okazuje się, że w momencie poczęcia szanse na rozwinięcie się istoty zdolnej do odczuwania bólu nie wynoszą chyba nawet 50% (muszę to sprawdzić jeszcze raz w podręczniku genetyki, więc te dane mogłam zmyślić)."

    Nie wiem o jaki problem z zakresu genetyki tu chodzi, więc nie wiem czy myślimy o tym samym. W kontekście wpisu prof. Rutkowskiego, też szukałem takich danych, ale niestety nie znalazłem. Wydaje mi się że można podać znacznie ciekawszy argument niż ten z bliźniętami.

    Narzędziem największego genocydu w dziejach ludzkości są ciała kobiet (przy założeniu że blastocysta jest człowiekiem). Dzieje się tak, ponieważ nie każda blastocysta zagnieżdża się w śluzówce macicy. Szukałem precyzyjnych danych na ten temat, ale niestety kwestia in vitro "przesłania" w internecie wszelkie badania warunków naturalnych. No ale z tego co pamiętam, to w warunkach naturalnych prawdopodobieństwo udanej implantacji to 20-30%. Także potem organizm kobiety może embrion uśmiercić i albo wchłonąć, albo wydalić. Jest zatem "trup", którego nie ma w przypadku bliźniąt monozygotycznych.

    Zatem można dojść do wniosku, iż rodzice starający się o dziecko i posiadający stosowną wiedzę z zakresu biologii, a równocześnie wyznający pogląd iż blastocysta jest człowiekiem, świadomie decydują się na bardzo prawdopodobną śmierć większości własnych dzieci. Co z kolei prowadzi do paradoxalnego wniosku iż dla katolika, który uważa zapłodnioną komórkę jajową za "moral patient", stosowanie antykoncepcji jest moralnie lepsze niż jej niestosowanie.

  • Urszula Zarosa
    Urszula Zarosa poniedziałek, 11 kwietnia 2011

    Krótka odpowiedź. Kazikowi:)

    Kiedy studiowaliśmy różne teorie filozofii umysłu, również moją uwagę przyciągnął emergentyzm, choć readykalne tezy Churchlandów też wydawały się kuszące. Mnie zawsze zastanawia to, że skoro różnica między szympansem a człowiekiem jest na poziomie DNA oprta o procentowe występowanie jakichś struktur,to jak można mówić o wielkim jakościowym przeskoku. Ja tu bym widziała raczej coś na kształt od Commodore do Macbooka ;) a nie od Commodore, do SI.

    Jeśli chodzi o etykę homeostatów, to ja ogólnie doszłam do wniosku, iż rzeczy, istoty, które nie mają zdolności świadomego odczuwania bólu są ważne o tyle o ile mają wpływ na istoty, które takowe zdolności posidają. Dlaczego? W "Przewodniku po etyce" P.SIngera, ktoś w jednym z artkułów przywołuje przykład, który dał mi sporo do myślenia. Pytanie brzmi: czy jeśli np. wytniemy kawałek skał, wysoko w górach i zastąpimy je identycznie wyglądającą i funkcjonującą makietą z np. sztucznego materiału, to ma to jakieś znaczenie etyczne, o ile na tych skałach np. nie żyły żadne zwierzęta etc.Nie wydaje mi się by miało. Taki sposób myślenia nie pozwoliłby oczywiście na wiele działań niszczących środowisko, bo w większości miejsc na ziemi mamy do czynienia z ekostystemami, w których wszystko jest połączone w obiegu. Właściwie po skałach spływa woda, zabierając ze sobą sunstancje mineralne wnich zawarte, więc ta makieta też miała by wpływ na zdrowie istot zdolnych do odzuwania bólu i cierpienia. Lecz jeśli mam np. kwiatka w doniczce i zechcę go poćwiartować na kawałki i wyrzucić, nie wydaje mi się, by miało to jakiekolwiek znaczenie etyczne? Chyba, że przyjmie się jak A. Schweitzer, że status moralny ma wszystko co żyje, a my jesteśmy zabójcami, którzy całe życie mają poczucie winy, że tak niecnie wykorzystują organizmy żywe:)

    Co do kwestii aborcji. Właśnie mi chodziło o ten procent udanej implantacji i chyba to rzeczywiście było coś koło 20-30%. Stosowanie kryterium genetycznego prowadzi do wielu paradoksów. Niemniej ja jestem za kryterium potencjalności, które wprowadza równie dużo problemów, bo trzeba ustalić moment, w którym zaczyna się potencjalność do zyskania pewnych cech i czym różni się ta potecjalność od potencjalności jajeczka i plemnika, np. tuż przed ich połączeniem. Ten moment to powinno być prawdopodobieństwo przynajmniej >50% czyli na pewno nie moment połęczenia jajeczka i plemnika, skoro tylko 20-30% blastocyst się zagnieżdża. Eh ale to temat na osobny wątek.

    Zachęcam Kaziku do założenia u nas bloga.
    Wiem, że masz już jakiegoś, ale masz dużo ciekawych spostrzeżeń odnośnie etyki, które mógłbyś tu zamieszczać.
    Nawet jakieś starsze swoje posty.

    Pozdrawiam serdecznie

  • Kazik Pogoda
    Kazik Pogoda piątek, 15 kwietnia 2011

    Jeszcze o emergentyzmie

    Dla mnie emergentyzm nie ogranicza się jedynie do filozofii umysłu, choć tutaj jest najbardziej spektakularny. W znacznie szerszym ewolucyjnym kontekście o emergentyzmie pisał np. Theilard de Chardin SJ, czy Stanisław Lem, choć żaden z nich nie używał zdaje się takiego terminu. Z pomocą analogii komputerowej dosyć ładnie można objaśnić co mam na myśli, choć w tym przypadku mowa o procesach ewolucji kultury (Dawkinsowska memetyka), a nie ewolucji biologicznej.

    Masz rację że między Commodorem, a MacBookiem nie występuje różnica jakościowa, lecz ilościowa. Oba urządzenia realizują założenia architektury von Neumanna, zmienia się jedynie ilość pamięci, częstotliwość procesora, długość tzw. słowa maszynowego (8, 13, 32, 64bit), etc.. Różnica jakościowa zachodzi pomiędzy urządzeniem elektrycznym po prostu (powiedzmy że chodzi o radio), oraz urządzeniem elektrycznym zaprojektowanym do przetwarzania wartości logicznych - symboli 0 i 1. Na poziomie analizy fizykalnej, oba urządzenia wyglądają podobnie - badane z pomocą oscyloskopu ujawnią podobne wykresy. Wiadomo jednak iż z pomocą komputera możemy uzyskać obliczenia, realizować algorytmy - mamy zatem cechy nieredukowalne do potencjałów elektrycznych.

    Możemy wyobrazić sobie także komputer, który realizuje te same algorytmy, lecz skonstruowany jest w oparciu o system mechaniczny lub pneumatyczny (a nie brakowało takich konstrukcji). Możliwość wyobrażenia sobie innej implementacji, która realizuje te same funkcje, jest w moim odczuciu najlepszym kryterium legitymizacji dla perspektywy holistycznej. Holizm sprowadza się do tezy, iż przy pewnych stopniu złożoności systemu, cech które on ujawnia, nie możemy prosto zredukować do cech jego elementów składowych. Lem w Bajkach Robotów i Cyberiadzie, wyobrażał sobie życie oparte na krzemie i wyłonioną z niego świadomość. Posunął się nawet do opisania mitologii i kosmogonii takiej kultury. Emergentyzm to tyle co procesualne ujęcie założeń holistycznych - np. w kontekście ontogenezy (w aspekcie neurologicznym - filozofia umysłu), albo teorii ewolucji. Niestety holizm rzadko jest akceptowany w paradygmacie współczesnej nauki, a i w filozofii analitycznej napotyka na liczne opory. Jest to dla mnie zastanawiające - chyba chodzi o auotcenzurę pomnych brzytwy Ockhama ("kompletnie stępioną na brodzie Platona"). Holistyczne ujęcia dla wielu tchną metafizyką, no ale czy takiego Dawkinsa nazwać można metafizykiem?

    Wracając do komputerów - kolejna zmiana jakościowa na "krzywej progresu" to komputery połączone w sieć stanowiącą nowy homeostat. Internet jest tylko przykładową implementacją. Możemy wyobrazić sobie zbiór komputerów mechanicznych, połączonych siecią telegrafów - chociażby obsługiwanych przez człowieka, czy gołębie pocztowe. O ile w przypadku "ewolucji maszyn", mogę dosyć wyraźnie zidentyfikować zmiany jakościowe, to niestety w przypadku produktów ewolucji biologicznej mam nie lada problem, a uważam że to rozważania istotne z etycznego punktu widzenia. Zbiorcza kategoria "psychozoik" jest bardzo nieprecyzyjna. Idąc za analogią Dawkinsa można np. zadać pytanie: "W którym momencie następuje zmiana jakościowa taka, iż możemy mówić sensownie o memetyce" (prawdopodobnie chodzi o zdolność wytwarzania kultury, ale jest to określenie bardzo nieprecyzyjne). W kontekście etycznym istotne mogą się okazać kryteria zmiany jakościowej, oraz ilość takich "przeskoków". Np. droga od organizmu bakterii do organizmu ośmiornicy - ile tu nastąpiło zmian jakościowych. Przejście jednokomórkowy -> wielokomórkowy to prawdopodobnie pierwszy "przeskok". Ale żeby sensownie posunąć się dalej, potrzebowałbym wiedzy z zakresu nauki, która niestety nie istnieje, choć z tego co widzę nieśmiało się właśnie rodzi. Można by ją nazwać teorią replikatorów. Sprawę komplikuje fakt, iż w dużej skali czasowej gatunki i wirusy zdają się być symbiontami. Wyniki współczesnej archeologii genetycznej sugerują iż retrowirusy, posiadające zdolność przenikania do komórek jajowych i plemników, odpowiedzialne są za jakościowe zmiany ewolucyjne w rodzaju "wytworzenie łożyska", czyli rozmnażanie bez jaj.

    Przyznam szczerze, że gdy próbuję o perspektywie holistycznej rozmawiać z filozofami, to odbijam się albo od ściany niezrozumienia, albo milczenia. To pierwsze jest o tyle lepsze, że to drugie świadczyć może o byciu postrzeganym jako wariat-nawiedzeniec, którym niewątpliwie jestem, ale to wszak jest bez związku z zawartość merytoryczną argumentów. ;)

    Koniec przynudzania o emergentyzmie, przepraszam za trochę nieskładny text. Może potem jeszcze coś napiszę o pozostałych tematach. Jak wyrwę się z roboty, to przyjdę jutro na Twój spicz.

  • Najpierw zaloguj się a potem wyślij komentarz
Blog Naukowy Etyk Praktycznej

Aktywne grupy

Brak aktywnych grup.