O paradoksie obiecywania

Dodane przez w w Inne

Paradoksy obiecywania

Jedną z trwałych własności myślenia potocznego jest niezachwiana wiara w przekonanie, że powinniśmy dotrzymywać własnych obietnic. W filozofii moralnej jeszcze do niedawna każda licząca się teoria utrzymywała, że obiecywanie powołuje do życia moralne obowiązki, natomiast  złamanie ich nie tylko ściąga na nas odium środowiska, lecz przyczynia się w poważnym stopniu do zaniku zaufania między ludźmi, co w konsekwencji może prowadzić nawet do zaburzeń społecznego porządku. 

Każdy z nas ma nieodparte przeświadczenie, iż jeśli ktoś obiecuje, że podwiezie nas samochodem na dworzec, abyśmy mogli zdążyć na pociąg do Wrocławia, to przyrzeka, że wykona faktycznie pewną czynność lub ciąg czynności polegających na czynnym-zachowaniu-się-we-wskazany-w-obietnicy-sposób.  Zwykle to mamy właśnie na myśli, gdy mówimy, że obietnice dotyczą wykonywania określonych czynów.

Uważamy także, że jednym z warunków złożenia niewadliwej obietnicy  jest możliwość spełnienia tego, co się przyrzeka. Niektórzy idą jeszcze dalej i zakładają, że możliwość spełnienia tego, co się przyrzeka jest nawet koniecznym warunkiem złożenia obietnicy jako takiej. Mocniejsza wersja zakłada więc, że jeśli nie możesz zrobić tego co obiecujesz, to nie tylko nie składasz prawidłowej obietnicy, lecz tak naprawdę w ogóle nie składasz żadnej obietnicy. Obojętnie którą wersję uznamy za poprawną, to zgodnie z tym warunkiem musimy zakładać, że nie ma moralnego obowiązku dotrzymania obietnicy ten, kto obiecuje rzeczy niemożliwych.

Takie stanowisko prowadzi bezpośrednio do wniosku, że nie mamy obowiązku, aby zrobić to, co obiecujemy, jeśli to, co de facto obiecaliśmy nie dotyczy naszego własnego postępowania, lecz postępowania osób trzecich. Nikt nie może zaprzeczyć, że wpływ, jaki mamy na własne postępowanie jest nieporównanie większy, aniżeli ten, jaki mamy na postępowanie innych, nieznanych nam często, ludzi. Tak samo nikt zapewne nie podda w wątpliwość twierdzenia, że w większości przypadków nie mamy żadnego wpływu na to, jak zachowują się inni ludzie. To, że nie możemy niewadliwie obiecywać za innych wynika więc z niezaprzeczalnego faktu, że czyniąc tak obiecujemy w jakimś sensie rzeczy niemożliwe.

Jeśli ktoś ze zrozumieniem przeczytał to, co napisałem, powinien nie tylko wiedzieć, jakie są konieczne warunki składania obietnic i wynikających z tej czynności zobowiązań, ale również i to, że warunki te uniemożliwiają zarówno złożenie tak rozumianej obietnicy, jak i – w konsekwencji – zaistnienie obowiązku moralnego.  

Jednym z argumentów, jakie można przytoczyć za tym paradoksalnym, jak się wydaje, wnioskiem jest to, że nasze obietnice często zakładają określone postępowanie osób trzecich, bądź też właściwy sposób funkcjonowania niektórych instytucji społecznych.  Jeśli obiecuję na przykład jakiejś osobie, że zaśpiewam z nią w duecie na balu maturalnym lub jeśli obiecuję innej, że namaluję jej portret, to bez wątpienia na własne życzenie znalazłem się w sytuacji, w której dotrzymanie wynikającego ze złożenia obietnicy obowiązku nie może nastąpić bez współdziałania tych, którym obietnica została złożona. Co więcej, założenie o ich współdziałaniu nie obejmuje tylko ich dobrej woli, aby zaśpiewać wspólnie ze mną lub pozować mi do portretu, ale także przeświadczenie, że nie zdarzy się nic takiego, co uniemożliwi im – wbrew ich woli – wykonanie czynności stanowiących nieodzowny warunek dotrzymania przeze mnie złożonej obietnicy. Podobnie rzecz się przedstawia, gdy obiecuję redaktorowi wydawnictwa, że do czwartku dostarczę mu maszynopis mojej książki. W tym przypadku nie tylko stwierdzam, że w tej sprawie nie zmienię zdania, lecz ponadto zakładam między innymi, że prawidłowo funkcjonować będą istotne z punktu widzenia czynności obiecywania środki transportu oraz, że pracownicy poczty zaangażowani w dostarczenie przesyłki z należytą starannością wypełnią swoje obowiązki.  Nikt, kto składa tego rodzaju obietnice nie może powiedzieć, że wykonanie obiecanych czynności zależy wyłącznie od niego. Z tego powodu nie może zaprzeczyć, że obiecuje coś, czego spełnienie leży poza granicami jego możliwości.  

Niektórzy mogą dojść do wniosku, że takie myślenie jest niepełne, gdyż nie obejmuje obietnic, których spełnienie zależy jedynie od osoby obiecującej.  Ten sposób rozumowania sugeruje, że o możliwości wykonania zakładanych w obietnicy czynności możemy mówić tylko wtedy, gdy ich wykonanie zależy wyłącznie od obiecującego. Ci, którzy tak myślą nie mają prawdopodobnie racji, gdyż nawet gdyby okazało się, że są takie obietnice, których wykonanie zależy wyłącznie od osoby obiecującej, z pewnością nie oznaczałoby to, że osoba ta nie obiecuje rzeczy niemożliwych.  Jest tak dlatego, ponieważ nie jest prawdą, że jeśli wykonanie obiecanych czynności nie wymaga udziału osób trzecich, to osoba obiecująca będzie mogła zrobić to co obiecała.

Według tradycyjnej formuły każda obietnica dotyczyć może wyłącznie czynności, które mają zostać dopiero wykonane.  Zakłada się bowiem, że nie można obiecać tego, co się już zrobiło lub tego, co właśnie się robi. Przy takim zastrzeżeniu wykonanie tego, co zostało obiecane, zależy tylko częściowo lub w przeważającym stopniu od czynności, jakie podejmuje w tym celu osoba obiecująca, i nie można zakładać, że kiedykolwiek zależeć będzie wyłącznie od postępowania tej osoby. Pełna możliwość dotrzymania obietnicy uzależniona jest bowiem od dwóch rzeczy: od tego, co osoba obiecująca faktycznie czyni w tym celu (przy założeniu, że może uczynić to co chce oraz, że w ogóle może chcieć dotrzymać złożonej obietnicy) oraz od tego, jaka jest rzeczywista konfiguracja niektórych elementów składających się na rzeczywistość, w której przychodzi jej dotrzymać obietnicy, tj. od tego czy los jej sprzyja czy nie. Jeśli więc ktoś obiecuje ci, że do północy osobiście odda pożyczone wcześniej od ciebie pieniądze, to pierwsza grupa czynników obejmuje wszelkie działania, jakie osoba ta podejmuje, aby oddać we wskazanym czasie pieniądze, natomiast grupa druga obejmuje niezliczoną liczbę losowych zdarzeń oraz niemożliwych do przewidzenia wcześniej czynów innych ludzi, które mogą sprzyjać dotrzymaniu obietnicy albo spowodować, że nie zostanie ona dotrzymana bez względu na postępowanie osoby obiecującej (osobie tej może na przykład zepsuć się samochód, którym do ciebie jedzie; może ona zostać przejechana przed drzwiami twego domu przez pijanego kierowcę lub zabita przez powalone przez wichurę drzewo etc.).

Ponieważ nikt nie ma wpływu na to, co się może wydarzyć, więc za słuszne należałoby uznać twierdzenie, że składanie obietnic zawsze w jakimś sensie zakłada zamiar wykonania rzeczy niemożliwych do spełnienia przez obiecującego. Aby tego uniknąć trzeba by przyjąć takie rozumienie obiecywania, w którym osoba składająca obietnicę  będzie mogła wykonać obiecane działanie niezależnie od mogących mieć miejsce zdarzeń, które uniemożliwiłyby dotrzymanie obietnicy. To wymaga jednak odrzucenia przesłanki, że obietnice dotyczą czynnego-zachowania-się-w-określony-sposób. Konsekwencje tego byłyby jednak trudne do zaakceptowania dla każdego, kto przywiązany jest do tradycyjnego modelu obiecywania, gdyż złożenie obietnicy, że odda się komuś książkę, w tym przypadku nie zakładałoby w żadnym razie wykonania czynności polegającej na oddaniu książki.   

Więcej na ten temat piszę w artykule Czym jest obiecywanie?

Profesor Uniwersytetu Szczecińskiego, kierownik Zakładu Etyki Instytutu Filozofii US. Autor kilku książek naukowych z dziedziny metaetyki i etyki praktycznej
Spodobał Ci się artykuł? Subskrybuj biuletyn i podziel się z innymi!
URL Trackback dla tego wpisu na blogu

Komentarze

  • Gość
    Michał sobota, 10 listopada 2012

    Wątpliowść

    Dziękuje za ciekawy artykuł. Mam jednak do niego następujące zastrzeżenie, wydaje mi się, że cały artykuł ma charakter zbyt analityczny to znaczy nie dość podkreślający osobowy charakter OBIETNICY

  • Wacław Janikowski
    Wacław Janikowski środa, 28 listopada 2012

    Faktyczna treść obietnicy

    Zgadzam się z konkluzją artykułu pt. „Czym jest obiecywanie?”. Przyjmuję następującą definicję treści obietnicy.

    (Def. O). Faktyczna treść obietnicy zrobienia X jest taka: O ile będzie to możliwe (a przypuszczam, że będzie), obiecuję starać się doprowadzić do skutku X.

    Odniosę się do pewnych uwag poczynionych przez dr Krzysztofa Saję na Seminarium w Zakładzie Etyki Uniwersytetu Szczecińskiego, na którym omawiano tekst prof. Mirosława Rutkowskiego na temat obiecywania.

    Jeśli ktoś „obiecuje”, że zrobi X, sądząc, że nie będzie lub najprawdopodobniej nie będzie możliwe, aby tego dokonał (z powodu okoliczności zewnętrznych lub ponieważ nie potrafi robić rzeczy tego rodzaju), to faktycznie nie dokonuje on aktu mowy obietnicy. Przekonanie o możliwości zrobienia X jest warunkiem dokonania takiego aktu mowy.

    Fakt, że większość ludzi (być może) skłonna jest przyjąć prima facie, iż treścią obietnicy zrobienia X jest „Obiecuję zrobić X” nie oznacza, że nie zaakceptowaliby po namyśle zaproponowanej im definicji O. Definiowanie przez „Obiecuję zrobić X” wynika z uproszczenia i niekoniecznie uświadamianego skrótu myślowego. Dlatego nie uważam, aby definicja O była definicją rewizyjną. Potoczne definiowanie treści różnych wyrażeń często polega na stosowaniu upraszczających skrótów myślowych. Należy odróżnić takie potoczne, powierzchowne definiowanie, które literalnie rzecz biorąc może być fałszywe, od definicji ujmujących faktyczną treść wyrażeń. Podobnie np. wielu kompetentnych użytkowników języka polskiego zaakceptowałaby prima facie definicję kradzieży jako „zabranie komuś jego własności wbrew jego woli lub bez zapytania o jego zgodę”, a po dyskusji gotowa byłaby na przyjęcie, że właściwą, bo trafniejszą zakresowo, jest definicja „zabranie komuś jego własności wbrew jego woli lub bez zapytania o jego zgodę i bez usankcjonowanej prawem decyzji odpowiedniego organu”; czy np. definicję kawalera jako „nieżonatego mężczyzny”, choć jest to definicja fałszywa, a prawdziwą jest „nieżonaty mężczyzna, który nie jest wdowcem”. Można by tu przytoczyć bardzo wiele podobnych przykładów upraszczających definicji funkcjonujących w języku potocznym.

    Zatem definicja O nie jest „reformą instytucji obiecywania”, jak sugerował Krzysztof Saja. Nie dostrzegam również rzekomych „fatalnych skutków”, do których miałoby prowadzić przyjęcie tej definicji.

    Krzysztof Saja przyjmuje tezę metafizyczną: „Gdybym nie miał obowiązku zrobienia X, nie miałbym również obowiązku starania się zrobienia X”. Przyjęcie tej tezy i równoczesne odrzucenie definicji O zobowiązuje do określenia, czym różni się obowiązek zrobienia X od obowiązku starania się zrobienia X. W pisemnych uwagach Krzysztofa Saji brak odpowiedzi na to pytanie.

  • Gość
    Adam piątek, 22 lutego 2013

    Dzielenie włosa na czworo...

    Zgodnie z przyjętym rozumowaniem, jeżeli ktoś mówi "p" mając świadomość, że interlokutor zrozumie "p" jako p, ale ktoś ten sam ma na myśli s, to mówi s a nie p, albo w ogóle nic nie mówi...
    Można obiecywać rzeczy niemożliwe, zaciągając co do nich zobowiązanie (i natychmiastowo je łamiąc). Obietnica polega właśnie na zdjęciu z osoby,której się obiecuje trudów wykonania jakiejś czynności czy osiągnięcia jakiegoś celu i zastanawiania się nad sposobami doprowadzenia do niego.
    Cały artykuł jest bardzo smutny..., nie wnosi niczego w żadnym temacie a jedynie bawi się słowami, maglując je...

  • Najpierw zaloguj się a potem wyślij komentarz
Blog Naukowy Etyk Praktycznej

Aktywne grupy

Brak aktywnych grup.