Co znaczy wierzyć w Boga?
- Przeczytano: 8744
- 6 komentarze
- Subskrybuj zmiany
- Drukuj
- Ulubione
W większości przypadków nie można być osobą religijną nie mając przekonań na temat Boga. Jeśli jesteś na przykład chrześcijaninem to z pewnością wierzysz, że istnieje Bóg, że jest on nieskończenie dobry i sprawiedliwy, bądź też, że kiedyś odbędzie się Sąd Ostateczny, na którym dokona on obrachunku twojego życia. Pojęcie wiary w odniesieniu do takich kwestii, jak istnienie Boga lub przysługujących mu własności dobra czy sprawiedliwości nie jest łatwe do zrozumienia nawet dla ludzi głęboko wierzących. A może szczególnie dla nich. Któż to wie.
Weźmy twierdzenie „Osoba A wierzy w Boga”. Jeśli wypowiemy je niezależnie od kontekstu, który mógłby sprecyzować jego znaczenie, nie będzie łatwo odgadnąć, jakie niesie ono informacje. Pierwsza trudność polega na tym, że może być ono zgodne zarówno ze zdaniem „A wierzy, że istnieje Bóg”, jak i ze zdaniem „A ufa, że Bóg go nie zawiedzie”. Rozwiązanie tego problemu nie przysparza jednak zbyt wielkich kłopotów. Wiemy bowiem, że w sytuacji, w której nie wysuwamy wobec Boga roszczeń, jest ono zazwyczaj zgodne ze zdaniem pierwszym. W takim też znaczeniu używamy go najczęściej. Można ponadto zapytać o to osobę, która wierzy w Boga. Druga trudność jest o wiele bardziej skomplikowana, albowiem nie można jej rozwiązać ani w pierwszy, ani też w drugi sposób. Otóż twierdzenie to nie musi wykluczać zdania, które głosi, że A nie jest świadomy tego, że wierzy w Boga, jak i zdania, które głosi, że nie jest on również o tym przekonany. W rezultacie możliwa jest sytuacja, w której można wierzyć w istnienie Boga, lecz sobie tego nie uświadamiać, jak i sytuacja, w której można wierzyć w istnienie Boga będąc przekonanym, że Boga nie ma. O tym, co w tym kontekście znaczy twierdzenie, że ktoś wierzy w Boga nie dowiemy się badając, w jakim znaczeniu używa się statystycznie czasownika „wierzyć” ani pytając osobę, która je wypowiada.
Przyjmuje się, że jest tak dlatego ponieważ wiara, że w coś wierzymy nie jest tym samym co wiara w to coś. Zgodnie z tym rozróżnieniem moje przekonanie, że wyznaję jakiś pogląd jest zupełnie czym innym, niż wyznawanie tego poglądu.
Daje to wiele możliwości. Możemy być na przykład przekonani, że kobiety są gorszymi kierowcami niż mężczyźni, jednak nie zawsze uświadamiamy sobie, że jest to pogląd, który faktycznie wyznajemy. Nie zawsze bowiem wiemy, że żywimy pewne przekonania. Powodów takiego stanu jest wiele. Jednym z nich jest na przykład obawa przed przykrymi konsekwencjami ich upublicznienia. Z tej przyczyny niektórzy mogą nie zdawać sobie sprawy z tego, że wyznają rasistowskie poglądy. Choć słyszymy, że często je głoszą, to jednak kiedy postawimy im zarzut, że w nie wierzą – co jest jednoznaczne z powiedzeniem, że są rasistami – wydają się być tym szczerze zdumieni i zaskoczeni.
Inni idą jeszcze dalej i w ogóle zaprzeczają, jakoby wyznawali poglądy, które głoszą. Ktoś może dawać wiarę temu, że spotka go nieszczęście gdy czarny kot przebiegnie przez drogę którą idzie, i jednocześnie zaprzeczać, że wierzy w tego typu przesąd. W podobny sposób może też wierzyć w horoskopy, lecz usilnie negować twierdzenie, które mówi, że utrzymuje takie przekonanie.
Wypowiedź „Osoba A wierzy w coś” obejmuje zatem wiele możliwych sytuacji i jest prawdziwa nawet wtedy, gdy A nie zdaje sobie sprawy ze swej wiary i w tym sensie nie wierzy w to, że w coś wierzy, lub gdy wiarę tą neguje i w rezultacie tkwi w błędzie co do tego, że nie wierzy w owo coś.
Niektórzy uważają, że dla prawidłowej analizy przekonań religijnych ważniejsza wydaje się zależność odwrotna. Polega ona na tym, że można głęboko wierzyć, iż wyznaje się jakiś pogląd, lecz poglądu tego de facto nie wyznawać i być wolnym od poczucia wewnętrznego rozdarcia. Załóżmy na przykład, że jakiś zatwardziały ateista uważa, że byłby bardziej przekonywujący w obnażaniu słabości światopoglądu religijnego, gdyby lepiej rozumiał ludzi, którzy wierzą w Boga. Zakłada, iż cel ten osiągnie jeśli nabierze rzeczywistego przekonania, że wierzy w Boga tak jak oni. Ktoś mógłby zapewne uznać, że to za mało i że jeśli chce on tych ludzi naprawdę zrozumieć, to powinien tak jak oni wierzyć w Boga. Nie wiadomo, czy nie jest to słuszna rada, jednak dla prowadzonych rozważań nie ma to większego znaczenia. Dla niego jest bowiem jasne, że gdyby tak postąpił, to stałby się jednym z nich. A tego z pewnością nie chce. Z tego powodu jego celem jest osiągnięcie takiego stanu, w którym będzie przekonany, że jest człowiekiem wierzącym; nie interesuje go zrozumienie tego, jak to jest, gdy wierzy się w Boga. Jeśli jednak zrealizuje swój cel, tj. jeśli uwierzy w to, że jest przekonany o istnieniu Boga, przedmiotem jego wiary nie będzie istnienie Boga, lecz przekonanie o jego istnieniu.
Wynika z tego, iż ci, którzy żywią prawdziwe przekonanie, że wierzą w istnienie Boga niekoniecznie muszą wierzyć w jego istnienie. Wiara w to, że wyznaje się jakieś poglądy nie musi pociągać za sobą wyznawania tych poglądów. Nie zawsze poprawne jest zatem wnioskowanie z pierwszego faktu o drugim. W tej sytuacji nasz eksperymentujący ateista bez narażania się na sprzeczność może być przekonany, że Boga nie ma, nawet jeśli będzie głęboko wierzył, że w tej sprawie wyznaje pogląd przeciwny a mianowicie, że Bóg istnieje.
Zakładana tu różnica między wiarą pierwszego rzędu, która odnosi się bezpośrednio do istnienia jakiegoś bytu, a wiarą drugiego rzędu, która odnosi się do wiary pierwszego rzędu, jest jedynie możliwością i nie zawsze musi zachodzić. Nie ma bowiem takiej konieczności, aby ten, kto wierzy w to, że wyznaje jakiś pogląd, nie mógł jednocześnie wyznawać tego poglądu. Czy może więc zdarzyć się tak, że osoba przekonana o tym, że żywi poglądy o istnieniu Boga, wierzy również, że Bóg istnieje? Jeśli jest taka możliwość wówczas osoba ta nie tylko może wierzyć w to, że pogląd taki wyznaje, lecz również w to, co pogląd ten głosi. Nadając takie znaczenie zdaniu mówiącemu, że ktoś jest przekonany o tym, że wierzy w istnienie Boga, sprawiamy tym samym, iż zdanie to zakłada, że wierzy on również, że Bóg istnieje.
Wielu z tych, którzy wierzą w Boga mogłoby się zgodzić z tym, co zostało dotychczas powiedziane. Co więcej, sądzę nawet, że niektórzy z nich doszliby do wniosku, że dotychczasowe uwagi są niezwykle użyteczne, gdyż zawarta tam wiedza mogłaby uchronić wielu ludzi przed utożsamianiem religijności jedynie z wiarą we własne przekonania.
Nie wszyscy jednak podzielają takie zdanie. Niektórzy uważają bowiem, ze wiara jest tak ważnym elementem zarówno naszego życia jednostkowego, jak i społecznego, że nie należałoby jej niszczyć nie tylko wtedy, gdyby jej kanoniczne twierdzenia pierwszego rzędu okazały się fałszywe lub niemożliwe do udowodnienia, lecz również i wtedy gdyby nie było nikogo, kto by je szczerze wyznawał. Źródłem takiego stanowiska jest najczęściej przekonanie, że bez religii nie wiedzielibyśmy co jest dobre, a co złe, i w rezultacie popadlibyśmy w taką anarchię i zdziczenie, że życie społeczne byłoby niemożliwe. Myśl, że istnieją religie, które powinniśmy wspierać w każdej tego typu sytuacji jest w konflikcie z moralnym ideałem prawdomówności, lecz ta irracjonalna obawa powoduje, że na ogół nie przeszkadza to ludziom wierzącym oraz instytucjom je wspierającym upatrywać ich sensu i znaczenia w tego rodzaju twierdzeniach. I to nawet wtedy, gdy godność i poszukiwanie prawdy są jednymi z najważniejszych imperatywów ich wiary. Ewangelicznym uzasadnieniem dla tego typu nieuczciwości mogą być słowa Pawła z listu do Koryntian, w których formułuje dwa rodzaje obowiązków, jakie ma wobec Boga: jeden by nauczać o Bogu, tj. publicznie wygłaszać przekonania religijne pierwszego rzędu, a drugi by wierzyć w to, co naucza.
Na tej podstawie niektórzy z nas dojdą do wniosku, że możemy mieć dwa rodzaje przekonań religijnych. Idealną zaś sytuacją jest ta, w której mamy przekonania jednego i drugiego rodzaju. Jest tak na przykład wówczas, gdy zarówno wierzymy, że istnieje Bóg oraz gdy jesteśmy przekonani, że w to wierzymy.
Wyznawanie wiary drugiego rzędu nie ma nic wspólnego z wiarą w Boga. To, czy on faktycznie istnieje czy nie istnieje, czy jest dobry czy niegodziwy, czy jest wszechmocny czy tylko mocny, czy ma naturę fizyczną czy supranaturalistyczną, to wszystko nie ma większego znaczenia dla tak pojętych przekonań religijnych, gdyż Bóg nie jest bezpośrednio ich przedmiotem. Wynika z tego, że tego rodzaju wiara może pozostać nienaruszona bez względu na zmianę statusu logicznego niektórych twierdzeń na temat Boga, jaką dokonuje się w oparciu na przykład o nowe dowody pochodzące z wiedzy demonstratywnej lub nieznane dotychczas fakty empiryczne. Nie jest to błaha cecha. Pozwala na podtrzymywanie naszych zachowań religijnych niezależnie od zmieniającej się wiedzy na temat samego Boga oraz najważniejszych kwestii eschatologicznych. Religijność tego typu może mieć wielkie znaczenie dla instytucji kościelnych i ich zwolenników jednak ma wadę, która ośmiesza, a być może nawet upokarza, człowieka w ten sposób religijnego. Oznacza bowiem, że jego wiara sprowadza się wyłącznie do osobistych przekonań, jakie ma na temat poglądów bezpośrednio dotyczących Boga. Wierząc tylko w to, że ma takie lub inne przekonania na ten temat, nie wierzy tak naprawdę w Boga, lecz w samego siebie; zdobywa jedynie pewność, że istnieje jego wiara w Boga. Człowiek, który wyznaje tego typu wiarę jest religijnym mitomanem.
Inną możliwością wydaje się posiadanie wyłącznie przekonań pierwszego rzędu. Niekiedy uważa się, że jest to konieczny warunek teistycznego zaangażowania w wiarę zakładającą istnienie Boga, jakichś innych pomniejszych postaci oraz jedynego w swoim rodzaju uniwersum, na tle którego przedstawia się ich status, opowiada o ich losach i wyznacza zadania, które mają zrealizować. Problem z tego typu religijnością polega na tym, że składające się na nią przekonania same nie odgrywają żadnej roli w tym, co robi lub będzie robić osoba, która je wyznaje. Jeśli zakłada się, iż wiara w to, że wyznajemy jakiś pogląd nie jest tym samym, co wyznawanie tego poglądu, to powiedzenie, że osoba A wierzy w istnienie Boga lub w życie po śmierci może być prawdą nawet wtedy, gdy A wierzy jednocześnie, że wyznaje pogląd zgodnie z którym Boga nie ma a śmierć jest ostatecznym końcem naszego życia. W sytuacji, gdy przekonanie pierwszego stopnia jest nieuświadomione lub sprzeczne w ten sposób z przekonaniem drugiego stopnia, zwykle nie stanowi wystarczającego motywu do działania. Aby tak się stało, musi wyrażać wolę osoby wierzącej. Dzieje się tak wówczas, gdy uświadamia sobie ona, że wyznaje jakieś przekonanie, i gdy akceptując je identyfikuje się z nim i uznaje je za własne. Wynika z tego, że człowiek, który wyznawałby tego typu przekonania byłby religijnym akratą, natomiast religia utraciłaby raz na zawsze ważną cechę, jaką jest możliwość praktycznego oddziaływania na postępowanie ludzi.
Mogłoby się wydawać, że najlepsza sytuacja byłaby wówczas, gdybyśmy wierzyli w religijne poglądy, które wyznajemy. Niestety, znane są przynajmniej dwa poważne argumenty, z których jeden zaprzecza temu, że tak jest, a drugi temu, że jest to w ogóle możliwe.
Istnieje podejrzenie, że mało kto tak naprawdę wierzy w religijne poglądy, które wyznaje. Teoretyczną podstawą dla takiego przypuszczenia jest teza, że skoro wiara w to, że wyznajemy jakiś pogląd nie jest tym samym co wyznawanie tego poglądu, to wynika z tego, że nie ma logicznej konieczności, aby osoba żywiąca jakieś poglądy musiała je w pełni aprobować. Brak takiej konieczności nie może stanowić jednak wystarczającego dowodu za tym, że ich nie aprobuje; w pełni uzasadnia tylko tezę, że jest to prawdopodobne. Skąd zatem wiemy, że taka sytuacja może mieć faktycznie miejsce i skąd wiemy kiedy się zdarza? Wielu z nas przypuszcza, że najlepszym testem sprawdzającym, jakie przekonania faktycznie utrzymujemy nie są nasze przeświadczenia w tym względzie, ani wypowiedziane na ten temat słowa, lecz wykonywane przez nas działania.
Jeśli wierzyłbyś, że Bóg zna wszystkie twoje myśli, to zapewne podjąłbyś jakieś starania aby nie myśleć w taki sposób, którym mógłby dać o tobie złe świadectwo i narazić się na karę lub śmieszność. Jeśli natomiast wierzyłbyś, że Bóg cię widzi i zna każdy twój uczynek, to kontrolowałbyś swoje zachowanie przynajmniej na tyle, żeby nie powodować niepotrzebnego zła czy bez szczególnej przyczyny nie łamać woli Boga zawartej w Dziesięciu Przykazaniach. Wszystko to robiłbyś z pewnością również wówczas, gdybyś wierzył, że za swoje niecne myśli i postępki odpowiesz na Sądzie Ostatecznym. Jeżeli byś ponadto wierzył, że Bóg jest nieskończenie dobry i sprawiedliwy, to znajdując się na miejscu Abrahama bez problemów podjąłbyś próbę odebrania życia swojemu dziecku. A gdybyś był przekonany, że śmierć nie kończy twojego życia i że istnieją szanse na to, iż może być początkiem czegoś dużo lepszego i bardziej przyjemnego, to znajdując się w sytuacji zagrażającej życiu nie dbałbyś zanadto o ratunek. Wierząc z kolei, że szanse nowo narodzonych dzieci na bezterminowy pobyt w niebie i uniknięcie wiecznego cierpienia wzrastają proporcjonalnie do zakresu posiadanej przez nich niewinności, nie chroniłbyś ich nadmiernie przed chorobami, które mogłyby szybko i bezboleśnie zakończyć ich istnienie zanim popełnione grzechy nie skażą ich na wieczne potępienie. Wydaje się, że gdybyśmy szczerze wierzyli w tego rodzaju poglądy, właśnie tak prawdopodobnie postępowalibyśmy. Rzecz jednak w tym, że ci, którzy wyznają tego rodzaju poglądy, czują i postępują inaczej.
Zastanawiając się czy wierzymy w takie przekonania zakładamy, że wiara może funkcjonować na dwóch poziomach. Taki podział jest słuszny w odniesieniu do większości naszych przekonań. Mogę wierzyć, że neutrina poruszają się z szybkością większą, niż światło i wierzyć, że wyznaję taki pogląd. Mogę wierzyć w dobre intencje Latającego Potwora Spaghetti oraz wierzyć, że w to wierzę. Mogę też wyznawać pogląd, że kobiety powinny zarabiać mniej niż mężczyźni, lecz nie wierzyć, że żywię takie seksistowskie przekonanie. Czy podział ten można w taki sam sposób zastosować do przekonań religijnych? Zdania na ten temat są podzielone. Wątpliwości co do tego nie mają przynajmniej ci, którzy starają się zdyskredytować wiarę religijną poprzez obronę tezy, że ludzie o wiele częściej wierzą w wiarę w Boga, niż w samego Boga, co jest równoznaczne powiedzeniu, że osoby wierzące są w dużej części religijnymi mitomanami. Przykładem takiego postępowania jest Daniel Dennett:
„Wielu ludzi wierzy w Boga. Wielu ludzi wierzy w wiarę w Boga. Na czym polega różnica? Ludzie, którzy wierzą w Boga, są pewni, że Bóg istnieje, i cieszą się z tego, ponieważ uważają Boga za najwspanialszą rzecz na świecie. Ludzie, którzy oprócz tego wierzą w wiarę w Boga, są pewni, że istnieje wiara w Boga (w co zresztą nikt nie wątpi), i że ten stan rzeczy jest dobry, że należy go podtrzymywać i umacniać wszędzie, gdzie to możliwe…” (s.262)
„Wielu ludzi wierzy w Boga. Znacznie więcej ludzi wierzy w wiarę w Boga! (Ponieważ prawie każdy, kto wierzy w Boga, wierzy też w wiarę w Boga, można być zupełnie pewnym, że rzeczywiście więcej jest ludzi wierzących w wiarę w Boga, niż tych, którzy wierzą w Boga).” (s. 263)
Trudno byłoby zaprzeczyć temu, że są z pewnością takie osoby, do których argument Dennetta się w pełni stosuje. Jest możliwe również i to, że wśród wyznawców jakiejś religii stanowią oni większość. Mnie jednak bardziej interesuje czy podział ten da się utrzymać w odniesieniu do tych religii, które zakładają istnienie nadprzyrodzonego świata. Trzeba mieć świadomość tego, że przy takim założeniu poziom niższy, zwany wiarą pierwszego stopnia, obejmowałby przekonania egzystencjalne, których przedmioty są niezależne od wyznającego je podmiotu (osoby, która je żywi) i przynależą do rzeczywistego świata. W ten sposób przyjmuje się, że każdy, kto utrzymuje tego typu przekonania jest w pełni świadomy tego, że odnoszą się one do bytów rzeczywistych a nie intencjonalnych. Różnica jest znaczna, gdyż pierwsze powstają i istnieją niezależnie od naszych myśli, natomiast drugie są ich wytworem i mogą istnieć tylko w ich obrębie.
Czy możemy wyznawać tego typu przekonanie na temat supranaturalistycznego Boga? Na przykład, że istnieje albo, że jest sprawiedliwy i rozumny? Możliwość taka zachodziłaby wówczas, gdyby wiarygodna była teza, że odnosi się ono do czegoś, co jest częścią rzeczywistego świata. Warunek ten jest konieczny i wynika między innymi z założenia, jakie czyni większość religii metafizycznych a mianowicie, że ich Bóg w żadnym razie nie jest istotą wyimaginowaną. Zakładają to z pewnością również osoby religijne. Mało kto chciałby bowiem wierzyć w samą ideę Boga. Zdajemy sobie sprawę, że gdyby warunek ten nie był spełniony, to wiara w istnienie Boga nie różniłaby się od wiary w przedmioty intencjonalne. Rzecz jednak w tym, że nie ma między nimi zasadniczej różnicy. Trzeba oczywiście przyznać, że istnieje nieporównanie więcej dowodów na istnienie Boga, niż na przykład na istnienie Świętego Mikołaja czy Koziołka Matołka, i nieporównanie więcej wysiłku zostało włożone w przedsięwzięcie pierwsze niż w drugie, niemniej jednak ich efekty są porównywalne. Wiara w Boga kojarzy się z większą powagą i wydaje się nam bardziej wiarygodna nie dlatego, że wiemy cokolwiek o istnieniu bytu, którego dotyczy, lecz z powodu wpływu, jaki religia przez wieki wywierała na umysły ludzi w masowej skali. Tak jak nie ma pewności, że wiara w Świętego Mikołaja dotyczy istnienia istoty, która byłaby jego pierwowzorem, tak samo nie ma pewności, że istnieje jakiś rzeczywisty byt, który byłby Bogiem.
Świadomość tego faktu nie przekreśla samej możliwości wiary w Boga. Niektórzy z nas są bowiem przekonani o istnieniu dużo bardziej nieprawdopodobnych istot. Ma ona jednak dwie konsekwencje, które dla osób religijnych mogą być niepokojące. Po pierwsze, wskazuje, że status logiczny przekonań na temat Boga nie odbiega od logicznego statusu przekonań dotyczących istnienia Koziołka Matołka, Złotego Cielca czy Mary Poppins. Z tego powodu nie możemy ich podzielić w ten sposób, że jednym nadamy miano racjonalnych, a drugim irracjonalnych. Albo moje poglądy na temat dokonań krasnoludków pomagających sierotce Marysi są równie racjonalne, jak moje poglądy na temat okoliczności dotyczących poczęcia Jezusa i zmartwychwstania Łazarza, albo jedne i drugie są w taki sam sposób nieracjonalne. Tertium non datur. Z tego punktu widzenia nie ma większej różnicy między religią a bajką.
Konsekwencja druga jest dużo gorsza. Jeżeli wiara w Świętego Mikołaja oraz Koziołka Matołka nie obejmuje przekonań pierwszego stopnia, które dotyczą istnienia przedmiotów rzeczywistych, to osoba wierząca w te skądinąd sympatyczne postacie, może jedynie wierzyć w to, że w nie wierzy. Gdy nie istnieje rzeczywisty byt będący Świętym Mikołajem oraz ten, który jest Koziołkiem Matołkiem, jak również gdy nie wiemy, że one istnieją, niemożliwe są jakiekolwiek egzystencjalne poglądy na ich temat. W takiej sytuacji możemy mieć tylko przekonania o tym, że wyznajemy jakieś poglądy na ich temat. Ponieważ podobny status ma wiara w Boga, to jeśli nie istnieje rzeczywisty przedmiot będący Bogiem lub jeśli nie wiemy, że istnieje, nie możemy mieć przekonań religijnych pierwszego stopnia.
Adele Mercier opisała plastycznie do czego to prowadzi utrzymywanie takiego stanowiska:
„ … jeśli „Bóg” to określenie nieodnoszące się do niczego w rzeczywistości, to wówczas wszystkie rzekome przekonania pierwszego stopnia na temat „Boga” są w rzeczywistości, analogicznie, przekonaniami drugiego stopnia następującego rodzaju: albo są to błędne przekonania drugiego stopnia o samym sobie, to jest puste przekonania dotyczące wiary w pewną rzecz, która w rzeczywistości nie istnieje, a zatem nie można na jej temat żywić przekonań, albo też są to mylne przekonania drugiego stopnia na temat pewnego pojęcia, a mianowicie o tym, że to konkretne pojęcie może mieć istniejący rzeczywiście desygnat” (s. 58)
A więc wszystkie nasze przekonania religijne są tak naprawdę przekonaniami drugiego stopnia i tylko w wyniku błędnego myślenia uważamy niektóre z nich za przekonania pierwszego stopnia. Nie ma to większego znaczenia w przypadku naszych poglądów na temat Świętego Mikołaja czy Koziołka Matołka, ponieważ zgodnie z prawami bajkowego świata są to fikcyjne istoty. Zupełnie inaczej przedstawia się natomiast sprawa z przekonaniami dotyczącymi Boga. Żywiąc pogląd o jego istnieniu lub dobroci nie zakładamy, że chodzi jedynie o to, byśmy wierzyli we własne poglądy. W przeciwieństwie do wiary, jaką mają dzieci na temat niektórych postaci z bajek, w żadnej liczącej się religii nie jest rzeczą najważniejszą, że wierzy się w to, że się wierzy; ogromne znaczenie ma bowiem rzeczywiste istnienie Boga niezależne od wiary, że on istnieje oraz to, jaki rzeczywiście on jest niezależnie od tego, co na ten temat sądzimy. Jest to zgodne również z przekonaniami, jakie mają na ten temat ludzie wierzący w Boga. Szkoda tylko, że nie mogą ich zrealizować.
Literatura:
1. Pismo święte starego i nowego testamentu, Poznań-Warszawa 1990
2. A. Mercier, „Wiara religijna a samooszukiwanie się”, [w:] Dlaczego jesteśmy ateistami, pod red. R. Blackforda i U. Schuklenka, Warszawa 2011, s. 54-63
3. D. C. Dennett, Odczarowanie. Religia jako zjawisko naturalne, Warszawa 2008, s. 240-289.
Komentarze
-
czwartek, 22 marca 2012
W kwestii paradoksalności
Jeśli teizm jest przekonaniem, że istnieje Bóg, to z (3) wynika, że nie ma teizmu, choć jest ateizm. Prawdziwość ateizmu przesądza o nieistnieniu teizmu. Z drugiej strony, jeśli istnieje teizm, to istnieje Bóg. Co więcej, tylko wtedy, gdy istnieje Bóg, teizm jest sprzeczny z ateizmem. Stanowisko nietypowe.
-
czwartek, 22 marca 2012
Pytanie
Witam, mam pytanie w związku z zacytowanym niżej fragmentem:
„Gdy nie istnieje rzeczywisty byt będący Świętym Mikołajem oraz ten, który jest Koziołkiem Matołkiem, jak również gdy nie wiemy, że one istnieją, niemożliwe są jakiekolwiek egzystencjalne poglądy na ich temat. W takiej sytuacji możemy mieć tylko przekonania o tym, że wyznajemy jakieś poglądy na ich temat. Ponieważ podobny status ma wiara w Boga, to jeśli nie istnieje rzeczywisty przedmiot będący Bogiem lub jeśli nie wiemy, że istnieje, nie możemy mieć przekonań religijnych pierwszego stopnia”.
Chcę się upewnić, że należycie zrozumiałem opisane zależności. Jeśli posiadamy jakieś przekonania religijne (w domyśle: chrześcijańskie) pierwszego stopnia, to Bóg istnieje (drugi człon alternatywy z poprzednika pomijam dla uproszczenia). Jeśli Boga nie ma, to najwyżej jesteśmy błędnie przekonani, że posiadamy jakieś przekonania religijne pierwszego stopnia. Mówiąc jeszcze inaczej, jeśli Boga nie ma, to zdanie „Bóg jest sprawiedliwy” nie jest zdaniem o Bogu, a w związku z tym czyjeś przekonanie, że Bóg jest sprawiedliwy nie jest przekonaniem o Bogu, tak? -
piątek, 23 marca 2012
Kilka słów o wierze i doświadczeniu
Rozróżnienie na przekonania 1.stopnia i 2.stopnia wskazuje, że wiara oznacza w tekście prof. Rutkowskiego de facto przekonanie o danym (ontologicznym) stanie rzeczy: „Jest Bóg”, „Bóg jest sprawiedliwy” itp. Tu wchodzimy jednak już w obszar słów, które się coraz bardziej oddalają od rzeczywistości. Moja wiara ma zupełnie inny charakter – na początku jest doświadczenie. Dostrzegam pewne dobro, pewne piękno, osobę (?), która mnie – mówiąc po Buberowsku – „zagaduje”. Nie wiem do końca, czym/kim ona jest. Na to wchodzi Jezus ze swoją nauką, i Kościół ze swoim opisem i interpretacją tej nauki. Przyjmuję ten opis, jednocześnie wiedząc, że między nim a „rzeczą samą w sobie” może być przepaść. Czym innym są przekonania, czym innym doświadczenie. Moim zdaniem wbrew temu, co mówi prof. Rutkowski, można być osobą religijną mając jedynie doświadczenie. Z niego rodzą się pewne przekonania, lub też dobiera się przekonania/słowa, które najlepiej do tego doświadczenia pasują, ale przekonania to już domena słów, a nie doświadczenia. One są nałożeniem kategorii umysłu i językowych na żywe doświadczenie. Wiara jest bardziej zaufaniem i zaproszeniem do drogi niż przekonaniem o istnieniu precyzyjnie wyrażanego w słowach stanu rzeczy. W tym świetle wszystkie te rozważania tracą dla mnie wartość.
Nie ma u mnie zatem rozróżnienia na przekonania 1. stopnia i 2. stopnia. Żywe doświadczenie jest tym, co skłania mnie do wypowiedzenia słów „wierzę, że Bóg istnieje”, a z tych wprost wynika stwierdzenie „wierzę w wiarę w Boga”, choć nie jestem pewien, że te zdania mają takie same znaczenie, jak u prof. Rutkowskiego. Zdania zaczynające się od słów „Jeśli wierzyłbyś, że Bóg zna wszystkie twoje myśli, to zapewne podjąłbyś jakieś starania aby nie myśleć w taki sposób, którym mógłby dać o tobie złe świadectwo i narazić się na karę lub śmieszność. Jeśli natomiast wierzyłbyś, że Bóg cię widzi i zna każdy twój uczynek, to kontrolowałbyś swoje zachowanie przynajmniej na tyle, żeby nie powodować niepotrzebnego zła czy bez szczególnej przyczyny nie łamać woli Boga zawartej w Dziesięciu Przykazaniach…” z moją wiarą nie mają nic wspólnego, a nawet i z chrześcijaństwem, jak sądzę, niewiele. Wizja ta jest starotestamentalna i to w wersji mocno tradycjonalistycznej oraz purytańskiej.
Natomiast stwierdzenie, iż… „Albo moje poglądy na temat dokonań krasnoludków pomagających sierotce Marysi są równie racjonalne, jak moje poglądy na temat okoliczności dotyczących poczęcia Jezusa i zmartwychwstania Łazarza, albo jedne i drugie są w taki sam sposób nieracjonalne” nie jest prawdziwe, gdyż w przypadku Jezusa (pomijając już Jego poczęcie, ale na pewno w przypadku Jego zmartwychwstania i zmartwychwstania Łazarza) mamy do czynienia z przekazem konkretnych świadków. Można weń nie wierzyć, można weń wierzyć, podobnie jak w wiele innych zdarzeń z historii starożytnej (mnóstwo jest na ten temat dyskusji od Bultmanna po Węcławskiego, mi podoba się np. tekst o. Jacka Salija OP „Prawdziwość chrystianizmu”), ale nieadekwatne jest porównanie owego przekazu z ewidentnie fikcyjną sierotką Marysią (co do której nikt nigdy nie głosił, że żyła lub zmartwychwstała).
Z wyrazami szacunku,
Jarema Piekutowski -
Najpierw zaloguj się a potem wyślij komentarz
Kategorie bloga
Słowa kluczowe
Aktywne grupy
Wierzyć to nie znaczy zawsze to samo
Artykuł prowadzi do tezy, że teiści nie żywią przekonania, że Bóg istnieje. Uzasadnię, że teza ta jest oparta na błędnych założeniach, a ponadto prowadzi do poważnego paradoksu (ateizm nie jest sprzeczny z teizmem), odnosząc się do trzech kluczowych fragmentów powyższego tekstu.
(1) „Jeśli wierzyłbyś, że Bóg zna wszystkie twoje myśli, to zapewne podjąłbyś jakieś starania aby nie myśleć w taki sposób, który mógłby dać o tobie złe świadectwo i narazić cię na karę lub śmieszność. Jeśli natomiast wierzyłbyś, że Bóg cię widzi i zna każdy twój uczynek, to kontrolowałbyś swoje zachowanie przynajmniej na tyle, żeby nie powodować niepotrzebnego zła czy bez szczególnej przyczyny nie łamać woli Boga zawartej w Dziesięciu Przykazaniach. Wszystko to robiłbyś z pewnością również wówczas, gdybyś wierzył, że za swoje niecne myśli i postępki odpowiesz na Sądzie Ostatecznym. (…) Wydaje się, że gdybyśmy szczerze wierzyli w tego rodzaju poglądy, właśnie tak prawdopodobnie postępowalibyśmy. Rzecz jednak w tym, że ci, którzy wyznają tego rodzaju poglądy, czują i postępują inaczej”.
Czasem, lecz nie zawsze postępują inaczej. W wielu wypadkach tak nie jest. Wielu ludzi wierzących kontroluje „swoje zachowanie przynajmniej na tyle, żeby nie powodować niepotrzebnego zła czy bez szczególnej przyczyny nie łamać woli Boga zawartej w Dziesięciu Przykazaniach”. A nawet jeśli ludzie wierzący czasem tak swojego zachowania nie regulują, czyli w swoim pojęciu grzeszą, to może to wynikać po prostu ze słabej woli, a nie z tego, że tylko im się wydaje, że wierzą w Boga etc. Drugą możliwością poza słabą wolą jest brak odpowiednich cnót lub słaby ich rozwój. Np. wiem, że nie powinienem już gniewać się na Jana i nie aprobuję tego swojego uporu w gniewie, ale nie potrafię „się przełamać” i powrócić do przyjaznych lub normalnych relacji z Janem. Brak mi np. pokory lub wstydzę się, że bylbym uznany za „mięczaka”. W ogóle jest wiele powodów, dlaczego człowiek wierzący, że powinien coś zrobić i mający dużą świadomość, szkody wyrządzanej nawet samemu sobie, gdy robi coś przeciwnego, jednak może tak właśnie, wbrew sobie, postępować.
(2) „Gdy nie istnieje rzeczywisty byt będący Świętym Mikołajem oraz ten, który jest Koziołkiem Matołkiem, jak również gdy nie wiemy, że one istnieją, niemożliwe są jakiekolwiek egzystencjalne poglądy na ich temat. W takiej sytuacji możemy mieć tylko przekonania o tym, że wyznajemy jakieś poglądy na ich temat”.
Zdania powyższe wyrażają ogólne twierdzenie, że:
(3) Jeśli ktoś nie wie, czy istnieje x i gdy x faktycznie nie istnieje, to nie może być przekonany, że istnieje x; w takim wypadku może być on co najwyżej przekonany, że sądzi, iż istnieje x.
A przecież wiadomo, że niektórzy ludzie są przekonani, że istnieje inteligentne życie na innych planetach, choć nie wiedzą, że ono istnieje. (Znam ludzi skądinąd racjonalnych, którzy naprawdę są przekonani o istnieniu UFO). Podobnie wielu ludzi sądzi, że istniał Homer, jeden autor Iliady i Odysei, a faktycznie nie wiadomo, czy taki człowiek istniał (i wszystko wskazuje, że już nigdy się tego nie dowiemy, chyba że w Niebie, o ile coś takiego istnieje). Nawet jeśli Homer nie istniał i nie wiadomo, czy istniał, można być przekonanym, że istniał. Niektórzy ludzie są przekonani o istnieniu żył wodnych, na które może wskazać zachowanie różdżki w rękach radiestety. Inni, a często ci sami, ludzie wierzą w istnienie skutecznych (bardziej niż placebo) leków homeopatycznych. Pewna ilość mężczyzn wierzy w istnienie własnego potomstwa, nie wiedząc, że wychowują dzieci innego mężczyzny. Istnieje wiele przykładów zaprzeczających tezie (3).
(4) „A więc wszystkie nasze przekonania religijne są tak naprawdę przekonaniami drugiego stopnia (…)”.
Zdanie to wynika jako dobrze uzasadnione z całości tekstu tylko pod warunkiem, że ważny jest argument (1), bądź prawdziwe jest twierdzenie (2). Jednak (1) jest nietrafnym argumentem, a (3) jest fałszywe.
Wreszcie, (4) jest związane z poprzedzającym je cytatem z artykułu Adele Mercier i w sposób widoczny opiera się na założeniu, że supranaturalny desygant słowa „Bóg” nie istnieje. W ten sposób, na podstawie założenia (3) łatwo wynika, że: (a) jeśli ateizm jest prawdziwy, to teizm jest fałszywy, (b) ateizm jest prawdziwy (= Bóg nie istnieje); a zatem (c) teizm nie jest przekonaniem, że istnieje Bóg, lecz jest jedynie przekonaniem o tym, że posiada się przekonanie o treści „Istnieje Bóg”. Zdanie (c) pokrywa się w zasadzie z (4).
Po pierwsze, skąd wiadomo, że (b) jest prawdą?
Po drugie, jeśli (c) zachodzi, to podczas gdy ateizm jest twierdzeniem, że Bóg nie istnieje, teizm jest tylko twierdzeniem, że jest się przekonanym, że istnieje Bóg, ale nie jest przekonaniem, że istnieje Bóg. W takim razie ateizm nie jest sprzeczny z teizmem! Ponadto, jeśli prawdziwe jest (c) i Bóg nie istnieje, to (a) jest albo tautologią „Jeśli Bóg nie istnieje, to Bóg nie istnieje”, albo twierdzeniem o treści „Jeśli Bóg nie istnieje, to fałszywe jest przekonanie, że ma się przekonanie, iż istnieje Bóg”. W pierwszym wypadku (a) jest bezużyteczne do czegokolwiek, nie może stanowić żadnej merytorycznej przesłanki. W drugim wypadku (a) jest jawnym fałszem. Teza (4) prowadzi zatem do poważnego paradoksu.
Wymieniłem cztery powody, dlaczego teza naczelna artykułu jest nie tylko niedostatecznie uzasadniona, ale również najprawdopodobniej fałszywa. Są to kolejno: błędne założenie w argumencie (1); fałsz twierdzenia (3); niepewność założenia (b) w argumencie na rzecz (4); paradoksorodność twierdzenia (4).