Pani Urszula Zarosa, zarówno implicite w tekstach o podmiotowości etycznej zwierząt, jak i explicite w komentarzu („A ja chcę być archaniołem”) do wpisu dr Krzysztofa Saji nt. utylitaryzmu dla superinteligentów, forsuje bez wyraźnego uzasadnienia dwie radykalne i mocno kontrowersyjne opinie: 1) że głupia i utrwalona kulturowo jest zasada, iż najpierw trzeba pomagać ludziom w swoim kraju, i 2) że głupia i utrwalona kulturowo jest zasada, iż najpierw trzeba pomagać ludziom, a nie zwierzętom.
Zajmę się tu krótko owymi dwoma rzekomo głupimi i kulturowymi zasadami. Ich uzasadnieniem są odpowiednio dwie bardziej ogólne zasady prima facie:
A) Ludzie mają większe obowiązki w niesieniu pomocy mieszkającym bliżej niż mieszkającym dalej, i
B) Ludzie mają większy obowiązek udzielania pomocy ludziom niż zwierzętom.
Podkreślam, że są to zasady prima facie, tzn. są to zasady ogólnikowe, ale nie bezwyjątkowe. Muszą one zawierać klauzulę ceteris paribus, ponieważ etyka zawiera masę zasad, które w konkretnych sytuacjach mogą wchodzić ze sobą w konflikt.
Obie zasady są powszechne kulturowo, charakterystyczne dla gatunku ludzkiego. Są więc wyrazem instynktu gatunkowego. Nie są to zasady „kulturowe”, ponieważ z definicji uniwersalia gatunkowe nie są cechami kulturowymi. Poszczególne kultury mogą je jedynie wzmacniać lub osłabiać. Osobne pytanie stanowi kwestia, czy są one „głupie” czy „mądre”. Nie twierdzę a priori, że wszystkie zasady będące wyrazem instynktu są mądre, z tego powodu, że istnieje wiele różnych sensów i różnych punktów widzenia odnośnie tego, co jest „mądre”, a co nie. Bardziej bogaty, mocniejszy, sens słowa „mądry” wykracza poza wąsko pojęty własny interes. W tym wypadku „mądry” zawiera w sobie „moralnie dobry”. Jeśli moralna dobroć jest określona przez skłonność do niesienia pomocy, to przecież nie tylko. Mądrość w bogatszym sensie oznacza m.in. inteligentne bycie dobrym. A to implikuje kierowanie się pewnymi zasadami, a nie chaotyczne pomaganie kiedykolwiek komukolwiek. Zatem dochodzimy do pytania:
Czy w mądrość w znaczeniu etycznym wpisane są zasady A) i B), czy też jakieś inne, konkurencyjne, zasady?
Pani Urszula Zarosa przesądza, że inne, lecz nie podaje uzasadnienia. Moim zdaniem etyka musi respektować obie zasady prima facie. Znajduję kilka racji. Wymienię tylko dwie: a) etyka nie może przeciwstawiać się najbardziej podstawowym komunałom moralnym wspólnym wszystkim kulturom; po prostu, przestałaby wówczas być etyką, stałaby się czymś innym; b) rzeczone zasady są ściśle wpisane w etykę ewolucyjną (którą, jak przypuszczam, Pani Urszula Zarosa ogólnie akceptuje), z którą utylitaryzm powinien być uspójniany, na ile to możliwe.
Odnośnie zasady B). Filogenetycznie ukształtowana skłonność do niesienia pomocy w ramach tzw. altruizmu odwzajemnionego R. Triversa dotyczy relacji między osobnikami jednego gatunku. Odnośnie zasady A). Skłonność ta jest aktywowana, zgodnie z często ukrytą dla świadomości logiką opłacalności altruizmu odwzajemnionego, w pierwszym rzędzie względem ludzi, z którymi mamy potencjalnie powtarzalne kontakty. Prawdopodobieństwo powtórnych kontaktów koreluje odwrotnie z odległością zamieszkiwania obu osobników. Czynnikiem dodatkowo regulującym aktywność naturalnej gotowości niesienia pomocy jest, również zgodnie z często utajoną logiką opłacalności altruizmu odwzajemnionego, także stosunek wielkości ponoszonych przez darczyńcę kosztów do wielkości uzyskanych przez biorcę zysków. Tu mamy jeszcze jedną korelację umacniającą sensowność zasady A): czym większa odległość między zamieszkiwaniem darczyńcy i biorcy, tym ceteris paribus większy koszt udzielenia pomocy.
Oczywiście, powyższy głos stanowi tylko najprostszy szkic uzasadnienia twierdzenia, iż obie postponowane przez Panią Urszulę Zarosę zasady nie są „kulturowe” i „głupie”. Jestem ciekaw, czy można łatwo obalić, i czy w ogóle, choćby to szkicowe uzasadnienie.