Moralność ezoteryczna czyli o tym, że czasem dobrze jest zachować coś w tajemnicy
- Przeczytano: 48991
- 14 komentarze
- Subskrybuj zmiany
- Drukuj
- Ulubione
Wyobraź sobie, że podczas działań wojennych jeden z żołnierzy twojej dywizji [nazwijmy go John], dokonuje dezercji z pola walki. W wyniku „nieszczęśliwego zbiegu okoliczności” John zostaje złapany przez kogoś wyższego rangą i doprowadzony do dowódcy, czyli CIEBIE. W krótkich żołnierskich słowach tłumaczysz mu, że karą jest śmierć przez rozstrzelanie [w innej wersji, możesz mu wytłumaczyć, że karą jest długoletnie więzienie]. John błaga o łaskę. Tłumaczy, że ma żonę i trójkę małych dzieci, że jest żołnierzem-nieudacznikiem, jego działanie nie mogło przynieść ojczyźnie, ani nikomu z jego kamratów żadnych korzyści. Wyjaśnia, że dezercji dokonał w takiej chwili i w takiej sytuacji, że nikt przez niego nie ucierpiał. Masz do wyboru – skierować sprawę dalej do sądu wojennego i skazać go na śmierć, albo sprawę zatuszować, zaordynować jego zwolnienie z wojska i wysłać go do domu, do żony i dzieci. Co POWINNAŚ/POWINIENEŚ zrobić?
Wiesz również, że osoba, która go złapała i przyprowadziła nie piśnie słówka. Wiesz, że ponieważ kara jest tak sroga, przypadki dezercji wśród żołnierzy są w zasadzie zerowe. W całej twojej długoletniej karierze, spotkałeś się z czymś takim po raz pierwszy. Zatem, kara rozumiana jako „przykład” dla innych jest niepotrzebna. Wiesz również, że John cię nie oszukuje. Jest ciapowatym, ale dobrym człowiekiem, który rzeczywiście nie jest w stanie skrzywdzić kogokolwiek i nie może być przydatny na polu walki. Jednocześnie wiesz, że ogólnie rzecz biorąc kara za dezercję jest konieczna, aby utrzymać porządek w wojsku. Gdyby kary nie było, dezercja mogłaby zdarzać się dużo częściej.
Przykład 2
Jesteś filozofem, politykiem, bądź inną osobą, która może mieć wpływa na społeczeństwo. Zastanawiasz się, ile pieniędzy słusznie jest przekazać organizacjom charytatywnym, które pomagają głodującym w Afryce. Dochodzisz do wniosku, że w świecie, w którym żyjesz, jedyną słuszną rzeczą jest oddanie większości swojego majątku. Wiesz jednak, iż jeśli napiszesz o tym książkę, wystąpisz na forum publicznym, etc. i zaczniesz mówić, że ci, którzy tego nie robią są niemoralni, czy źli, ludzie zaczną cię traktować jak „nawiedzonego szajbusa”, nie będą cię słuchać, a być może nawet uznają, że w ogóle nie będą się przejmować nakazami moralności, skoro moralność jest aż tak wymagająca. Znając psychikę ludzką i rozumiejąc, że twoje założenia dotyczące ilości pomocy, jakiej powinniśmy udzielić, choć prawdziwe, są nieproduktywne, piszesz książkę, w której otwarcie mówisz, że moralnie dobrą rzeczą jest oddanie 1-5% swojego majątku. Z filozoficznego punktu widzenia po prostu kłamiesz, oszukujesz opinię publiczną. Niemożliwe jest by w sytuacji, w której jedni umierają z głodu, a inni kupują sobie jachty za miliony dolarów, moralnym było oddawanie 5% czy nawet 10%!
W sytuacji, w której przychodzi do ciebie twój uczeń, student, znajomy i pyta się: czy nie uważasz, że powinnam oddawać więcej pieniędzy, niż tylko 5%, mówisz mu: tak, tak naprawdę jedyną słuszną rzeczą z moralnego punktu widzenia jest oddawanie 50%, albo tyle, abyś sama nie stała się biedna i potrzebująca pomocy.
Jestem zdania, że jest pewna grupa działań, które są słuszne, ale tylko wtedy, gdy nikt inny, albo prawie nikt inny, o nich nie wie. Henry Sidgwick, najwybitniejszy utylitarysta brytyjski, nazwał to „moralnością ezoteryczną”.
zgodnie z utylitarystycznymi zasadami, w pewnych okolicznościach, słusznym może być uczynić i zalecić prywatnie coś, czego nie można propagować otwarcie; słusznym może być nauczać otwarcie jedną grupę osób tego, czego nie można nauczać innej; nie jest wykluczone, że jeśli utrzymamy to we względnej tajemnicy, słusznym będzie uczynić coś, co byłoby złe, gdybyśmy dokonali tego na oczach całego świata, a nawet, gdy wszystko zachowamy w całkowitej tajemnicy, coś czego nie można nawet zalecić prywatnie [ME, 489].1
Takie stanowisko pociąga za sobą pewne daleko idące następstwa.
- Istnieją czyny, które są słuszne tylko wtedy, gdy nikt albo prawie nikt o nich nie wie. Słuszność czynu zależy zatem od jego utajnienia. Częstotliwość i wiele innych okoliczności ma wpływ na to, czy takiego czynu możemy dokonać.
- Niektórzy wiedzą lepiej od innych, co słusznie jest uczynić w danych okolicznościach.
- Istnieją co najmniej dwa zbiory zasad, kodeksy moralne, etc., które będą użyteczne dla różnych grup ludzi (dla tych co wiedzą lepiej i gorzej). To z kolei rodzi pytanie, czy istnieją również co najmniej dwa różne standardy oceny tego, co ludzie czynią.
- Może się okazać, że w imię zasady największej użyteczności, konsekwencjalista będzie musiał niektórych zniechęcać do przyjęcia konsekwencjalizmu.
1 Henry Sidgwick, The Methods of Ethics, 7th edition, (London: Macmillan, 1907).
Powyższy tekst jest niewielkim fragmentem artykułu pt.: Secrecy in Consequentialism: A Defence of Esoteric Morality autorstwa Katarzyny Lazari-Radek oraz Petera Singera, który został opublikowany w “Ratio” w 2010r.
Komentarze
-
poniedziałek, 07 lutego 2011
Ezoteryczność etyki a dwa rodzaje powinności moralnych
Czy zawsze, gdy sądzimy, że jakiś podmiot S moralnie powinien zrobić X w sytuacji C, jest moralnie słuszne publiczne przyznawanie tego? Warunek „publiczności” etyki mówi właśnie tyle. Krzysztof Saja trafnie przedstawia nadrzędne uzasadnienie tego warunku: jest to społeczna funkcja etyki. Etyka powinna służyć społecznemu uświadomieniu i uzasadnieniu rzeczywistych powinności moralnych. Jakże więc można by zaakceptować publiczne głoszenie przez etyka, że w pewnych sytuacjach nie jest tak, że ludzie powinni robić X, gdy uważa on, że faktycznie powinni oni robić X? Moim zdaniem dylemat ezoteryczność/publiczność wydaje się niemożliwy do rozstrzygnięcia, ponieważ nie rozróżniamy dwóch rodzajów powinności (obowiązków) moralnych. Gdy jako etyk twierdzę (nie koniecznie głoszę publicznie), że:1) co prawda ludzie o przeciętnych lub wyższych niż przeciętne zarobkach powinni oddawać ok. 30 proc. swoich zarobków dla biednych, bezradnych i cierpiących, ale ponieważ ludzie nie zrozumieją i nie zaakceptują takiego wymogu, publicznie głoszę, że powinni oddawać ok. 5 proc. swoich zarobków,to faktycznie mówię o dwóch rodzajach powinności moralnej. Pozornie sytuacja wygląda tak. Powinność (A) oddawania 30 proc. to powinność którą stawiam wobec wszystkich tych, o przeciętnych lub wyższych niż przeciętne zarobkach (za wyjątkiem tych, którzy są w specjalnej potrzebie, np. ze względu na konieczność kosztownej operacji ratującej ich życie itp.), którzy mogą zrozumieć i podzielić racje uzasadniające tę powinność. Powinność (B) oddawania co najmniej 5 proc. to powinność którą stawiam wobec wszystkich, o przeciętnych lub wyższych niż przeciętne zarobkach (za wyjątkiem tych, którzy są w specjalnej potrzebie, np. ze względu na konieczność kosztownej operacji ratującej ich życie itp.). Twierdzę jednak, że różnica nie dotyczy tylko zakresu. Czym różni się rodzajowo powinność A od powinności B? Czy tylko tym, że A stawiam wobec rozumiejących, a B wobec wszystkich? Wydaje się zresztą, że twierdząc (nie koniecznie głosząc) 1), to właśnie A stawiam wobec wszystkich, choć im tego nie mówię. Tzn. twierdząc 1), twierdzę, że „choć wszystkich obowiązuje A, będę mówił, że wszystkich obowiązuje B”.Akceptując możliwość słusznej moralnie akceptacji zdań typu 1), opowiadam się po stronie ezoteryczności w debacie o możliwość ezoteryczności etyki. Zasadniczo zgadzam się z Peterem Singerem i Katarzyną de Lazari-Radek, a nie z Bradem Hookerem i Krzysztofem Sają. Sądzę jednak, że dopóki nie odróżnimy powinności typu A i powinności typu B jako dwóch rodzajowo odmiennych powinności moralnych, dopóty nie wiemy, co właściwie twierdzimy, gdy akceptujemy 1). Dlatego, aby wyjaśnić sens tego twierdzenia, dołączam kolejne tezy, o których sądzę, że są implicite zawarte w 1). Zawęźmy, dla ułatwienia wypowiedzi, klasę ludzi, wobec których się one stosują, do ludzi o przeciętnych lub wyższych niż przeciętne zarobkach pracujących w państwach wysoce rozwiniętych (należałoby tu jeszcze dodać kwalifikacje w rodzaju: za wyjątkiem tych, którzy są w specjalnej potrzebie, np. ze względu na konieczność kosztownej operacji ratującej ich życie itp.). Kolejne tezy to:2) ci, którzy mogą zrozumieć i zaakceptować, że powinni oddawać ok. 30 proc., powinni oddawać 30 proc.3) ci, którzy nie mogą zrozumieć i zaakceptować, że powinni oddawać ok. 30 proc., powinni oddawać ok. 5 proc.4) wszyscy powinni oddawać ok. 30 proc., gdyby mogli zrozumieć i zaakceptować, że powinni oddawać ok. 30 proc.Teza 4) nie jest czystą konsekwencją logiczną z 2). Z tego, że każde czerwone jabłko w koszyku jest robaczywe, nie wynika, że każde jabłko w koszyku, gdyby było czerwone, to byłoby robaczywe. Zatem jest sens wyróżnić osobno tezę 4).Zauważmy, że teza 2) dotyczy tylko ludzi pewnego typu, teza 3) dotyczy tylko ludzi innego typu, a teza 4) dotyczy wszystkich ludzi. Ta ostatnia teza jest właśnie o tyle ciekawa i potrzebna, że stanowi jedną z eksplikacji poprzednika w 1), tj. ogólnikową eksplikację frazy: „co prawda ludzie o przeciętnych lub wyższych niż przeciętne zarobkach powinni oddawać ok. 30 proc. swoich zarobków dla biednych, bezradnych i cierpiących”. W ten sposób wysuwa się hipoteza, że powinność, o której mowa w tej frazie oraz w tezie 4) jest czymś rodzajowo innym od powinności, o której mówią tezy 2) i 3).Twierdzę mianowicie, że w dyskusji nad ezoterycznością etyki mamy do czynienia z dwoma rodzajami powinności moralnej: powinnością aktualną i powinnością hipotetyczną. Pierwszą orzekamy w tezach 2) i 3), drugą w tezie 4), a obie występują w tezie 1). Gdy w schemacie typu 1) mówię, że „co prawda wszyscy powinni X (…)”, to mam na myśli powinność hipotetyczną. Powinność hipotetyczną pokrywa się zakresowo z powinnością aktualną tylko w tych wypadkach, w których spełniony jest pewien stwierdzony explicite lub domyślny warunek. Orzeczenie określonego rodzaju powinności ma specyficznie odmienne implikacje.Potwierdzeniem trafności poczynionego rozróżnienia jest właśnie odmienność implikacji praktycznych tez eksplikujących twierdzenie 1), uznane za wypadek ezoteryczności etyki. Najważniejsze z tych implikacji dotyczą winy i potępienia moralnego. Jestem przekonany, że Peter Singer przyznając, że ‘co prawda wszystkich obowiązują moralnie standardy o poziomie P, ale głoszę publicznie, że wszystkich obowiązują moralnie standardy o poziomie Q, o tyle a tyle niższym niż P’, ustala rozbieżność między P a Q w sposób wrażliwy na te implikacje praktyczne. To znaczy w ten sposób, że zasadne są tezy:5) jeśli ktoś intencjonalnie nie spełnia Q (ani w miejsce Q jakiegoś standardu wyższego, tj. wymagającego więcej, niż Q), to jest z tego powodu winny moralnie i zasługuje na moralne potępienie;6) jeśli ktoś intencjonalnie nie spełnia P, to nie jest z tego powodu winny moralnie i nie zasługuje na moralne potępienie; (chyba, że zachodzi warunek określony w 10));7) jest możliwe, że poprzez stopniowo coraz bardziej powszechne propagowanie standardu wyższego niż Q, w przyszłości większość lub wszyscy uznają, że: jeśli ktoś intencjonalnie nie spełnia P, to jest z tego powodu winny moralnie i zasługuje na moralne potępienie;8) dopiero przy osiągnięciu stanu rzeczy, o którym mowa w 7), będzie prawdą, że: jeśli ktoś intencjonalnie nie spełnia P (ani w miejsce P jakiegoś standardu wyższego, tj. wymagającego więcej, niż P), to jest z tego powodu winny moralnie i zasługuje na moralne potępienie.Wreszcie pytanie: co znaczy, że „co prawda wszystkich obowiązują moralnie standardy o poziomie P”, skoro jeszcze ludzkość nie osiągnęła stanu rzeczy, o którym mowa w 7)? Ujmując rzecz inaczej: na czym polega moralna powinność hipotetyczna spełniania standardu P, jeśli aktualnie nie implikuje orzeczenia winy i zasadności potępienia moralnego? Sądzę, że zasadniczo sprowadza się do koniunkcji tez 7) i 8) oraz 9) i 10):9) jeśli wszyscy lub większość uznają obowiązywanie standardu P, to suma realizowanych dzięki temu dóbr (lub minimalizacja szkód) będzie większa niż suma dóbr (lub minimalizacja szkód) realizowana obecnie;10) już teraz, jeśli ktoś uzna 7) i 9), to jego poprzestawanie na spełnianiu jedynie standardu Q czyni go z tego powodu winnym moralnie i tym samym zasługuje on na moralne potępienie.Oczywiście, jeśli uznaję 7) i 9), a spełniam na danym polu standard o poziomie większym od Q i mniejszym od P, to moja wina jest tym mniejsza oraz zasługuję na tym mniejsze potępienie, im wyższy standard spełniam.Powyżej zajmowałem się tylko singerowskim przykładem publicznego wymogu niesienia pomocy biednym i cierpiącym poprzez oddawanie części własnych dochodów. Przypuszczam, że zajęcie się przykładem generała i dezertera może dać nieco inne lub pełniejsze ujęcie kwestii ezoteryczności etyki. Dlatego nie jest to zapewne ostatni mój wpis dotyczący omawianego zagadnienia. Chciałbym tu jeszcze zastrzec, że w ogóle nie rozpatrywałem kwestii, czy Singer ma rację, stawiając określone, choćby minimalne, wymogi dzielenia się własnymi zarobkami. Przykładowe wartości odnośnych ułamków są więc czysto przykładowe.
-
wtorek, 08 lutego 2011
Oddawać? Ale w imię kogo i czego?
Problematyka dzielenia się z wypracowanym przez siebie majątkiem - wydaje się być pod każdym względem nieuzasadniona. Sprawdza się stare porzekadło: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. I tak, osoba, która nie może obejść się bez pism św. Augustyna i Jana Kalwina, może wnioskować, że skoro Bóg przeznaczył z góry człowieka na potępienie albo zbawienie, to postawą niewątpliwie moralną będzie w ogóle nie oddawanie wypracowanych przez siebie pieniędzy, choćby jednego procenta. Oczywiście, to uproszczenie - takie samo, jak twierdzenie kalwinistów, że Absolut (zwał jak zwał) sprzyja jedynie ludziom bogatym, będącymi tym samym żywym dowodem na istnienie Boga. Zmierzając jednak do meritum sprawy: 1. zakładając, że mam "nadrzędny" obowiązek spieszyć z pomocą, wymaga tym samym tego samego od ogółu społeczeństwa; biorąc za przykład życie (wystarczy się rozejrzeć i włączyć TV) jestem skłonny stwierdzić, że owy obowiązek jest praktycznie nieuzasadniony, gdyż większość po prostu nie pomaga...2. natomiast - jeżeli pomaga, to można w łatwy sposób obalić tę słuszną publicznie postawę, gdyż sprawdza się tutaj nietzscheański resentyment, który, ogólnie reasumując, zakłada, że ludzie to egoiści (większość), a jeżeli już cokolwiek robimy dla drugiego człowieka, to czynimy do dla własnych korzyści (np. satysfakcji, "moralnego dowartościowania", dla pierwszych stron w gazetach lub z powodu strachu);3. zakładając, że pomagam, że przeznaczam 5 lub 30 proc. przychodów na rzecz ratowania z "upadku" biednego człowieka, nie mam 100% pewności, że ten człowiek (któremu bezinteresownie przekazałem jakąkolwiek sumę mamony) zasługuje na moją hojność (np. owy człek znęcał się psychicznie i fizycznie nad żoną, dzieckiem; być może jest złodziejem, a nie daj Boże mordercą; czy też, mniej drastyczne przypuszczenia, sam nigdy nikomu nie pomagał, kierował/kieruje się w życiu zazdrością i nienawiścią);4. i ostatnia wątpliwość: dlaczego mam pomagać komuś, kto sam nic nie zrobił, by pozytywnie wpłynąć na swój los, a spoczywał na laurach i liczy jedynie na pomoc państwa, czyli nas?Kwestia dezertera: nie ma tutaj żadnego, wg mnie, konfliktu - nakładanie na człowieka obowiązku uczestniczenia w wojnach nie jest w żaden sposób moralnie uzasadnione, gdyż w pierwszej kolejności najważniejszy jestem JA, potem, ewentualnie w granicach "dobrego smaku" i możliwości - mogę stosować się do norm wyznaczonych przez kulturę, tradycję oraz różne dyrektywy instytucji państwa. Taka moja skromna refleksja
-
środa, 09 lutego 2011
Uwaga do komentarza Wacława Janikowskiego
Wacławie, choć poruszony przez Ciebie problem jest bardzo istotny i jakoś powiązany z ezoterycznością etyki, związek ten wydaje mi się jedynie przypadkowy. Problem różnych rodzajów obowiązków (zwykłych, hipotetycznych, supererogacyjnych) nie stanowi o sednie problemu. Twoje uzasadnienie rozróżnienia kilku typów powinności ze względu na orzekanie winy dokonujesz w ramach UZASADNIENIA PUBLICZNEGO. Mówisz otwarcie i publicznie (nieezoterycznie) że:
- [*]Istnieją obowiązki pomocy których nieprzestrzeganie już dziś pociąga za sobą moralną winę/karę
- [*]Istnieją ideały pomocy (to nie są obowiązki!), do których powinniśmy dążyć.
- [*]W przyszłości, gdybyśmy jako społeczeństwo przybliżyli się do ideału, warto byłoby motywować obywateli orzekaniem winy/kary za niespełnianie nowych standardów. Będziemy więc mieli nowe, bardziej wymagające obowiązki.
-
środa, 09 lutego 2011
Uwagi do Pana Mariusza Rokoskiego
Panie Mariuszu, owszem, istnieją argumenty przeciwko stanowisku P.Singera dotyczącego obowiązku pomocy, ale Pańskie racje wydają mi się wyjątkowo słabe:[quote name="Mariusz Rakoski"]1. owy obowiązek jest praktycznie nieuzasadniony, gdyż większość po prostu nie pomaga...[/quote]Równie dobrze mógłby Pan argumentować w czasach kolonialnych, że wyzwalanie niewolników jest nieuzasadnione, bo społeczeństwo się do tego nie kwapi. Nie powinniśmy chodzić do wyborów, bo ludzie nie chodzą do wyborów... nie powinniśmy robić badań profilaktycznych, przestrzegać ograniczeń prędkości itd., bo ludzie tego nie robią...
2. natomiast - jeżeli pomaga, to można w łatwy sposób obalić tę słuszną publicznie postawę, gdyż sprawdza się tutaj nietzscheański resentyment
Odpowiadając lapidarnie, Nietzsche nie jest najlepszym autorytetem w kwestiach etyki...3. zakładając, że pomagam, że przeznaczam 5 lub 30 proc. przychodów na rzecz ratowania z "upadku" biednego człowieka, nie mam 100% pewności, że ten człowiek zasługuje na moją hojność
Pewności takiej nie mamy w stosunku do prawie niczego. Poza tym, teza, że nasz obowiązek pomocy innym ludziom jest zależny od tego, czy na to "zasłużyli" jest bardzo problematyczny. Słuszna kara za winy to jedna sprawa, obowiązek pomocy to druga. Jeśli złodziej przymiera głodem powinien go Pan nakarmić. Po trzecie, insynuowanie wielkich zbrodni tylko na podstawie tego, że ktoś potrzebuje pomocy, jest .... nierozsądne.4. i ostatnia wątpliwość: dlaczego mam pomagać komuś, kto sam nic nie zrobił, by pozytywnie wpłynąć na swój los
Ludziom należy się pomoc, nawet jeśli na nią niezasłużyli (dzieci, osoby upośledzone, chore, itd.). Oczywiście jest spór o zakres tej pomocy.Proponuję aby Pan nie traktował tak poważnie w kwestiach etyki Nietzschego i postudiował np. Etykę Praktyczną P.Singera. Na naszej stronie istnieje też dość dużo materiałów dotyczących biedy na świecie i pomocy. -
środa, 09 lutego 2011
Dezercja jako "rozwiazanie umowy o prace" (przepraszam za brak ogonkow w czcionce)
Istotnym pytaniem jest to czy John jest żołnierzem zawodowym, czy z naboru lub pospolitego ruszenia. Od żołnierzy zawodowych oczekujemy innych zachowań niż od tych służących pod mniejszym lub większym (pobór, pospolite ruszenie) przymusem. Dezercja dezercji nierowna.Postępowanie dowódcy w wypadku naruszenia dyscypliny przez żołnierza zawodowego może polegać na z góry ustalonych przepisach na który żołnierz zawodowy się godził wstępując do służby, włącznie z sądem wojskowym jeżeli takie były z góry ustalone zasady. Oprócz argumentów natury moralnej mamy argumenty natury obowiązków zawodowych. Odstąpienie od kary dyscyplinarnej wymagałoby dużych okoliczności łagodzących (prócz kwestii „sumienia” dowódcy) na których rozważanie brak tu miejsca.Jeżeli John nie jest żołnierzem zawodowym i służy w pewnym sensie pod przymusem prawa lub obowiązku wobec państwa sytuacja pozwala na łagodniejszą interpretację. Po pierwsze, dowódca może stosować te same zasady jak powyżej (jak do żołnierza zawodowego). Na froncie liczy się efektywność, obowiązkowość i lojalność, i nie jest ważna przyczyna dzięki której dany obywatel znalazł się na froncie jako żołnierz. Jako podpora może posłużyć argument sprawiedliwości według której traktowanie jednej osoby bardziej ‘ulgowo’ wymagałoby traktowania innych też ulgowo (bo nie byli zawodowymi żołnierzami) i wkrótce cała kompania może znaleźć powody aby wracać do domu, poza tymi zawodowymi. Konieczność utrzymania siły zbrojnej gotowej do walki może się tu okazać motywem wpływającym na decyzję moralną dowódcy. Po drugie, dowódca może zdecydować się zastosować taryfę ulgową jeżeli John nie należy do grupy / profesji wojskowej, np. nie jest zawodowym żołnierzem, jest z niedawnego naboru, nie ma wpojonych wartości ani zasad postępowania jako żołnierz, nie podpisywał umowy o pracę jako wojskowy, itd. Po pierwsze, może tak zrobić bo jest to ‘niewielka strata’ (jeżeli poborowych takich jak John było w kompanii mało). Po drugie, może to zrobić aby usunąć element destabilizujący/demoralizujący resztę; odesłanie Johna do domu „po cichu” jest w tym wypadku jedynym bezpiecznym działaniem aby nie spowodować efektu lawinowego jak powyżej (co oznaczałoby że wszyscy są chętni na wyjazd do domu). Usunięcie ‘czynnika destabilizującego’ może być bardziej skuteczne jeżeli jest zrobione „dla przykładu” i np. odbywa się poprzez sąd wojskowy - służy przykładem dla innych chętnych. Uzasadnienie jest takie że dowódca myśli nie tylko o Johnie i jego rodzinie, ale i o swoich podwładnych oraz o celach wyższych (kampania wojenna, obrona miasta czy kraju razem z mieszkańcami, itd).
-
środa, 09 lutego 2011
Refleksa na odpowiedź Pana Krzysztofa Saja
W tym, co Pan napisał, jest wiele racji i naprawdę skłania do refleksji... tylko wiele zależy od tego, w co wierzymy i kim jesteśmy - takie jest moje stanowisko, na szczęście nie ma nic stałego(?) i ludzie się zmieniają; zobaczymy. Zastanawia mnie szczególnie ta myśl: Jeśli złodziej przymiera głodem, powinien go Pan nakarmić .Pozwoli Pan, że będę szedł w zaparte: jeżeli ten sam złodziej okradł z ostatnich pieniędzy matkę wychowującą samotnie dziecko i tym samym skazał biedną, ale uczciwą kobietę i jej dziecko na rychłą śmierć, to czy takiemu człowiekowi(?) przysługuje moralne prawo do oczekiwania od innych pomocy? Wspomina Pan wcześniej, że co innego pomoc, co innego kara za przewinienia - znając niezawisłość sądów i ich nieomylność mogę mieć obawy, że wymierzona kara była niewspółmierna wobec popełnionych czynów (o ile w ogóle jakakolwiek została wymierzona). Pisze Pan również: Po trzecie, insynuowanie wielkich zbrodni tylko na podstawie tego, że ktoś potrzebuje pomocy, jest .... nierozsądne.Jak napisałem: rzeczywiście zbyt daleko idąca insynuacja - jednak nie możemy jej wykluczyć, bo jak Pan pisze: nigdy nie mamy pewności. Jeśli jednak dokonał tej zbrodni (świadomie, z premedytacją) i wymigał się prawnej odpowiedzialności, to czy człek powinien nakarmić takiego człowieka? Proszę mnie nie utożsamiać z żadną etyką/filozofią: jako "młody" człek wciąż stawiam pytania i szukam odpowiedzi; problem w tym, że ich nie znajduję Pozdrawiam, i nie ukrywam, że czekam na Pana stanowisko wobec powyższego
-
piątek, 11 lutego 2011
Etyka a handel uprzejmościami - odpowiedź Panu Mariuszowi
[quote name="Mariusz Rakoski"]... tylko wiele zależy od tego, w co wierzymy i kim jesteśmy[/quote]Myślę, że nie zależą od tego prawdziwość/fałszywość przekonań lub poprawność/niepoprawność argumentacji. Obowiązkiem zawodowym etyka-filozofa jest bycie "panracjonalistą" .
jeżeli ten sam złodziej okradł z ostatnich pieniędzy matkę wychowującą samotnie dziecko i tym samym skazał biedną, ale uczciwą kobietę i jej dziecko na rychłą śmierć, to czy takiemu człowiekowi(?) przysługuje moralne prawo do oczekiwania od innych pomocy?
Jeśli odpowie Pan "Nie", to: nieuzasadniona jest resocjalizacja w więzieniu; nieuzasadnione jest ratowanie osób, które uległy wypadkowi w więzieniu, a które skazane zostały za "egoizm" (kradzież, oszustwa, morderstwa). Obowiązki moralne nie mogą być bezpośrednim zakładnikiem tego, czy ktoś inny je respektuje: jeśli ktoś Panu nie udzielił pierwszej pomocy, nie znaczy to, że Pan nie powinien udzielić pierwszej pomocy tej osobie. To, że inni nie respektują obowiązków, nie zwalnia nas z przestrzegania obowiązków. Chyba większość etyków uznałaby te zdania. Etyka jest wymagająca. To nie jest prosty handel uprzejmościami.Wspomina Pan wcześniej, że co innego pomoc, co innego kara za przewinienia - znając niezawisłość sądów i ich nieomylność mogę mieć obawy, że wymierzona kara była niewspółmierna wobec popełnionych czynów (o ile w ogóle jakakolwiek została wymierzona).
To, że sądy potrafią się mylić nie uzasadnia prawa do samosądów. Jedynie ewentualnie obowiązek naprawy owych sądów. Może gdybyśmy żyli w świecie, gdzie nie ma sprawiedliwych instytucji mogących karać złoczyńców, uzasadnione byłyby samosądy. Nie żyjemy jednak w takim świecie. A jeśli czasami wydaje nam się, że Polska nie jest od tego daleka, to powinno skłaniać nas to raczej do naprawy tych instytucji niż "przejęcia sprawy we własne ręce". Druga opcja z różnych powodów wydaje się o wiele gorsza.P.S. Przepraszam, jeśli nieprawdziwie utożsamiłem Pana z konkretną filozofią. To, że lubi Pan Nietzschego i Marksa wyczytałem jedynie z Pańskich informacji "O mnie" w Pana profilu. -
niedziela, 27 marca 2011
Mariuszu :)
[quote name="Mariusz Rakoski"]astanawia mnie szczególnie ta myśl: Jeśli złodziej przymiera głodem, powinien go Pan nakarmić .Pozwoli Pan, że będę szedł w zaparte: jeżeli ten sam złodziej okradł z ostatnich pieniędzy matkę wychowującą samotnie dziecko i tym samym skazał biedną, ale uczciwą kobietę i jej dziecko na rychłą śmierć, to czy takiemu człowiekowi(?) przysługuje moralne prawo do oczekiwania od innych pomocy? [/quote]Myślę, że nie rzecz w tym, czy złodziej ma moralne prawo oczekiwania od Ciebie pomocy, bo to absolutnie jego - złodzieja - sprawa. Pewnie by oczekiwał. Ja bym oczekiwała, choć, niestety, święta nie jestem Nie, nie kradnę Dyskusja trochę zeszła na boczny tor, mam wrażenie, ale rzecz raczej dotyczy powinności, które Ty na siebie nakładasz względem jakiegokolwiek człowieka. Wybrałeś złodzieja, żeby uzasadnić, że nie masz żadnego obowiązku Kłopot w tym, że (użyję Twojej metody argumentacji):1. Nie masz wiedzy, czy ktoś, kto potrzebuje Twojej pomocy jest zły;2. Nie wiesz też, czy nie zrobił nic, aby swoją sytuację polepszyć - może po prostu nie miał szczęścia;3. Nie wiesz, czy gdy mu nie pomożesz, człowiek ten, porażony przykładem Twojej szlachetności, nie zmieni świata na lepsze;4. no i banał - nie ma ludzi idealnych.5. Aaaaaa... oceniając też, czy ktoś zasługuje na naszą pomoc, trochę grzeszymy pychą, ze sobie pozwolę użyć terminologii chrześcijańskiej. Bo pomagać ludziom trzeba, choćby dlatego, że sami tej pomocy chcielibyśmy oczekiwać. Jak nie dla siebie (tu potrzebna by była z kolei pokora ), to dla najbliższych...6. Wreszcie - takie ocenianie rodzi pewien kłopot. Prześwietlenie kandydata na obdarowanego mogłaby nam zając tyle czasu i kosztować tyle pieniędzy, że nic by nie zostało na ofiarę, albo ofiara by już dawno zmieniła swój status
-
niedziela, 27 marca 2011
O Johnie i większości majątku :)
Tak, sprawa Johna powinna zostać zatuszowana. Przede wszystkim dlatego, że zastosowanie zasady jest słuszne, gdy służy ona ludziom. Gdy nie służy - jest zbyt abstrakcyjna. Nie do końca wydaje mi się również właściwe wymaganie od jednostki poświęceń na rzecz ogółu. Mamy jednakże do czynienia z konfliktem tragicznym. Postawa dowódcy wymaga również dużej odwagi, niezależności i świadomości odpowiedzialności za swoją decyzję.Co do majątku - można wiele mówić. Gdy jednak się go nie ma, a tym bardziej jego większości, trudno chcieć się nim dzielić. W tej sytuacji jakiekolwiek uzasadnianie, że się powinno, będzie brzmieć kłamliwie. Przede wszystkim dlatego, że ten obowiązek nakładamy przede wszystkim na innych Kłopot właśnie w tym, że większość z nas wie, że powinniśmy się z innymi dzielić. Ale i większość się po prostu nie dzieli. Albo dzieli tym, co jej (większości) zbywa...
-
poniedziałek, 28 marca 2011
Złodziej czy dezerter....
Czytając powyższy artykuł oraz przyglądając się komentarzom, nasuwa mi się swoista konkluzja: każdy człowiek w świadomy sposób dokonuje wyborów, kieruje swoimi poczynaniami, w bardziej lub mniej świadomy sposób tworzy własną matrycę doświadczeń życiowych. Wszystkie działania mają swoją wartość i cenę którą wcześniej lub później trzeba rozliczyć.Najbardziej surowym sędziom jest nasze własne sumienie. Po za tym jak nie teraz to w innym czasie nastąpi rozliczenie naszego działania. Mając możliwości decyzyjne w każdej sytuacji, moim zdaniem, należy zanalizować wszystkie przyczyny takiego lub innego postępowania czyli kradzieży lub dezercji i in., skutki dla innych, a dopiero wtedy ustalać karę. Nie przekonują mnie zasady kategoryczności kar ale nie godzę się też z bezkarnością. Jeżeli żyjemy w jakimś społeczeństwie, to przystajemy na ogólne zasady współżycia i konsekwencje łamania ich. W przypadku dezercji myślę, iż właściwym zachowaniem dowódcy jest przestrzeganie zasad prawa, John wiedział czym ryzykuje a mimo to dokonał takiego a nie innego wyboru. ( Czy gdyby nikt go nie zauważył to nie byłoby czynu?!) Tak samo złodziej nie kradł dla ratowania życia, znowu też dokonał jakiegoś wyboru znając konsekwencje jakie może ponieść.
-
poniedziałek, 28 marca 2011
Godność
[quote name="Ewa Rutkowska"]Jeżeli żyjemy w jakimś społeczeństwie, to przystajemy na ogólne zasady współżycia i konsekwencje łamania ich. [/quote]Nie zgadzam się. Nie jestem anarchistką, ale ta argumentacja mnie zupełnie nie przekonuje.Zawsze żyjemy w jakiejś społeczności. Nie zawsze godzimy się na ogólne zasady współżycia. Pomiędzy tymi dwoma członami zdania wcale nie musi być łączności.Być może powinniśmy się godzić na te normy, ale gdyby tak było - nie byłoby dylematu (-ów)...Prawdą jest jednak to, że konsekwencje zawsze są. Ciągle też zastanawia mnie, czy wiara w istniejacy gdzieś, kiedyś lepszy, wyższy porządek, to nie ułuda i marzenie...
-
poniedziałek, 28 marca 2011
Godność
[quote name="Ewa Rutkowska"]Tak samo złodziej nie kradł dla ratowania życia, znowu też dokonał jakiegoś wyboru znając konsekwencje jakie może ponieść.[/quote]Zaraz, zaraz... Czy tego złodzieja nam tu Mariusz nie podrzucił? Albo sam się wkradł Na pewno było o Jimie i filozofie, kłamstwie i etyce ezoterycznej
-
niedziela, 10 kwietnia 2011
John nie chce
[quote name="Agata Piekara"]Tak, sprawa Johna powinna zostać zatuszowana.[/quote]Nie jestem zawodowym etykiem, raczej praktykantem. Stąd pewnie mój sprzeciw budzi to, że coś co uważamy za słuszne powinno zostać zatuszowane. To chyba nie jest etyka?Problem z Johnem polega na tym, że jego szef uważa, że ma prawo do decyzji na temat jego życia i śmierci. To dosyć popularne podejście. Często wysyła się żołnierzy, aby walczyli o nasze interesy. Stworzono całą kulturę oddawania życia. John nie chce, więc powinien być ukarany.
-
Najpierw zaloguj się a potem wyślij komentarz
Kategorie bloga
Słowa kluczowe
Aktywne grupy
Etyka ezoteryczna i jej uzasadnienie
Na wstępie chciałbym pogratulować bardzo ciekawego wpisu, a zwłaszcza artykułu w Ratio. Poruszyliście z P.Singerem w bardzo klarowny sposób bardzo interesujący problem. Jak to jednak w filozofii zazwyczaj bywa, przedstawiona argumentacja nie do końca mnie przekonuje.Ponieważ czytałem i powyższy wpis i artykuł, nie wiem w jaki sposób odpowiedzieć, nie chciałbym bowiem odnosić się do treści, których nie znają czytelnicy EP a myślę, że rzetelna polemika wymagałaby sięgnięcia do artykułu, którego wpis powyższy jest jedynie streszczeniem. Z tego względu bardziej obszernie swoje uwagi wyrażę w osobnym artykule na ten temat. Teraz natomiast kilka krótkich spostrzeżeń:Etykę ezoteryczną uzasadniać można dwojako: w oparciu o intuicje moralne (co autorka robi powyżej powołując się na dwa przykłady) lub wyprowadzając ją jako wniosek z zasady użyteczności. Pierwsze podejście, bardziej ambitne gdyż wydaje się bronić etyki ezoterycznej również poza konsekwencjalizmem, ma jednak swoje minusy. Schemat argumentacyjny wydaje się bowiem następujący:1.Etyka ezoteryczna to etyka podwójnych standardów2.Przytoczone przykłady są przykładami podwójnych standardów3.Większość osób zgodzi się na takie podwójne standardy w wymienionych przypadkach4.Zatem: Etyka ezoteryczna jest intuicyjnie uzasadnionaPo pierwsze, wnioskowanie takie jest oczywiście zawodne. Wystarczy podać przykłady podwójnych standardów, które są intuicyjnie niemoralne, aby pojawił się kłopot. Po drugie, i chyba najważniejsze, nie jest jasne z czym czytelnik zgadza się, gdy uważa, że dowódca nie powinien ukarać żołnierza za dezercję lub że jest dozwolone, aby filozof-moralista stosował podwójne standardy nakłaniając do pomocy biednym. Czy aby na pewno zgadza się on na istnienie moralności ezoterycznej? Broniona w artykule w Ratio moralność ezoteryczna jest bowiem o wiele bardziej kontrowersyjna, niż wynikałoby to z powyższego streszczenia. Nie sprowadza się ona bowiem, co mogłoby się wydawać czytelnikowi niezaznajomionemu z artykułem z Ratio, wyłącznie do zgody na:
[*]uzasadnienie moralnej wagi utrzymywania pewnych działań w tajemnicy (większość teorii etycznych uzasadniłaby taki postulat);
[*]na to, iż moralność można wyrazić za sprawą prostych, zawsze nadrzędnych zasad, np. skazuj na karę śmierci każdego dezertera;
[*]istnienie podwójnych sposobów moralizowania (wiele teorii etycznych zgodziłoby się, iż w stosunku do pewnych grup ludzi (np. dorosłych i dzieci, profesorów i „wyborców przed telewizorami”) zasady moralne, procedury rozumowania moralnego czy zalecenia powinny rozpadać się na wymagające i uproszczone).
Czy gdy czytelnicy stwierdzą, że dowódca powinien zlitować się nad dezerterem, nie zakładają, że można to PUBLICZNIE UZASADNIĆ tym, że np. kara jest faktycznie za surowa a okoliczności dezercji wskazują, iż ucieczka z beznadziejnej bitwy była po prostu słuszną minimalizacją strat? Nie będzie to wtedy przykład niemoralnej „dezercji”, lecz uzasadnione wycofanie się z pola walki ze słusznych powodów i każdy dowódca, który sądziłby inaczej, byłby ślepym usztywnionym formalistą przedkładającym na szali ludzkie życie nad przestrzeganie jakiś zbyt ogólny norm. Czy nie jest tak, że gdy czytelnicy stwierdzą, że przytoczony filozof-moralista działa w sposób dozwolony, nie tyle godzą się na etykę ezoteryczną, lecz przyznają, że PUBLICZNIE MOŻNA UZASADNIĆ, iż wobec różnych grup ludzi można stawiać odmienne wymagania? Sędziowie i policjanci powinni rzetelniej przestrzegać prawa niż szeregowi obywatele, profesorowie etyki i ich studenci, z racji posiadania większej wiedzy moralnej, przystać powinni na bardziej wymagające konkluzje niż niewyedukowani „konsumenci tradycyjnych wartości”, a nauczyciele stawiać swoim uczniom inne wymagania niż sobie nawzajem.Podsumowując, chciałbym zauważyć (z czego oczywiście, co widać w artykule w Ratio, autorzy świetnie zdają sobie sprawę), że etyka ezoteryczna nie daje się uzasadnić wyłącznie w oparciu o powyższe przykłady. Główną tezą, a zarazem problemem etyki ezoterycznej, jest bowiem to, iż godzi się ona na istnienie NADRZĘDNYCH zasad moralnych, które mogą stać w sprzeczności ze, słusznymi skądinąd, PUBLICZNIE UZASADNIALNYMI normami moralności. Dostrzec to można czytając oryginalny artykuł z Ratio. W myśl etyki ezoterycznej istnieją więc moralnie słuszne działania, których nigdy nie będziemy mogli publicznie uzasadnić, gdyż staną się one wtedy niesłuszne. Może się więc zdarzyć tak, że mamy obowiązek zrobić A, choć w świetle publicznych norm uczynimy wtedy coś, co jest nieetyczne i za co należy nam się UZASADNIONA kara. Realizując nasz obowiązek, nie będziemy w stanie uzasadnić, że kara za nasze działanie nie powinna być zasądzana. W myśl tej moralności istnieją więc działania, które mamy NADRZĘDNY obowiązek podjąć, choć nie będziemy w stanie publicznie ich obronić.Teoria taka taka wydaje mi się niepoprawna z kilku ważnych względów. W tym miejscu użyję jedynie pewnej analogii. Moralność ezoteryczna wydaje mi się formą etycznego solipsyzmu zaprzeczającego podstawowym celom czy funkcjom etyki, możemy bowiem pozostać sami ze swoimi „moralnymi racjami”, za które publicznie czeka nas UZASADNIONE potępienie i kara. Moralność taka wydaje się więc sprzeczna z podstawową funkcją etyki jaką jest racjonalna koordynacja działań i dostarczenie procedur uzasadniania naszych wyborów INNYM ludziom. Jeśli NADRZĘNE obowiązki mogą być sprzeczne z publicznie uzasadnionymi, nauczanymi, egzekwowanymi i przestrzeganymi, stanowiącymi rdzeń kultury normami, etyka taka przestaje być poważną pretendentką do wypełniania bardzo ważnej roli, którą ma do spełnienia moralność.